Strony

niedziela, 27 sierpnia 2017

O. Innocenty OP: “Habit dominikanina”

Znalezione obrazy dla zapytania dominikanin         
        Szatą liturgiczną dominikanina jest jego habit. Tylko do czynności świętych odprawianych przy ołtarzu wdziewa nań lniane i jedwabne szaty przepisane przez Kościół dla Mszy św. i innych nabożeństw; w chórze występuje zawsze w samym tylko habicie, bez komży.
Tkwi w tem głębokie znaczenie. Inni ludzie, a nawet duchowni, mają inne szaty na codzień, a inne na nabożeństwo - dominikanin przeciwnie, jak zawsze przebywa w domu modlitwy, którym jest cały klasztor, tak również zawsze jest w stroju liturgicznym. Pierwotny zwyczaj szedł pod tym względem tak daleko, że nawet na noc nie pozwalał się nam rozstawać z suknią liturgiczną: przez pierwsze wieki istnienia Zakonu wszyscy dominikanie spali zawsze w habicie. Dziś wzgląd na słabsze zdrowie skłonił do zarzucenia tego zwyczaju. Ale jeszcze obecnie niektóre klasztory przestrzegają go ściśle, jak n. p. klasztor w St. Maximin w południowej Francji - a w innych zakonnicy nie śpią wprawdzie w habicie, ale przynajmniej przepasani pasem i nigdy nie składają szkaplerza gdzie indziej niż na samem łóżku, aby pamiętać, że i w nocy niejako pozostają "liturgami".
Habit składa się z trzech części zasadniczych: tuniki, spadającej do kostek i wdziewanej przez głowę, ze szkaplerza, który jest pasem sukna zakrywającym piersi i plecy i schodzącym poniżej kolan, wreszcie z kaptura, złączonego z kanonicką mantoletą, oznaką przynależności do kanoników regularnych, z których dominikanie się wywodzą. Tunika przepasana jest pasem skórzanym; z niego zwisa wielki różaniec o 15 dziesiątkach. Cały strój jest z białej, miękkiej wełny i stanowi całość bardzo harmonijną, nawet może wykwintną.
Białość habitu i piękność jego kroju, które każdego odzianego weń podnosi i uszlachetnia, nadają postaci dominikanina charakter, który dziwi może nieraz i gorszy tych, co to widzą w zakonniku przedewszystkiem pokutnika. W rzeczy samej o ileż pokorniejszą i pod wieloma względami bezpieczniejszą dla zakonnika jest brunatna tunika reformacka czy kapucyńska, albo szlachetna w stylu, ale poważna i surowa czarnym kolorem suknia synów św. Benedykta. Nawet zwykła sutanna duchowna wydaje się dużo skromniejszą od błyszczącego białością habitu dominikańskiego.
Jest w tem wiele prawdy i musimy to wyznać: niejeden z początkujących w życiu duchownem ucierpiał od piękna naszego habitu. Ale, rzecz dziwna, do tego tak "luksusowa" zdawałoby się stroju najbardziej przywiązani byli u nas zawsze ci, co najwyżej wznieśli się w życiu duchownem a najgłębiej zeszli w pokorze i pogardzie świata i siebie. Przeciwnie, gdziekolwiek i kiedykolwiek zaczynało upadać zrozumienie ideału zakonnego, zawsze pierwszym jego objawem było wstydliwe zasłanianie habitu przed oczyma ludzi. I dzisiaj nawet, choć warunki podróży w kolei zmuszają nieraz dominikanina, by biały swój habit zakrył czarnym płaszczem podróżnym - prawdziwy syn św. Dominika czyni to zawsze z żalem i z niechęcią.
Przyczyna tego stanu rzeczy jest następująca: dominikanin nie jest przedewszystkiem pokutni­kiem, choć pokutę wysoko ceni i być może równie wiele jej ma w życiu jak inni zakonnicy, specjal­nie pokucie się poświęcający. On ponad pokutę stawia liturgiczną służbę Bożą, publiczną modli­twę Kościoła. Ze względu na nią i dla niej nosi tak piękny habit i nigdy się z nim nie rozstaje; ten habit piętnuje go na "liturga", sprawia, że już zewnętrznie z daleka widać w nim osobę wy­łącznie Bogu poświęconą.
Modlitwa liturgiczna ma być piękna i trzeba, by liturg ubierał się w piękne szaty. Kolorem tych szat dla chóru jest w Kościele kolor biały i ci, którzy nie poświęcają całego swojego życia modlitwie wdziewają przeważnie na ciemną suknię białą komżę. Dominikanin, jakeśmy powiedzieli, całe swoje życie jest liturgiem. Stąd życie całe, od rana do wieczora chodzi w białej szacie li­turgicznej. Wobec tego argumentu ustępują po­wody osobiste. Dominikanin wierzy, że Bóg nie opuści i w prywatnem życiu tego, kto wszystko stosuje do Jego służby liturgicznej i śmiało idzie w świat w swoim pięknym białym habicie.
Nawiasem mówiąc w Zakonie św. Dominika istnieje wogóle wstręt do ostentacji w ubóstwie. Habit zaniedbany, zanadto połatany uchodzi za przestępstwo i podlega karze. Gdzie dusza pragnąca jak najobfitszego naśladowania w ubiorze ubogiego Zbawiciela i Jego wielkiego apostoła św. Franciszka z Asyżu, którego dominikanin Oj­cem swoim nazywa, znajduje najwięcej wolności, to może w trzewikach. Tutaj poza przepisanym czarnym kolorem i zakazem chodzenia boso, panuje swoboda i dominikanin nieraz z niej korzysta. Niejeden ze wzruszeniem przypomina sobie n. p. u nas wrażenie jakie na wszystkich robiły grube, robotnicze, przytem połatane buciki jednego ze synów św. Dominika, uczonego o euro­pejskiej sławie, zajmującego wybitne stanowisko. Ale nawet tutaj wzgląd na piękno służby Bożej każe dominikaninowi nieraz zrezygnować z osobistych upodobań i nakłada granice wyrzeczenia.
W polskiej prowincji noszą dominikanie na pasie skórzanym, drugi pas, utkany z czerwonej wełny. Jest to szczególny przywilej, a zawdzię­czają go krwi licznych męczenników, którzy w pierwszym wieku istnienia Zakonu oddali życie za wiarę na kresach wschodnich. Całość zakrywa czarna kapa, uzupełniona również czarnym kapturem tego samego kroju co kaptur habitu. Kapa jest rozcięta z przodu, tak, że przez nią widać zawsze w myśl przepisów zakonnych szkaplerz. Używamy jej w dwojakim celu: jako wierzchniego okrycia gdy wychodzimy z klasztoru i jako stroju liturgicznego przy niektórych czynnościach, n. p. w całem Officium divinum od Dnia Zadusznego do Wielkanocy (a właściwie do Gloria we Mszy wielkosobotniej), przystępując do Komunji św. służąc do Mszy św., a także głosząc kazanie.
Do stroju dominikanina należy jeszcze jego uczesanie. Jest ono mnisze: nosimy na głowie wielką tonzurę monastyczną, zostawiając naokoło tylko na trzy palce szeroki pas włosów. W kla­sztorze prawie zawsze kaptur zakrywa głowę, a wraz z nią i tonzurę, ale poza nim tonzura dosko­nale podkreśla całość stroju liturgicznego, pod­nosząc całą osobę niejako na piedestał sakralności. Oczywiście, że ten stan rzeczy, to bez­ustanne trwanie w nastroju liturgicznym i niepozwalanie sobie na nic, coby z tym nastrojem stało w sprzeczności, połączone jest nieraz z wiel­ką ofiarą i niejednem wyrzeczeniem. Ale w zamian daje ono tak wspaniałą harmonję i jednolitość życia, tyle spokoju, tak wielką pomoc w ułożeniu i skierowaniu do Boga wszystkich myśli i czyn­ności, że kto to poznał, z największą tylko przy­krością rozstaje się ze swoim habitem i tonzurą, zewnętrzną oznaką tego trwania na modlitwie.