ROZMYŚLANIA
NA KAŻDY DZIEŃ MAJA
ZAPISKI Z KONFERENCYJ MAJOWYCH
KS. ZYGMUNTA GOLIANA
––––––––
DZIEŃ XIV
O fałszywej roztropności
I. Kiedy Herod postanowił wytracić wszystkie dzieci
męskie od dwóch lat urodzone, aby pomiędzy nimi stracić Jezusa, wtedy ukazał
się Józefowi świętemu Anioł i rzekł mu: "Weź Dziecię i Maryję i ujdź do
Egiptu i bądź tam, aż ci powiem". Gdyby rozkaz taki był spotkał kogo z
nas, choćby z ust Anioła, jakaż by była najpierwsza czynność nasza? Byłoby
zapytanie: Co jeszcze wziąć prócz Jezusa i Matki Jego? Jak tam żyć w Egipcie i
z czego? I jeszcze: Co też ludzie powiedzą na tę podróż tak daleką i
niespodziewaną?
Nic z tego wszystkiego nie uczyniła ani Maryja, ani
Józef święty. Rzucili bez namysłu zacisze swoje, wzięli dzieciątko, bo z
dzieciątkiem Bożym nie było dla nich wygnania. Wiedzieli Oni, że gdzie Jezus,
tam wszystko, tam Niebo. Poszli ubodzy pielgrzymi do obcego kraju, bez troski o
jutro, choć ich tam żadne przychylne nie czekało serce. Owszem, Oni, jak mówi
tradycja, przysługiwali się ludziom w pogańskim Egipcie i od Nich korzyść
odnosili mieszkańcy tego kraju.
Przedstawmy sobie Maryję pracującą między obcymi,
zapobiegającą brakowi i biedzie Dzieciątka, swoim przemysłem, lecz spokojną o
jutro, będące zawsze w ręku najmiłościwszej Opatrzności. Nigdy się nie
namyślała, gdy okoliczności wskazały Jej wolę Bożą, nigdy się nie zdobywała na
sposoby odwrócenia tego, co Bóg zsyłał, – starała się tylko, aby wypełnić
powinność swoją w danej chwili i aż do chwili oznaczonej, – nie uprzedzając czasu
ani postanowień Bożych nad sobą.
W czynach Najświętszej Panny widzimy także tę wielką,
wobec świata i ludzi swobodę. Słyszała, jak mówiono o Jezusie: Syn cieśli z
Nazaretu – i nie przeczyła, nie odwoływała, nie prostowała opinii, nie zdawało
Jej się, że prawda tego wymaga, że cześć Pana Jezusa tego potrzebuje.
Pamiętała, że nie zawsze chwała Boża schodzi się z naszą chwałą i że tylko źle
zrozumiana przezorność ubiega się o sprostowania, nas samych się tyczące.
II. Tak jak święta roztropność wznosi i umacnia budowę
naszą moralną, tak ją podkopuje i niszczy fałszywa roztropność. Z niej bowiem
wyradza się czynność nasza własna, działanie nasze osobiste, w miłości własnej
poczęte, w wyobraźni dokonane, niepokojem zawsze ziejące.
Czasem szukamy wielkiej liczby spraw i sądzimy, że
zapełniając tak nasze życie, zapobieżemy uczuciu próżni i zasłużymy się przed
Bogiem i ludźmi. Jeżeli jedną rzecz dobrze zrobić jest trudno, ileż trudniej
zrobić dobrze dużo rzeczy. Pośpiech, w jakim żyjemy wtedy, nie dozwala nam
dostrzec, że wszystkie te sprawy krzywo idą i że pozorne szukanie rzeczy
dobrych, jest tylko próchnem, z którego miłość własna prześwieca. Nie można
brać udziału w każdej dobrej sprawie, nie można mieć jednakowej zdolności do
wszystkich rzeczy, trzeba więc doskonale się zastanowić, nim się czegoś nowego
podejmiemy, nim rozpoczniemy jakie nowe działanie.
Daleko ujemniejszą stroną fałszywej roztropności jest
wzgląd ludzki. Jakiż to niepotrzebny hamulec w drodze pod górę! Zadziwiającą
jest tkwiąca w nas żądza pochwał i poklasku, jak gdybyśmy byli aktorami na
arenie życia; wszystkie czyny nasze stosujemy do tej niewidzialnej a często i
niepatrzącej na nas publiki. Słowo pochwały ma dla nas urok niezmierny; czasem
je odwracamy od siebie przez uczucie jakiejś światowej przyzwoitości, ale
wewnątrz czujemy mimowolnie jego balsam. Słowo pochwały jak wiatr przeleci,
lecz miłość własna żyje nim długo niekiedy; miłość własna jest łakomą i
najgrubszą potrawą, jaką jest pochlebstwo, nie pogardza, i owszem, ubiega się o
nią – i sądzi się być roztropną, gdy upoluje aprobatę ludzką, a więcej jeszcze,
gdy pochwałę uzyska.
Fałszywa roztropność stara się o ilość uczynków, o ich
blask, nie zaś o prawdziwą ich wartość. A każdy czyn nasz w świetle prawdy
Bożej obejrzany, wiele, wiele traci na wartości. Dlaczegóż więc oszukiwać
najprzód siebie, ubiegając się sztucznie o poklask ludzki?
Niech nas prawdziwa roztropność nauczy prostoty, niech
w naszych uczynkach, w zamiarach naszych nie będzie gorączkowego pośpiechu, bo
to nieomylna cecha własnego interesu. Tylko gdy o naszą sprawę idzie, brakuje
nam zimnej krwi i rozwagi; – z pośpiechu powstaje zamęt, brak światła i
najczęściej chybia się celu. Najlepsze, najświętsze nawet natchnienie, powinno
być poddane pod rozwagę, nim się obróci w wykonanie.
Westchnienie.
Matko przedziwna, Maryjo najcichsza, weź
mnie w swoją opiekę w każdym czynie i zamiarze; daj zacząć, jak Ty zaczynałaś i
skończyć z Tobą i z Jezusem.
Praktyka: Obiorę sobie jakie krótkie, choćby z dwóch wyrazów
westchnienie, którym będę zaczynał każdą ważniejszą czynność, np. każde wyjście
z domu, każdy list itp.
–––––––––––
Rozmyślania
na każdy dzień maja. Zapiski z
konferencyj majowych ks. Zygmunta Goliana. Dodano najwyborniejsze modlitwy i
pieśni do Matki Najświętszej. Kraków 1931. Wydawnictwo Księży Jezuitów, ss.
75-81.