Marcin Stanisław Gillet OP († 1951)
generał Zakonu Kaznodziejskiego (1929-1946)
generał Zakonu Kaznodziejskiego (1929-1946)
Encyklika do świeckich tercjarzy
Zakonu św. Dominika
Zakonu św. Dominika
Spis treści
Wstęp Wprowadzenie Historia Trzeciego Zakonu Duchowość Trzeciego Zakonu Apostolat Trzeciego Zakonu
W rodzinie
W parafii
W społeczeństwie
W działaniu
Wstęp Wprowadzenie Historia Trzeciego Zakonu Duchowość Trzeciego Zakonu Apostolat Trzeciego Zakonu
W rodzinie
W parafii
W społeczeństwie
W działaniu
Studium
Publikujemy prawie w całości list okólny
Generała Marcina Stanisława Gillet'a OP do tercjarzy dominikańskich z 7
marca 1933 r. (Reg. G. N. P. 10). Tłumaczenia z języka francuskiego
dokonano na podstawie wydania: Ecole Typographique Missionaire Dominicaine de Saint Sixte Le Vieux, Rzym 1938.
W obecnym tłumaczeniu nie umieszczono
ostatnich rozdziałów, poświęconych zwołania Zjazdu Tercjarzy
Dominikańskich i nominacji Promotora generalnego. (...)
Tłumaczenie: Maria K. Kominek. Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki.
Do naszych drogich synów i córek w Chrystusie Panu,
braci i sióstr Trzeciego Zakonu Świeckiego św. Dominika
braci i sióstr Trzeciego Zakonu Świeckiego św. Dominika
Pozdrowienie wam i życzenie wzrostu duchowego w Waszym świętym powołaniu!
To w miastach, pod natchnieniem Ducha Świętego, św. Dominik założył
swoje klasztory. Nie są one tylko szkołami życia monastycznego i
modlitwy, jak opactwa, które powstały wcześniej, lecz są i jasnymi
znakami świętości, które przypominają chrześcijanom, że doskonałość jest
ideałem, do którego należy dążyć. Te klasztory są też twierdzami, z
których żołnierze wiary wyruszają na pokojowy podbój świata. Jest więc
całkiem naturalne, że dzieło św. Dominika, gdy wychodzi w świat,
znajduje miejsce dla swego rozwoju w Trzecim Zakonie, który jest
zaczynem doskonałości, przewidzianej dla dusz Bogu miłych.
Historia Trzeciego Zakonu
Wieki średnie znają wiele różnych grup pokutników, dążących do
realizacji w swoim życiu i do szerzenia wokół siebie ideałów życia
ewangelicznego, zalecanych przez Pismo Święte. Ledwie co Zakon powstał, a
już wielka ilość tych pokutników znajdowała w nim atmosferę rodzinną i
program życia, dobrze zdefiniowany, zabezpieczony przed wszelkimi
indywidualizmami i pod opieką Kościoła. Możemy zobaczyć tych pragnących
doskonałości pokutników, jak przychodzą do Zakonu, tak jak dzieci do
swojej rodziny, by poddać się kierownictwu duchowemu i doktrynalnemu
synów św. Dominika. I tak, w sposób jak najbardziej naturalny, wiele
dusz według swojego wolnego wyboru zaczęło się skupiać wokół naszych
pierwszych klasztorów. Ci bracia i siostry, przychodzący ze świata,
stali się tak liczni, że należało im dać jakąś Regułę, by w sposób oficjalny uplasować ich pod kierownictwem Kościoła i Zakonu. Należało dać im taką Regułę,
która przystosowałaby zasady życia zakonnego do ich sytuacji w świecie i
jednocześnie uświęciłaby w sposób prawny ich więzy z całym Zakonem. I
tak powstała Reguła generała Munio de Zamory, następcy bł. Jana z
Verceli. Niedługo po tym, jak objął urząd, 12 maja 1285 r., Munio
opublikował dokument, którym konsekrował Trzeci Zakon1.
Nikt lepiej niż generał Munio nie określił istoty Trzeciego Zakonu. Nie
jest to jakaś pobożność, lecz Zakon: Będąc, mówi Munio, prawdziwym
synem św. Dominika w Panu, tercjarz jest najpierw, w zależności od
sposobności, gorliwym głosicielem wiary katolickiej. Wstępując do
Trzeciego Zakonu, podkreśla Munio, tercjarz staje się zakonnikiem. To
jest trzeci sposób przynależności do Zakonu, założonego przez św.
Dominika, sposób w pełni autentyczny. Powołany do Trzeciego Zakonu
tercjarz duchowo opuszcza świat. Jako zakonnik, żyjący w świecie,
tercjarz ma Regułę do obserwancji, przełożonych, którym powinien
być posłusznym, powołanie do apostołowania, na które musi odpowiedzieć
wszystkimi swoimi dziełami. Reguła z 1285 roku, która
konsekrowała kanonicznie istotę, istnienie i życie Trzeciego Zakonu,
została zaaprobowana przez Honoriusza IV bullą z 28 stycznia 1286 roku.
Od tego czasu erygowano coraz to nowsze fraternie, które rozwijały się i
kwitły. Zakonnicy o wielkiej świętości, tacy jak bł. Rajmund z Kapui,
poświęcali się dla ich rozwoju i wzrostu duchowego. Fraternia sieneńska,
na przykład, która miała wśród swoich członków św. Katarzynę, patronkę
Trzeciego Zakonu, była miejscem płonącym świętym ogniem życia duchowego.
Nic więc dziwnego, że 18 stycznia 1401 roku Bonifacy IX dał Trzeciemu
Zakonowi nową i uroczystą aprobatę, a 23 kwietnia 1923 roku papież Pius
XI zatwierdził Regułę, bardziej przystosowaną do naszych czasów.
To z tych wzorów i z odwołania się do żywej tradycji, do zdrowej i
surowej pokuty, tercjarze czerpią coraz więcej pewności o wielkości
swego powołania.
Duchowość Trzeciego Zakonu
W świetle tych wszystkich dokumentów odkrywamy wyraźnie, że Trzeci
Zakon jest gałęzią drzewa Zakonu Braci Kaznodziejów, jest jego
nieodłączną częścią, a odżywcze soki, które go karmią, są te same, które
dają życie Zakonowi. Dlatego duchowość Trzeciego Zakonu jest
duchowością apostolską. Jeśli tercjarz nie stara się apostołować w miarę
swoich możliwości i sił, to oznacza, że w ogóle nie zrozumiał swojej
misji. Niewątpliwie często się zdarza, że te możliwości przekraczają to,
co początkowo wydawało się możliwe.
Grubo się myli ten, kto uważa, ze wolno zaliczyć Trzeci Zakon do
zwykłych bractw lub wspólnot, do których wierni się zapisują, by oddać
się pobożnym ćwiczeniom lub dziełom miłosierdzia czy też wstępują dla
otrzymania dóbr duchowych, szczególnie odpustów albo dla udzielania
pomocy w organizowaniu kultu publicznego. Te wszystkie elementy można
znaleźć w Trzecim Zakonie, lecz jest tam o wiele więcej. Wszakże, jeśli
chcemy wyszczególnić, czym różnią się te wspólnoty od Trzeciego Zakonu w
swej istocie, to przychodzi nam z pomocą Kodeks Prawa Kanonicznego,
który wyraźnie umiejscawia Trzeci Zakon w szeregu wspólnot zakonnych2.
Czym więc jest Trzeci Zakon? Jest stanem, w którym świeccy (seculiers), czy to kapłani, czy zwykli świeccy (laiques)
zobowiązują się, zgodnie ze swoim powołaniem, aż do śmierci,
bezwarunkowo wyjść ze świata, by wprowadzać doskonałość w całym swoim
życiu i w każdym swoim dziele "według ducha i pod kierownictwem Zakonu
św. Dominika", tak jak wyjaśnia Pierwszy rozdział Reguły3.
Tercjarze z samej swej istoty są współpracownikami Braci
Kaznodziejów. Z pewnością są oni świadomi tego, bowiem w całym świecie, a
szczególnie tam, gdzie są nasze konwenty i mogą się skupić wokół nich,
oddają się oni nam do dyspozycji i to z tak wielką gorliwością i
wspaniałomyślnością, która bardzo często nas zawstydza i która jest
godna okazania im czułej wdzięczności. Tymczasem nie wolno uważać, że
miłość, którą oni mają dla Zakonu, tak szczera, tak głęboka i tak pełna
poświęcenia, spełnia wszystkie swoje zadania, grupując wokół ojców te
dusze dobrej woli, które przychodzą, by otrzymać od Zakonu życie
duchowe, umocnione i pogłębione. Należy się troszczyć o to, by
doskonałość, którą czerpią ze źródeł dominikańskich, promieniowała na
zewnątrz. Jeśli oni potrzebują uczyć się, ogrzać się przy ogniu
dominikańskim, to też i po to, by mogli dać innym ze swojej pełni, ze
swego życia nadprzyrodzonego, gdy przyjdzie odpowiedni moment i nadarzy
się okazja.
Obecnie, gdy Stolica Święta dała swoim ochrzczonym i bierzmowanym
synom jasne i wyraźne wskazówki, jak mają postępować, by spełnić swoje
obowiązki wobec Świętej Matki Kościoła, gdy wskazała im jako drogę Akcję
Katolicką, organizację wierną Kościołowi i podległą hierarchii,
wymagania wobec tercjarzy wzrosły jeszcze bardziej. Winni oni być
przykładem dla wszystkich, winni spełniać swoje zadania w sposób
doskonały i być "prawdziwymi światłami świata", wzorami, pomocnikami
Boga, jednym słowem - apostołami.
Apostolat Trzeciego Zakonu
W rodzinie
To właśnie rodzina jest pierwszym miejscem apostołowania tercjarzy.
Niezależnie od tego, czy w swej rodzinie ma kierować, czy być
posłusznym, słuchać czy nauczać, tercjarz zawsze powinien być wiernym
swemu powołaniu. Tercjarz powinien pamiętać, że tak jak Mistrz, tak i on
jest nie po to, by mu służono, ale by służył. Gdy rodzina jest w pełni
zjednoczona, tak jak powinna być każda rodzina chrześcijańska, tercjarz
może zdziałać dużo dobrego. Bez narzucania się innym, szanując prawo
wolnej woli każdej duszy, tercjarz może zapoznać rodzinę z duchowością
Zakonu, pomóc dyskretnie każdemu w umocnieniu jego wiary i pobożności na
tych samych filarach, które zostały mu dane przez błogosławieństwo
nadprzyrodzonego powołania do Zakonu. Korzystać powinien z okazji do
rozmów, wspólnych lektur czy zorganizowania spotkania z którymś z ojców
zakonnych. Szczególnie wiele może tercjarz pomóc, gdy następują kryzysy
rodzinne i cierpienia. Ojciec czy matka powinni zawsze korzystać ze
środków, które im daje Zakon. W ten sposób pomogą oni swoim bliskim, by
światło rozświetliło ich dusze zaciemnione przez niepokoje młodości lub
przez propozycje świata. Bowiem dusza, która się zanurza w duchu
dominikańskim, tak wspaniałomyślnym i radosnym, potrafi apostołować
sercem, które nie szuka nic innego, jak tylko rozdawać siebie.
Jednak indywidualizm czyni spustoszenia we wzajemnych stosunkach czy
to między małżonkami, czy między rodzicami i dziećmi. O, gdyby prawa
chrześcijańskie były szanowane i spełniane przez wszystkich,
niewątpliwie wszyscy mieliby jedno serce i jedną duszę! Często też, choć
nie ma nieporozumień, a na zewnątrz rodzina wydaje się zjednoczona,
bywa i tak, że rodzina bardziej jest zjednoczona sprawami materialnymi
niż duchowymi, albo bywa, że jest to jedność na pokaz, a nie prawdziwy
związek. Wielu rodziców skarży się na brak szacunku i zrozumienia ze
strony dzieci, a często też dzieci nie są zrozumiane, wysłuchiwane lub
nie są otoczone tym ciepłem, którego tak bardzo potrzebują i które
powinno wypełniać dom rodzinny.
Niezależnie od tego, czy tercjarz jest ojcem, matką czy dzieckiem,
nie powinien on nigdy zaniedbywać swoich obowiązków rodzinnych,
szczególnie pod pretekstem wykonania czegoś dla Zakonu, wręcz przeciwnie
- niech pamięta, że jednym ze sposobów doskonałego spełniania
obowiązków zakonnych jest służba rodzinie.
Przez wyrzeczenie i samozaparcie się, a siły do tego czerpie z
przynależności do Zakonu, przez pokorne zapomnienie o sobie, tercjarz
nie tylko nie utraci nic ze swego autorytetu, ze swojej godności czy
należnego szacunku, lecz zyska jedność, zgodę i radość.
W parafii
Jeśli miłość braterska chrześcijan nie ma być pustym słowem, jeśli
jest rzeczywistością, a to, że synowie i córki św. Dominika są między
sobą braćmi i siostrami nie jest tylko metaforą, to niewątpliwie po
obowiązku apostołowania we własnej rodzinie dochodzi obowiązek
apostołowania we własnej parafii. Czy fraternia nie zajmuje w Mieście
Bożym tego samego miejsca, które zajmuje rodzina w społeczeństwie
cywilnym?
Nie mówimy o tych tercjarzach, którzy nie chcą niczego poznać poza
Zakonem i którzy słowem lub postawą deklarują, że nie interesują się
wyjściem na zewnątrz. Przez taką postawę oni nie tylko dyskredytują
samych siebie, ale również i Zakon. Zamykając się tylko w swojej
fraterni pokazują, że nic nie zrozumieli z ducha Zakonu i tym samym
przestają być wierni swojej Regule. Lecz ci, którzy nie robią tego błędu - czy oni zawsze rozumieją wszystko, co jest od nich wymagane?
Oni są elitą i oni o tym wiedzieć powinni. Lecz jako elita powinni
być widoczni swoimi czynami. Wiara bowiem bez uczynków jest martwa.
Tercjarz jest "pomocnikiem Boga". Nie będzie spełniał swego powołania,
jeśli nie będzie pomagał swemu księdzu (proboszczowi). Być tercjarzem -
to oznacza być na pierwszym miejscu w służbie chrześcijańskiej. Przez
to, że się jest tercjarzem, obowiązki się nie zmniejszają, przeciwnie zwiększają się. Jest konieczne, by proboszczowie rozpoznali wśród
naszych tercjarzy swoich najlepszych parafian, tych, którzy zawsze
gotowi są ofiarować siebie.
Trzeba przyznać, że w wielkich miastach, tam, gdzie, siłą rzeczy,
nasi tercjarze są liczniejsi, ani wielkość parafii, ani ilość parafian
nie sprzyja temu, by mogli oni rozwijać swój charyzmat. Jeśli księża
parafialni robią wysiłek, by poznać wszystkie swoje owieczki, to nasi
tercjarze nie muszą troskać się o to, jak mają dać się poznać. Tym
bardziej jednak obowiązkiem tercjarza jest przyjść z pomocą swemu
proboszczowi wtedy, gdy nie jest przez niego zauważony. Każdy może
taktownie sam przedstawić się proboszczowi i wykazać zainteresowanie
życiem parafii, uczestniczyć w naradach parafian i spotkaniach, na
których się rozstrzyga o dziełach parafialnych. Ale czy to jest
wystarczające?
Nie, dlatego że nie wystarczy uczestniczyć w spotkaniach, należy jeszcze przyczynić się do tego, by dzieła parafii były żywe4.
Pamiętajmy, że człowiek ze swej natury (katolik też) ma tendencje do
zasypiania, podobnie jak Apostołowie w Ogrodzie Oliwnym. Lecz kiedy
Jezus przeżywa śmiertelne męki, a tak będzie do końca świata, wtedy
nie jest czas na sen.
Tercjarz nie zadowala się jednak tym, że sam czuwa, on budzi innych,
śpiących, i w ten sposób staje się prawdziwym filarem swojej parafii,
swoją aktywnością, odzywając się i uczestnicząc tam, gdzie jest potrzeba
- nie pozwala na to, by dzieła parafialne istniały tylko na papierze.
Każdy znajdzie stosowną chwilę na to, by służyć parafii.
Apostoł radzi tym, którzy nie mają z czego dać jałmużny, pracować
tak, by zarobić tyle, by móc ją dać. W naszych czasach, kiedy - jak
każdy wie - czas stał się pieniądzem, człowiek pieniądze zarabia lub
odkłada po trochu na przyszłość. I nie zawsze stać go na jałmużnę.
Najczęściej jednak wystarczy podjąć się dodatkowych zajęć, a
doświadczenie pokazuje, że nie ci, którzy są najbardziej zajęci, mają
najmniej czasu.
Niech każdy rozezna dzieła, którym należy dać pierwszeństwo. Ale
każdy powinien wiedzieć co najmniej to, że jest jedno takie dzieło,
które pod groźbą grzechu domaga się nagląco odpowiedzi i pomocy.
Tercjarze powinni na pierwszym miejscu mieć to dzieło, które prowadzi do
celu ostatecznego i jest wiodące w ich apostolacie: działanie na rzecz
zbawienia dusz. Chodzi o nauczanie katechizmu dzieci i dorosłych, w
grupach lub pojedynczo, bowiem każda dusza jest sama w sobie jedno
wielkie audytorium, jak powiedział o. Lacordaire. Muszą to być wykłady
każdego rodzaju, nauczanie, poznawanie dokumentów katolickich, a chodzi
o dokumenty ogólne lub na tematy szczególne, ukazujące różnice z
niekatolikami, do których też należy adresować słowo apostolskie i nie
tylko do nich, a i do obojętnych, których należy pouczać. Obowiązek ten
dotyczy nie tylko mężczyzn, ale i kobiet.
Nikomu nie wolno usprawiedliwiać się, że nie zna dobrze prawd wiary
lub że nie potrafi wykładać, do tego służy studium we fraterni, by się
nauczył i wyćwiczył.
Można jeszcze w sposób skromny i bardzo efektywny oddać Kościołowi
wielkie przysługi. Dzieła kościelne potrzebują organizacji i
administracji, potrzebują ludzi, którzy będą je przygotowywać i
zarządzać czy to w parafii własnej, czy to w łączności z innymi
parafiami. Są to prace biurowe, ankiety, prace, które można wykonywać na
miejscu lub w domu, nieraz takie, które można zlecić komuś z
najbliższej rodziny lub własnego otoczenia, wciągając w ten sposób inne
dusze w dzieło miłosierdzia. Pole jest wielkie, jest miejsce dla wielu
pracowników. Jest praca tak samo i dla tych, co przyszli o godzinie
jedenastej, jak i dla tych, co pracują od rana.
W społeczeństwie
Praca na rzecz kościoła w parafii nie wyczerpuje wszystkich
możliwości apostolatu. To cały świat, ten "wiecznie chory", jest tym, co
otwiera się na nasze działanie. On nas potrzebuje, ponieważ jest w
całości zanurzony w złośliwości, jak naucza nas nasz Pan. Należy
pamiętać, że Zbawiciel przyszedł na świat dlatego, że chorzy potrzebują
lekarza.
Jesteśmy posiadaczami prawdy i miłosierdzia, pewni, że posiadamy i
jedno, i drugie, my mamy obowiązek i zadanie, by ich wprowadzać tam,
gdzie one powinni zaistnieć, a to oznacza wszędzie: w życiu publicznym,
społecznym, w ekonomii, w stosunkach międzynarodowych. To właśnie po to,
by lepiej osiągnąć ten cel, Stolica Apostolska zorganizowała Akcję
Katolicką, do uczestnictwa w której, jak zaznacza List Sekretariatu z 30
marca 1931 r., zaproszone są wszystkie instytucje kościelne. Jeśli
społeczeństwo, w którym żyjemy aktualnie, jest zagrożone
samozniszczeniem, to dlatego, że nie jest zbudowane na kamieniu
węgielnym, którym jest Jezus Chrystus. Należy zatem podjąć na nowo
wysiłek, by Chrystus stał się Panem społeczeństwa i przywrócić Jemu
właściwe miejsce nie tylko w działaniu ludzkim, ale i w myśli (rozumie)
człowieka.
W działaniu
Po pierwsze jest oczywistym, że nasi tercjarze powinni zawsze
wspomagać działalność katolicką, jak również odnawiać bezustannie różne
dzieła, przystosowując do zmieniających się warunków, doskonalić je lub
podejmować całkowicie nowe. W ostatnich latach obserwuje się powstanie
różnych grup katolickich, związanych z rozmaitymi zawodami. Są jednak
kraje, w których ten ruch nie zaistniał jeszcze i nie ma tego typu
organizacji. Nie oznacza to jednak, by wejść do tego ruchu na przyczepkę
ani zostać w tyle, wręcz przeciwnie należy zawsze wyprzedzać
przeciwników. Ale należy zrozumieć to dobrze nie przez nieprzyjaźń,
nie przez rywalizację, a poprzez uczciwe i szczere współzawodnictwo.
To współzawodnictwo należy wprowadzać również i na terenie swoich
przeciwników. Są takie instytucje, które poprzez swoją istotę lub w
zależności od okoliczności deklarują się jako obojętne wobec religii,
takie jak towarzystwa naukowe lub artystyczne o zasięgu narodowym lub
międzynarodowym. Nie możemy nic zmienić w ich organizacji lub
nastawieniu. Lecz należy ujawniać ich negatywne stanowiska lub odpierać
ich ataki jawne lub zakamuflowane. Jest to zadanie tak dla sióstr, jak i
dla braci. Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo dać życie i siły
instytucjom, które mogą obrócić się przeciw temu, co jest dla nas
najdroższe. Można jednak łatwo odeprzeć ten zarzut, należy być
prawdziwym i wiernym katolikiem, być prawdziwym tercjarzem do samego
końca.
Studium
Tercjarze nie powinni w żadnym wypadu zaniedbywać studium na rzecz
innej działalności, bo należą do Zakonu intelektualizmu i to niezależnie
od tego, że czasami studium może być trudniejsze niż zwykła posługa.
Św. Tomasz w Sumie Teologicznej podaje wykaz wszystkich cnót, a
i w innych swoich dziełach często o tym mówi, czy to by odpowiedzieć na
konkretne pytanie, czy po to, by ująć problem całościowo, zawsze jednak
on podkreśla te wartości, które są nieprzemijalne i nie zależą od
czasu, sytuacji politycznej czy socjalnej. Na pierwszym miejscu zawsze
stawia on rozum. I choć jesteśmy świadkami nadzwyczajnych odkryć
nowoczesnych nauk, mniej nas zachwyca strona spekulatywna niż
praktyczna, to jednak nic nie unieważnia ani zasady, ani wniosków jego
filozofii, tak samo zmiany lub lepiej powiedzieć: przewroty i wstrząsy
najbardziej w stosunkach politycznych, ekonomicznych,
międzynarodowych i socjalnych nie mogą zachwiać zasad moralnych. Ważne
jest teraz tylko jedno, doprowadzić do tego, by wyjaśnić te zasady tam,
gdzie nie są wprowadzone - lub tam, gdzie wprowadzono zasady błędne.
Nie oskarżamy nikogo, oskarżenia tego typu mogą być tak samo błędne,
jak i daremne. Stwierdzamy tylko, nie bez pewnego smutku, że dużo
katolików, szczerze wierzących i o sercach chrześcijańskich, nie zna
właściwej odpowiedzi na istotne pytania lub rozumuje w taki sposób,
który stwarza wrażenie być katolickim, a w rzeczywistości jest bardzo
daleki od zdrowej doktryny. Z tego tytułu stoi przed nami olbrzymia
praca do wykonania, praca, która wydaje się przewyższać możliwości
człowieka, chyba że jest geniuszem na miarę św. Tomasza. By jednak
doprowadzić ją do końca, należy wprowadzać kontakty pomiędzy filozofami i
teologami z jednej strony - a naukowcami, biznesmenami, jurystami,
dyplomatami, politykami z drugiej. Czy nie ma między naszymi
tercjarzami takich, którzy rozumieją wagę problemu i potrafią podjąć się
takiej współpracy, by w ten sposób wprowadzać pokój Chrystusowy? Jak
bardzo ten pokój jest wpisany w apostolat Zakonu!
Ojciec Lacordaire powiedział kiedyś swoim słuchaczom w paryskiej Notre-Dame, że pragnąłby dać im wypić kielich chwały5
do samego dna. Nie możemy tu, w tak krótkim liście, przybliżyć wam
całego bogactwo chwały Zakonu, a tak chcielibyśmy, by ci wśród was,
którzy znają naszą historię, jak i ci, którzy się jej dopiero uczą i
poznają, zapłonęli świętym pragnieniem, by w naszych czasach pójść drogą
swoich poprzedników. Czasy obecne bowiem są trudniejsze, nieprzyjaciół
jest więcej, a przyszłość ciemniejsza. Dlaczego tak stwierdzamy?
Wszystko na to wskazuje i na pewno wiele cierpień jest jeszcze przed
nami. Ale zwróćmy uwagę, cierpienie było dla św. Dominika źródłem
radości, dla niego był to sposób na pokonanie wrogów Boga.
Każdy człowiek, pisze o. Lacordaire w swoim Żywocie św. Dominika,
staje się "wikariuszem" Chrystusa po to, by pracować i ofiarować siebie
dla zbawienia ludzi. To jest prawdziwe zadanie dla tercjarzy
dominikańskich w obecnych tak trudnych warunkach, niech oni nie
zaniedbując niczego ze swoich pokutnych obowiązków, którym nawołujemy
ich, by pozostali wiernymi, jednak niech angażują się w życie Kościoła
ze zdwojonym wysiłkiem i przez ofiarę z samego siebie oddają się na
służbę Bogu. [...]
Dan w Rzymie, w naszym Domu Generalnym, 7 marca 1933 r.
Marcin Stanisław Gillet OP
generał Zakonu
1 Generał Gillet używa tu określenia
"konsekracja" w sensie nadania Trzeciemu Zakonowi nie tylko istnienia
prawnego, ale i również uświęcenia go jako Zakonu, wspólnoty, która z
definicji służy do uświęcenia swoich członków.
2 Cytowany tu kodeks - to Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku.
3 Chodzi o Regułę generała Theisslinga z 1923 roku.
4 List generała Gillet'a jest pisany w czasach, kiedy bardzo aktywnie i skutecznie w świecie katolickim działała Akcja Katolicka.
5 O. Lacordaire często mówił o konieczności, by każdy zachwycił się i chciał pić z kielicha Chrystusowego.
2 Cytowany tu kodeks - to Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 roku.
3 Chodzi o Regułę generała Theisslinga z 1923 roku.
4 List generała Gillet'a jest pisany w czasach, kiedy bardzo aktywnie i skutecznie w świecie katolickim działała Akcja Katolicka.
5 O. Lacordaire często mówił o konieczności, by każdy zachwycił się i chciał pić z kielicha Chrystusowego.