Kwiecień - poświęcony tajemnicy zbawienia świata
"Ojcze mój, jeśli nie może ten
kielich odejść, ale mam go wypić,
niech się dzieje wola Twoja"
(Mat
XXVI, 42).
Intencja na miesiąc kwiecień
O zachowaniu młodzieży od złego
Zakony nasze między wielu innymi mają głównie tę
zasługę, że z wielkim poświęceniem pracują około
wychowania i kształcenia młodzieży. Utrzymują one
szkoły ludowe i inne zakłady naukowe, którym nie mogą
dorównać szkoły państwowe, zbyt mało troszczące
się o wychowanie młodzieży w wierze i dobrych
obyczajach, a w niektórych krajach nawet zgubnie na nie
wpływające. Za te właśnie dobre szkoły
nieprzyjaciele Boga i Kościoła najwięcej gniewają
się na zakony; zarazem żywią głębokie przekonanie,
że jeśli się im powiedzie wraz z zakonami zniszczyć
szkoły katolickie, to młodzież zmuszona będzie
uczęszczać do bezwyznaniowych, albo wprost bezbożnych
szkół publicznych, i tam prędko zobojętnieje dla Boga
i wiary, a przejmie się zasadami i dążnościami
wolnomyślnymi lub wprost bolszewickimi i w końcu
wszystkie kraje odwróci od świętej wiary katolickiej.
Dlatego w tym miesiącu mamy się modlić o zachowanie młodzieży od złego.
Mówi Pismo święte: Młodzieniec
wedle drogi swojej, choćby się zestarzał, nie odstąpi
od niej; i to samo twierdzi dawne nasze
przysłowie: "Czym garnuszek za młodu nasiąknie,
tym na starość trąci". Dlatego naucza prorok: Dobrze jest mężowi, gdy nosi
jarzmo od młodości swojej; a św.
Paweł upomina: A wy
ojcowie synów waszych wychowujcie w karności i grozie
Pańskiej. W ogóle rozum i
doświadczenie dowodzą, że kto za młodu szczerze
przejął się prawdziwą czcią i bojaźnią Pana Boga i
nauczył się we wszystkim, wszędzie i zawsze
postępować sumiennie - ten niełatwo stanie się złym
i przewrotnym człowiekiem; a chociażby kiedy pod
naporem pokusy zszedł z dobrej drogi, to zwyczajnie
wcześniej lub później powróci na nią z szczerą
skruchą i ostatecznie zbawi swoją duszę. Przeciwnie,
kto za młodu, czy to z własnej, czy też obcej winy,
nigdy Pana Boga należycie nie poznał i wskutek tego nie
nauczył się rachować z swoim sumieniem, taki
potrzebuje zwykle wprost cudu łaski Bożej i nadzwyczaj
dobrej woli, żeby się nawrócił przynajmniej w
późniejszym wieku. Co smutniejsza, ludzie tacy marnują
najlepsze, nieraz bardzo długie lata na to, żeby
obrażać Boga i krzywdzić ludzi, a dopiero lichą
resztę życia obracają na to, żeby naprawić dawne
winy.
A jednak, jak w ogóle wielu jest wezwanych, ale mało
wybranych, tak samo i między młodzieżą wielu bywa
takich, co do dziesiątego czy dwunastego roku życia
byli dobrymi, Bogu i ludziom miłymi dziećmi, - a
stosunkowo bardzo mało takich, którzy by wytrwali w
dobrym, to znaczy w bogobojności i sumienności, aż do
swej pełnoletniości. Jakiż tego powód? Wyliczymy
tutaj cztery najgłówniejsze, a mianowicie:
1) nasza zepsuta przez grzech pierworodny natura;
2) niedbalstwo lub nawet zły przykład rodziców;
3) złe szkoły;
4) zgorszenie.
Wiemy, że skutkiem grzechu pierworodnego zmysły i myśli serca człowieczego
skłonne są do złego od młodości. Żagiew
grzechu rodzi się z nami, trwa w nas przez całe życie
i dopiero wraz z nami umiera. Wiedział o tym święty
Paweł, kiedy narzekał na siebie: Nie
co dobrego chcę, to czynię; ale złe, którego
nienawidzę, ono czynię. Doświadczamy
tego sami na sobie, ilekroć np. szczerze postanawiamy co
dobrego, a potem za lada pokusą postanowienia swego nie
dotrzymujemy. Spostrzegamy to także u dzieci, w których
ni stąd, ni zowąd pojawia się popędliwość i gniew,
ciekawość, kłamliwość i różne inne złe
skłonności, których nikt ich nie uczył. Niejeden z
nas wie z własnego doświadczenia, że już w
dziecięcym wieku nabył najgorszych nieraz nałogów,
których nikt go nie uczył i których całą ujemną
wagę dopiero później zrozumiał.
Otóż ten wrodzony naszej skażonej naturze popęd do
złego jest pierwszym i najgłówniejszym powodem
wszelkiego zepsucia, tak u starszych, jak i u młodych.
Obok łaski Bożej jedno jedyne jest lekarstwo, które
Chrystus Pan wszystkim bez wyjątku, młodym i starym
poleca, mówiąc: Jeśli
kto chce za Mną iść, niech się sam siebie
zaprze. Zaprzeć się samego siebie
znaczy tyle, co zaprzeć się swoich widzimisię i swoich
zachcianek. Im wcześniej dziecko nauczy się chętnie i
pokornie poddawać swoje zapatrywania i zachcianki
najpierw pod sąd i wolę rodziców, a następnie pod
nieomylną naukę i zawsze święte przykazania Tego,
którego zastępują mu rodzice - Pana Boga
wszechmogącego, tym lepiej wyrobi sobie sumienność i
hart duszy. Dlatego właśnie z tak wielkim naciskiem
nakazuje Pan Bóg: Czcij
ojca twego i matkę twoją, aby ci się dobrze wiodło i
abyś długo żył. Dlatego też nie ma
większego okrucieństwa nad to, którego dopuszczają
się rodzice względem swoich dzieci, jeśli im we
wszystkim przytakują, dogadzają i ustępują.
Po wtóre, nie darmo Pan Bóg
powierzył opiekę i władzę nad dziećmi rodzicom.
Rodzice ponoszą wobec Boga i ludzi główną
odpowiedzialność, tak za ciało, jak jeszcze więcej za
duszę każdego ze swych dzieci. Nie mogą jak niegdyś
Kain, zapytany: Gdzie
jest Abel, brat twój?, odpowiedzieć: Nie wiem. Zalim ja jest
stróżem brata mego? Z tej
odpowiedzialności za każde z dzieci nikt i nic nie może ich zwolnić,
bo sam Bóg włożył ją na nich. Dlatego i władzy nad
dziećmi i prawa opiekowania się nimi ani Kościół,
ani państwo, w ogóle nikt odebrać im nie może, bez
wyraźnego, straszliwego pogwałcenia postanowienia
Bożego, - chociaż i Kościół, i państwo mają prawo
karać rodziców za zaniedbanie
obowiązków względem dzieci, jak i za nadużycie władzy nad
nimi. Mimo to jakże wiele jest ojców i matek, którzy
zapytani: "Gdzie twoje dziecko? co ono robi? z kim i
czym się bawi? czy tak jak w lata, rośnie również w
mądrość i łaskę u Boga i ludzi?" - muszą z
Kainem odpowiedzieć: "Nie wiem". - I gorzej
jeszcze, ileż jest rodziców, od których dzieci uczą
się przeklinać, gwałcić niedziele i święta, od ojca
- poniewierać matkę, od matki - znieważać ojca,
upijać się i tylu innych grzechów! A jeśli obcym
ludziom grozi Pan Jezus: Kto
by zgorszył jednego z tych małych... lepiej by mu
było, aby zawieszono kamieni młyński u szyi, i
zatopiono go w głębokościach morskich - to cóż
czeka rodziców, którzy własne dzieci przyuczają do
grzechu?
Po trzecie, przywodzą młodzież do złego złe
szkoły. Szkoły są potrzebne, bo młodzież potrzebuje
większego wykształcenia, niż je zwykle w domu
rodzicielskim otrzymać może; skutkiem tego rodzice,
dbający również o doczesną przyszłość dzieci,
zmuszeni bywają posyłać je do szkół. Niestety, w
nowszych zwłaszcza czasach namnożyło się szkół
takich, że o nauce w nich nabytej trzeba powiedzieć owe
słowa Zbawiciela: Cóż
pomoże człowiekowi, jeśliby wszystek świat zyskał, a
na duszy swej szkodę podjął? Odnosi
się to szczególnie do tych szkół, w których:
1) wiary świętej i szczerej pobożności wcale nie
uczą albo w niedostatecznej tylko mierze;
2) nauczyciele i przełożeni dbają tylko o
najzwyklejszą karność szkolną, a o dobre obyczaje
poza szkołą wcale się nie troszczą;
3) nauczyciele twierdzenia przeciwne wierze
zachwalają jako prawdy niezbite i zdobycze naukowe, a na
domiar złego jawnie okazują, że sami obywają się bez
Boga, kościoła i świętych Sakramentów.
Gdziekolwiek są takie lub nawet tylko takie szkoły,
tam rodzice i wszyscy w ogóle katolicy mają święty
obowiązek użyć całego swego wpływu i pilnie
korzystać z przysługujących im praw obywatelskich, np.
przy wyborach, żeby zdobyć szkoły dobre i prawdziwie
katolickie, w których dorastające pokolenia uczyłyby
dorabiać się nie tylko chleba, ale i Nieba.
4) Po czwarte, przywodzą młodzież do złego
wszelakie zgorszenia,
których w naszych czasach jest podobno tyle, co niegdyś
w Sodomie i Gomorze. Pełno zgorszenia po wsiach: w
karczmach, przy kieliszku i tańcach, przy prządkach, na
pastwiskach i schadzkach potajemnych itd., itd. Pełno
zgorszeń po miastach: w szynkowniach i restauracjach, w
teatrach, kinach i na wszelkich innych widowiskach, na
ulicach, nieomal wszędzie, gdziekolwiek się ruszyć.
Pełno zgorszenia w książkach i gazetach, na afiszach
porozlepianych na murach, wystawach sklepowych itp.
Wszystko to pobudza dorosłych, a jeszcze więcej
młodych do dogadzania i folgowania wszystkim
namiętnościom i zachciankom, bez względu na Boga, na
sumienie, na zdrowie, na wstyd, a wreszcie i na grosz. Co
najsmutniejsza, to że w tych naszych czasach namnożyło
się bezczelnych siewców zgorszenia, którzy dobre
nazywają złym, a złe dobrym, gdyż bojaźń Boga i
pobożność nazywają wstecznictwem, a bezbożność i
niedowiarstwo oświatą; posłuszeństwo dla rodziców i
władzy lizuństwem, a krnąbrność i niekarność
męską samodzielnością; nienawiść klasową walką o
byt i słuszną samoobroną swej godności i zagrożonych
praw, a miłość chrześcijańską brakiem odwagi;
wyuzdaną rozpustę mianują wolną miłością i
potrzebą natury, nierzetelność zachwalają jako
zręczność i umiejętność radzenia sobie w życiu, a
potwarze, obmowy i plotki jako godziwą i potrzebną dla
ogólnego dobra krytykę i wyrabianie opinii publicznej.
Ta niecna, a niestety wytrwała robota apostołów
złego, taki już wywołała zamęt w pojęciach o tym, co
dobre, a co złe, że nieraz i staremu, a cóż dopiero
młodemu, trudno rozpoznać prawdę od fałszu, chyba że
posiada gruntowną znajomość zasad katolickich,
przejęty jest szczerą bojaźnią Boga, a zarazem
często chodzi do spowiedzi i radzi się dobrze
doświadczonego i uczonego spowiednika.
W każdym razie jasną jest rzeczą, na ile złego
jest narażona nasza biedna młodzież i jak wiele ze
strony rodziców i jej samej potrzeba czujności, pracy i
modlitwy, aby ją uchronić od tego potopu złego. Więc
czujności i pracy, a przede wszystkim modlitwy, bo jak
mówi Pismo święte: Jeśli
Pan nie zbuduje domu, próżno pracowali, którzy go
budowali; jeśli Pan nie będzie strzegł miasta,
próżno czuwa, który go strzeże.
Żywoty Świętych Pańskich
na wszystkie dni roku, Katowice/Mikołów 1937 r.