Strony

piątek, 10 marca 2017

Weissa Apologia chrystianizmu - Bp Michał Nowodworski




WEISSA APOLOGIA CHRYSTIANIZMU
 
Natur und Uebernatur. – Grundzüge einer Kulturgeschichte. – Der Apologie des Christenthums dritter Band. – Durch Fr. Albert Maria Weiss, O. P. (Freiburg, in Br. 1884, str. XIII i 926)

BP MICHAŁ NOWODWORSKI

Znakomite dzieło dominikanina niemieckiego Alberta Weiss'a Apologia chrystianizmu ze stanowiska nauki moralności, którego trzecia część niedawno wyszła pod wyżej wymienionym tytułem, jest wielce na dobie, nie tylko ze względu na dążność swoją, ale także i z tego powodu, że w bliskim pozostaje ono związku z panującym obecnie w filozoficznych poglądach pesymizmem. Podobnie jak Schopenhauer i Hartmann, wychodzi także Weiss ze stanowiska zła, rozpościerającego się w świecie. Kto przeczyta dwa pierwsze tomy tego dzieła, ten zapewne nigdy nie zapomni straszliwego obrazu nowoczesnej kultury "humanistycznej"; skreślonego przez autora "Apologii", owej kultury tak wysławianej, na pozór świetnej, a wewnątrz tak zgniłej i strupieszałej. Weiss, podobnie jak Hartmann, nie obwija myśli swoich w konwencjonalne frazesy, ilekroć chodzi o wykazanie, jak to cały postęp nowoczesny, wszystkie wynalazki i odkrycia, i olbrzymie przedsięwzięcia naukowe i socjalne wzmagają tylko nędzę i nikczemność, coraz dotkliwiej jątrząc i otwierając rany społeczne. Lecz gdy filozof pesymizmu wskazuje jako jedyne wyjście z szalonych orgii i z piekła życia współczesnego – unicestwienie istoty ludzkiej, pogrążenie się w nicość, autor "Apologii" podaje śmiertelnie schorzałej ludzkości jedyne skuteczne, nieomylne lekarstwo, stawiając jej przed oczy prawdę i łaskę chrystianizmu. Wszystkie cierpienia, wszystkie dysonanse, wszystkie troski i walki żywota ziemskiego wyrównywają się, łagodnieją i milkną w jednającym wszystko odkupieniu przez Chrystusa – ubi abundavit delictum, superabundavit gratia (a). "Nie możemy więc, za przykładem pesymistów, powiada Weiss, oddawać się rozpaczy... W chrystianizmie posiadamy religię, która uczy wprawdzie znosić i cierpieć, ale która nie zna, co to jest zwątpienie i rozpacz, religię wyrozumiałości, jak również walki, religię dzielności i łagodności. Obcymi jej są: pośpiech gorączkowy i burzenie namiętne a ślepe, jak również martwota, wszystko poświęcająca dla używania ciszy chwilowej. Religia ta uczy zwyciężać znoszeniem krzywd i cierpień – a opierać się czynieniem dobrze. Poskramia ona szemrzących, łagodzi uporczywych i twardego serca, miękczy potężnych, hartuje słabych, ubogich czyni zadowolonymi z losu swego, podwładnych posłusznymi, bogatych miłosiernymi. Kto według jej ducha żyje, ten umie uszanować węzły łączące chwilę obecną z przeszłością, ten cierpliwie oczekuje lepszej przyszłości, przygotowując takową spełnianiem obowiązków, jakie na każdym członku społeczeństwa ciążą. Religia ta i tylko ona uczy, jak człowiek może z godnością znosić cierpienia żywota ziemskiego, jak ma życie swoje podnosić i uświęcać miłością i spełnianiem w małych rzeczach rzeczy wielkich, jak znój pracy i boleści, i chwile wytchnienia uszlachetniać" (str. 14).

 
Tym uniwersalnym zadaniem cywilizacyjnym chrystianizmu zajmuje się trzecia część dzieła Weiss'a. Autor zamierzył skreślić tu w ogólnych rysach "całą kulturę chrześcijańską" i dlatego przedmiot swój w siedmiu częściach rozpatruje: 1. dzieje powstania chrystianizmu; 2. jego naukę moralności, jego środki łaski, jego karność i organizację; 3. jego kształcenie, wychowanie i kulturę; 4. jego stosunek do potęg świeckich; 5. jego działalność socjalną; 6. związek wewnętrznej, nadprzyrodzonej istoty z życiem społecznym, i na koniec 7. praktykę życia chrześcijańskiego, obowiązującego wszystkich wyznawców nauki Chrystusowej.
 
Dość jest zacytować tytuły działów, aby dać czytelnikowi pojęcie o ogromie sfery, jaką ta trzecia część "Apologii" obejmuje, o mnogości głębokich i najdonioślejszych kwestii, jakie się tu napotyka. Tym się też objaśnia, że autor w tym pierwszym tomie trzeciej części zdołał rozwinąć tylko trzy pierwsze działy, odkładając dalsze do tomu następnego. Lecz trzy te działy zawierają tyle materiału i tyle prawd zasadniczych, że uczony dominikanin niemiecki mógł tu tylko ogólny szkic nakreślić, pomijając szczegółowe takowego wykończenie. Zresztą zamierzył on tylko, jak się sam wyraża, "wskazać zakres chrześcijańskich obyczajów i kultury chrześcijańskiej, abyśmy mogli objąć jednym rzutem oka to wszystko, co do nas należy i co pracy naszej oczekuje". Zaiste w tym właśnie tkwi wartość tych obu tomów III-ej części. Weiss kreśli w nich granice kultury chrześcijańskiej, a przy tym daleko w głąb krajów nieprzyjacielskich przenosi słupy graniczne. Odkrywa przed nami, ile to utraciliśmy z naszego dziedzictwa katolickiego i jak obszerne sfery jeszcze pozostają do zdobycia, aby chrystianizm znowu odzyskał wpływ bezsporny na życie i sposób myślenia zarówno jednostek, jak ogółu.
 
Niektórzy pisarze katoliccy usiłują, na przykład, dowieść, że chrystianizm bardzo mało ma do czynienia ze sztukami pięknymi, że chrystianizm zajmuje się etyką, a nie estetyką. Występując przeciwko tej tezie błędnej, Weiss wypowiada wiele bardzo trafnych myśli w 16 wykładzie "o sztukach pięknych w służbie ludzkości i chrześcijaństwa". Zastanawia się nad źródłem wszelkiej sztuki, nad pięknem i jego definicją, wyjaśnia związek wewnętrzny między pięknem, prawdą i dobrem, i następnie rozwija trojakie zadanie sztuki chrześcijańskiej, aby uwydatnić, o ile pierwiastek nadprzyrodzony uszlachetnia sztukę i doprowadza ją do najwyższej doskonałości. Pouczające jest porównanie architektury greckiej i rzymskiej z architekturą chrześcijańską. "Chrześcijanie, pisze Weiss, są ludem budującym. Chrześcijanin podnosi z upadku, stawia, buduje. Grecy i rzymianie nic nowego nie tworzą, a tylko udoskonalają lub pożytkowują to, co inni wytworzyli. Kultura chrześcijańska nie odrzuca wprawdzie zabytków przeszłości, ale nawet obce pierwiastki przyswajając sobie, tworzy z nich rzecz nową, samodzielną. Chrześcijanin jest dziedzicem całego świata, nie przez wojnę i zabór, ale spadkobierstwem prawowitym. Lecz chrześcijanin nie ogranicza się na tym, co świat mu daje. Pragnie on mieć trwały grunt pod stopami swymi i czyste przestworze niebieskie ponad sobą. Więcej nie żąda od ziemi. Ducha sam wnosi ze sobą. Zaledwie znalazł niezbędną przestrzeń, nieco powietrza swobodnego, wreszcie nieco materiału architektonicznego – a już piętrzą się ku niebiosom łuki i szczyty jedne nad drugimi. Co zaś chrześcijanin tworzy, nie rozpościera się to w martwej, zimnej piękności na ziemi, jak budowle greckie, nie wznosi się ciężkim ogromem w górę jak piramida – lecz wyrasta jako dzieło żywe, potężnie, według jednej myśli, porywając wszystkie serca za sobą. W architekturze chrześcijańskiej bowiem działa duch, wsparty na ziemi, ale czerpiący życie w niebiosach. Duch ten umie się zastosować do wszystkich sfer ziemi i do wszystkich potrzeb ludzkich, do wszystkich epok dziejowych; umie zaspokoić i prostaczka wiejskiego i majestat potentatów tego świata. Tworzy on jednym rzutem; nie odpycha ozdobności, ale jej w miarę używa. Nie ogrom stanowi tu trwałość ani nagromadzenie ozdób – piękność, lecz porządek, celowość i mądrość. W architekturze chrześcijańskiej uderza myślącego człowieka najpierw spokój rozlany we wszystkich częściach dzieła sztuki, po wtóre równowaga i harmonia, po trzecie miara i trzeźwość, na ostatek zamknięta w sobie, wykończona jedność" (str. 889).
 
W podobny sposób rozpatruje autor inne sfery kultury, jak na przykład "kształcenie ducha, kształcenie charakteru i uczucia". Na tym polu duch nowoczesny, duch niewiary, duch cynizmu i brutalnego używania życia prowadzi zaciętą, fanatyczną walkę z chrystianizmem. Co ma wspólnego, powiadają koryfeusze nowoczesnego postępu, religia z rozwijaniem umysłu? kto zdoła modlitwami wychować człowieka? na co się przyda ów cały kram niezrozumiałych formuł religijnych, którymi Kościół nasze obciąża umysły? W tych i tym podobnych frazesach odbija się duch nowoczesnej pedagogii i teraźniejszej szkoły, w której nauka religii, co najwyżej tolerowana bywa jako przedmiot wykładany obok, a często niżej innych przedmiotów szkolnych. Tu autor wskazuje na całą nędzotę nowoczesnego kształcenia szkolnego, które w nagromadzeniu wiadomości i wiadomostek cel pedagogii upatruje. "Szczepią w dzieciach mniemanie, że wszystko zrozumieć powinny... Dobrze też wiedzą nowoczesnych szkół wychowańcy, co Junona i Jowisz ze sobą robili i jakie gazety czytywali przodkowie nasi w periodzie goryla. Lecz kto im mówi o tym, jak należy się urządzić, aby żyć zadowolonym na ziemi i uszczęśliwiać innych, kto im wyjaśnia, że próżność jest rzeczą brzydką, że niemoralność jest grzechem śmiertelnym, że kokieteria jest początkiem niemoralności, że nędza człowieka pochodzi z jego zmysłowości, że nie może doznawać pokoju wewnętrznego, kto nie chce umartwiać swoich namiętności i żadnej ofiary dla Boga uczynić? Czyż to tak trudne do zrozumienia, że sama historia naturalna i astronomia nie wykształci chłopców i dziewcząt na uczciwych ludzi? Czyż studia anatomiczne i mitologia uczynią dziewczęta później skromniejszymi dziewicami i wzorowymi matkami?" (str. 578). Surowe to są słowa, ale nie za surowe. Niepodobna też nie zgodzić się z tym, co autor mówi o nowoczesnej edukacji kobiecej, edukacji dla tego tak wychwalanej, że uczy ona kobietę gimnastyki, pływania, a nawet fechtunku, że napełnia jej głowę mnóstwem wiadomości, które w życiu na nic się nie przydadzą, a tylko próżność i pyszałkostwo podsycają. Przechodził wprawdzie także poganizm, w czasach upadku, podobną do naszej, emancypację kobiet, lecz w początkach usiłował przynajmniej reagować przeciwko tej pladze zabójczej; nasze zaś czasy poczytują taką właśnie edukację kobiecą za prawdziwy i rozumny postęp. I to jest mianowicie najgorszym objawem, że nie poznajemy głębokiego upadku, w jaki coraz bardziej pogrąża się społeczeństwo, że owszem szczycimy się swoją kulturą, swoją mniemaną doskonałością. Dość tu przytoczyć deklamacje nowoczesne o moralności niezależnej. Lecz czyż możemy dojść do poznania naszego stanu rzeczywistego, gdy koryfeusze nowożytnej kultury, głośni poeci i filozofowie ciągle nam o tym prawią, że jesteśmy rodzajem boskim, i że nieskończony postęp mamy przed sobą, gdyż "nasza wola jest wolą Boga, że czego chcemy, tego także dokonać możemy, że dla człowieka nie masz rzeczy niemożliwych".
 
I zamierzywszy w ten sposób wykazać wpływ chrystianizmu na wszystkie sfery kultury, autor mówi naprzód "o chrystianizmie w wierze i w organizacji jako podstawie życia moralnego" (str. 225-519). Zastanawia się tu więc najpierw nad ideą Boga jako wykładnikiem wszelkiej kultury, następnie przechodzi do wiary chrześcijańskiej i pokazuje, że wiara ta jest jedynym trwałym fundamentem życia publicznego i prywatnego. "Wiara jest zwycięstwem pierwiastka wyższego. Ile wiary, tyle ideału, tyle pomyślności. Gdzie nie masz wiary, tam śmierć panuje. Gdzie wątła wiara, tam wątłe życie. Gdzie jest całkowita, mocna, żywa wiara, tam toczy się walka dzielna i błogosławiona, tam odnoszą się wielkie zwycięstwa, tam jest człowiek całkowity, tam jest nieskończona zasługa i życie wieczne" (str. 271). Wyjaśniwszy przy tej sposobności bezrozumność nowoczesnych doktryn o tolerancji, Weiss rozbiera treść moralności chrześcijańskiej i pokazuje, że chrystianizm nie tylko daje wspaniałą naukę moralną, ale że jest ją w stanie w życie wprowadzić.
 
Aby uwidocznić ścisły związek moralności i religii, autor "Apologii" rozwija najpierw istotę religii w ogóle i w szczególności istotę religii chrześcijańskiej. Jest to, zdaniem naszym, najlepsza część z całego tomu. Czasy nasze, powiada Weiss, za swoją bezreligijność wstydzić by się powinny wobec pogan. Pomimo całej potworności poganizmu, tkwiło w nim uczucie religijne, jakkolwiek skażone. Poganie z drobiazgową skrupulatnością spełniali przepisy religijne. Znamieniem zaś kultury nowoczesnej jest obojętność na wszelką religię, niewiara, lekkomyślność religijna; bezreligijność jest jej religią. Weiss szuka źródła tej bezreligijności i znajduje takowe w protestantyzmie, "który do gruntu wypaczył cały sposób myślenia i życia ludzkości". Wykazuje zaś to na nauce Lutra, który moralność zupełnie od religii oddzielił, i na owych karykaturach religii, jakie zrodziły się z protestantyzmu, na purytanizmie, kwakierstwie, na różnych formach racjonalizmu itd. "Powinniśmy uprzytomnić sobie wszystkie te karykatury religijne, wszystkie poczwarne płody uporu i pychy, podające się za jedyną, prawdziwą religijność, jeśli chcemy pojąć, skąd pochodzi ta pogarda religii, ta ostentacyjna bezreligijność, jaka od stu lat ziemię zakaża... Zaiste nie byłoby takiej nienawiści ku religii, gdyby nie było takich jej potwornych karykatur" (str. 356). Ale musiało dojść do tego, gdy usunięta została boska powaga Kościoła, gdy jej miejsce w sprawach religijnych zajęła pycha rozumu człowieczego. Jeśli więc religia w swojej formie prawdziwej ma znowu podźwignąć i uszczęśliwiać ludzkość, to musi odzyskać prawa sobie przynależne, widzialne źródło zbawienia – Kościół katolicki. Jest on bowiem niejako "mostem, który Bóg zbudował z materiałów ziemskich, aby po nim człowiek krokiem pewnym mógł przebyć przepaść, dzielącą naturę od nadnatury; jest on mostem, który przebyć musi każdy, pragnący osiągnąć zbawienie. Podobnie jak tęcza, którą Bóg na znak przymierza z człowiekiem rozpostarł na niebiosach, opiera się także Kościół na ziemi, a sięga w przestworza nadziemskie. Kto jego kierownictwu się powierza, może być pewnym, że drogę do nieba znalazł".
 
Artykuł z czasopisma "Przegląd Katolicki". Rok dwudziesty trzeci. Dnia 15 stycznia 1885 r., Nr 3 (1885), ss. 33-36. (Pisownię i słownictwo nieznacznie uwspółcześniono.)
 
Przypisy:
(a) "Ubi autem abundavit delictum, superabundavit gratia" – "Lecz gdzie obfitowało przestępstwo, łaska więcej obfitowała" (Rzym. 5, 20). – Przyp. red. Ultra montes.

Za: http://ultramontes.pl/weissa_apologia_chrystianizmu.htm