Alonzo spojrzał przerażony. Co teraz zrobi? Dalej niepodobna się
posuwać. Droga coraz węższa, chybotliwe kamienie usuwają się spod nóg
mułów, a tu mrok coraz większy.
Mgła zastępuje drogę. Jej niewymierne kotłujące się cielsko, kołtuniastymi mackami rozsuwa się po upłazach górskich, wspina się po graniach skalnych, mrocznym otumem opasuje gromadę podróżnych, którą prowadzi Alonzo.
– Przeklęte te góry Sierra Morena – mruczał przewodnik – tyle razy tu chodzę, a jeszczem niepewny drogi…
Nie dawał jednak za wygraną i szedł naprzód. Za nim posuwały się powoli wozy, ciągnione przez potykające się raz po raz muły.
Wnet jednak musiał stanąć. Droga zwężyła się tak, że niepodobna, by wóz po niej mógł przejechać, zaledwie człowiek mógł przejść po niej i to z niebezpieczeństwem, bo z powodu gęstych mgieł ani kroku nie było widać przed sobą.
– Co robić? – pytał Alonzo z przerażeniem.
Wstyd go palił, bo przecież zaręczał zakonnicom, że zna dobrze drogę przez góry, złość go brała na siebie, na te kłęby mgieł gęstych, zastępujące mu drogę – na wszystko!
Widząc, że nic się nie da zrobić, postanowił zawrócić! Lecz i wracać się już nie dało. Na wąskiej drożynie, pod którą ziało przepaścią, nie podobna było zawrócić wozów…
Przewodnik stanął osłupiały – chyba zginąć przyjdzie…
I rzeczywiście, podróżni byli jakby zawieszeni ponad urwiskami. Za jednym nieostrożnym ruchem mogli się stoczyć z wąskiej ścieżyny w głąb przepaści.
Wtedy św. Teresa od Jezusa – ona to bowiem podróżowała ze swymi towarzyszkami do Veas w Andaluzji dla założenia tam klasztoru – widząc, w jakim niebezpieczeństwie się znajdują, rzekła do Sióstr:
– Módlmy się, córki moje, błagajmy Boga, aby za pośrednictwem św. Józefa zechciał nas z tego niebezpieczeństwa wybawić. – Zakonnice pogrążyły się w modlitwie, a Alonzo zrozpaczonym jakimś uporem zaczął prowadzić naprzód muły.
Wtem nagle, z mglistej przepaści, dał się słyszeć donośny głos:
– Wstrzymajcie się, wstrzymajcie, jeden krok naprzód, a jesteście zgubieni!
– Ale jakże wyjść z tego położenia? – pyta przerażony przewodnik.
– Nachylić wozy na bok, na tę stronę – odpowiada nieznany głos – i zawrócić z drogi!
Wskazówki te zostały natychmiast wykonane i Alonzo z wielkim zdumieniem odnalazł doskonałą drogę. Natychmiast rzucił lejce i pobiegł w stronę, skąd słyszał głos, by podziękować nieznajomemu wybawcy.
– Szkoda jego trudu, nikogo nie znajdzie – mówiła św. Teresa do swych córek – bo głos ten był głosem św. Józefa, Opiekuna i Ojca naszego!
Jakoż po długiej chwili wrócił Alonzo, nie znalazłszy nikogo. Z tajemniczego uśmiechu zakonnic poznał jednak, że to ich tajemnica… Na podziękowanie Bogu przeżegnał się pobożnie, a w czasie dalszej drogi rozmyślał nad tym, że jednak modlitwa mniszek więcej może dokonać niż jego rozum i doświadczenie.
Mgła zastępuje drogę. Jej niewymierne kotłujące się cielsko, kołtuniastymi mackami rozsuwa się po upłazach górskich, wspina się po graniach skalnych, mrocznym otumem opasuje gromadę podróżnych, którą prowadzi Alonzo.
– Przeklęte te góry Sierra Morena – mruczał przewodnik – tyle razy tu chodzę, a jeszczem niepewny drogi…
Nie dawał jednak za wygraną i szedł naprzód. Za nim posuwały się powoli wozy, ciągnione przez potykające się raz po raz muły.
Wnet jednak musiał stanąć. Droga zwężyła się tak, że niepodobna, by wóz po niej mógł przejechać, zaledwie człowiek mógł przejść po niej i to z niebezpieczeństwem, bo z powodu gęstych mgieł ani kroku nie było widać przed sobą.
– Co robić? – pytał Alonzo z przerażeniem.
Wstyd go palił, bo przecież zaręczał zakonnicom, że zna dobrze drogę przez góry, złość go brała na siebie, na te kłęby mgieł gęstych, zastępujące mu drogę – na wszystko!
Widząc, że nic się nie da zrobić, postanowił zawrócić! Lecz i wracać się już nie dało. Na wąskiej drożynie, pod którą ziało przepaścią, nie podobna było zawrócić wozów…
Przewodnik stanął osłupiały – chyba zginąć przyjdzie…
I rzeczywiście, podróżni byli jakby zawieszeni ponad urwiskami. Za jednym nieostrożnym ruchem mogli się stoczyć z wąskiej ścieżyny w głąb przepaści.
Wtedy św. Teresa od Jezusa – ona to bowiem podróżowała ze swymi towarzyszkami do Veas w Andaluzji dla założenia tam klasztoru – widząc, w jakim niebezpieczeństwie się znajdują, rzekła do Sióstr:
– Módlmy się, córki moje, błagajmy Boga, aby za pośrednictwem św. Józefa zechciał nas z tego niebezpieczeństwa wybawić. – Zakonnice pogrążyły się w modlitwie, a Alonzo zrozpaczonym jakimś uporem zaczął prowadzić naprzód muły.
Wtem nagle, z mglistej przepaści, dał się słyszeć donośny głos:
– Wstrzymajcie się, wstrzymajcie, jeden krok naprzód, a jesteście zgubieni!
– Ale jakże wyjść z tego położenia? – pyta przerażony przewodnik.
– Nachylić wozy na bok, na tę stronę – odpowiada nieznany głos – i zawrócić z drogi!
Wskazówki te zostały natychmiast wykonane i Alonzo z wielkim zdumieniem odnalazł doskonałą drogę. Natychmiast rzucił lejce i pobiegł w stronę, skąd słyszał głos, by podziękować nieznajomemu wybawcy.
– Szkoda jego trudu, nikogo nie znajdzie – mówiła św. Teresa do swych córek – bo głos ten był głosem św. Józefa, Opiekuna i Ojca naszego!
Jakoż po długiej chwili wrócił Alonzo, nie znalazłszy nikogo. Z tajemniczego uśmiechu zakonnic poznał jednak, że to ich tajemnica… Na podziękowanie Bogu przeżegnał się pobożnie, a w czasie dalszej drogi rozmyślał nad tym, że jednak modlitwa mniszek więcej może dokonać niż jego rozum i doświadczenie.
Z książeczki O Bernard od Matki Bożej, Święty Józef wzór nasz i opiekun, Kraków 1939, rozdział VII, str. 96-98.
Za: https://lagloriadelasantisimavirgen.wordpress.com/2015/07/01/nad-przepascia/