"Wiara katolicka uczy, że należy wszystkich grzechów unikać tak, że
nawet za próżne słowo trzeba będzie zdać rachunek; a jeśli kto wpadnie w
grzech ciężki, trzeba się spowiadać przed kapłanem i przez szczerą
skruchę i zadośćuczynienie go zgładzić; że należy wykonywać uczynki
dobre, choćby nie wiem jak trudne i przykre, jeśli je władza kościelna
nakaże; że na królestwo niebieskie trzeba sobie zasłużyć dobrymi
uczynkami jako koronę sprawiedliwości i zapłatę za pracę; że kapłani
i zakonnicy powinni być bezżenni; że śluby zakonne mają być zachowane.
Te i tym podobne rzeczy, które zanadto wielką ciasnotą się zdawały, tak
znieśli heretycy, że szeroką i bardzo przestronną bramę otworzyli.
Głosili bowiem, że sama wiara wystarcza i konieczna jest do zbawienia
tak, że chrześcijanin, choćby był największymi grzechami obciążony, nie
może być potępiony, jeśli wierzy; nadto, że nie potrzeba się spowiadać
przed kapłanem, lecz wystarcza spowiadać się przed Bogiem; że nie
potrzeba skruchy, wystarczy bowiem jakaś trwoga duszy; nie potrzeba ani
uczynków pokutnych ani zadośćuczynienia; wolno kapłanowi pojąć żonę, a
zakonnikom i zakonnicom wszystkimi ślubami pogardzać; że władza
kościelna nie może zobowiązać poddanych do spełniania uczynków
pobożnych.
Takimi i tym podobnymi naukami znieśli wszelką ciasność wiary
i mniemali, że sobie bardzo szeroką bramę do zbawienia otworzyli, a oni
sobie otworzyli szeroką bramę wiodącą na zatracenie i przez nią
niezmierną ciżbę ludzi lekkomyślnych za sobą do zguby pociągnęli. Ale i
nie wszyscy katolicy ciasnotę bramy pokonywują: bo acz wszystko, czego
wiara naucza, wierzą: jednak gdy inaczej żyją jak wiara przykazuje, do
tych należą, o których Apostoł mówi, że wyznają iż znają Boga, a
uczynkami się zapierają, a tym samym od ciasnoty tej bramy uciekają i
przez szeroką bramę wchodzą, która prowadzi na zatracenie. A zatem
jeśli o wierze mowa, na pytanie uczniów, czy wielu będzie zbawionych,
należy odpowiedzieć, że mało, i dlatego starać się trzeba wejść przez
ciasną furtkę."