Mszał nasz powstał przede wszystkim z
sakramentarza Grzegorza Wielkiego (590-604). Za tego papieża kanon otrzymał
ostatni dodatek. Lecz i pozostałe najważniejsze części rzymskiej liturgii
mszalnej – Introit, Kyrie, Gloria, Kolekty, Lekcja, Graduał, Ewangelia, Sekrety,
Prefacja, Pater noster, Komunia, Postkomunia – sięgają co najmniej V, względnie
IV wieku. Mniej więcej w końcu średniowiecza Mszały były znacznie zniekształcone
przez wprowadzenie samowolnych zmian oraz nieodpowiednich dodatków; to wymagało
nieodzownie reformy. Dokonano jej za papieży Piusa V (1566-1572), Klemensa VIII
(1592-1605) i Urbana VIII (1623-1644), którzy starannie poprawili Mszał.
Obrządek gregoriański został odnowiony w swej pierwotnej czystości, prostocie i
godności, o ile to było rzeczą możliwą, a przez to została osiągnięta
jednocześnie tak pożądana jednostajność nabożeństwa.
W ten sposób Kościół z niebiańską mądrością i artyzmem nadał z biegiem czasu drogiemu kamieniowi swej ofiary jak najwspanialszą oprawę, otaczając ją kosztowną ozdobą świętych modlitw, śpiewów, czytań i ceremonii ku chwale Bożej i zbudowaniu wiernych. Ukrył on sprawowanie swych czcigodnych tajemnic ofiarnych pod mistyczną osłoną, by napełnić serca i umysły wiernych religijną bojaźnią i czcią głęboką oraz pobudzić ich do poważnych i pobożnych kontemplacji i rozmyślań. Piękno, zalety i doskonałość rzymskiej liturgii mszalnej budzą uznanie i podziw powszechny.
„Liturgia Mszy św. stała się już w biegu pierwszych wieków prawdziwym dziełem sztuki, które musi w każdym z nas wywołać podziw niekłamany, o ile je całkowicie zrozumiemy i z miłością ocenimy. Właściwą czynność ofiarną otacza najprzód wieniec modlitw, z których znaczna liczba sięga najgłębszej starożytności chrześcijańskiej. Ich niewymuszona prostota dopasowuje się jak najlepiej do słów biblijnych, przez które dokonuje się sama tajemnica. Dokoła tego stałego jądra, czyli tak zwanego kanonu, który otrzymał później tylko nieliczne dodatki i tak pozostał niezmiennym, kształtuje się drugi wieniec modlitw i czytań, który jest ruchomy odpowiednio do różnych uroczystości i czasów świątecznych, posiada tym niemniej artystyczną jedność myśli, nastroju i formy dla każdego pojedynczego święta. W ten sposób modlitwy mszalne podają co dzień niezmiennie te same podniosłe myśli, słowa i prośby, dokoła których jakoby koło niewzruszonych biegunów obraca się całe objawienie oraz całe życie nadprzyrodzone pojedynczych ludzi; co dzień przynoszą one jednak coś nowego, co w ciągu roku kościelnego żywo uprzytomnia historię odkupienia i jego dalsze działanie wśród ludzi. Żadne dzieło poezji nie wyraziło w sposób bardziej porywający wzniosłych tajemnic wcielenia, zmartwychwstania, zesłania Ducha Świętego, jak to czynią modlitwy mszalne Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zielonych Świątek.” (Pr. Baumgartner S.J.. Geschichte der Weltliteratur IV, 3-4, 237.) „Chociaż kierownictwo ducha Bożego w Kościele jest bardzo widoczne we wszystkich, nawet w drugorzędnych sprawach, jednak nigdzie wpływ wyższy nie zaznaczył się w sposób bardziej wyraźny, jak w katolickiej liturgii mszalnej, która jakkolwiek jest dziełem monumentalnym, przedstawia tym niemniej w swym obecnym wykończeniu przepiękną, doskonale zamkniętą w sobie całość, wspaniały klejnot sztuki, budzący podziw w każdym myślącym człowieku. Nawet najzaciętsi przeciwnicy Kościoła na swój sposób uznają słuszność powyższego twierdzenia, a nieuprzedzeni krytycy-esteci orzekają, że nawet z ich punktu widzenia należy uważać Mszę św. za jedno z największych dzieł sztuki, jakie powstały na ziemi. Tak więc pełną głębokiego znaczenia czynność ofiarną otacza cykl najwspanialszych ceremonii: naszym zaś obowiązkiem jest coraz więcej i więcej wnikać w ich myśli i zrozumieniem, a to, co tą drogą zdobędziemy, wykładać ludowi, stosując się do jego pojętności” (Oswald).
Rzymska liturgia mszalna została wykończona przed wielu wiekami jako prześliczna budowla artystyczna o harmonijnym, organicznym układzie. Najświętsze, czci najgodniejsze, pełne siły oraz namaszczenia modlitwy i pieśni powiązane w genialnym układzie ze sobą i z jak najbardziej odpowiednimi a pełnymi głębokiego znaczenia czynnościami i ceremoniami, łączą się w niej w jedną piękną całość, która Boskiemu misterium ofiarnemu służy za szatę ochronną i za dostojną ozdobę. Język – na swój sposób i odpowiednio do swego celu – jest czymś wprost niedościgłym: jest biblijny, starożytny, prosty, poważny, jędrny, pełen ducha wiary, pokory i nabożeństwa, przepojony wonią pobożności i świętości.
x. Mikołaj Gihr, Ofiara Mszy Świętej, wykład dogmatyczny, liturgiczny i ascetyczny dla duchowieństwa i świeckich, Poznań – Warszawa – Wilno – Lublin 1933, s. 322-323.
Szczycą
się kościoły wschodu liturgią św. Jakuba apostoła, bo zachwyca ich wzniosłością
modlitw, niezrównaną pięknością i rozmaitością obrzędów swoich. Strzegą
pilnie z tej liturgii innych dwóch powstałych, św. Bazylego i św. Jana
Chryzostoma, bo wieje z nich pewien zapach mądrości i świętości, którymi
ci wielcy biskupi i wielcy święci napełnili Kościół Boży. My jeszcze więcej
mamy powodów do szanowania naszych pięknych swoją prostotą obrzędów. Bo
oprócz cechy mądrości i świętości, liturgia nasza nosi niezatartą pieczęć
powagi apostolskiej i nieomylności, wyciśniętą przez tych, którym Zbawiciel
przyrzekł, że "nie ustanie ich wiara".
x. Antoni Nojszewski, Liturgia
rzymska, Warszawa 1914, s. 16.
W
istocie Msza rzymska nie jest niczym innym jak liturgiczno-symbolicznym
przyobleczeniem prawdy. Ośrodek świętego mysterium stanowi
przeistoczenie, dokonane za pomocą słów Chrystusa. Dzięki temu poznaniu
ukazuje się nam istota tej liturgii mszalnej, którą określamy mianem Matki
wszystkich Kościołów.
o. Johannes Brinktrine, Msza Święta,
Warszawa 1957, s. 258.
Jeżeli
spojrzymy na Mszę katechumenów jako na całość, to ukaże się ona jako
wielkie dzieło sztuki, jedyne w literaturze kościelnej. Materiał, który posłużył
do wzniesienia tego przedziwnego gmachu, pochodzi z najróżnorodniejszych
kultur: żydowsko-wschodniej, grecko-hellenistycznej, rzymsko-łacińskiej,
germańsko-średniowiecznej, a mimo to poszczególne części są tak dobrze połączone,
że stanowią strukturę pełną harmonii i piękna. Do wzbogacenia i upiększenia
struktury Mszy rzymskiej przyczyniły się liturgie Wschodu i Zachodu. Łączą
się one zgodnie z sobą i zlewają w liturgii Matki wszystkich Kościołów.
Trudno znaleźć w literaturze religijnej taką różnorodność i bogactwo
poszczególnych części, a zarazem taką spoistość i jedność. Wszystkie
inne twory ducha, nawet religijne, niosą z sobą cechy narodowości i
odzwierciedlają kulturę danego narodu, natomiast liturgia Mszy rzymskiej, która już w swojej pierwszej części zgromadziła w
przepięknej harmonii elementy różnych kultur, nowych i starych, jest
ponadnarodowa, stanowi symbol powszechności Kościoła Chrystusowego, gromadzi
w swym łonie, w jednej wierze, narody i ludy wszystkich czasów, chociaż różnorodnych
ras, zwyczajów, języków i kultur. Artykuł wiary o una Ecclesia catholica
znalazł najnaturalniejszą i najwyższą wymowę liturgiczną w monumentalnej
strukturze rzymskiej Mszy katechumenów. To wspaniałe dzieło sztuki jest godne
służyć za przedsionek świątyni, w której odprawia się wielką Ofiarę ludów,
Najświętszą Eucharystię, twórczy symbol jedności i katolickości Kościoła.
o. Johannes Brinktrine, Msza Święta,
Warszawa 1957, s. 106.
Wszelkie dążenia sekciarzy w kierunku
zaprowadzenia ojczystego języka na liturgii są skutkiem błędnego ich poglądu na
cel liturgii, głoszą bowiem, że w liturgii pierwszorzędnym celem nie jest chwała
Boża, lecz pouczanie i zbudowanie wiernych. Wnioskują zatem, że jeżeli budzenie
religijnego uczucia jest głównym celem liturgii, to musi się ona opierać w
języku zrozumiałym przez wszystkich. Wiadomo, jak takie pojmowanie liturgii jest
sprzeczne z katolickim pojęciem o celu kultu liturgicznego, i dlatego też
Kościół nie uznaje potrzeby porzucać swego dotychczasowego w kwestii języka
liturgicznego stanowiska.
Ks. dr Andrzej Wronka, Liturgia na ambonie. Zasady i wskazówki, Poznań 1933, s. 10.
Ks. dr Andrzej Wronka, Liturgia na ambonie. Zasady i wskazówki, Poznań 1933, s. 10.
Podstawowy błąd większości
innowatorów polega na tym, że
wyobrażają sobie, iż nowa liturgia zbliży świętą ofiarę Mszy do
wiernych, że pozbawiona starych rytuałów Msza wkracza obecnie w sam nurt
naszego życia. Pytanie brzmi jednak: czy bardziej zbliżymy się do Chrystusa
we Mszy przez wznoszenie się do Niego, czy przez ściąganie Go w dół, do
naszego własnego, przeciętnego, prozaicznego świata? Innowatorzy chcieliby
zastąpić świętą bliskość Chrystusa niestosowną poufałością. Właśnie
nowa liturgia grozi udaremnieniem kontaktu z Chrystusem, ponieważ osłabia
szacunek wobec tajemnicy, uniemożliwia oddawanie czci i niweczy zmysł sacrum.
Pierwszym
znamieniem antyliturgicznej herezji jest nienawiść do tradycji wyrażonej
w sformułowaniach używanych w kulcie Bożym. Każdy sekciarz, który
pragnie wprowadzenia nowej doktryny, niezawodnie staje w obliczu
liturgii, będącej najgłębszym, najlepszym wyrazem tradycji, i od tej
pory nie spocznie, dopóki nie zagłuszy tego głosu tradycji, dopóki nie
porwie na strzępy owych stronic przypominających wiarę minionych
stuleci. W istocie, w jaki sposób mogły zainstalować się i przejąć
kontrolę nad masami luteranizm, kalwinizm, anglikanizm? Wszystko, co
musiały zrobić, to zastąpić stare księgi i wyrażenia nowymi, i dzieło
zostało dokonane. (...)
Drugą zasadą antyliturgicznej sekty – zastąpienie sformułowań nauczania kościelnego czytaniami z Pisma świętego. Przynosi im to dwie korzyści: po pierwsze, uciszenie głosu tradycji, którego zawsze się lękają. (...) Wiadomo od wielu stuleci, że pierwszeństwo przyznawane przez heretyków Pismu świętemu przed definicjami Kościoła nie ma innego uzasadnienia, jak tylko ułatwienie uczynienia słowa Bożego według ich własnych wyobrażeń i manipulowanie nim do woli. (...)
Wszyscy oni bez wyjątku zaczynają od powrotu do starożytności. Chcą oczyścić chrześcijaństwo ze wszystkich ludzkich błędów i sentymentów, które mogły się z nim zmieszać; chcą je oczyścić ze wszystkiego, co „fałszywe” i „niegodne Boga”. Wszystko, czego chcą, to powrót do źródeł, dlatego też stwarzają pozory powrotu do kolebki chrześcijańskich instytucji. W tym celu skracają, wymazują, wycinają; wszystko biorą w swoje ręce. Ktoś, kto czekał na ukazanie się pierwotnej czystości kultu Bożego, w pewnej chwili orientuje się, że został zasypany nowymi formułami, powstałymi poprzedniej nocy, niezaprzeczalnie ludzkimi, ponieważ ten, kto je stworzył, wciąż stąpa po ziemi. (...)
Dążą do usunięcia z liturgii wszystkich ceremonii, wszystkich sformułowań, które wyrażają tajemnice. Nazywają przesądami i bałwochwalstwem wszystko, co nie wydaje im się całkowicie racjonalne, a przez to ograniczają wyrażanie wiary, zaciemniając przez wątpienie, a nawet przez negację, każde spojrzenie otwarte na świat nadprzyrodzony. (...)
Dlatego dość już sakramentaliów, błogosławieństw, obrazów, relikwii świętych, procesji, pielgrzymek etc. Koniec z ołtarzem, wystarczy tylko stół; dość już ofiary tak jak w każdej religii, wystarczy jedynie posiłek. Koniec z kościołem, wystarczy dom zgromadzeń. Dość architektury religijnej, gdyż brak już tajemnicy. Dość chrześcijańskiego malarstwa czy figur, gdyż nie ma już religii doświadczanej zmysłami. A wreszcie dość poezji w kulcie, którego nie chroni już miłość ani wiara. (...)
Odzierając liturgię z upokarzającego dla rozumu misterium, protestantyzm postarał się nie zapomnieć o praktycznych konsekwencjach, to znaczy o uwolnieniu od trudu i wysiłku dla cielesnej natury, nałożonego przez reguły „liturgii papistów”. A zatem, po pierwsze i najważniejsze, koniec z postami, koniec ze wstrzemięźliwością, koniec z klękaniem na modlitwie. Koniec z codziennymi obowiązkami sług świątyni, nigdy więcej kanonicznych modlitw do odmówienia w imieniu Kościoła. Bieg wydarzeń pokazał, że wiara i miłość, które karmią się modlitwą, szybko wyparowały z szeregów reformatorów, podczas gdy wśród katolików cnoty te nieustannie karmią wszelkie akty poświęcenia Bogu i człowiekowi, ponieważ chronią je niewyczerpane skarby liturgicznej modlitwy kleru diecezjalnego i zakonnego, w której ma swój udział cała społeczność wiernych.
Drugą zasadą antyliturgicznej sekty – zastąpienie sformułowań nauczania kościelnego czytaniami z Pisma świętego. Przynosi im to dwie korzyści: po pierwsze, uciszenie głosu tradycji, którego zawsze się lękają. (...) Wiadomo od wielu stuleci, że pierwszeństwo przyznawane przez heretyków Pismu świętemu przed definicjami Kościoła nie ma innego uzasadnienia, jak tylko ułatwienie uczynienia słowa Bożego według ich własnych wyobrażeń i manipulowanie nim do woli. (...)
Wszyscy oni bez wyjątku zaczynają od powrotu do starożytności. Chcą oczyścić chrześcijaństwo ze wszystkich ludzkich błędów i sentymentów, które mogły się z nim zmieszać; chcą je oczyścić ze wszystkiego, co „fałszywe” i „niegodne Boga”. Wszystko, czego chcą, to powrót do źródeł, dlatego też stwarzają pozory powrotu do kolebki chrześcijańskich instytucji. W tym celu skracają, wymazują, wycinają; wszystko biorą w swoje ręce. Ktoś, kto czekał na ukazanie się pierwotnej czystości kultu Bożego, w pewnej chwili orientuje się, że został zasypany nowymi formułami, powstałymi poprzedniej nocy, niezaprzeczalnie ludzkimi, ponieważ ten, kto je stworzył, wciąż stąpa po ziemi. (...)
Dążą do usunięcia z liturgii wszystkich ceremonii, wszystkich sformułowań, które wyrażają tajemnice. Nazywają przesądami i bałwochwalstwem wszystko, co nie wydaje im się całkowicie racjonalne, a przez to ograniczają wyrażanie wiary, zaciemniając przez wątpienie, a nawet przez negację, każde spojrzenie otwarte na świat nadprzyrodzony. (...)
Dlatego dość już sakramentaliów, błogosławieństw, obrazów, relikwii świętych, procesji, pielgrzymek etc. Koniec z ołtarzem, wystarczy tylko stół; dość już ofiary tak jak w każdej religii, wystarczy jedynie posiłek. Koniec z kościołem, wystarczy dom zgromadzeń. Dość architektury religijnej, gdyż brak już tajemnicy. Dość chrześcijańskiego malarstwa czy figur, gdyż nie ma już religii doświadczanej zmysłami. A wreszcie dość poezji w kulcie, którego nie chroni już miłość ani wiara. (...)
Odzierając liturgię z upokarzającego dla rozumu misterium, protestantyzm postarał się nie zapomnieć o praktycznych konsekwencjach, to znaczy o uwolnieniu od trudu i wysiłku dla cielesnej natury, nałożonego przez reguły „liturgii papistów”. A zatem, po pierwsze i najważniejsze, koniec z postami, koniec ze wstrzemięźliwością, koniec z klękaniem na modlitwie. Koniec z codziennymi obowiązkami sług świątyni, nigdy więcej kanonicznych modlitw do odmówienia w imieniu Kościoła. Bieg wydarzeń pokazał, że wiara i miłość, które karmią się modlitwą, szybko wyparowały z szeregów reformatorów, podczas gdy wśród katolików cnoty te nieustannie karmią wszelkie akty poświęcenia Bogu i człowiekowi, ponieważ chronią je niewyczerpane skarby liturgicznej modlitwy kleru diecezjalnego i zakonnego, w której ma swój udział cała społeczność wiernych.
Dom Prosper Gueranger OSB
Msza św. jest największym
misterium Kościoła zrodzonym z Ofiary krzyżowej, ukształtowanym przez życie
Mistycznego Ciała Chrystusa. Misterium tego nie należy naginać do takich czy
innych zachcianek wiernych, ale przeciwnie - wierni powinni nałamywać się i
czynić cały wysiłek w poznawaniu i przeżywaniu odwiecznych form. Niezmienny
język i niezmienne ceremonie podkreślają powszechność, jedność i wieczność
Kościoła. Mają one też wielkie znaczenie psychologiczne, ludzie
przyzwyczajają się do form i przywykli z określonymi formami wiązać określoną
treść. Protestanci odrzucili formy, a w miarę jak odrzucali formy, zrywali też
z treścią dla chrześcijaństwa istotną.
Ks. Aleksander Fedorowicz
Kościół wobec
Eucharystii zna tylko jeden gest: klęczenie! Jest to zupełnie
zrozumiałe! Tak zawrotnej tajemnicy nie można powitać stojąco, należy
się pochylić i upaść na kolana. Po wypowiedzeniu przez kapłana kilku
słów nad małą Hostią niepokaźny kawałek chleba zawiera w sobie większy
skarb, niż ziemia i cały wszechświat ze swoją krasą i
przepychem.
bp Tihamér Tóth, Eucharystia
Częstym argumentem wrogów
liturgii Kościoła Świętego i Mszy św. Wszechczasów są trudności z
przystosowaniem obrzędów łacińskich do kultur ludów spoza Europy. W
odpowiedzi na absurdalność tej tezy x. Ambroży Guillois w książce Wykład
historyczny, dogmatyczny, moralny liturgiczny i kanoniczny wiary katolickiej...
Tom II.
s. 201-202. Warszawa 1892, przywołuje taką opowieść:
Ks. de Cheverus, misjonarz w
Ameryce, a później biskup Montis Aluanensis (Montauban) i arcybiskup burdygaleński
(Bordeaux), nawiedziwszy katolików do misji swojej należących, udał się do
ziem Penobscot i Passamaquody, gdzie żyły gromady dzikich, tułających się
śród lasów, bez stałych pomieszkań, cały czas przepędzając na polowaniu
i rybołówstwie. W towarzystwie przewodnika szedł misjonarz od kilku dni przez
ciemną puszczę, gdy jednego ranka (była to niedziela) usłyszał w oddaleniu
liczne głosy, śpiewające bardzo harmonijnie. Ks. Cheverus przysłuchiwał się,
szedł dalej i z wielkim zadziwieniem rozpoznał znajomą sobie muzykę, to
jest mszę Dumonta, która w katedralnych i znaczniejszych kościołach Francji
bywa śpiewana w dni uroczyste. Co za rozrzewniające zdumienie! Jak słodkich
wzruszeń serce jego doznawać musiało! W tem widowisku łączyły się z sobą
razem tkliwość i wzniosłość; bo cóż bardziej rozczulającego, jak dzicy,
którzy chociaż pozbawieni kapłana od lat pięciudziesiąt, niemniej wiernymi
byli w święceniu dnia Pańskiego! Cóż wznioślejszego, jak święte pieśni,
którym przewodniczyła sama tylko pobożność, rozlegające się z dala, śród
nieprzebytych i majestatycznych lasów, z których głos serc tych dzikich ludzi
podnosił się ku Niebu!
Dają się niekiedy słyszeć głosy, niby to mądrych i wykształconych, żeby lepiej było w języku ojczystym odprawiać, boby było
więcej zbudowania.
Odpowiadam: Ci, którzy tak mówią, pewnie najmniej chodzą na Mszę św. i o zbudowanie dbają.
Msza św. to nie – kazanie, lecz ofiara; nie rozmowa z ludem, lecz rozmowa z Bogiem. Lud rozumie, że kapłan za niego i z nim Pana Boga chwali i ofiarę oddaje, przeprasza i błaga. W każdej książce do nabożeństwa ma wykład Mszy św. Nie o rozumienie zresztą chodzi słów, wyrazów, lecz o wiarę, o nabożeństwo, z jakim kto przychodzi. Chciałby kto rozumieć, co kapłan mówi, musiałby go wpierw słyszeć mówiącego. A jakoż to podobne, w kościołach wielkich, ogromnych? Chybaby kapłan krzyczał, a i tak by mu głosu nie starczyło.
Koniec końcem: ci, coby chcieli przy Mszy św. mowy swojskiej, to nieprzyjaciele Kościoła.
Nauki katechismowe o prawdach wiary i obyczajów katolickiego Kościoła według Średniego Katechismu Deharba, Tom IV. O łasce i dobrych uczynkach. O Sakramentach w powszechności. O Sakramencie Chrztu, Bierzmowania i Eucharystii. Wydał x. J. Stagraczyński, Wydanie II, Poznań 1895, s. 348.