Święcenie Bożego Narodzenia przez św. Franciszka |
"Wyznawam tobie Ojcze Panie nieba i ziemi, żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim".
Ew. św. Mat. r. XI,
w. 25.
Człowiek żyjący życiem tylko zwierzęcym, człowiek
zwierzęcy, homo animalis, jak go nazywa Pismo święte, całe życie trudzi
się w poszukiwaniu drogi wiodącej do szczęścia i całe życie trudzi się na
próżno... Przed synami ludzkimi Ojciec niebieski zakrył te rzeczy, które
objawia tylko dzieciom swoim, synom Bożym. Synowie ludzcy przy całej
swojej mądrości i roztropności im się bliższymi sądzą swego celu, z tym większą
boleścią poznają, że miłowali marność i szukali kłamstwa, a serca swoje
obciążyli nędzą. Synowie człowieczy, woła Psalmista, pókiż ciężkiego
serca, przecz miłujecie marność i szukacie kłamstwa? (Ps. IV, 3).
Ale chrześcijanin, człowiek żyjący życiem wiary, człowiek
duchowny, człowiek maluczki, jak go nazywa Zbawiciel, to jest człowiek
który ani w mądrości, ani w roztropności, ani w mocy tego świata nadziei swej
nie położył, tylko w ukrzyżowanym Jezusie Chrystusie, – ma przed sobą
wąską wprawdzie i ciernistą, ale prostą, jasną i pewną drogę wiodącą do pokoju,
radości i wesela, których świat dać nie może, ani ich odjąć nie może. O takim
już mówił Psalmista: Wiedzcie, iż dziwnym uczynił Pan świętego swego
(Tamże, w. 4).
Jak dróg szczęścia nikt nie pozna prócz tych, którym Ojciec
niebieski objawia, to jest prócz maluczkich na podobieństwo Jezusa
Chrystusa i świętym na podobieństwo Jego, tak i tymi drogami nikt do
prawdziwego dobra nie trafi ani nie dojdzie, prócz tych, którzy wszedłszy na
drogę maluczkich, stawali się maluczkimi do końca swojego życia, a na
drogi mądrości i roztropności synów tego świata nie zboczyli: Zbawiciel
wyraźnie to zapowiada, gdy wezwawszy dziecię i postawiwszy je w pośrodku
uczniów, rzekł do nich: Zaprawdę powiadam wam, jeżeli się nie nawrócicie
(to jest nie wnijdziecie na drogę maluczkich) i nie staniecie się
jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego (Św. Mat. XVIII,
3). Pan nie tylko wiedzie takich drogą prostą i ukazuje im królestwo Boże i
daje im umiejętność świętych, ale ich nadto uzacnia w ich pracach i
usiłowaniach, i tych prac z nimi dopełnia (Mądr. X, 10). Sam Bóg dopełnia prac
sług swoich!
Complevit labores illius! Czymże
tak dopełnił? Tym, że ich szczęśliwość do upragnionego kresu doprowadził. Święci
w niebie swoim wiecznym szczęściem wykładają nam ziemianom to tak dziwne
słowo. Oni o ziemianach zdają się mówić z Psalmistą: Wielu ich mówią, któż
nam okaże dobra? Naznamionowana jest nad nami światłość oblicza Twojego; dałeś
wesele w sercu mojem. Od urodzaju zboża, wina i oliwy swej, rozmnożeni są. W
pokoju pospołu będę spał i odpoczywał (Ps. IV, 6-9).
Św. Franciszek Seraficki w szczególniejszy sposób tę
mądrość synów Bożych, tę roztropność maluczkich zrozumiał. Na drogę maluczkich
wszedłszy, do końca maluczkim się stawał. – W tych dwóch słowach całe się jego
życie, wszystkie prace i cała świętość wyraża. Ukrzyżowany był dla niego
celem, Ukrzyżowany drogą wiodącą do celu, Ukrzyżowany też uczcił go w pracach i
dopełnił prac jego. Mało kto tak pełnym sercem i pełnymi usty, jak on, mógł
powtórzyć za Apostołem: Ja nie daj Boże, abym się miał chlubić, jedno w
krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego mnie świat jest ukrzyżowan
a ja światu (Galat. VI, 14). Mało też kto w ciężkościach życia swego może
za nim z równą pełnością prawdy powtórzyć: w tym się weselę ale i weselić
się będę (Filip. I, 18), ale choć mnie i zarzezą na ofiarę... weselę
się i pomagam wszystkim wam wesela (Tamże r. II, w. 17). Bóg mu był
wszystkim, i cóż dziwnego, że Bóg tak dziwnym uczynił świętego swego. Dla Boga
żył, dla Boga czynił wszystko wiedząc, że Bóg tylko jak widzi wszystko, co się
dla Niego czyni, tak i pamięta to wszystko, tak i sam wszystko nagrodzić jest
mocen.
Świat się dziwi
maluczkości sług Bożych, którzy zamiast sobie ciężkie drogi tego życia
osładzać podług mądrości ciała, zamiast je wymijać i dążyć podług jego mądrości,
aby dostać co on swoim obiecuje, podobają sobie w swoich ciężkościach; dziwi
się, szydzi, ma ich za pośmiech i przysłowie urągania (Mądr. V, 3) –
niebo także się dziwi tej samej maluczkości, widząc jak jej zwolennicy
pewnym, niezawodnym krokiem mimo ciemności i ciężkości życia do szczęścia
zdążają, i jak w tym celu z samych nędz, trudów i cierpień życia korzystają. A
my patrząc na tych Bożych przyjaciół, co myśleć i czynić mamy? Życie to pełne
nędz, trudów i cierpień! – Nie na wiele się przyda o tym mówić i nad tym się
rozczulać – ale należałoby już o tym pomyśleć i nad tym pracować, aby z tych
nędz, trudów i cierpień odnosić należne korzyści. Największa nędza to cierpieć
i trudzić się bez korzyści, na próżno; a tej nędzy my sobie samym przyczyną.
Jeżeli się trudzimy na próżno, to dlatego, że się nie trudzimy dla Boga.
Gdybyśmy one trudy podejmowane dla podobania się ludziom podjęli jako słudzy
Chrystusa: Nie jakoby ludziom się podobając, ale jako słudzy Chrystusowi
czyniąc wolę Bożą z serca, z dobrą wolą służąc jako Panu a nie ludziom, wiedząc
iż każdy cokolwiek uczyni dobrego to odniesie od Pana (do Efez. VI, 6-8),
wtedy by nam się sowicie wynagrodziły. Tak jest; cokolwiek, ktokolwiek czyni
dobrego dla Boga, dobrą wolą, szczerym umysłem, jako sługa Boży, może się
spodziewać, że mu wszystkie trudy zakwitną w słodkie owoce. Tylko w widokach
Bożych podjęte trudy tego życia mogą obfitować w prawdziwe korzyści. Przyczyny
są proste. 1. Bo tylko Bóg sam poznaje, zna dobrze, co podejmujemy dla Niego.
2. Bo tylko Bóg stale nam pamięta, cośmy dla Niego podjęli. – 3. Bo tylko sam
Bóg mocen jest nagrodzić to wszystko, cośmy przenieśli dla Niego. Ave Maria!
I.
Jak świat przyjmuje wszystko, co dlań podejmujecie, jak
wasze trudzenia się dla ludzi oceniają ludzie, lepiej podobno wiecie o tym od
nas, przynajmniej częściej, żywiej się na to skarżycie. Świat najprzykrzejszy
dla tych, którzy się od niego najwięcej spodziewali i którzy go najwięcej
używali. Trudzimy się dla ludzi, to oni sądzą, że zbyt wiele czynią, gdy na
trudy nasze zwracają uwagę. O jak często, aby nie obrazić ich miłości własnej, kryć
musimy wspomagającą ich dłoń – bo samą wiadomość, żeś im wyświadczył
dobrodziejstwo, mają sobie za uciążliwą. Jak często zamiast zyskać sobie serce
tych, dla których się trudzimy, im się niejako naprzykrzamy, mordujemy ich
naszą uprzejmością; świadectwa naszej przychylności są im natrętne. Któż zresztą
nie wie, iż ludzie nie to cenią, iż się dla nich trudzimy, ale to tylko, co z
trudzeń się naszych dobrego dla nich wypadnie. Tak więc wartość naszych trudów
nie dobrą naszą wolą, lecz okolicznościami, od których zawisły jest skutek,
mierzą. Jedni zniżają wartość tych trudów, aby nie być zniewolonymi do
podjęcia obowiązków wdzięczności; inni wcale na to nie patrzą, lekkomyślnie
wszystko traktują; – inni na koniec sądzą, iż trudząc się dopełniliście tylko
swego względem nich obowiązku. Oto jak ludzie poznają i uznają, co dla nich
czynicie. – Tylko Bóg poznaje prawdziwą zasługę i wartość waszych czynności,
ich pobudki oraz ich cel.
Człowiek widzi zewnątrz: Człowiek widzi co się pokazuje,
mówi Pan do Samuela (1 Reg. XVI, 7). A Bóg? Czyliż Ty masz oczy cielesne,
pyta Job wszechmocnego, albo jako widzi człowiek i Ty widzieć będziesz
(X, 4). A Duch Święty odpowiada: Pan zaś patrzy na serce (1 Król. XVI,
7). Serce! oto tajemny fundament, źródło dające czynom naszym życie. Ta to
intencja z woli, z serca biorąca początek, duszą jest naszych czynności, a bez
tej duszy wszystko co czynimy, jest jak umarłe. I to właśnie Bóg widzi, i tego
właśnie ludzie widzieć nie mogą. Ludzie nie mogą być nigdy pewnymi, że to co dla
nich czynicie, z serca czynicie, recto corde, bona voluntate; czy
się tam co nie przymieszało interesowności, wyrachowania, jakaś miłość
naturalna, namiętna, sama sobie zadość czyniąca, albo może przymus dobrze
pokryty, albo pewna szlachetność ostentacyjna, pompatyczna. Wątpliwości
gorzkie, przykre, ale na tylu faktach z podobnego źródła płynących ugruntowane!
Jeden obłudny, nieszczery przyjaciel, szczerość i prostotę dziesięciu na podobne
podejrzenia wystawia.
Co więcej; gdy nawet są przekonani o twej szczerości,
nie mogą przecież tej szczerej intencji znać wszechstronnie. Najżywsze uczucia
częstokroć słabo się objawiają, a tymczasem wedle objawu tylko bywają sądzone.
Są serca żywo, głęboko czujące, ale słabo to wyrażające; albo brak sposobności,
albo okoliczności nie sprzyjają. O wieleż razy pragniecie, aby ktoś poznał
lepiej wasze względem niego usposobienie, aby odgadł waszą myśl, aby czytał w
waszym sercu, a pragniecie na próżno. Z jakimże zapałem broniłbyś sprawę
ukochanej osoby, pracował dla jej uszczęśliwienia, ale na sposobności zbywa.
Zresztą choćby i uwierzono w szlachetność naszych uczuć na nasze własne
zapewnienia, czyż ta wiara da im uczuć całą siłę szczerych i żarliwych naszych
chęci!
Ale nie dość na tym. Jest najlepsze świadectwo dla naszych
uczuć, a tym jest czyn. Stawiasz to świadectwo: ale czyż stawiać tak przed
oczy nie jest to samo, co zaciemniać? Czy będziesz mógł powiedzieć, ileś
podjął, ileś się utrudził, ileś ucierpiał, aby czynem uczucie potwierdzić? Nie,
bo wiesz, że tym właśnie najwięcej zobowiążesz, gdy na tę stronę zasłonę
rzucisz i dowiedziesz, że to wszystko zbyt ci łatwo przyszło. Trzeba nieraz
udawać, że sobie tego wcale nie cenimy, co dla ukochanych czynimy. Nowy dowód,
że nie tylko ludzie nie znają się na tym, co dla nich czynimy, ale się nawet
poznać nie chcą. Dlatego to czyniąc komuś dobrze nie chcecie, aby wiedział, kto
mu to dobre uczynił.
O, jak inaczej rzecz się ma u Boga! Jego umysł przenikliwy
dochodzi do gruntu duszy – jak Apostoł powiada: penetrabilior omni gladio
ancipiti et pertingens usque ad divisionem animae, compagum quoque ac
medullarum et discretor cogitationum et intentionum cordis... ita – ut
omnia nuda sunt et aperta oculis ejus (rozeznawający myśli i przedsięwzięcia
serdeczne) (Hebr. IV). On widzi, jak skoro tylko coś dla Niego pomyślisz; On
widzi myśl obudzającą w sercu zapał, w woli postanowienie, w duszy
przedsięwzięcie, zgoła cały proces dobrego uczynku spełnianego dla Jego chwały.
Oto w niebie świadek jest mój a świadek (conscius) mój na wysokościach,
woła w swym cierpieniu Job (XVI, 20). A gdy On widzi skrytości duszy, co czynimy
dla Niego, więc możemy być pewni, że jest zadowolony i możemy być spokojni.
Bóg będzie zadowolony, bo widzi, żeśmy Go chcieli
zadowolić. To dość. Och! nie tak jak ludzie. On tego co nie zależało od nas, na
karb woli naszej nie położy; naszego nieszczęścia nie będzie nam miał za
zbrodnię, jak to czynią zbyt często ludzie. O jak często to, co od ludzi
ściąga nam tylko zarzuty, sercu Boga jest przyjemne. To samo, że chcemy działać
w widokach Jego chwały, w oczach Jego już ma wartość. Dobra intencja da w
oczach Jego wartość najlichszej z pozoru czynności. Dlatego to Apostoł powiada:
Quodcumque facitis, czyńcie jako Panu a nie ludziom (List do Kolos. III,
23), a w liście do Koryntian: chociaż tedy jecie, chociaż pijecie, choć co
innego czynicie, wszystko na chwałę Boga czyńcie (1 List X, 31). Owszem gdy
ludzie to tylko cenią, co ich oczy widzą, Bóg raczej to ceni, co w intencji, w
sercu utajone: Nie na oko służąc jakoby ludziom się podobając... ale czyniąc
wolę Bożą z serca (Efez. VI, 6). Nie tylko tę wolę ceni w tych, którzy są
czynu niezdolni – ale i w tych, którzy działając z niej tylko działają.
A jeśli Bóg zadowolony, tedy my spokojni. Bo i czegóż
byśmy się obawiać mieli? Niepowodzenia w tym cośmy przedsięwzięli? Ale
powodzenie nie od nas zależy, a On to tylko ocenia, co z naszej woli pochodzi.
Zrobiliśmy wszystko dla Niego, kiedyśmy zrobili to, cośmy mogli. Będziemy się
rumienić nędzoty naszych dobrych czynów? Ale nędznym być nie może, co dobra
wola, co miłość wsparta łaską działa. Będziemyż się obawiać sądów ludzkich? Na
ludzi rachując tracimy wszystko, gdy ludzie źle sądzą; zyskujemy bardzo mało,
gdy uznają wartość czynów naszych. Ale co nam sądy, potępiania, wyroki czy pochwały
świata? Jam pewny zawsze swego przed Bogiem: Ecce in coelo testis meus et
conscius meus in excelsis. – Czego się mam o świadków ziemskich kłopotać?
Jak więc widzicie, warto się trudzić dla Boga już z tego choćby tylko tytułu,
że On całą wartość trudów naszych dla siebie podjętych uznaje.
II.
Ale jest jeszcze inny powód.
Wy, coście wiele, bardzo wiele zrobili dla ludzi,
wiele się dla nich utrapili, wiele dla nich poświęcili, i którzyście w
zasługach waszych przez nich uznani zostali, możecież być pewni, że czas tego
uznania nie zwątli i wrażeń nie zatrze? Ale po was inni dobrze im czynili; to
wystarcza podobno do zapomnienia o tym, coście wy dla nich uczynili. Nie
widziano was długo, zapomniano o was tym zupełniej. Wy sami czy nie
straciliście coś z siły waszej wdzięczności dla drugich? – Czy nie
zapomnieliście o tym, o czym sądziliście, że nigdy nie zapomnicie? Pochlebiać
tym, od których się jeszcze czegoś spodziewać można, zapomnieć o tych, którzy już
dla nas nic nie mogą, czyż nie taż jest zasada świata? Tak, nawet dla tych,
którym się dozgonną obiecuje wdzięczność! W pierwszej chwili całyś w
uniesieniach, nieco później chłodniejszy, potem całkiem zimny. Starzeją
dobrodziejstwa, starzeją i o nich wspomnienia, i za nie wdzięczność. Niechby
powstali z grobu wielcy ludzie, dobroczyńcy i bohaterowie – z czym by się
spotkali? Sama historia czy wdzięczniejsza? Iluż wielkich ona spotwarza?
Ze strony Boga inaczej, inaczej! On jak powiada Job: Nie
odwróci od sprawiedliwego oczu swych (Job. XXXVI, 7). My sami mogliśmy
zapomnieć, cośmy dla Jego chwały uczynili, ale On nie zapomina. – My wołamy w
tym zapomnieniu się naszej pokory: Słudzy niepożyteczni jesteśmy. – Ale
On wedle Apostoła: nie jest niesprawiedliwy aby zapomniał roboty waszej i
miłości, którąście ukazali w imię Jego (do Żyd. VI, 10). Każdy dobry czyn,
pragnienie, dobre poruszenie serca, dobra myśl, żyją przed oczyma Jego. Jeżeli
w łasce Jego zejdziecie, dobrze skończywszy swe bojowanie, On wam okaże obok
bohaterskiej cnoty i czynów, obok wysileń wśród cierpień i konania, obok cnót
waszej wiosny, waszej młodości, waszego dziecieństwa – wasze pierwsze walki,
pierwsze szlachetne serca poruszenia, wasze pierwszej miłości wyrazy, pierwszy
pacierz, pierwsze oczu i serca ku niebu wzniesienie. Tam się okaże prosta
praca niewiasty mocnej, którą wychwala Salomon (Pro. XXXI) obok świetnych
zwycięstw Judyty i poświęceń Estery – tajemne Tobiasza cnoty obok dzielności i
świetnej odwagi Dawida, – cierpliwość cicha Joba, obok nieustraszonej
wytrwałości Eleazara – uboga ofiara wdowy obok jałmużn Zacheusza! Tam wszystko
znajdziecie zasługą na wieńce nieśmiertelności!
Ale jeżeliście zgrzeszyli – ciemna chmura pokryła cnoty
wasze – spalił je ogień nieprawości! W jednej chwili straciliście owoc długich
lat i usiłowań. Tak jest, wszystko byłoby stracone, jeśli w tych grzechach
wytrwacie do śmierci, bo grzech czyni nas nieprzyjaciółmi Boga – a od nieprzyjaciół
Bóg nic przyjąć nie może. Wszakże zasługi cnót waszych przez grzechy zabite
przez pokutę mogą jeszcze odżyć. Coście w stanie grzechu uczynili, to choćby
było najlepsze, zasługą wobec Boga być nie może. Co się urodziło umarłe, to już
nie odżyje, a te dzieła w stanie grzechu wykonane chociaż są mortua –
umarłe lub mortificata, uśmiercone późniejszym grzechem jednak odżyją,
bo choć ich owoc, kwiat zieloność łodyga, zniszczona, gdy jednak miłość
ożywiająca zakorzeni się znów w sercu, wnet one sprawy ożywi. Wróćcie Bogu
przyjaźń – a On wam powróci prawa swych przyjaciół. Chwila zapomnienia
grzechów będzie chwilą przypomnienia dawnych cnót.
Ludzie zapominają dobrego uczynionego sobie, Bóg tylko
zapomina grzechów, aby ich nigdy nie pamiętać tym, którzy Go obrazili, skoro się
pokutą do Niego nawrócili. Jeśli ludzie przebaczają, zawsze coś gorzkiego
pozostawią na dnie serca. Wspomnienia doznanej krzywdy odradzają się mimo woli
– najmniejsza następna obraza zapala cały dawny żal – czasem nawet zapala go
sam widok przeniewiercy. Czyż przebaczenie ludzkie wraca prawa przyjaźni?
Prawie nigdy. – Tylko Bóg przebaczający wraca przyjaźń swoją, przyjaźń, w której
On daje wszystko, przyjaźń, która wymaga równości – a dla której On nas równa z
sobą dając się nam najzupełniej; przyjaźń, która jest wzajemnym oddaniem się, a
którą On mimo naszych przeniewierzeń sam pierwszy odnawia – aby nam z dawnej
przyjaźni nic nie zapomniał, aby nam z doznanych krzywd nic nie pamiętał, aby
nam wszystko nagrodził, jakby nic pomiędzy Nim i między nami nie zaszło.
III.
Na koniec trzecią pobudką do działania w widokach Boga
jest to, że nic bez nagrody nie zostawi.
Od ludzi za dobre nasze jaka czeka nas nagroda?
Podziękowanie słowne, chłodna wdzięczność, błahe wspomnienia, jeszcze bardziej
błahe oświadczenia: oto wszystko. Dozgonna przyjaźń, którą obiecują albo
wdzięczność prędko się staje pozgonna. Więc w konieczności służenia ludziom, co
czynić mamy? – służmy im w widokach Bożych. Tak się często skarżycie na
niewdzięczność przyjaciół, dzieci lub tych, którym czyniliście dobrze. Bóg to
dopuszcza, abyśmy wiedzieli, że do Niego mamy wszystko kierować, jeśli szukamy
nagrody. Zresztą któż z ludzi choćby chciał, zdoła nagrodzić wszelkie
poświęcenia, wszelkie czyny miłości podjęte dla dobra ogółu, dla Ojczyzny!
Mógł się na niewdzięczność ojczyzny użalać grek lub rzymianin, poganin – ale
czy może chrześcijanin? Jeśli Chrześcijanin zawiedziony, to słuszna nań kara za
to, że zdradził Pana swego nie działając dla Niego – Bóg to tylko nagrodzić
może i nagrodzi, ale jeśli rzeczywiście dla Niego czynimy, co czynimy; inaczej
najwyższe poświęcenia zostaną bezowocne. To kara za kładzenie nadziei naszej
zamiast w Bogu, w ludziach. Któż nam winien, jeśli, jak Prorok powiada: w
dziurawe worki kładziemy zyski nasze (Aggeusz r. I)? Ludzie nas oszukali,
bośmy pierwej sami siebie oszukiwali. Niechaj Bóg będzie celem, chwała Jego
bodźcem działań naszych, a nagroda nie minie. Wtedy tylko możemy zawołać z
Apostołem, Scio cui credidi, wiem komum zawierzył, wiem, że jest mocny
dać, co jako dobry obiecał, co jako wierny dotrzymuje. Pewienem
jest iż mocen jest zwierzonej rzeczy mojej strzec do onego dnia (II do
Tymot. r. I, w. 12). Odłożon mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi odda
Pan, sędzia sprawiedliwy a nie tylko mnie ale i tym którzy miłują przyjście
Jego (II do Tymot. r. IV, 8). Ja tedy bieżę nie jakoby na niepewną, tak
szermuję nie jako wiatr bijąc, powiada Apostoł; a nas upominając woła na
biegających do mety upragnionej: Tak biegajcie abyście otrzymali (I do
Kor. IX, 24). Bo zresztą cóż się tu skarżyć na ludzi? czyż oni choćby i
szczerze chcieli, mogą nagrodzić wszystko i zadowolić serce nasze? Wszystko
jest na ziemi skończone, ograniczone – tylko nagroda Boska granic nie zna, bo
nieograniczona jest moc Jego, qui potens est, który jest wszechmocny,
ten nam uczynić może wielkie rzeczy. Nagroda władzców ziemskich prędko się
kończy: Quod in praesenti est momentaneum et leve (II Kor. IV, 17). To
nie tylko o utrapieniach, ale i o nagrodach doczesnych jest prawdziwe. Nagroda
ziemska to wieniec skazitelny, corruptibilis (I Kor. IX, 25). Nie
tylko sam więdnieje, ale nim więdnieją i skażonymi się stają serca tych, którzy
się podobnie wieńczą. Ale nagroda Boża bez końca: Supra modum in
sublimitate, pondus aeternae gloriae (II Kor. IV, 17). Ileż zabiegów, gdy
idzie o nagrodę, o zapłatę doczesną, tymczasem wieczna za najmniejszą cnotę
obiecana, a tak mało kto po nią sięga, choć tak niewiele trzeba, by rękę przez
dobry uczynek wyciągnąć i nagrodę dostać: Ktobykolwiek dał się napić jednemu
z tych najmniejszych kubek zimnej wody (powiada Pan Jezus)... zaprawdę
powiadam wam, nie straci zapłaty swojej (Mt. X, 42). Odda Bóg każdemu
podług uczynków jego (do Rzym. II, 6). Ponieważ widzi i uznaje nawet samą
dobrą wolę, więc i tę nagrodzi. Och nie! – nie tylko cnoty bohaterskie, wysokie
świętości, ale i życie ciche, w pokorze czynne, ale i dobre intencje, święte
pragnienia, widzi i płaci. Insomnis ille oculus videt, te dedisse quod
habueras, a sercem nagrodzi. Wszystko widzi nie zmrużonym nigdy okiem,
cokolwiek kiedykolwiek dałeś, wszystko. Nie ujdzie uwagi Jego wierność nasza
choćby i w najmniejszych rzeczach i zapłaci za chwilę wiecznością: zapłaci, jak
przyobiecał, wielką nagrodą – a co większa zapłaci wieczną nagrodą! Powie
każdemu słudze swemu dobremu i wiernemu: Iżeś nad małem był wierny, nad
wielą cię postanowię, wnijdź do wesela Pana twego (św. Mat. XXV). – A więc
nie tylko że nagrodzi i wielką, i wieczną, że dzieła w śmiertelnym spełnione
życiu nagrodzi nieśmiertelną koroną, ale co największa, nagrodzi własnym swym
szczęściem: wnijdź do wesela Pana twego. Amen.
Ks. Zygmunt Golian (a)
–––––––––––
KAZANIA Ks. ZYGMUNTA
GOLIANA. Tom II. KRAKÓW, w drukarni Władysława Jaworskiego. 1872, ss. 126-136.
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono).
––––––––––––––––––––
Przypisy:
(1) Miane w r. 1856.
(a) Por. Ks.
Zygmunt Golian (b), 1) O dobrym wyrozumieniu chłosty Bożej i o zbawiennym z niej
korzystaniu.
(b) Zob. 1) Bp Michał Nowodworski, Ś. p. Ksiądz Zygmunt Golian. 2) O. Zdzisław
Bartkiewicz SI, Krótki rys życia śp. ks. Zygmunta Goliana.
(Przypisy
literowe od red. Ultra montes).