Za Przyczyną
Maryi
Przykłady opieki Królowej Różańca św.
Panno Czcigodna
Cześć Królowej Różańca św.
Cześć Królowej Różańca św.
W. Z.
Przed ołtarzem
Bogarodzicy, w kościele sykstuskim w Rzymie, klęczała taż sama co niegdyś
biała postać św. Dominika, oblana jasnym światłem księżycowym.
Modlił się...
Duch jego
wszakże, czując się krępowanym w ciele, zerwał ciasne i tamujące swobodę
jego porywów okowy i uleciał na chwilę w przestworza nadziemskie.
Św. Dominik
popadł w zachwyt...
Zobaczył
się w niebie w obliczu samego Chrystusa Pana.
Tron Boży
otaczały niezmierzone hufce Aniołów i Świętych – z różnych narodów, z różnych
krajów, różnych epok i różnych stanów.
Mąż Boży
rozglądał się pilnie wokoło i śledził bacznie, czy nie dostrzeże gdzie
białego habitu swych synów lub córek duchownych, ale na próżno! – nigdzie
ani śladu.
Zmartwiony
więc i zawstydzony, że nikt z jego rodziny zakonnej nie jest godzien oglądać
nieba, stanął samotnie na uboczu i – w zadumaniu głębokim przypatrywał
się orszakowi niebieskiemu.
– A więc
– rzekł sam do siebie – nie ma tu nikogo z moich synów ani żadnej z córek.
Więc to dzieło – ten gmach, którym ja z takim mozołem wybudował, na nic
się nie przyda? – Więc ten posiew, który tak świetne zapowiadał nadzieje
i tak obfite obiecywał plony, poszedł na marne? – Więc daremna moja praca
długich lat – daremne trudy, daremne mozoły, próżne zabiegi?
I cóż mi
z tego, że synowie moi rosną z dniem każdym w liczbę – że rozeszli się
po wszystkich krajach – że zajęli katedry profesorskie po najsłynniejszych
uniwersytetach świata, – że słowo ich rozbrzmiewa po kościołach największych
miast Europy? co mi z tego, chociażby i cały świat nawrócili, jeśli duszy
swej nie zbawią?
Cóż i z tych
modłów, jakie córki moje w zaciszu klasztornym zanoszą do Boga, jeżeli
one nie popłyną jak wonne kadzidło przed tron Najwyższego? Cóż im pomoże,
że poświęciły Bogu swą wolność, swobodę, że oddały Boskiemu Oblubieńcowi
swój pierścień ślubny – jeżeli ich ofiara nieprzyjętą jak
ofiara Kaina zostanie, a dym z niej po ziemi tylko pełzać będzie?
Te myśli
boleścią i żalem napełniły serce świętego Patriarchy, boleść ta zaś i żal
potęgowały się jeszcze widokiem radości i wesela malującego się na obliczach
Świętych; od czasu do czasu spoglądali oni w stronę świętego męża z tajemniczą
miną – i jakby bawili się jego zakłopotaniem, widocznie wiedzieli oni o
jakiejś tajemnicy, która wnet wyjść miała na jaw i sprawić mu miłą niespodziankę.
Również i
Chrystus Pan, siedzący na tronie patrzył z zajęciem na założyciela wielkiego
Zakonu, w końcu jednakże litość Go zdjęła na widok tej twarzy pobladłej,
oczu opuszczonych i przygnębienia, malującego się w całej postawie, żal
Mu się zrobiło tego męża niczym nie strudzonego, męża, który całe życie
był zajęty w winnicy Jego – który wszystek swój czas i wszystkie siły łożył
na uprawę jej, starając się o to, by przyniosła jak najobfitsze owoce.
Przywołał
go tedy do siebie i przemówił ze słodyczą:
– Synu –
i czemuż to stoisz tak na uboczu – smutny i przybity – zamiast weselić
i radować się z tymi Świętymi?
– Ach, Panie
– odrzekł zapytany – jak nie mam być smutnym, kiedy widząc wokoło Ciebie
całe zastępy Świętych, nie spostrzegam w nich ani jednego z mego Zakonu?
Jak może
nie boleć ojciec, który widzi, że jego dzieciom wzbroniony wstęp do ojczyzny
ich, że się tułają gdzieś poza granicami jej – głód i nędzę cierpiąc na
obczyźnie.
Ja, który
kochałem me dzieci miłością najczulszą, którym je otaczał pieczołowitością
matki, którym je strzegł jako źrenicy mego oka – nie znajduję w orszaku
mego Pana żadnego z nich!
A ja zakładając
mój Zakon, myślałem o Panie, że rodzina ma duchowna będzie rodziną Twoją,
że praca ich będzie miłą Tobie, że za swe trudy i mozoły uzyskają z rąk
Twych nagrodę wieczną!
Zebrałem
pokaźną liczbę wojowników, których wyćwiczywszy, posyłałem w bój twardy
– za Wiarę i za wolność Kościoła Twojego na ziemi – posłałem ich jako robotników
do winnicy Twojej, by się koło jej uprawy krzątali! A teraz widzę, że daremny
ich trud, próżne mozoły,
bezużyteczna praca!
– Czy jesteś
tylko tego pewnym? – zapytał z uśmiechem Jezus.
Św. Dominik
spojrzał na swego Mistrza ze zdziwieniem, przez myśl jego przemknęła jakby
iskra nadziei – oko żywiej zapłonęło.
– Pójdź ze
mną – rzecze Jezus – a zaprowadzę cię w miejsce, gdzie są twoi synowie
i twoje córki.
To mówiąc,
ujął go lekko za rękę i poprowadził do świetlanej sali, gdzie wśród blasku
i przepychu – otoczona orszakiem świętych dziewic – siedziała Najświętsza
Maryja Panna na ozdobnym tronie. – Oblicze Jej promieniało niezwykłym blaskiem
dobroci i tkliwości macierzyńskiej, na ustach igrał wesoły uśmiech. Z ramion
Jej spływała niebieska kapa rzęsiście usiana gwiazdami.
Św. Dominik,
rzuciwszy pierwsze wejrzenie, poznał od razu swą Panią – którą już był wielokrotnie
w swym życiu widział.
– Ach, Panie
– zawołał – teraz już wiem, gdzie są moi synowie i córki.
To mówiąc,
rzucił się z rozrzewnieniem na kolana u stóp swej Matki – a wtedy Królowa
Różańca św. rozsunęła poły swego płaszcza i św. Dominikowi przedstawił
się prześliczny widok.
Oto, tuląc
się do boków Maryi, stała pod płaszczem gromadka białych synów i córek św.
Dominika. Robiła ona wrażenie małych piskląt chroniących się pod skrzydła
matki.
– Oto – rzekł
Chrystus Pan do swego sługi – twoi Bracia i Siostry. Przebywają oni tu
zawsze pod płaszczem mej Matki, bo Ona ukochała wasz Zakon, od początku
się nim zajęła i dotąd w wyłącznej ma go pieczy. – A czy wiesz, co jest
przyczyną tego? – Oto, że wy czcicie Ją szczególniejszą modlitwą waszą,
która dla Niej jest nadzwyczaj miłą. Jest nią: Różaniec.
Św. Dominik
nie umiał słów znaleźć na okazanie swej wdzięczności Bogarodzicy za tyle
dowodów łaski i przychylności. Klęczał u stóp Jej, doznając niewymownej
radości po niedawnym bólu – i rad by był tak pozostać jak najdłużej, gdyby
nie głos Chrystusa, który ozwał się łagodnie nad jego głową.
– Dominiku,
synu mój – czas powrócić na ziemię.
W tejże chwili
św. Patriarcha ocknął się – jakby z twardego snu – i ze zdziwieniem spostrzegł,
że się znajduje w kościele św. Sykstusa – przed stopniami ołtarza Najświętszej
Maryi Panny.
...Dzwoniono
właśnie pierwszy raz na Jutrznię...
Dominik udał
się wprost do chóru – a po ukończonej modlitwie zwołał swych Braci do kapitularza
i tu opowiedział im całe zdarzenie, zachęcając do tym gorliwszej służby
Bogu i nabożeństwa ku Bogarodzicy.
Za Przyczyną Maryi.
Przykłady opieki Królowej Różańca św., Przedruk z roczników Róży Duchownej
(1898 – 1925), redagował O. Teodor Jakób Naleśniak św.
Teologii Lektor Zakonu Kaznodziejskiego.
Tom II. (Przykłady na październik). Lwów. Wydawnictwo OO. Dominikanów.
1927, ss. 7-11.