Abp Antoni Julian Nowowiejski |
W
życie i zwyczaje nasze, a nawet w życie i obrzędy kościelne zakradają
się powoli różne zwyczaje protestanckie albo czysto świeckie, odejmujące
im charakter kościelny, a nawet religijny. Na jedno pragniemy zwrócić
uwagę...
...i to na pogrzeby, które zupełnie u nas zeświecczały przez zakradającą się coraz więcej modę składania na trumnach zmarłych osób rozlicznych wieńców z wspaniałymi i kosztownymi wstęgami i napisami. A jeśli ta osoba jakieś wybitniejsze zajmowała stanowisko, ugina się trumna od ciężaru wieńców nadsyłanych od różnych korporacyi, stowarzyszeń itd. Odejmuje to kościelnemu pogrzebowi właściwą mu powagę i grozę, a czyni go zwyczajnym świeckim obchodem, jak tysiące innych wesołych i smutnych. Jest to nadużycie i nie odpowiada wcale duchowi Kościoła.
Rytuał
rzymski zna wieńce przy pogrzebach, lecz tylko w formie koron dla
chrzczonych dzieci, które przed dojściem do rozumu umarły. W tyt. 6 c. 5
czytamy: Cum infans
vel puer baptizatus defunctus fuerit ante usum rationis, induitur juxta
aetatem et imponitur ei corona de floribus seu de herbis aromaticis
oderiferis in signum integritatis carnis et virginitatis. Słowa te
wypowiadają jasno znaczenie wieńca pogrzebowego wedle kościelnego
pojęcia. Do tego stosuje się biała barwa stuły lub kapy, jakiej używa
kapłan odprawiający pogrzeb; odpowiednie są temu psalmy i modlitwy,
odmawiane lub odśpiewywane przy tychże pogrzebach. Woniejący wieniec
kwiatów jest wymownym wyrazem wiary Kościoła św., że Bóg duszę tego
dziecka łaskawie przyjął do nieba i koronę życia wiecznego udzielić
raczył. Lecz jakżeż się to stosuje do ciał tych, którzy już doszli do
rozumu i grzeszyć mogli, a często bardzo grzeszny żywot wiedli? Przy śmierci i pogrzebie dorosłych staje natrętnie przed oczyma duszy chrześcijańskiej widok surowego sądu Bożego (post mortem autem judicium),
a przede wszystkim wspomnienie grzechów popełnionych przez zmarłego i
zasłużone za to kary; ze smutkiem zaś i bojaźnią, wywołaną pamięcią na
sprawiedliwość Bożą, łączy się pocieszająca i podnosząca myśl, że mocą
chrześcijańskich modłów pomoc nieść można i zjednać u miłosierdzia
Bożego umniejszenie lub uwolnienie od zasłużonych kar. Stąd to w
modlitwach towarzyszących składaniu zmarłych dorosłych do grobów
występuje ustawiczna skarga i ubolewanie nad ludzką ułomnością i
grzesznością, i gorące błaganie o zmiłowanie i litość nad zmarłym.
Jakżeż stosują się do tego liczne i kosztowne wieńce, którego zmarłego
jako chwalebnego zwycięzcę i tryumfatora wielbią?
Mówi przysłowie: De mortuis nil nisi bene.
I zaiste nikt, niech będzie kto chce, nie może przywłaszczać sobie
prawa wydawania na zmarłego wyroku potępiającego, gdyż Bóg jest dives in misericordia i
jeszcze w ostatniej chwili może udzielić łaskę nawrócenia. W każdym
razie Kościół modli się za wszystkich, jakiekolwiek stanowisko w życiu
zajmowali, za wszystkich ofiarę Mszy św. sprawuje, w czym się jego
wiara, że zmarłych dusze modlitwy i wstawienia się naszego potrzebują,
albo potrzebować mogą, jasno przebija. Wieńczenie zaś ciał zmarłych, a
mianowicie owe mnóstwo kosztownych wieńców na trumnach usuwa zupełnie,
wyklucza tę myśl i tam tylko może znaleźć poklask, gdzie się w ogóle nic
nie myśli lub gdzie panuje błąd, że wiara sama zbawia, skąd
natychmiastowa kanonizacja zmarłego wypływa i niechrześcijański obyczaj,
który nawet w ogłoszeniach o śmierci kapłanów napotykać można, że
zamiast o modlitwę za zmarłego prosi się o „cichy współudział”. Cała
groza śmierci, jaka się w kościelnych modlitwach, w officium za zmarłych ujawnia, ustępuje w dal, ginie niejako pod wieńcami, jakimi „cichy współudział” trumnę obciąża.
Co
więcej – im głębiej się ktoś nad tym nadużyciem zastanawia, tym
gwałtowniej ciśnie mu się na myśl, że właściwa tendencja tego jest
antychrześcijańską i zmierza ku zmienieniu prawdziwej postaci śmierci,
przynajmniej w oczach nieskłonnego do refleksji ludu, przedstawiania
śmierci, jako ostatniego pożegnania, które bądź co bądź jak
najwspanialej uwielbić należy. Do nauki niedowiarków, że wszystko ze
śmiercią się skończy, stosuje się doskonale ta blaga z wieńcami nad
grobem jako zakończenie blagi życia, której się hołdowało. Już w Księdze
Mądrości (2,1n) to postępowanie bezbożnych drastycznie opisano:
Dixerunt (impii) cogitantes apud se non recte: Exignum
et cum taedio est tempus vitae nostrae et non est refrigerium in fine
hominis et non est qui agnitus sit reversus ab inferis…Venite ergo et
fruamurbonis quae sunt et utamur creatura tanquam in juventute
celeriter. Coronemus nos rosis, antequam marcescant… Ubique relinquamus
signa laetitiae, quoniam haec est pars nostra et haec est sors.
Ponieważ zasady nowoczesnych pogan zgadzają się dosłownie z zasadami
starych, coś dziwnego, że usiłują je tam objawiać, gdzie zimna śmierć w
całej grozie występuje. I tam chcą paradować oznakami radości, gdzie
Chrześcijanin pamięta straszne słowa Pisma św. (Hbr 10,31): Post mortem judicium i horrendum est incidere in manus Dei viventis.
Nie
sądzimy, aby katolicy, którzy hołdują tej ze stanowiska
chrześcijańskiego nierozumnej modzie, mieli hołdować takim zasadom;
jesteśmy przekonani, że gdyby głębiej wnikali w znaczenie takiego
niekatolickiego zwyczaju, potępiliby go razem z nami; w danym jednak
razie idą bezmyślnie za przykładem innych i czynią to, co nie odpowiada
duchowi Kościoła. Błąd ma daleko większy wpływ na nas, aniżeli przypuszczamy. I
dlatego należałoby stawić stanowczą opozycją tak niechrześcijańskiemu
zwyczajowi. W wielu okolicach już walczą duchowni i świeccy przeciw temu
nadużyciu. Ogłoszenie śmierci znanego w świecie literackim księgarza
Herdera zawierało wyraźną prośbę, aby się powstrzymano od czczenia go
wieńcami. Na wieść o śmierci biskupa Monasterskiego członkowie
katolickiego stowarzyszenia czeladzi w Krefeldzie postanowili dać wyraz
swego uwielbienia dla zmarłego biskupa przez wysłanie wspaniałego
wieńca. Za radą jednak swego przewodniczącego zmienili ten zamiar i
pieniądze na ten cel zebrane na daleko pożyteczniejszy obrócili cel, bo
oddali je na Msze św., które przez dłuższy czas za duszę zmarłego
codziennie odprawiane były. I to jest po katolicku. Jeśli zmarły,
którego się czci wieńcami, jest w niebie, cieszyć się nie będzie z tej
blagi płaczących pozostałych, którzy przez wieńczenie ich zwłok i
trumien stają na stanowisku tych, qui spem non habebit;
jeśli są w czyśćcu (a tam dotąd pewnie po większej części zmarli idą),
to z pewnością zamiast wieńców życzą sobie jak najliczniejszych modłów,
jałmużn, Mszy św., a jeśli są w piekle, żadnej ochłody z zapachu tych
kwiatów nie doznają, choćby te wieńce, jak się to często zdarza, znaczne
kosztowały sumy.
Dlatego
precz z wieńcami, a przywrócić się starajmy chrześcijańskim pogrzebom
całe poważne znaczenie chrześcijańskie na chwałę Bogu i zbawienie dusz!
Na podst.: W.
Jaskulski, Protestanckie zwyczaje pomiędzy katolikami, „Przegląd
Kościelny”, rocznik XI.
1889 (wrzesień), s. 638-640.
opr. A. Matyszewski