Ferreriusz Wincenty, święty (5 kwietnia), z zakonu św. Dominika, najgłośniejszy i dziwny
czasu swego kaznodzieja. Urodził się r. 1346 (według Bollandystów r. 1357) w
Walencji, w Hiszpanii. W dwunastym już roku życia zaliczony do duchowieństwa,
osiemnaście lat mając, wstąpił do dominikanów. Przez pierwsze trzydzieści lat
zakonnego życia swego, tj. do r. 1394, przebywając kolejno w różnych domach
prowincji hiszpańskiej, najprzód na nowicjacie i studiach, potem jako
kaznodzieja i profesor nauk wyzwolonych, dialektyki i teologii, choć zawsze się
odznaczał wysoką cnotą, nauką i niepospolitymi zdolnościami, nic przecie nie
zapowiadało jeszcze nadzwyczajnego, jakie później otrzymał od Boga, powołania.
Napisał w tym czasie, około r. 1380, dzieło o dialektyce, i traktat o
odszczepieństwie, rozdzierającym naonczas Kościół zachodni, w którym broni
Klemensa VII, jako prawdziwego Papieża (a). Traktat ten był dedykowany Piotrowi, królowi
aragońskiemu. R. 1384 czy 1385 otrzymał stopień doktora teologii, której się z
nadzwyczajnym zapałem oddawał.
Po śmierci Klemensa VII, następca jego kardynał Piotr
de Luna, obrany Papieżem pod imieniem Benedykta XIII (b), powołał
Ferreriusza do dworu swego w Awinionie i obrał go spowiednikiem swoim i
mistrzem świętego pałacu, magister sacri palatii. Na tym urzędzie
pozostał trzy czy cztery lata, aż r. 1396 czy 1398 ciężką złożony chorobą miał
widzenie, w którym ukazali mu się św. Dominik i św. Franciszek, dający mu
polecenie i posłannictwo przepowiadania narodom sądu ostatecznego. Uznał w tym
Wincenty wyraźny rozkaz z nieba, który natychmiast spełnić postanowił, choć
Benedykt XIII, dla zatrzymania go przy sobie i biskupstwo, i kapelusz
kardynalski mu ofiarował, nim w końcu, nie mogąc go zachwiać w postanowieniu,
mianował go misjonarzem apostolskim i nadzwyczajne, ku przepowiadaniu po całym
świecie, prawa i władzę mu nadał. Rzecz pewna, że w owym czasie więcej niż
kiedy bądź i do naprawy Kościoła srodze rozdartego i do podźwignięcia świata
chrześcijańskiego z toni zamieszek, zgorszeń i bezprawi religijnych i
politycznych, owym rozdarciem Kościoła wywołanych, potrzebny był możny w mowie
i w uczynku, i nadzwyczajnymi łaskami jaśniejący poseł od Boga; i takim też, od
pierwszej chwili powołania swego aż do śmierci, okazał się Wincenty Ferreriusz.
Od r. 1396 czy 1398 do r. 1419 niespracowany misjonarz i apostoł przebiegł nie
tylko wszystkie prawie prowincje Hiszpanii, ale i Francję, Włochy, Anglię,
Irlandię i Szkocję. Przepowiadał także w diecezji lozańskiej, pracując nad
nawróceniem gnieżdżących się tam, na pograniczu Niemiec, upornych heretyków i
bałwochwalczych sekciarzy, czcicieli słońca. Gdziekolwiek się ukazał, książęta
i panowie, biskupi, prałaci i duchowieństwo uroczyście go spotykali; sam nawet
Papież Marcin V i królowie francuski i hiszpański wychodzili na spotkanie
jego, gdy przybywał do miast, w których chwilową czy stałą mieli rezydencję. W
tak świetnym orszaku, wśród radosnych okrzyków ludu, wjeżdżał pokorny misjonarz
na lichym oślęciu, poważny, cichy i skromny, i cały w Bogu zatopiony. Każdy
pragnął słyszeć natchnionego kaznodzieję, raz usłyszawszy, nie mógł się od
niego oderwać; stąd w każdej pielgrzymce jego ogromne rzesze szły za nim z
miejsca na miejsce, i często do osiemdziesięciu tysięcy ludu naraz go
otaczało. W tej rzeszy, jakoby na ustach kaznodziei zawieszonej i słowem jego
głęboko wzruszonej, postępowały osobne oddziały pokutników i biczowników (flagellantes),
którzy jednak nic nie mieli wspólnego z heretykami tejże nazwy, bo nie tylko żadnych
sobie nie pozwalali wykroczeń i nowości, przeciwnych nauce i karności
Kościoła, ale owszem pobożnością i pokutą swoją wielkie dawali ludowi
zbudowanie. Mimo to jednak słynny Gerson (zob.), w ogóle niezbyt przychylny
wszelkim nadzwyczajnym surowościom i uczynkom pokutnym, w imieniu Soboru
Konstancjańskiego wezwał świętego, aby te gromady flagellantów od siebie
oddalił.
Z dziwną troskliwością i przezornością obmyślał
Ferreriusz wszelkie potrzeby niezliczonych swych słuchaczów, i onymże zaradzał.
Zawsze na misjach swoich miał z sobą kapłanów do słuchania spowiedzi i
odprawiania Mszy św.; woził z sobą organy i śpiewaków, aby niczego nie
brakowało do uroczystości nabożeństw; trzymał przy sobie w pogotowiu
notariuszów, do spisywania urzędownie aktów zgody między zwaśnionymi, którzy by
się, co prawie zawsze następowało, wskutek kazań jego pojednali; towarzyszyli
mu nadto wybrani przez niego ludzie uczciwi a pewni, których staraniem było,
aby tak wielkiemu zgromadzeniu nie zabrakło żywności i schronienia. Kędykolwiek
się zjawił święty misjonarz, robotnicy porzucali warsztaty swoje i
profesorowie zawieszali szkoły swoje; chorych nawet trudno było w łóżku
utrzymać. Bo też prawdziwie nowego w nim Bóg apostoła wzbudził Kościołowi swemu.
Mówił z siłą nadprzyrodzoną, z porywającym zapałem, z wymową nadziemskiego
namaszczenia, pełną, głęboką, a zarazem jasną i każdemu przystępną; sam nawet
głos jego tak doskonale odpowiadał wewnętrznym myśli i uczuć jego odmianom, że,
wedle woli i usposobienia mówiącego, na przemiany innego nabierał dźwięku, to
potężny jak łoskot gromu i trwogą przerażający, to spokojnie i poważnie
płynący, jak rzeka światła i nauki, to znowu cicho i rzewnie do duszy idący i
najtwardsze serca przenikający. Słuchaczom zdawało się, że anioła słyszą, nie
człowieka. Ledwo usta otworzył, a już łzy płynęły z oczu obecnych, zwłaszcza
gdy mówił o sądzie ostatecznym, o Męce Pańskiej i o potępieniu wiecznym.
Najuporniejsi grzesznicy, skruszeni potęgą mowy jego, drżeli od przerażenia i
głośno wyznawali nieprawości swoje; gniewliwi, od wielu lat żywiący w sercu
nienawiść i zemstę ku bliźniemu, nagle odmienieni, wołali, że chcą zgody i
przebaczenia; grzesznicy nałogowi wszelkiego rodzaju, ludzie złego życia,
bezbożni i bluźniercy, cudzołożnicy, wszetecznicy i wszetecznice, lichwiarze,
mężobójcy, tysiącami się nawracali. W samej tylko Hiszpanii 25000 żydów i 8000
saracenów do wiary prawdziwej pociągnął. Na słowo jego zewsząd wznosiły się
klasztory i kościoły, budowano szpitale i mosty.
Duch świętej i szczerej naprawy przenikał wszystkie
klasy społeczeństwa, bo Wincenty nie miał względu na osobę ludzką, i każdemu
stanowi przedstawiał, jakby we zwierciadle, własne namiętności i zdrożności
jego. Nie zapominał przy tym i o maluczkich, i rad często katechizm im wykładał.
Nie samej jednak, choć porywającej wymowie jego należy przypisywać te
nadzwyczajne i cudowne owoce apostolskiej pracy: głównym źródłem dziwnej
skuteczności kazań jego była najprzód, niezrównana i jawna wszystkiemu światu
świętość kaznodziei, a po wtóre, głośne i wielkie cuda, które przez niego
prawie na każdy dzień się działy, a którymi Bóg wobec wszystkich, na nie
patrzących, wyciskał jakoby na kazaniach jego pieczęć prawdy i wszechmocności
swojej. Oprócz daru czynienia cudów, posiadał Ferreriusz, i w tym podobny do
Apostołów, dar języków: bo chociaż zawsze mówił w ojczystym języku swoim, tj.
w dialekcie prowincji swej Walencji, wszakże do tylu rozmaitych narodów mówiąc,
od wszystkich był rozumiany, jak o tym świadczą, między wielu innymi: Ranzanus,
uczony pisarz życia jego; akta procesu jego kanonizacji; Mikołaj de
Clémangis, i inni współcześni.
Przez cały ciąg apostolskiego zawodu swego, Ferreriusz
stale taki zachowywał porządek dzienny: pięć godzin spał na nędznym i twardym
łożu, resztę nocy poświęcał na modlitwę i czytanie Pisma św.; rano, po
odśpiewaniu officium, dwa lub trzy kazania z rzędu miewał, potem przyjmował
lud, cisnący się do ucałowania ręki jego; przyprowadzano do niego chorych,
którym kładł na czole znak krzyża świętego, mówiąc: Super aegros manus
imponent, et bene habebunt. Jesus Mariae Filius, mundi salus et Dominus, qui te
traxit ad fidem catholicam, te conservet in ea et beatum faciat, et ab hac
infirmitate te liberare dignetur (Na chorych ręce wkładać będą, i dobrze
mieć się będą. Jezus Syn Maryi, świata Zbawiciel i Pan, który cię powołał do
wiary katolickiej, niech cię w niej zachowa i błogosławionym uczyni, i od tej
niemocy niech cię raczy uzdrowić). Potem przyjmował skromny posiłek,
składający się zawsze z jednej tylko potrawy. Do tych zajęć codziennych, przy
wszelkich dolegliwościach i przykrościach takiego życia koczującego, i ciągłych
zmian i nieustannego natłoku tłumów, do niego się cisnących, dodawał jeszcze
różne umartwienia i uczynki pokutne, mianowicie biczowanie. A jednak z tym
wszystkim aż do końca życia zachował pierwszą świeżość i żarliwość ducha, i aż
do końca, przy wszelkich ułomnościach starości i steraniu sił fizycznych, z
takim ogniem i zapałem, i z taką dzielnością i siłą przepowiadał, jak
pierwszego dnia, gdy, duchem Bożym natchniony, zawód swój rozpoczynał.
Nie uszedł jednak i Ferreriusz losu wspólnego
wszystkim ludziom wyższym, tj. krytyki i mniej lub więcej zawistnych sądów
ludzkich. Oprócz onego orszaku flagellantów, który mu, jak wyżej powiedziano,
towarzyszył, zarzucano mu, że w kazaniach swoich dzień sądu ostatecznego, jako
niebawem nastać mający zapowiada. Benedykt XIII powołał go o to przed sąd
swój, ale na oświadczenie Ferreriusza, iż to oznaczenie czasu i chwili sądu
ostatecznego podaje jako opinię ludzką, nie jako artykuł wiary, Benedykt na
tym objaśnieniu poprzestał i dalej o to świętego niepokoić zabronił. Słuszniej
może godziłoby mu się zarzucić jego, w czasie odszczepieństwa, z Papieżami
awiniońskimi trzymanie; ale i w tym nie trudno go usprawiedliwić, zważając na
powszechne w onym czasie i prawie nierozwikłane zamieszanie hierarchii, i
różność zdań co do osoby prawdziwego, z pomiędzy trzech, za takowego podających
się, Papieża. Przy tym często i usilnie nalegał Ferreriusz na Benedykta XIII,
aby wszelkich użył sposobów, chociażby zrzeczenia się papiestwa, aby tylko
odszczepieństwu koniec położyć. Rokował w tym przedmiocie z Zygmuntem,
cesarzem, z królami francuskim i aragońskim; ostatecznie zaś (r. 1415) radził
Ferdynandowi aragońskiemu odłączyć się od Benedykta, w razie gdyby ten nie
chciał abdykować; i w rzeczy samej, gdy Benedykt wzbraniał się złożyć tiarę,
Ferdynand, idąc za radą świętego, 6 stycznia 1416 odstąpił od zwierzchnictwa
jego, a Ferreriusz z tej okoliczności miał mowę, w której ten krok jego
pochwalał. Dodać należy i to, że Ferreriusz nie brał udziału w Soborze Konstancjańskim,
i że posłuszeństwo, jakie okazywał jednemu z Papieży, nie zamknęło mu nigdy
przystępu do drugiego: obaj przyjmowali i uznawali go jako posła Bożego.
Zbytecznym byłoby dodawać, że do męża tak głośnej świętości i sławy ze
wszystkich stron udawali się i kardynałowie, i biskupi, i wszystek świat
chrześcijański, zasięgając rady u niego; Sobór Konstancjański z radością, choć
na próżno, oczekiwał przybycia jego, pragnąc z rad i nauk jego skorzystać.
Marcin V, Papież, skoro wstąpił na Stolicę, zatwierdził go na urzędzie
misjonarza apostolskiego, którego też święty aż do ostatniego dnia życia swego
sprawować nie przestał. Umarł w Vannes, w Bretanii, 5 kwietnia 1419.
Kanonizowany przez Kaliksta III r. 1455. Oprócz dwóch wyżej wspomnianych, kilka
innych jeszcze pism po nim pozostało (c). Mylnie jednak przypisują mu Mowy duchowne,
pod jego imieniem wydane; są to może wspomnienia z kazań jego, przez słuchaczów
jego spisane, ale rzecz pewna, że nie sam je napisał.
Zob. Bolland.; Surius, ad 5 April.; Nic. de Clémangis, Ep. ad
Reginald. de Font.; Echard, De script. ord. praed., t. I, p. 763; Vincent.
Ferrer von Ludv. Heller,
Berlin 1830; Com. de Hohenthal, De Vin. Ferr., Lipsiae 1839.
(Schrödl)
H. K.
–––––––––––
Artykuł z: Encyklopedia
Kościelna podług Teologicznej Encyklopedii Wetzera i Weltego z licznymi jej
dopełnieniami przy współpracownictwie kilkunastu duchownych i świeckich osób
wydana przez X. Michała Nowodworskiego. Tom V. (Emanacja. –
Fürstenberg). Warszawa 1874, ss. 331-335 (hasło: Ferreriusz
Wincenty, święty).
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono; przypisy od red. Ultra montes.)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie Władzy Duchownej:
A P P R O B A T U R.
Vladislaviae,
die 27 Octobris 1874 anno.
Florianus Kosiński,
Administrator Dioecesis Vladislav. seu Calissiensis.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypisy:
(a) Zob. 1) Ks. Adam Wyrzykowski,
Wielka Schizma Zachodnia; 2) F. J. Holzwarth, Historia powszechna.
Ruch husycki. – Sobory Konstancjański i Bazylejski. – Cesarz Zygmunt.
(b) Zob. Bp Karol Józef Hefele, Piotr
de Luna – antypapież Benedykt XIII.
(c) Zob. S.
Vincentius Ferrerius OP, Tractatus de vita spirituali.