Życie człowieka nie zależy od niego samego, ale jest w ręku Boga, Który
kieruje jego losami. Nie miałem ojca, nie miałem matki, ani przyjaciela
– słowem nikogo – ktoby mi podał rękę. Tylko miłosierny Bóg zmiłował
się nade mną.
Będąc dzieckiem, pozostawałem często poza domem, bez dozoru matki,
dopuszczając się ciężkich grzechów. Pozatem, matka moja miała styczność z
bezbożnikami i zabierała mnie często ze sobą do tego domu, gdzie
słyszałem rozmaite bezwstydne słowa. Wspomniane powyższe grzechy już
zabiły moją duszę. Mając około jedenastu lat, zacząłem chodzić na nauki
katechizmowe i jakoś dostałem się do spowiedzi. Przystąpiłem do
spowiedzi św., lecz źle ją odbyłem, po pierwsze, że nie miał mię kto
przygotować należycie, pod drugie, że zabijając swą duszę ciężkiemi
grzechami, nie rozumiałem znaczenia grzechu. Spowiedź i Komunja św. –
świętokradzkie. Po wyjściu z kościoła zemdlałem, zamiast być
wzmocnionym.
Późniejsze spowiedzie również były świętokradzkie. Pewnego razu kapłan
nie dał mi rozgrzeszenia na spowiedzi i polecił przyjść za dwa tygodnie.
Nie usłuchałem tego wezwania i wtenczas naprawdę szatan założył sobie
tron w mej duszy. Ciężkie życie takiego człowieka. Jeżeli matka wychowa
swoje dziecko tak, że w zaraniu młodości pozwoli zabić mu swą duszę
ciężkiemi grzechami, – to lepiej byłoby, gdyby mu uwiązała kamień u szyi
i zatopiła w głębinach wody.
Zły duch stale kusi takiego człowieka, pobudzając go do najrozmaitszych
zbrodni, a wkońcu przedstawia mu je w czarnych barwach, pogrążając go w
straszną rozpacz. Toteż wszelkie zbrodnie samobójstw, popełniane są
przeważnie na tle rozpaczy i przez ludzi którymi zawładnął szatan. Dla
takiego człowieka niema żadnego ratunku, jeżeli swych win nie naprawi,
gdyż już tu na ziemi jest potępiony, a piekło czeka tylko na jego duszę.
Lecz do wydostania się z sideł szatana i nawrócenia do Boga nie starczą
siły człowieka. Może tego dokonać tylko wielkie miłosierdzie i łaska
Boża. Niezależnie od powyższego nawrócenia potrzebny jest krzyż. Pan Bóg
więc zesłał na mnie dotkliwe choroby, między innemi bóle kręgosłupa.
Różni lekarze doszukiwali się we mnie rozmaitych chorób i przepisywali
mi różne lekarstwa, które po zastosowaniu pozostawały bez skutku.
Wydawszy napróżno około dwóch tysięcy złotych, postanowiłem zaprzestać
leczenia. Nie mogłem chodzić, gdyż cierpiałem i na ogólny rozstrój
nerwów. We wspomnianych przeze mnie cierpieniach staje mi obraz całego
życia. Zaczynam pamiętać na obecność Bożą, rozmyślam codziennie mękę
Pana Jezusa, przypominają mi się wszystkie ciężkie moje grzechy, o
których przedtem nigdy nie myślałem, zaczynam chodzić do kościoła,
zbierając resztę sił swoich, zastanawiać się nad mocą i wartością Mszy i
Komunji św., przystępując wkońcu co miesiąc do spowiedzi i Komunji św.
Komunja św. jest najlepszym lekarstwem dla chorych, a godnie przyjęta
działa wprost cuda: uspokaja nerwy, wzmacnia poszczególne członki ciała,
uśmierza bóle. Nerwowych niedomagań prawie nie odczuwam.
W czasie 40-godzinnego nabożeństwa przystąpiłem do spowiedzi i Komunji
św., pragnąc uzyskać odpust Jubileuszowy. Po wyjściu z kościoła uczułem
dziwne jak nigdy gięcie w kolanach; stanąwszy, zacząłem zastanawiać się,
co to może być. Czy może pogorszenie się zdrowia? Może wskutek
niedobrej spowiedzi? Nie. To było co innego. Bóle w kręgosłupie, na
które cierpiałem od siedmiu lat, przeszły mi teraz w nogi. Nie
dowierzałem sam sobie, jednak przecież namacalnie czułem bóle mięśni w
nogach. Obecnie tych przykrych bólów kręgosłupa, na które cierpiałem
tyle lat, nie odczuwam. (Nadmieniam, że ostatnio przez dwa lata nie
czyniłem żadnych zabiegów lekarskich, ani tez nie żądałem pomocy
lekarskiej).
Niejeden z czytelników powie: „może to złudzenie?” – Nie! To nie
złudzenie. Wiem, że łaski tej udzieliła mi Marja Niepokalana, Którą o to
błagałem przez codzienne odmawianie Różańca. Przez odmawianie Różańca
św. nawróciłem się (patrz „Rycerz Niepokalanej” 1934 r. Nr. 10, str.
293), i odzyskałem utracony skarb – Wiarę św. Skarbu tego nie oddałbym
za nic w świecie! Nigdy nie czułem się duchowo tak dobrze, jak obecnie,
toteż z całego serca dziękuję Marji Niepokalanej za dotychczasowa opiekę
nade mną i proszę o dalsze łaski.
Niegodny sługa Marji, J. R.
Różaniec jest najlepszym sposobem modlitwy, bylebyśmy umieli go należycie odmawiać.
Św. Franciszek Salezy
Rycerz Niepokalanej, rok XIV, kwiecień 1935, Nr. (160), str. 107-108.
Za: https://lagloriadelasantisimavirgen.wordpress.com/2015/05/20/marji-to-zawdzieczam-3/#more-483