Giotto, Pocałunek Judasza |
[…] Judasz oczekiwał właściwie innego obrotu swej zdrady. Chciał
zdobyć sobie nagrodę pieniężną i przypodobać się Faryzeuszom, wydając w
ich ręce Jezusa, ale nie myślał, że Jezus może być osądzony i
ukrzyżowany, i to nie było w jego planach. Sprzykrzyło mu się to
uciążliwe, wędrowne życie, pełne przykrości i prześladowań, więc już od
dłuższego czasu wszedł w stosunki z kilku szpiegującymi Jezusa
Faryzeuszami i Saduceuszami, którzy pochlebstwami wciągnęli go zręcznie
do zdrady. Złym popędom swym dał folgę już w ostatnich miesiącach,
kradnąc, co się dało, z jałmużny przeznaczonej dla ubogich; skąpą jego
naturę obruszyła do reszty hojność Magdaleny przy namaszczeniu Jezusa,
skąpstwo też popchnęło go wreszcie do ostateczności. Zawsze miał Judasz
widoki na doczesne królestwo Jezusa i nadzieję, że dostanie mu się w nim
świetne i zyskowne stanowisko; gdy jednak ani słychu nie było o tym,
umyślił sam zdobyć sobie majątek.
Widział przy tym, jak wzmagały się zewsząd przeciwności i prześladowania, więc rozumiał, że lepiej na wszelki wypadek nawiązać dobre stosunki z potężnymi a znakomitymi nieprzyjaciółmi Jezusa. Jezus jakoś nie myślał zostać obiecanym królem; z drugiej strony arcykapłani i znakomici mężowie przy świątyni cieszyli się w oczach Judasza wielką powagą, więc coraz ściślejsze zawiązywał stosunki z owymi pośrednikami, a ci pochlebiali mu we wszystkim i prawdopodobnie dla uspokojenia go zapewniali, że w każdym razie Jezus nie długo się już utrzyma. Niedawno szukali za nim znowu w Betanii, a tak zdrada dojrzewała z dniem każdym i Judasz coraz głębiej popadał w przepaść zguby grzechowej. W ostatnich dniach nie czuł prawie nóg, tak biegał po arcykapłanach i kapłanach, by skłonić ich do ostatecznego kroku. Ci jednak traktowali go z wielką pogardą, a co do czynu wahali się bardzo.
Mówili, że czas już za krótki przed paschą, że wywoła się tylko przez to przeszkodę i zamieszanie w czasie świąt; Rada jedynie przychylała się nieco ku wnioskowi Judasza. Przyjąwszy świętokradzko Najśw. Sakrament, popadł Judasz do reszty w moc szatana i zaraz też poszedł dokonać tej ohydnej zbrodni. Najpierw wyszukał owych pośredników, którzy dotychczas stale mu schlebiali, a i teraz przyjęli go z obłudną uprzejmością. Powoli zeszli się i inni Faryzeusze, także Kajfasz i Annasz, ale ci ostatni szyderczo i wzgardliwie się z nim obchodzili. Zaczęła się burzliwa, niezdecydowana narada, nie wierzono w dobry wynik sprawy i Judaszowi zdawano się nie ufać.
Widział przy tym, jak wzmagały się zewsząd przeciwności i prześladowania, więc rozumiał, że lepiej na wszelki wypadek nawiązać dobre stosunki z potężnymi a znakomitymi nieprzyjaciółmi Jezusa. Jezus jakoś nie myślał zostać obiecanym królem; z drugiej strony arcykapłani i znakomici mężowie przy świątyni cieszyli się w oczach Judasza wielką powagą, więc coraz ściślejsze zawiązywał stosunki z owymi pośrednikami, a ci pochlebiali mu we wszystkim i prawdopodobnie dla uspokojenia go zapewniali, że w każdym razie Jezus nie długo się już utrzyma. Niedawno szukali za nim znowu w Betanii, a tak zdrada dojrzewała z dniem każdym i Judasz coraz głębiej popadał w przepaść zguby grzechowej. W ostatnich dniach nie czuł prawie nóg, tak biegał po arcykapłanach i kapłanach, by skłonić ich do ostatecznego kroku. Ci jednak traktowali go z wielką pogardą, a co do czynu wahali się bardzo.
Mówili, że czas już za krótki przed paschą, że wywoła się tylko przez to przeszkodę i zamieszanie w czasie świąt; Rada jedynie przychylała się nieco ku wnioskowi Judasza. Przyjąwszy świętokradzko Najśw. Sakrament, popadł Judasz do reszty w moc szatana i zaraz też poszedł dokonać tej ohydnej zbrodni. Najpierw wyszukał owych pośredników, którzy dotychczas stale mu schlebiali, a i teraz przyjęli go z obłudną uprzejmością. Powoli zeszli się i inni Faryzeusze, także Kajfasz i Annasz, ale ci ostatni szyderczo i wzgardliwie się z nim obchodzili. Zaczęła się burzliwa, niezdecydowana narada, nie wierzono w dobry wynik sprawy i Judaszowi zdawano się nie ufać.
Równocześnie miałam widzenie, że i w państwie piekielnym nie było jedności. Szatan pragnął, by Żydzi stali się winnymi tej zbrodni, wydając na śmierć najniewinniejszego z ludzi; pragnął śmierci Jezusa, bo nienawidził Go za nawracanie grzeszników, świętą naukę, uzdrawianie i sprawiedliwość. Z drugiej strony zaś czuł jakąś trwogę wewnętrzną na myśl o niewinnej śmierci Jezusa, który jej nie unikał i nie chciał się ratować; zazdrościł Mu, że niewinnie będzie cierpiał i zaskarbi sobie przez to zasługi. Tak więc kusiciel z jednej strony rozżarzał złość i nienawiść nieprzyjaciół Jezusa, zebranych w koło zdrajcy, z drugiej strony podsuwał niektórym z nich myśli, że Judasz — to nikczemny łotr, że przed świętami nie da się załatwić sprawa osądzenia Jezusa i nie będzie można ściągnąć potrzebną ilość świadków przeciw Jezusowi.
Tak tedy zwalczali Faryzeusze nawzajem swe
zdania i nie mogli powziąć postanowienia. Zapytywali także Judasza, czy
można będzie pojmać Jezusa, czy nie ma On koło Siebie jakiej zbrojnej
gwardii. Nikczemny zdrajca odpowiedział im na to: „Broń Boże! Ma tylko
jedenastu uczniów, bojaźliwych co się zowie, a i Sam upadł zupełnie na
duchu. Teraz musicie pojmać Jezusa, albo nigdy; innym razem nie będę Go
mógł wam wydać, bo już nie chcę Mu się pokazywać na oczy.
I
tak już ostatnimi dniami, a szczególnie dziś i Jezus sam, i inni uczniowie
półsłówkami przytyki i docinki mi różne czynili, dając do poznania, że
odgadują moje zamiary; gdybym więc teraz znowu do nich powrócił,
niechybnie by mnie zamordowali. Zresztą jeśli teraz nie pojmiecie
Jezusa, to wymknie się wam, powróci później z liczną rzeszą stronników i
każe się obwołać królem”. Takimi argumentami Judasz ich wreszcie
przekonał; zgodzono się na jego wniosek, by pojmać Jezusa stosownie do
jego wskazówek, poczym mu zaraz wypłacono trzydzieści srebrników, jako
nagrodę za zdradę. Było to trzydzieści sztuk srebrnej blachy w formie
języczków, pospajanych kółeczkami na łańcuszku w jeden pęk. Na blaszkach
wybite były jakieś znaki.
Teraz już, czując tę ciągłą
nieufność i pogardę Faryzeuszów, dał się Judasz unieść pysze i
chełpliwości, by się pokazać przed nimi jako mąż sprawiedliwy i
bezinteresowny, i ofiarował się oddać otrzymane pieniądze na świątynię.
Odrzucono jednak tę ofiarę, która, jako zapłata krwi, nie mogła być
przyjęta. Judasz, choć może poniekąd zadowolony z tego, poznał tym
bardziej głęboką pogardę, jaką żywiono ku niemu, więc złość wielka
chwyciła go za serce; nie tego się spodziewał. Owoce zdrady, jeszcze
nawet nie spełnionej, już napawały go goryczą; ale zanadto już zaplątał
się z Faryzeuszami i był w ich rękach, więc wycofać się było za późno.
Zresztą zwracano na niego baczną uwagę i nie spuszczano go z oka, dopóki
nie ułożył całego planu pojmania Jezusa.
Trzej Faryzeusze
zaprowadzili następnie zdrajcę na dół do sali, zajmowanej przez
żołnierzy, zostających na żołdzie przy świątyni; należeli do nich nie
tylko Żydzi, ale i przedstawiciele innych narodowości. Gdy już wszystko
umówiono i zebrano potrzebną ilość żołnierzy, pobiegł Judasz w
towarzystwie jednego sługi Faryzeuszów, najpierw do wieczernika, by dać
im znać, czy Jezus tam jest jeszcze, bo tu łatwo mogliby Go pojmać,
obsadziwszy bramy. Miał im o tym dać znać przez posłańca. […]
Judasz, powróciwszy, oznajmił Faryzeuszom, że Jezusa nie ma już w
wieczerniku, lecz musi być zapewne w Swej zwykłej modlitewni na Górze
Oliwnej. Nalegał teraz na to, by dodano mu niewielką tylko garstkę
żołnierzy, by nie zwracać uwagi uczniów, czuwających wszędy, i nie
wzbudzić jakiego rozruchu. Za to trzystu żołnierzami miano obsadzić
bramy i ulice dzielnicy Ofel, leżącej na południe od świątyni i doliny
Milo aż do domu Annasza na Syjonie, by powracającemu z Jezusem orszakowi
można w razie potrzeby zdążyć na pomoc; wiedziano bowiem, że mieszkańcy
Ofel są gorliwymi stronnikami Jezusa.
Dawał także nikczemny
zdrajca rady, jak trzeba się zabezpieczyć, by Jezus się nie wymknął, jak
już nieraz na wzgórzach nagle znikał Swemu otoczeniu i stawał się
niewidzialny przy pomocy sztuk tajemnych. […]
Judasz umówił się
z żołnierzami, że wejdzie przed nimi do ogrodu, ucałuje i pozdrowi
Jezusa, jak gdyby był wciąż jeszcze Jego uczniem i przyjacielem i teraz
wracał po załatwieniu interesów; wtedy dopiero mieli żołnierze otoczyć i
pojmać Jezusa. Judasz sam miał się przy tym zachować tak, jak gdyby
pojawienie się żołnierzy nastąpiło przypadkowo tylko, tuż po jego
przybyciu; miał niby to uciec wraz z innymi uczniami, jakoby nic nie był
winien. Przychodziło też Judaszowi na myśl, że być może powstanie jakiś
rozruch, Apostołowie będą się bronić i Jezus wymknie się, jak to już
nieraz było. Byłby może i zadowolony z tego, nie, jakoby żałował swego
czynu, lub litował się nad Jezusem, bo szatan już owładnął nim zupełnie,
lecz złościła go pogarda i nieufność, jaką mu okazywali nieprzyjaciele
Jezusa.
Judasz żądał także, by żołnierze, idący z nim, nie
nieśli żadnych więzów ani powrozów i w ogóle by nie dodawano mu żadnych
podłych siepaczy. Pozornie zgodzono się na to, a w rzeczywistości
postąpiono z nim tak, jak zwykle obchodzi się z nikczemnym zdrajcą,
któremu się nie ufa i którego się odrzuca po wyzyskaniu jego zdrady.
Dali więc Faryzeusze żołnierzom szczegółowe polecenie, by dawali pilne
baczenie na Judasza i nie spuszczali go z oka, dopóki Jezusa nie pojmą,
gdyż jak mówili, należy się obawiać tego, że łotr ten umknie z otrzymaną
zapłatą, a tak tej nocy wcale by nie schwytali Jezusa, lub też pojmali
kogo innego zamiast Niego, a wtedy z całego tego przedsięwzięcia
wynikłoby tylko zamieszanie, a może i rozruch w czasie świąt. […]
Gdy
Judasz już wyruszył w drogę z dwudziestu żołnierzami, pchnięto za nimi w
pewnym oddaleniu czterech nikczemnych siepaczy, pospolitych oprawców z
pętami i powrozami, kilka zaś kroków za nimi szło owych sześciu
urzędników, z którymi Judasz nawiązał był zdradzieckie stosunki. Byli to
jeden znamienity kapłan i zausznik Annasza, drugi Kajfasza, dalej dwóch
faryzejskich i dwóch saducejskich urzędników, którzy to ostatni
należeli zarazem do Herodian. Byli to wszyscy szpiedzy, ludzie podstępni
i podli pochlebcy Annasza i Kajfasza, a przy tym tajemni, najzaciętsi
nieprzyjaciele Zbawiciela.
Wysłani żołnierze obchodzili się
bardzo grzecznie z Judaszem, aż doszli do drogi, oddzielającej ogród
Getsemański od Oliwnego. Tu jednak zmienili swoje zachowanie się, nie
chcieli puścić samego naprzód, a gdy upierał się przy tym, rozpoczęli z
nim brutalnie kłótnię. […]
Właśnie, gdy Jezus wyszedł z trzema
Apostołami na drogę między ogrodem Getsemańskim a Oliwnym, pojawili się z
drugiej strony na 20 mniej więcej kroków żołnierze z Judaszem, którzy z
początku może nawet nie zobaczyli Pana, tak zajęci byli kłótnią. Judasz
mianowicie chciał sam bez żołnierzy przystąpić do Jezusa, niby jako
przyjaciel, a oni mieli później jakby zupełnie przypadkowo, wyskoczyć i
pojmać tego, którego on pocałuje. Lecz żołnierze, przytrzymawszy go,
zawołali: Poczekaj, bratku! nie puścimy cię od nas, dopóki nie dostaniemy w ręce Galilejczyka!
Wtem spostrzegli ośmiu Apostołów, którzy, zwabieni hałasem, nadeszli z
ogrodu Getsemańskiego, więc zawołali na czterech idących z tyłu
siepaczy, by wzmocnić swe siły. Judasz, teraz dopiero spostrzegłszy
tychże, chciał ich odprawić z powrotem i znowu rozpoczął o to kłótnię.
Tymczasem trzej Apostołowie rozpoznali przy świetle pochodni, co to za
jedni, ta banda zbrojna, więc Piotr, zapytawszy jak zawsze, zawołał: „Panie, owych ośmiu z Getsemane są tam na przedzie, zatem dalej, uderzymy
na tych oprawców!”. Jezus jednak kazał mu spokojnie się zachować i
cofnął się z nimi parę kroków za drogę na murawę. Judasz, widząc, jak mu
pomieszano szyki, złościł się ogromnie i sarkał. Na to wyszło z ogrodu
czterech uczniów i przystąpili, pytając, co ma znaczyć ta kłótnia i
zgiełk. Judasz więc zwrócił się zaraz do nich, zaczął ich zagadywać i
chciał bardzo jakoś się wykręcić z tej całej sprawy, ale straż go nie
puszczała. Czterej ci uczniowie byli to Jakub Młodszy, Filip, Tomasz i
Natanael. Ten ostatni, dalej jeden z synów Symeona i wielu innych
uczniów, przybyli tu, częścią jako posłowie od przyjaciół Jezusa do
ośmiu Apostołów w ogrodzie Getsemańskim, częścią sprowadziła ich trwoga i
ciekawość. Oprócz tych czterech krążyli i inni w dali z oczekiwaniem,
każdej chwili gotowi do ucieczki.
Jezus tymczasem zbliżył się na kilka kroków do żołnierzy i zapytał głośno i poważnie: - Kogo szukacie? - Jezusa z Nazaretu - zawołali przywódcy. A Jezus rzekł: - Jam jest!
Zaledwie wyrzekł te słowa, a żołdacy, jakby kurczem gwałtownym
ogarnięci, rzucili się w tył i upadli na ziemię. Judasza, stojącego w
pobliżu, zmieszało to jeszcze bardziej. Objawił chęć zbliżenia się do
Jezusa, lecz Pan podniósł rękę i rzekł: - Przyjacielu, po co przyszedłeś? Na co Judasz, zmieszany, zaczął mówić coś o załatwionym interesie, lecz Jezus przerwał mu i, zdaje mi się, rzekł: - O, lepiej byłoby dla ciebie nie narodzić się wcale.
Nie przypominam sobie na pewno tych słów. Podczas tego podnieśli się
żołdacy z ziemi i oczekując umówionego znaku zdrajcy, pocałunku,
zbliżyli się do Jezusa i Apostołów, a Piotr i inni obstąpili Judasza,
powstając na niego i nazywając go złodziejem i zdrajcą. Chciał się
Judasz łgarstwem wywinąć, ale nie udało mu się to; sami bowiem
żołnierze, biorąc go w obronę przed Apostołami, dali tym samym
świadectwo przeciw niemu.
Na powtórne pytanie Jezusa, kogo szukają, odpowiedzieli żołdacy znowu: - Jezusa z Nazaretu! A Jezus rzekł: - Jam jest! Powiedziałem wam już to, więc jeśli Mnie szukacie, zostawcie innych w spokoju.
Na Jego słowo: „Jam jest” upadli powtórnie żołdacy na ziemię,
powykręcani, jak cierpiący na padaczkę, a tymczasem Apostołowie otoczyli
znowu Judasza, rozgoryczeni przeciw niemu do najwyższego stopnia. Jezus
zaś rzekł do leżących żołnierzy: - Wstańcie! I wstali zaraz,
strachem przejęci; lecz gdy Judasz nadal kłócił się z Apostołami, a ci i
na straż poczęli naciskać, zwrócili się żołnierze przeciw Apostołom, a
oswobodziwszy w ten sposób Judasza, groźnie zażądali od niego, by dał im
umówiony znak; mieli bowiem surowy nakaz tego tylko pojmać, kogo on
pocałuje. Judasz więc rad, nie rad przystąpił do Jezusa, uścisnął Go i
pocałował, mówiąc:
- Bądź pozdrowiony, Mistrzu! A Jezus odrzekł mu: - Judaszu, pocałowaniem zdradzasz Syna człowieczego!
W tej chwili jednak otoczyli Go w koło żołnierze, a siepacze Go
pochwycili. Judasz chciał uciekać, lecz Apostołowie przytrzymali go, a
nacierając na żołnierzy, zawołali: - Panie, czy mamy wziąć się do mieczów? Piotr
zaś w zapalczywości, nie czekając odpowiedzi, ciął mieczem Malchusa,
pachołka arcykapłana, który chciał ich odpędzić i odciął mu kawałek
ucha. Zraniony Malchus upadł na ziemię, więc zamieszanie stało się
jeszcze większe.
[…]
Judasz błądził długo po
skalistej dolinie Hinnom na południe od Jerozolimy, pełnej śmieci,
odpadków i nieczystości. Szatan opanowawszy go, nie dał mu spoczynku, a
rozpacz rozsiadła się w jego sercu. Gnany niepokojem, podszedł w pobliże
domu Kajfasza, właśnie gdy Jezus był w więzieniu. Lękliwie skradał się
koło zabudowania, mając przy sobie u pasa pęk związanych srebrników,
zapłatę swej zdrady. W budynku sądowym panowała cisza, widać było tylko
pilnujące straże. Zbliżył się Judasz i nie poznany przez nich, zapytał
jednego żołnierza, co też zamierzają zrobić z Galilejczykiem.
Odpowiedziano mu, że już skazany na śmierć i że dziś będzie ukrzyżowany.
Podszedłszy dalej, usłyszał znów żołnierzy rozmawiających między sobą,
jak okrutnie obchodzono się z Jezusem i jak cierpliwie On to wszystko
znosił.
Z rozmowy dowiedział się dalej Judasz, że z brzaskiem
dnia stawią znowu Jezusa przed Wielką Radę, by uroczyście i prawomocnie
wydać nań wyrok. Chciwie, a zarazem z udręczeniem zbierał Judasz te
wiadomości, lecz tymczasem zaczęło świtać, a w domu i koło domu ruch
zrobił się większy, Judasz przeto cofnął się na tył domu, by nie być
widzianym; podobnie jak Kain uciekał przed ludźmi, a zwątpienie
opanowywało go coraz więcej. Lecz oto, co napotkał! Natrafił właśnie na
miejsce, gdzie obrabiano krzyż; pojedyncze kawałki leżały w porządku
koło siebie, a robotnicy spali otuleni w koce; nad Górą Oliwną tymczasem
niebo zaczęło blask rzucać, a światło zdawało się niby wzdrygać, by paść na
narzędzie naszego odkupienia. Przerażenie ogarnęło Judasza na widok tego
krzyża, na którym miał zawisnąć Mistrz przezeń zaprzedany. Uciekł czym
prędzej, ale niezbyt daleko, bo chciał tu w ukryciu oczekiwać wyniku
rannego sądu.
[…] Judasz w pobliżu się ukrywał, więc słyszał
gwar, jaki powstał przy wyprowadzaniu Jezusa; do uszu jego dochodziły
urywki rozmowy tych, którzy, opóźniwszy się, doganiali pochód. Słyszał,
jak mówili: - Teraz prowadzą Go do Piłata; Wielka Rada skazała Galilejczyka na śmierć, musi pójść na krzyż. Przy życiu przecie
nie zostanie; obeszli się z Nim już i tak dobrze. Cierpliwy jest nad
miarę; nic nie mówił, tylko powiedział, że jest Mesjaszem i że będzie
siedział po prawicy Boga; więcej nie chciał się nic tłumaczyć i dlatego
musi iść na krzyż. Gdyby był tego nie powiedział, nie mogliby Mu
udowodnić, że zasłużył na karę śmierci, a tak już przepadło. Ten łotr,
który Go zaprzedał, był Jego uczniem i na krótki czas przedtem pożywał z
Nim baranka wielkanocnego. Nie chciałbym maczać ręki w tej sprawie.
Bądź co bądź jaki jest Galilejczyk, ale żadnego przyjaciela nie wydał na
śmierć za pieniądze. Zaprawdę, ten niecnota zasługuje także na
szubienicę.
Słyszał to wszystko Judasz, widział, że już
Jezus zgubiony jest bez ratunku, więc duszę jego owładnęła czarna
trwoga, spóźniona skrucha i rozpacz. Dręczony przez szatana, puścił się
cwałem. Trzos srebrników, uwieszony u pasa pod płaszczem, był mu bodźcem
piekielnym i ościeniem. Ujął go w rękę, by uderzając mu o bok, nie
sprawiał zbytniego chrzęstu i biegł na oślep przed siebie; ale nie
pobiegł za Jezusem, by rzucić Mu się do nóg, by błagać Go o litość i
przebaczenie i umrzeć z Nim razem; nie poszedł wyznać ze skruchą swą
winę przed Bogiem, lecz chciał przed ludźmi zrzucić z siebie winę i
pozbyć się zapłaty za zdradę. Pobiegł więc jak szalony do świątyni,
gdzie po osądzeniu Jezusa zebrało się wielu starszych członków Rady,
którzy byli przełożonymi nad kapłanami, pełniącymi służbę.
Gdy
Judasz, zmieniony na twarzy, zrozpaczony, stanął przed nimi, spojrzeli
najpierw ze zdziwieniem po sobie, a potem z szyderczym uśmiechem utkwili
w Judasza dumne spojrzenia. On zaś wyrwał zza pasa trzos srebrników,
wyciągnął je ku nim i rzekł, gwałtownie wzruszony: - Odbierzcie te
pieniądze, którymi skusiliście mnie do wydania Sprawiedliwego!
Odbierzcie te pieniądze, a puśćcie Jezusa. Rozwiązuję nasza umowę;
zgrzeszyłem ciężko, zdradziwszy krew niewinną. Lecz kapłani teraz
dopiero dali mu odczuć całą swa pogardę dla niego. Wyciągnęli ręce, niby
odpychając podawane srebrniki, jak gdyby nie chcieli się zanieczyszczać
przez dotknięcie nagrody za zdradę, i rzekli: - Co nas to obchodzi,
że ty zgrzeszyłeś? Jeśli mniemasz, żeś sprzedał niewinną krew, to już
twoja rzecz. My wiemy, cośmy kupili od ciebie i znaleźliśmy Go winnym
śmierci. Pieniądze sobie schowaj, nie chcemy się ich nawet dotykać!
Tak mówili prędko i z roztargnieniem, jak ludzie, którzy, zajęci
interesami, chcą okazać natrętnemu, że radziby się go pozbyć; wreszcie z
pogardą odwrócili się od niego. Jego zaś złość porwała i rozpacz,
przyprawiająca go prawie o utratę zmysłów; włosy zjeżyły mu się na
głowie. Rozerwał obiema rękami łańcuszek, na którym nanizane były
srebrniki, rzucił im je pod nogi, że aż rozsypały się po całej świątyni i
wybiegł jak szalony za miasto.
I znowu błądził na oślep po
dolinie Hinnom, a szatan w strasznej postaci trzymał się wciąż jego boku
i szeptał mu do ucha wszystkie przekleństwa Proroków, wypowiedziane o
tej dolinie, na której Żydzi niegdyś ofiarowali bałwanom własne dzieci;
chciał go w ten sposób przywieść do ostatecznej rozpaczy. Zdawało się
Judaszowi, że prorok palcem wskazuje na niego, mówiąc te słowa: Wyjdą i będą oglądać zwłoki tych, którzy zgrzeszyli przeciw Mnie, a robak ich nie umrze, a ogień ich nie wygaśnie. To znowu brzmiało mu w uszach: Kainie,
gdzie jest Abel, brat twój? Co uczyniłeś? Krew jego woła o pomstę do
Mnie. Przeklęty będziesz na ziemi, błąkać się będziesz i uciekać od
widoku ludzi! Błądząc tak, przybył Judasz nad potok Cedron i spoglądał ku Górze Oliwnej, lecz w tej chwili odwrócił się ze zgrozą.
Wszak niedawno słyszał tam słowa: - Przyjacielu, po co przyszedłeś? Judaszu, pocałowaniem zdradzasz Syna człowieczego!
Straszne przerażenie przejęło duszę Judasza, gdy to wspomniał, zmysły
odmawiały mu służby, jednej myśli nie mógł zebrać, a czarny wróg
szeptał mu wciąż do uszu: - Tu, przez Cedron uciekał Dawid przed
Absalonem; Absalon obwiesił się na drzewie i tak zginął. O tobie to
zarazem prorokował Dawid, gdy mówił: „Złem odpłacili dobre, będzie miał
surowego sędziego, szatan stanie po jego prawicy, wszelki sąd go potępi,
krótkie będą dni jego życia; urząd jego obejmie kto inny, Pan zawsze
mieć będzie w pamięci złośliwość jego przodków, i grzechy matki jego, bo
bez litości prześladował ubogich, zabił zasmuconego. Lubował się w
przekleństwach, niech więc będzie przeklęty; i oto wziął na siebie
przekleństwo jak szatę, jak woda wcisnęło się ono w jego wnętrzności,
jak oliwa weszło w jego golenie, odziała go klątwa jak szata, jak pas,
który go opasuje na wieki.
Poznawał Judasz, jak na jotę stosuje się to wszystko do niego, a sumienie dręczyło go strasznie, gorzej niż męki cielesne. Właśnie zabłądził w miejsce bagniste, pełne rumowisk i nieczystości, na południowy wschód od Jerozolimy u stóp góry Zgorszenia, gdzie go nikt nie mógł widzieć. Ale sumienie dręczyło go coraz więcej, a z miasta dolatywał doń głośny zgiełk, szatan zaś szeptał mu do ucha słowa: Oto prowadzą Go na śmierć! Ty Go zaprzedałeś! A wiesz ty, że napisano jest w Zakonie: „Kto sprzeda jedne duszę z braci swoich z dzieci Izraela i weźmie za nią zapłatę, śmiercią ma umrzeć”. Zrób raz koniec, nędzniku! Zrób koniec! A Judasz, pod wpływem tych podszeptów, oddał się zupełnie rozpaczy; zdjąwszy pas, obwiesił się na drzewie o wielu rozgałęzieniach, wyrastającym z zagłębienia ziemi. A gdy już wisiał, rozpękło się jego ciało i wnętrzności wyleciały na ziemię.
Źródło: Żywot i bolesna męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Marii według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich