x.
dr Franciszek Madeja
Język polski czy
łaciński?
Jedynym
dowodem, jakim sekta Hodura stara się usprawiedliwić przywłaszczoną
sobie szumnie nazwę kościoła „polsko-narodowego” jest wprowadzenie
do liturgii kościelnej języka polskiego. Tą nowością pragną
hodurowcy pozyskać sobie sympatię i zwolenników wśród ludu polskiego,
Kościołowi zaś katolickiemu zarzucają, że trzyma się uparcie
przestarzałego, niezrozumiałego języka łacińskiego, jak gdyby do Boga
nie mógł przemawiać każdy swoim ojczystym językiem.
Sprawa
tego lub owego języka w obrzędach kościelnych jest w gruncie rzeczy
sprawą drugorzędną. Kościół katolicki nie obstawał nigdy bezwzględnie
przy używaniu jednego języka w swojej liturgii. Najlepszym tego dowodem
jest fakt, że i dzisiaj istnieje w Kościele katolickim kilka języków
liturgicznych, jak staro-słowiański u Rusinów-unitów, ormiański u
Ormian, w niektórych kościołach wschodnich syryjski, koptyjski itd.
W samych
początkach chrześcijaństwa odprawiano Najśw. Ofiarę i inne wspólne
modły w języku, jakiego używali wierni danej miejscowości, a więc na
Wschodzie przeważnie w języku greckim, na Zachodzie w łacińskim. Język
łaciński stał się wkrótce językiem urzędowym całego Kościoła
zachodniego. W wiekach średnich, owszem dalej jeszcze, bo aż do wieku
XVII-go rozumieli ten język wszyscy ludzie wykształceni całego świata.
Dlatego zatrzymał go i Kościół katolicki, i posługuje się nim przy
swoich czynnościach liturgicznych. A czyni to dla słusznych zupełnie
powodów.
Przede
wszystkim jest jeden język, używany w całym Kościele, widocznym
znakiem i zewnętrznym wyrazem tej jedności i powszechności, jaką
odznaczać się ma prawdziwy Kościół Chrystusowy. P. Jezus bowiem nie
założył jakiś tam osobnych kościołów narodowych czy narodowościowych,
niezależnych od siebie i zwalczających się wzajemnie, ale zbudował
jeden swój Kościół powszechny dla wszystkich ludów, wszystkich narodów
i wszystkich czasów. Do tego swojego Kościoła powołał wszystkich bez
wyjątku, bez względu na przekonania polityczne, stanowisko społeczne i
przynależność narodową. Posłał bowiem swoich apostołów i ich następców
na cały świat, aby nauczali wszystkie narody chować wszystko, cokolwiek
im przekazał. Dlatego modlił się jeszcze przy ostatniej wieczerzy, ażeby
Jego wyznawcy odznaczali się taką jednością, jaka istnieje pomiędzy
trzema Osobami Trójcy Przenajśw., dlatego zapowiedział, iż z Jego
wyznawców powstanie kiedyś jedna owczarnia i jeden pasterz. A właśnie
jednym z zewnętrznych znaków tej jedności pomiędzy wszystkimi
owieczkami Chrystusowymi jest jeden i ten sam język, używany w całym Kościele
rzymskokatolickim. W ten sposób mogą się jednoczyć i rozumieć w Kościele
katolickim wszyscy wierni bez różnicy miejsca i narodowości, gdyż wszędzie
odprawiają się ważniejsze obrzędy liturgiczne i Najśw. Ofiara w ten
sam sposób i w tym samym języku. Tym się tłumaczy, że gdy np. Polak
zajdzie do któregokolwiek kościoła katolickiego, choćby w najbardziej
obcych stronach świata, zobaczy Mszę św. odprawianą w ten sam sposób
i w tym samym języku, jak jej słuchał w swoim miejscu rodzinnym, w
swoim kościółku parafialnym. Tam, gdzie mu może wszystko obce i
nieznane, znajduje przynajmniej w kościele coś swojskiego, co mu
przypomina strony ojczyste, gdy usłyszy przy Mszy św. Gloria, Credo,
Pater noster, czuje, że jest przecież coś, co łączy z obcymi mu
zupełnie ludźmi, a to ta sama religia, ta sama św. wiara. W ten sposób
czuje się każdy katolik na każdym miejscu członkiem jednej wielkiej
rodziny Bożej, jednego Kościoła Chrystusowego, a to poczucie stanowi
dla niego wielką pociechę i podnosi jego upadłego ducha.
Używając
przy najważniejszych czynnościach liturgicznych języka łacińskiego,
unika Kościół katolicki tych rozlicznych trudności, jakieby się wyłoniły,
gdyby się posługiwał językiem ludności miejscowej. Trudności takie
występują jaskrawo tam zwłaszcza, gdzie mieszka razem ludność różnych
narodowości, usposobionych wrogo względem siebie. Spory i zatargi
narodowościowe przenoszą się w takim razie i do samego kościoła, który
przecież powinien być ostoją jedności i łącznikiem pomiędzy dziećmi
tego samego Ojca niebieskiego. Wiadomo dobrze, ile nieporozumień i zatargów
wynika w takich parafiach mieszanych z powodu tzw. nabożeństw
dodatkowych, które się odprawiają w języku ojczystym ludności
miejscowej. Wierni jednej narodowości słuchają z największą nieraz
niechęcią, jak język ich wrogów rozbrzmiewa w kościele, w którym
chwalili przed chwilą Boga w swojej mowie ojczystej. W ten sposób
przenoszą się spory i nieporozumienia narodowościowe w sprawy czysto religijne, a wszystko to
wychodzi tylko na szkodę samej religii. Język zaś łaciński, jako język
obojętny dzisiaj dla każdej narodowości, nie drażni niczyich uczuć
narodowych i w ten sposób chroni Kościół przynajmniej najświętsze
dla każdego katolika tajemnice i czynności od zamieszania, jakieby w nie
wnieść mogły przeciwne przekonania patriotyczne każdego narodu. Tym
sposobem zaznacza również Kościół, że stoi ponad wszystkimi
przeciwieństwami narodowościowymi i spełnia swoje posłannictwo bez
względu na przynależność narodową swoich dziatek.
Prócz
tych powodów natury ogólnej przemawiają za językiem łacińskim jako
liturgicznym i względy praktyczne. Języki nowożytne są językami żywymi,
a więc rozwijają się i zmieniają powoli wprawdzie, ale stale. Zmiana
ta, niewidoczna w przeciągu krótkiego czasu, uwydatnia się wyraźnie po
kilku wiekach i jest tak znaczna, że dzisiaj np. z trudnością tylko i
to niedokładnie moglibyśmy zrozumieć język, jakim się posługiwali
nasi przodkowie w wieku XII lub XIV. Wobec tego trzeba by też ustawicznie
zmieniać tekst słów, używanych przy Mszy św. i innych czynnościach
liturgicznych, albo też z czasem sam język „narodowy” stałby się
dla przyszłych pokoleń prawie tak samo niezrozumiały, jak dzisiaj język
łaciński. Każdy zaś uzna, jak niepożądaną, a nawet niebezpieczną byłaby
ciągła zmiana słów tak świętych i czcigodnych, jak np. te, jakich Kościół
używa przy sprawowaniu Najśw. Ofiary. Przy takich bowiem zmianach i tłumaczeniach
na tysięczne języki i narzecza, mogłyby się łatwo wkraść do świętego
tekstu różne niedokładności i niewłaściwości, powstałyby częste kłótnie
i nieporozumienia, jak przetłumaczyć to lub owo wyrażenie, bo co jednym
wydaje się dobrym i właściwym, to drudzy uważają za niesłuszne i błędne.
Trzymając się więc stale jednego, martwego języka łacińskiego, który
nie podlega żadnym zmianom, unika Kościół tych wszystkich trudności,
a przy tym ta stałość i niezmienność językowa odpowiada przedziwnie
stałości i niezmienności samych zasad wiary św., jakie głosił i głosi
Kościół katolicki.
A zresztą
nie czyni przez to Kościół najmniejszej krzywdy żadnej narodowości,
ani nie lekceważy żadnego języka. Tam bowiem, gdzie chodziło i chodzi
o wytłumaczenie i zrozumienie prawd wiary, nie tylko dopuszcza, ale każe
Kościół posługiwać się tym językiem, jakiego używają wierni danej
miejscowości. Owszem, kiedy np. nasi zaborcy prześladowali język polski
i wprowadzili swój język gwałtem do naszych szkół, Kościół
katolicki nie zgodził się nigdy na wprowadzenie języka obcego do nauki
religii ani do żadnego nabożeństwa w kościele, stając silnie w
obronie języka ojczystego wiernych. Nie ponoszą też wierni żadnego
uszczerbku przez używanie języka łacińskiego przy Mszy św., gdyż
poza tym mają dosyć sposobności do modlitwy w języku ojczystym. Wszak
wiemy, że chociaż Msza św. odprawia się po łacinie, lubo wierny modli
się i śpiewa po polsku, nie mówiąc nuż o innych nabożeństwach, które
odprawiają się całkowicie w języku ojczystym.
Jeżeli
wreszcie chodzi o zrozumienie słów Mszy św., istnieją dokładne tłumaczenia
wszystkich modlitw, jakie odmawia kapłan przy ołtarzu, może więc z
nich korzystać każdy, kto chce brać żywy udział w ofierze Mszy św. A
choćby Msza św. odprawiała się w języku polskim, wierni nie mogliby
brać bezpośrednio w niej udziału, gdyż całą prawie Mszę św.
odprawia kapłan po cichu, a tylko krótkie wyjątki śpiewa głośno.
W ten
sposób i ta nowość, jaką wprowadzili hodurowcy w swoim kościele, nie
ma bynajmniej takiego znaczenia, jakie chcieliby jej nadać oni sami i
dlatego nie zwabi w ich szeregi nikogo rozsądnego. Mogli tym hasłem
przez jakiś czas bałamucić naszych uchodźców w Ameryce, ale tutaj nie
zdołają nim skusić nikogo, gdyż lud polski modli się nawet w rzymskim
Kościele do woli po polsku, a tego, co mu dał i daje Kościół
katolicki, nie dadzą mu nowi przybysze zza oceanu, ani żaden kościół
niezależny.
_______________________________________
"Kościół
katolicki czy „narodowy”? Odpowiedź na główniejsze zarzuty hodurowców",
napisał Ks. dr. Franciszek Madeja. Kraków 1923, s. 51-57.