Strony

środa, 10 września 2014

Świadectwa Szkaplerzne cz.8

8. Kto w tej szacie umrze, nie zazna ognia piekielnego

  Noc grudniowa przy śnieżnej zawiei .Młody kapłan, śpieszy główną ulicą jednego z fabrycznych przedmieść Wiednia. Po półgodzinnej drodze  staje  przed domem, otoczonym małym ogrodem, strząsa śnieg z płaszcza i obuwia i wchodzi  do pokoju uprzejmym pozdrowieniem na ustach.
W pokoju leży ciężko chory mężczyzna, suchotnik, w sile wieku, dobiegający, według zdania lekarza, do kresu swej ziemskiej pielgrzymki.
"I ja dostrzegam - opowiada dalej ów młody kapłan - że śmierć już rękę złowrogą po zdobycz swą wyciągnęła, czyhając na to strawione gorączką życie ludzkie. Z całą powagą, ale i z miłością zachęcam chorego do przyjęcia ostatnich Sakramentów, lecz w toku rozmowy widzę, że niestety wielka tu na drodze stoi przeszkoda. Nie ta, której wierność przy ołtarzu ślubował, otacza jego łoże boleści, lecz inna niewiasta, której oddał swe serce w pożałowania godnej nieświadomości grzechu. Wszystkie perswazje, prośby, nalegania daremne. Chory nie tylko, że nie  chce się wyrzec grzesznej znajomości, lecz nawet wraz ze swą wspólniczką zaprzysiągł odebrać sobie życie, w razie, gdyby śmierć jedno z nich dotknąć miała.

Ani od tych grzesznych zamiarów odwieść go nie mogłem, ani od zerwania niecnych stosunków, jedno tylko uzyskałem, mianowicie wyjście z domu wspomnianej "przyjaciółki". Odeszła, rzucając na mnie złowrogie spojrzenie. Ale niestety, nie wpłynęło to bynajmniej na zmianę usposobienia chorego. W tej rozpaczliwej chwili wznoszę wzrok mój błagalny ku wiszącemu nad łóżkiem, obrazowi Matki Najświętszej, wyciągam swój własny Szkaplerz i zawieszam go na szyi chorego, on zaś mi go nosić obiecuje.
Wieczorem  klęcząc, odmawiam w domu brewiarz oraz różaniec w intencji nawrócenia tej duszy.
Nazajutrz nie dopuszczono mię doń więcej. Minęło dwa dni i oto zjawia się posłaniec, wysłany przez niego, prosząc bym natychmiast śpieszył dla udzielenia św. Wiatyku. Wchodzę - i widzę przy chorym prawowitą żonę, z którą się był pojednał! ZE skruchą przyjmuje Sakramenty św. Następnie odmawiam przy nim modlitwy za konających i pozostaję, dopóki chory, odziany Szkaplerzem św. cicho i spokojnie duszy swej, we Krwi Baranka obmytej, nie oddał Bogu.
Czegom naleganiem moim nie dokazał, to sprawił brunatny Szkaplerz Matki Najśw. z Góry Karmelu, albo raczej sama Najświętsza Panna przez Swą  cudowną świętą  Sukienkę. Szkaplerz, który choremu wstęp do nieba utorował, towarzyszył mu do groby.
Czyż nie cudownie ziściła się tu znowu obietnica Marii: "Kto w tej szacie umrze, nie zazna ognia piekielnego".
Zdradzę jeszcze jedno, a mianowicie, że przejęty do głębi tym niezwykłym nawróceniem, wystarałem się u Przew. Ojca Prowincjała karmelitów bosych w Wiedniu o pełnomocnictwo do przyjmowania wiernych do Szkaplerza św., gdyż doświadczyłem raz jeszcze , że Szkaplerz "to wypróbowany środek zbawienia, także i dla naszych dzisiejszych czasów."
N.N. kapelan (wiedeński)