Strony

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

RYCERSTWO NIEPOKALANEJ - LIST NA KWIECIEŃ

Kwiecień - poświęcony tajemnicy zbawienia świata

 

 

"Ojcze mój, jeśli nie może ten kielich odejść, ale mam go wypić,
niech się dzieje wola Twoja"
(Mat XXVI, 42).

 

 

Intencja na miesiąc kwiecień

 

 

O zachowaniu młodzieży od złego


Zakony nasze między wielu innymi mają głównie tę zasługę, że z wielkim poświęceniem pracują około wychowania i kształcenia młodzieży. Utrzymują one szkoły ludowe i inne zakłady naukowe, którym nie mogą dorównać szkoły państwowe, zbyt mało troszczące się o wychowanie młodzieży w wierze i dobrych obyczajach, a w niektórych krajach nawet zgubnie na nie wpływające. Za te właśnie dobre szkoły nieprzyjaciele Boga i Kościoła najwięcej gniewają się na zakony; zarazem żywią głębokie przekonanie, że jeśli się im powiedzie wraz z zakonami zniszczyć szkoły katolickie, to młodzież zmuszona będzie uczęszczać do bezwyznaniowych, albo wprost bezbożnych szkół publicznych, i tam prędko zobojętnieje dla Boga i wiary, a przejmie się zasadami i dążnościami wolnomyślnymi lub wprost bolszewickimi i w końcu wszystkie kraje odwróci od świętej wiary katolickiej. Dlatego w tym miesiącu mamy się modlić o zachowanie młodzieży od złego.
 
Mówi Pismo święte: Młodzieniec wedle drogi swojej, choćby się zestarzał, nie odstąpi od niej; i to samo twierdzi dawne nasze przysłowie: "Czym garnuszek za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Dlatego naucza prorok: Dobrze jest mężowi, gdy nosi jarzmo od młodości swojej; a św. Paweł upomina: A wy ojcowie synów waszych wychowujcie w karności i grozie Pańskiej. W ogóle rozum i doświadczenie dowodzą, że kto za młodu szczerze przejął się prawdziwą czcią i bojaźnią Pana Boga i nauczył się we wszystkim, wszędzie i zawsze postępować sumiennie - ten niełatwo stanie się złym i przewrotnym człowiekiem; a chociażby kiedy pod naporem pokusy zszedł z dobrej drogi, to zwyczajnie wcześniej lub później powróci na nią z szczerą skruchą i ostatecznie zbawi swoją duszę. Przeciwnie, kto za młodu, czy to z własnej, czy też obcej winy, nigdy Pana Boga należycie nie poznał i wskutek tego nie nauczył się rachować z swoim sumieniem, taki potrzebuje zwykle wprost cudu łaski Bożej i nadzwyczaj dobrej woli, żeby się nawrócił przynajmniej w późniejszym wieku. Co smutniejsza, ludzie tacy marnują najlepsze, nieraz bardzo długie lata na to, żeby obrażać Boga i krzywdzić ludzi, a dopiero lichą resztę życia obracają na to, żeby naprawić dawne winy. 

A jednak, jak w ogóle wielu jest wezwanych, ale mało wybranych, tak samo i między młodzieżą wielu bywa takich, co do dziesiątego czy dwunastego roku życia byli dobrymi, Bogu i ludziom miłymi dziećmi, - a stosunkowo bardzo mało takich, którzy by wytrwali w dobrym, to znaczy w bogobojności i sumienności, aż do swej pełnoletniości. Jakiż tego powód? Wyliczymy tutaj cztery najgłówniejsze, a mianowicie: 

1) nasza zepsuta przez grzech pierworodny natura;
2) niedbalstwo lub nawet zły przykład rodziców;
3) złe szkoły;
4) zgorszenie. 

Wiemy, że skutkiem grzechu pierworodnego zmysły i myśli serca człowieczego skłonne są do złego od młodości. Żagiew grzechu rodzi się z nami, trwa w nas przez całe życie i dopiero wraz z nami umiera. Wiedział o tym święty Paweł, kiedy narzekał na siebie: Nie co dobrego chcę, to czynię; ale złe, którego nienawidzę, ono czynię. Doświadczamy tego sami na sobie, ilekroć np. szczerze postanawiamy co dobrego, a potem za lada pokusą postanowienia swego nie dotrzymujemy. Spostrzegamy to także u dzieci, w których ni stąd, ni zowąd pojawia się popędliwość i gniew, ciekawość, kłamliwość i różne inne złe skłonności, których nikt ich nie uczył. Niejeden z nas wie z własnego doświadczenia, że już w dziecięcym wieku nabył najgorszych nieraz nałogów, których nikt go nie uczył i których całą ujemną wagę dopiero później zrozumiał. 

Otóż ten wrodzony naszej skażonej naturze popęd do złego jest pierwszym i najgłówniejszym powodem wszelkiego zepsucia, tak u starszych, jak i u młodych. Obok łaski Bożej jedno jedyne jest lekarstwo, które Chrystus Pan wszystkim bez wyjątku, młodym i starym poleca, mówiąc: Jeśli kto chce za Mną iść, niech się sam siebie zaprze. Zaprzeć się samego siebie znaczy tyle, co zaprzeć się swoich widzimisię i swoich zachcianek. Im wcześniej dziecko nauczy się chętnie i pokornie poddawać swoje zapatrywania i zachcianki najpierw pod sąd i wolę rodziców, a następnie pod nieomylną naukę i zawsze święte przykazania Tego, którego zastępują mu rodzice - Pana Boga wszechmogącego, tym lepiej wyrobi sobie sumienność i hart duszy. Dlatego właśnie z tak wielkim naciskiem nakazuje Pan Bóg: Czcij ojca twego i matkę twoją, aby ci się dobrze wiodło i abyś długo żył. Dlatego też nie ma większego okrucieństwa nad to, którego dopuszczają się rodzice względem swoich dzieci, jeśli im we wszystkim przytakują, dogadzają i ustępują. 

Po wtóre, nie darmo Pan Bóg powierzył opiekę i władzę nad dziećmi rodzicom. Rodzice ponoszą wobec Boga i ludzi główną odpowiedzialność, tak za ciało, jak jeszcze więcej za duszę każdego ze swych dzieci. Nie mogą jak niegdyś Kain, zapytany: Gdzie jest Abel, brat twój?, odpowiedzieć: Nie wiem. Zalim ja jest stróżem brata mego? Z tej odpowiedzialności za każde z dzieci nikt i nic nie może ich zwolnić, bo sam Bóg włożył ją na nich. Dlatego i władzy nad dziećmi i prawa opiekowania się nimi ani Kościół, ani państwo, w ogóle nikt odebrać im nie może, bez wyraźnego, straszliwego pogwałcenia postanowienia Bożego, - chociaż i Kościół, i państwo mają prawo karać rodziców za zaniedbanie obowiązków względem dzieci, jak i za nadużycie władzy nad nimi. Mimo to jakże wiele jest ojców i matek, którzy zapytani: "Gdzie twoje dziecko? co ono robi? z kim i czym się bawi? czy tak jak w lata, rośnie również w mądrość i łaskę u Boga i ludzi?" - muszą z Kainem odpowiedzieć: "Nie wiem". - I gorzej jeszcze, ileż jest rodziców, od których dzieci uczą się przeklinać, gwałcić niedziele i święta, od ojca - poniewierać matkę, od matki - znieważać ojca, upijać się i tylu innych grzechów! A jeśli obcym ludziom grozi Pan Jezus: Kto by zgorszył jednego z tych małych... lepiej by mu było, aby zawieszono kamieni młyński u szyi, i zatopiono go w głębokościach morskich - to cóż czeka rodziców, którzy własne dzieci przyuczają do grzechu? 

Po trzecie, przywodzą młodzież do złego złe szkoły. Szkoły są potrzebne, bo młodzież potrzebuje większego wykształcenia, niż je zwykle w domu rodzicielskim otrzymać może; skutkiem tego rodzice, dbający również o doczesną przyszłość dzieci, zmuszeni bywają posyłać je do szkół. Niestety, w nowszych zwłaszcza czasach namnożyło się szkół takich, że o nauce w nich nabytej trzeba powiedzieć owe słowa Zbawiciela: Cóż pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a na duszy swej szkodę podjął? Odnosi się to szczególnie do tych szkół, w których: 

1) wiary świętej i szczerej pobożności wcale nie uczą albo w niedostatecznej tylko mierze; 

2) nauczyciele i przełożeni dbają tylko o najzwyklejszą karność szkolną, a o dobre obyczaje poza szkołą wcale się nie troszczą; 

3) nauczyciele twierdzenia przeciwne wierze zachwalają jako prawdy niezbite i zdobycze naukowe, a na domiar złego jawnie okazują, że sami obywają się bez Boga, kościoła i świętych Sakramentów. 

Gdziekolwiek są takie lub nawet tylko takie szkoły, tam rodzice i wszyscy w ogóle katolicy mają święty obowiązek użyć całego swego wpływu i pilnie korzystać z przysługujących im praw obywatelskich, np. przy wyborach, żeby zdobyć szkoły dobre i prawdziwie katolickie, w których dorastające pokolenia uczyłyby dorabiać się nie tylko chleba, ale i Nieba. 

4) Po czwarte, przywodzą młodzież do złego wszelakie zgorszenia, których w naszych czasach jest podobno tyle, co niegdyś w Sodomie i Gomorze. Pełno zgorszenia po wsiach: w karczmach, przy kieliszku i tańcach, przy prządkach, na pastwiskach i schadzkach potajemnych itd., itd. Pełno zgorszeń po miastach: w szynkowniach i restauracjach, w teatrach, kinach i na wszelkich innych widowiskach, na ulicach, nieomal wszędzie, gdziekolwiek się ruszyć. Pełno zgorszenia w książkach i gazetach, na afiszach porozlepianych na murach, wystawach sklepowych itp. Wszystko to pobudza dorosłych, a jeszcze więcej młodych do dogadzania i folgowania wszystkim namiętnościom i zachciankom, bez względu na Boga, na sumienie, na zdrowie, na wstyd, a wreszcie i na grosz. Co najsmutniejsza, to że w tych naszych czasach namnożyło się bezczelnych siewców zgorszenia, którzy dobre nazywają złym, a złe dobrym, gdyż bojaźń Boga i pobożność nazywają wstecznictwem, a bezbożność i niedowiarstwo oświatą; posłuszeństwo dla rodziców i władzy lizuństwem, a krnąbrność i niekarność męską samodzielnością; nienawiść klasową walką o byt i słuszną samoobroną swej godności i zagrożonych praw, a miłość chrześcijańską brakiem odwagi; wyuzdaną rozpustę mianują wolną miłością i potrzebą natury, nierzetelność zachwalają jako zręczność i umiejętność radzenia sobie w życiu, a potwarze, obmowy i plotki jako godziwą i potrzebną dla ogólnego dobra krytykę i wyrabianie opinii publicznej. Ta niecna, a niestety wytrwała robota apostołów złego, taki już wywołała zamęt w pojęciach o tym, co dobre, a co złe, że nieraz i staremu, a cóż dopiero młodemu, trudno rozpoznać prawdę od fałszu, chyba że posiada gruntowną znajomość zasad katolickich, przejęty jest szczerą bojaźnią Boga, a zarazem często chodzi do spowiedzi i radzi się dobrze doświadczonego i uczonego spowiednika. 

W każdym razie jasną jest rzeczą, na ile złego jest narażona nasza biedna młodzież i jak wiele ze strony rodziców i jej samej potrzeba czujności, pracy i modlitwy, aby ją uchronić od tego potopu złego. Więc czujności i pracy, a przede wszystkim modlitwy, bo jak mówi Pismo święte: Jeśli Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go budowali; jeśli Pan nie będzie strzegł miasta, próżno czuwa, który go strzeże.


Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.