Albigensi poczytywali naukę swoją za lepszą od nauki
Kościoła i chcieli przywrócić prostotę czasów apostolskich. Brak było
kaznodziejów, którzy by umieli z należytą znajomością rzeczy wykładać albigensom
prawdy wiary katolickiej. Czuł to Dominik i dlatego założył zakon
kaznodziejski. Franciszek z Asyżu zaś pragnął wcielić w zakonie swoim prostotę
wieku apostolskiego. Oba te zakony były odpowiedzią katolicką na zarzuty i
doktryny heretyckie.
Widzieliśmy (str. 375 (a)) Dominika pracującego w
Fanjaux; w pobliżu założył on w Prouille przytułek dla ubogich dziewcząt, z
którego później powstał zakon Sióstr żołnierstwa Chrystusowego, Sorores
de militia Christi. Dominik pozostał tam, podczas gdy wojna się
srożyła; nie myślał uciekać, gdyż serce jego nie znało trwogi, lecz nie mieszał
się do walki, nigdy przed wojownikami nie nosił krzyża, jego bronią jedyną było
słowo; jeżeli rękę podnosił, to tylko do błogosławienia; nie znajdował się na
żadnym z synodów, które pozbawiły Rajmunda jego posiadłości; święty mąż nie tylko
nie prześladował nikogo ale ujmował się nawet za heretykami, skazanymi na
śmierć. "Nie widziałem pokorniejszego człowieka, któryby bardziej pogardzał
chwałą tego świata i wszystkim, co się z nią łączy", powiada o Dominiku
jeden ze współczesnych. Dniem i nocą niestrudzenie opowiadał on naukę Bożą w
kościołach, na polach i drogach, sobie odmawiał wszystkiego, a co miał, chętnie
innym rozdawał. Na obelgi nie zwracał uwagi; jeżeli senność go zdjęła, kładł
się przy drodze i zasypiał, nie myśląc o niebezpieczeństwie. Dominik pracował
tylko dla wiary i pokoju Kościoła, całe jego życie było nieustanną modlitwą. On
i hrabia Szymon Montfort są to dwa zupełnie odmienne charaktery: Szymon zadaje
ciosy straszliwe, Dominik je goi, pierwszy wygrywa bitwy i zdobywa kraje,
Dominik trzyma się z dala od zgiełku świata, jego ręce nigdy nie przelewały
krwi bratniej. Tak pośród cichej pracy upłynęło dziesięć lat życia tego męża
świętego. Ofiarowano mu trzy rozmaite biskupstwa, on żadnego z nich nie
przyjął.
Zwycięstwo pod Muret znowu otworzyło przed nim Tuluzę.
Dwaj mieszkańcy tamtejsi, Piotr Cellani i Tomasz przystali tu do niego. Tomasz
był bardzo wymowny a Cellani był bardzo bogaty i podarował Dominikowi wielki i
piękny dom u stóp zamku. Wkrótce liczba jego towarzyszy wzrosła do sześciu,
lecz jeszcze żadne śluby ich nie wiązały. Dominik przepisał im białą wełnianą
odzież kanoników regularnych i czarny płaszcz z kapturem, a 1215 udał się do
Rzymu, aby wyjednać zatwierdzenie swojego zakonu. Sobór oświadczył się przeciw
zakładaniu nowych zakonów, papież wszakże, poznawszy wielką doniosłość dążeń
świętego męża, tymczasowo zatwierdził nowe stowarzyszenie, zastrzegłszy, że
Dominik tę z dawnych reguł zakonnych wybierze, którą będzie uważał za
najwłaściwszą dla siebie. Istnieje podanie, że w Rzymie spotkał się także
Dominik z Franciszkiem z Asyżu. We śnie miał on ujrzeć Franciszka jako tego,
który razem z nim nawróci świat do Zbawiciela; nazajutrz, tak mówi owo podanie,
dostrzegł go w kościele i rzucił mu się na szyję, mówiąc: "Ty jesteś moim
towarzyszem, razem trzymać się będziemy i nikt nam się nie oprze". Obaj
prawie jednocześnie powzięli zamiar założenia swoich zakonów, obaj otrzymali
tymczasowe potwierdzenie od Innocentego III, ustawy obu zakonów później
potwierdził Honoriusz III, obaj zostali kanonizowani przez Grzegorza IX.
Dominik wszakże i Franciszek były to natury zupełnie odmienne, jakkolwiek
jednakowy zapał religijny ich ożywiał. W Dominiku przeważała refleksja, w
Franciszku serce. Pierwszy posiadał głębokie wykształcenie teologiczne, drugi
nigdy nie uczęszczał na żaden uniwersytet i wszystko czerpał z własnego serca; Dominik
pragnął nauczać i za główne swoje zadanie poczytywał nawracanie kacerzy; Franciszek
pragnął przede wszystkim wskrzesić życie ewangeliczne, jego zakon oddał się
później nawracaniu pogan.
Dominik, po powrocie z Rzymu, nakreślił ustawę, która
w duchu założyciela miała kierować stowarzyszeniem. Zamiast 6 znalazł on teraz
16 towarzyszy. Lacordaire pięknie powiada: "Jeżeli zakładanie państw jest
najwyższym czynem geniuszu ludzkiego, to jakiej potrzeba wielkości ducha do tego,
aby założyć czysto duchową społeczność, która się nie opiera na interesach
doczesnych i namiętnościach, która nie może się bronić tarczą i mieczem!".
Dominik postanowił utworzyć zakon, którego członkowie mieli się poświęcać
zarazem życiu kontemplacyjnemu i czynnemu; modlitwą i ascetyzmem mieli uświęcać
się bracia zakonni a uprawianiem nauk kościelnych przygotowywać do głoszenia
słowa Bożego. Stąd poszła nazwa zakonu kaznodziejskiego (fratres
praedicatores), którą nadał im papież Honoriusz III. Ustawa zakonna
świadczy o głębokiej znajomości natury ludzkiej, ufność miała iść z dołu,
władza i powaga z góry. Przeora każdego klasztoru wybierają bracia zakonni,
przeorzy prowincji wybierają prowincjała, prowincjałowie i po dwóch deputatów z
każdej prowincji obierają generała zakonu; wybór przeora musi być zatwierdzany
przez prowincjała a wybór prowincjała przez generała; przeorzy i prowincjałowie
wybierani są na cztery lata, generałowie dożywotnio. Rozkazy generała, wydane
za zgodą kapituły generalnej, są prawem. Władzę generała ogranicza kapituła
generalna a władzę prowincjała kapituła prowincjonalna, generał zaś pozostaje
pod kontrolą Stolicy Apostolskiej. Uroczyste zatwierdzenie reguły
dominikańskiej nastąpiło 22 listopada 1216 r.; przy tym sam założyciel
mianowany został nadwornym teologiem papieskim (magister sacri palatii).
Dominik posiadał porywającą wymowę; jej wpływowi nikt
nie mógł się oprzeć; pokonany nią pewien młodzieniec zapytał się Dominika,
jakie księgi studiował: "księgę miłości, zawiera ona wszystko",
odrzekł mąż święty. "Był on średniego wzrostu, tak opisuje Dominika jeden
ze współczesnych, postaci wysmukłej, pięknego, nieco rumianego oblicza, brody i
włosów jasnych; pogoda, rozlana na jego czole i w oczach, budziła miłość i
poszanowanie, głos jego odznaczał się szlachetnością i harmonijnością; Dominik
zawsze bywał wesoły i uprzejmy, chyba że go litość nad niedolą ludzką zasmucała".
Nigdy nie nosił z sobą pieniędzy, gdyż wszystko chciał zawdzięczać miłości
bliźnich i łasce Boga. Jeżeli nie spotkał w drodze klasztoru, gdzie by mógł
znaleźć dla siebie schronienie, to żebrał o kawałek chleba, chodząc od domu do
domu i dziękując za dar, choćby najskromniejszy; za łoże służyła mu garść słomy
lub ława.
Już za życia założyciela powstało 60 klasztorów
dominikańskich, w Paryżu, Rzymie, Bolonii, w Syrakuzach i Krakowie, w Palermo,
w Danii, Szwecji i Szkocji. Hiszpanię opuścił Dominik jako kapłan ubogi i
nieznany, teraz przybył tam jako doktor Kościoła, jako podziwiany fundator
nowej reguły zakonnej i ujrzał powstające klasztory w Segowii i Madrycie.
Biskup krakowski Iwo Odrowąż osobiście poznał go w Rzymie; dwaj jego synowcy Jacek
i Czesław przywdziali tu szaty zakonne; wracając do ojczyzny założyli klasztor
we Fryzaku (Friesach) w Tyrolu a następnie zakładali konwenty w ziemiach
słowiańskich; w roku 1245 zakon ten liczył już 35000 członków i wkrótce
rozszerzył się po całym świecie; jeden z listów Innocentego IV z 1253 roku
zaczyna się od tych słów: "Naszym synom ukochanym, braciom zakonu kaznodziejskiego,
którzy w krajach Saracenów, Greków, Bułgarów, Kumanów, Etiopczyków,
Syryjczyków, Gotów, Jakobitów, Armeńczyków, Indusów, Tatarów, Węgrów i innych
ludów niewiernych głoszą Ewangelię – pozdrowienie i błogosławieństwo
apostolskie". Kiedy drugi generał zakonu Jordan z Saksonii zapytał braci,
kto chce się udać na misje zagraniczne, wszyscy upadli na kolana i wołali:
ojcze, mię poślij! Przy tak wielkiej gorliwości, zakon szybko się upowszechnił
i zajął ważne stanowisko w Kościele; do roku 1825 wydał on 4 papieży, 66 kardynałów,
460 arcybiskupów, 2136 biskupów i 4 prezesów soborów powszechnych. Po odkryciu
Ameryki dominikanie znaleźli tam nowe pole dla swoich prac ewangelicznych, w
Limie i Manili założyli uniwersytety. Na wstawienie się dominikanina królowa
Izabella dała owe trzy okręty, na których Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę.
Niepodobna w kilku słowach wypowiedzieć tego wszystkiego,
co zrobili dominikanie dla nauki, wymowy i sztuk pięknych: uczonych i pisarzy
liczą oni 4000 w swoich szeregach a między nimi są takie osobistości jak Albert
Wielki i Tomasz z Akwinu – dla wymowy i sztuk pięknych; tacy mistrzowie jak Fra
Angelico i Fra Bartolomeo byli synami św. Dominika. Dziewięć lat poświęcano na
studia filozoficzne a jeden rok na przygotowanie się do wystąpienia na ambonie
kościelnej lub katedrze uniwersyteckiej. Oprócz ubóstwa, czystości i
posłuszeństwa ślubuje dominikanin powściągliwość od potraw mięsnych, milczenie
i nocne modły w chórze. Przełożeni wszakże mogą uwalniać braci od obowiązkowych
praktyk, ilekroć wymaga tego pożytek zawodu kaznodziejskiego.
Pierwsze ogólne zebranie zakonu odbyło się w Bolonii
1220; tu uchwalono, że zakon nie powinien nic posiadać na własność; otrzymane
przedtem darowizny zwrócono, bracia nie mieli troszczyć się o dzień jutrzejszy;
co pozostawało, po zaspokojeniu niezbędnych potrzeb, rozdawano ubogim. Z dala
od wszelkich trosk światowych mieli dominikanie obcować tylko z Bogiem, żyć z
jałmużny i być gotowymi dniem i nocą do opowiadania Ewangelii. Dominik umarł w
Bolonii 4 sierpnia 1221 r., opłakiwany przez braci zakonnych. Ostatnie jego
słowa były: "zachowajcie miłość i pokorę, nie odstępujcie nigdy od
dobrowolnego ubóstwa". "Nie było wówczas i nie będzie doskonalszego
człowieka", tak brzmiało uroczyste zeznanie, jakie dziewięciu braci
Dominika złożyło przed papieżem Grzegorzem IX.
Katarowie ciągle występowali z takim zarzutem
przeciwko Kościołowi: "my jedni tworzymy prawdziwy Kościół, gdyż my tylko
wstępujemy w ślady Jezusa Chrystusa; my tylko miłujemy prawdziwie życie
apostolskie, my nie ubiegamy się o rzeczy tego świata, i nic nie posiadamy,
podobnie jak Zbawiciel nic nie posiadał; wy zaś przybieracie dom do domu, pole
do pola i żyjecie życiem światowym. My w rzeczy samej jesteśmy ubogimi
Chrystusowymi, nie mamy mieszkania stałego (nos pauperes Christi instabiles),
i wędrujemy z miasta do miasta, jak owce pośród wilków, doznając prześladowania
tak samo jak Apostołowie i męczennicy".
Tęż samą zasadę, lecz wolną od pychy heretyckiej, miał
na myśli Franciszek z Asyżu; nadzwyczajny ten człowiek pragnął wcielić w
zakonie swoim prostotę czasów apostolskich.
W jednej z najpiękniejszych okolic Umbrii w Asyżu
(Assisi) kupcowi sukna Piotrowi Bernardone urodził się 1182 r. syn, któremu
matka nadała imię Jan; ojciec zaś nazwał go Franciszkiem przez pamięć na
Francję, w której dorobił się majątku. Zamiłowanie ojca do mowy francuskiej
przeszło na syna i młody Franciszek wcześnie już zaczął tworzyć poezje w lingua
francigena czyli lingua Francorum, to jest w narzeczu prowansalskim. Franciszek
wesoło spędził młodość; w szkole tyle nabył wiadomości, ile ich potrzeba było
dla kupca w owych czasach, a w łacinie takiej nabrał wprawy, że mógł czytywać
Pismo św. Bogaty, piękny Francesco, biegły w śpiewie i mowie francuskiej,
odgrywał wybitną rolę między młodzieżą swego miasta rodzinnego i marzył o
zdobyciu sobie godności książęcej, o pałacach i komnatach rycerskich. Pewnego
razu puszcza się już nawet w drogę, aby pod Walterem de Brienne wziąć udział w
krucjacie w Sycylii i zdobyć sobie tam księstwo, lecz w Spoleto zapada w
chorobę. Głos wewnętrzny skłania go do powrotu: "kto ci może okazać więcej
dobrego, pan czy sługa; czy godzi się opuszczać potężnego Boga dla ubogiego
człowieka?". Franciszek wraca w rodzinne strony, przebywa chorobę a
przyszedłszy do zdrowia, wychodzi z domu i z wyżyn Asyżu przypatruje się
rozkosznym niwom. Lecz piękność natury nie zachwyca już jego wzroku, śpiew
słowików nie porusza już jego serca, wszystko wydaje mu się nędznym i godnym
pogardy a on sam sobie wydaje się najnędzniejszym; trapi go jakiś ból niewytłumaczony
i jakaś tęsknota nieokreślona; wszystko jest mu wstrętne. W tym usposobieniu oddala
się od ludzi; dręczony wyrzutami sumienia, w trwodze wewnętrznej spędza dni i
noce w samotnej jaskini, przy starej kaplicy, a wewnętrzne widzenia i głosy
coraz częściej i potężniej go nawiedzają. Ukazuje mu się Chrystus zawieszony na
krzyżu, Franciszek gorąco opłakuje mękę Zbawiciela. "Miłość ku Bogu
zupełna, bez granic wypełniała całe życie św. Franciszka, ona to była ową
iskrą, której łaknął wielki duch jego. Takiej miłości nie znała pogańska
starożytność, wyższe umysły dochodziły wtedy do poznania Boga lecz miłość do
Boga była im obcą. W dziejach zaś chrześcijańskich miłość włada światem. Ona to
pokonała poganizm w amfiteatrach i na stosach męczeńskich, ona ucywilizowała
młode, barbarzyńskie ludy, ona poprowadziła je na krucjaty i wytworzyła takich
bohaterów, o jakich historia nie miała przedtem pojęcia. Miłość była pochodnią
szkół, w których zakwitły nauki w czasach powszechnego barbarzyństwa, miłość
dawała natchnienie wszystkim wielkim mówcom chrześcijańskim, od Pawła do
Bossueta". Franciszek miłując Boga, miłował także ludzi, chętnie przebywał
pośród żebraków na stopniach kościołów w Rzymie, rozdawał ubogim wszystko,
cokolwiek posiadał, całował trędowatych. Pewnego razu modląc się w zrujnowanym
kościółku św. Damiana, usłyszał głos, mówiący mu: "Wstań Franciszku i
napraw Kościół mój"; zrozumiawszy te słowa w literalnym znaczeniu jako
rozkaz naprawienia owej zrujnowanej kaplicy przy jaskini, zabrał ojcu kilka
postawów sukna, sprzedał je a pieniędzy użył na podźwignięcie domu Bożego.
Ojciec zaskarżył syna przed konsulami miasta lecz ci oświadczyli, że nie mają
nad młodzieńcem żadnej władzy, gdyż jest on sługą Boga najwyższego; potem
poskarżył się Piotr Bernardone przed biskupem, Franciszek oddał wtedy ojcu
pieniądze, i całe odzienie, zatrzymał tylko dla siebie włosiennicę, zrzekł się
wszelkiego prawa do dziedzictwa ojcowskiego i rzekł: "Teraz, kiedy już nie
mam ojca na ziemi, bezpieczniej będę mógł mówić: Ojcze nasz, któryś jest w
niebiesiech".
Uszczęśliwiony tym, że już nic nie posiada, oddaje się
teraz Franciszek całkiem swojemu popędowi wewnętrznemu, swojej miłości ku Bogu,
żebrze o środki do odbudowania kościoła; nic go to nie obchodzi, że ludzie
nazywają go wariatem, że złorzeczy mu własny ojciec. W ten sposób spędza dwa lata.
Wtem słyszy na kazaniu słowa Zbawiciela: "Nie miejcie złota, ani srebra,
ani pieniędzy w trzosach waszych, ani dwu sukien, ani butów, ani laski", i
raduje się w duchu: oto jest właśnie, czego pragnę, czego poszukuję. Teraz
wyjaśnił mu się cel życia, postanawia więc wskrzesić życie czasów apostolskich,
odrzuca sandały, pas a nawet torbę żebraczą. Miejsce trwogi i walk wewnętrznych
zajmuje odtąd szczęście niewypowiedziane, zachwyty następują jeden po drugim.
Teraz łączy się z nim bogaty mieszczanin Bernard de Quintavalle, który z całą
ścisłością spełnia zlecenie Chrystusa: "Jeśli chcesz być doskonałym, idź,
przedaj co masz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, a przyjdź, pójdź
za mną". Przyłączają się do nich inni z wyższych i niższych stanów i
zamieszkują w ubogiej chacie obok kościoła Najświętszej Panny Anielskiej
(Portiuncula). Naśladowanie ubogiego życia Zbawiciela jest hasłem
stowarzyszenia. Kiedy wzrosło ono do liczby ośmiu, Franciszek wysłał towarzyszy
dla głoszenia słowa Bożego; "obchodźcie po dwóch rozmaite okolice ziemi,
głosząc ludziom pokój i pokutę dla przebaczenia grzechów; do tego jesteśmy
powołani, abyśmy pielęgnowali rannych, podnosili zgnębionych, błąkających się
sprowadzali na drogę prawdy". Było to zupełnie w duchu mowy na górze.
Prawie jej słowami skreślony został pierwszy zarys reguły zakonnej; lecz zakon
potrzebował zatwierdzenia papieża, Franciszek zalecony przez swego biskupa udał
się do Rzymu. Innocenty III z początku wahał się, reguła wydała mu się zbyt
surową, sposób życia zbyt twardym, lecz w końcu pokonała go wytrwałość i
głęboki entuzjazm Franciszka z Asyżu: "Idźcie bracia moi, rzekł papież, i
jak Bogu spodoba się was natchnąć, opowiadajcie wszystkim pokutę; kiedy zaś
Wszechmocny pomnoży was w liczbie i utwierdzi łaską swoją, wtedy donieście mi o
tym, a ja bez obawy przyznam waszemu stowarzyszeniu jeszcze większe prawa".
Innocenty nadał im prawo nauczania i pozwolił nosić tonsurę, Franciszek
przyrzekł papieżowi cześć i posłuszeństwo; właściwe wszakże zatwierdzenie
statutów zakonnych nastąpiło dopiero za Honoriusza III.
"Od Franciszka z Asyżu datuje się nowa postać
życia zakonnego; zakonnicy występują na widownię świata lecz nie uczestniczą w
jego troskach; za skromną jałmużnę, jaką sobie codziennie wyżebrują, ofiarują
oni ludziom dobra wieczne". Dlatego franciszkanin nie powinien był nic
posiadać, ubóstwo miało być jego cechą szczególną; wyzuwszy się z wszystkich
dóbr doczesnych, mieli synowie św. Franciszka służyć samemu tylko Zbawicielowi.
Zowią się oni "ubogimi Chrystusowymi", "Christi pauperes".
To zrzeczenie się wszelkiego posiadania, wszelkich
wygód życia, to zerwanie wszystkich węzłów ziemskich wywoływało w jednych
opozycję, w innych zaś budziło podziwienie i chęć naśladowania; przestano
uważać Franciszka za szaleńca i widziano w nim świętego. Franciszek doczekał się
tego, że ujrzał obok siebie 5000 braci, zebranych na Zielone Świątki przy
kościele Porcjunkuli; corocznie miały się tam około tego czasu odbywać zebrania
jego zwolenników. Kiedy okazało się to później niemożliwym wskutek ogromnego
wzrostu liczby braci, na kapituły generalne przybywali tylko deputaci prowincyj
zakonnych. Śpiewali oni hymny na cześć Boga, nazywano ich obozem Bożym; było to
zgromadzenie mężów szczęśliwych, przejętych miłością Boga i ludzi.
Ciągle pomnażająca się liczba członków zmusiła do
zorganizowania zakonu fratrum minorum (minorytów), małych w
królestwie Bożym, mniejszych od innych zakonników, jak ich nazywał Franciszek.
Przełożeni pojedynczych klasztorów zwali się custodes czyli
gwardianami tj. "stróżami", przełożony całej prowincji zwał się minister
provincialis a całego zakonu minister generalis. W r.
1223 na kapitule generalnej ułożono ustawę zakonną; przyrzeka ona posłuszeństwo
i cześć papieżowi a bracia ślubują cześć i posłuszeństwo św. Franciszkowi i
jego następcom; kto pragnie, aby go przyjęto do zakonu, ten winien być mocnym w
wierze katolickiej a wszystko, co posiada, sprzedać i rozdać ubogim; po roku
próby, dopuszczany jest do złożenia ślubów, poczym nie może już wystąpić z
zakonu. Celem zakonu jest naśladowanie Zbawiciela w ubóstwie, pokorze i miłości
ku bliźnim. Bracia dzielą się na kapłanów i świeckich; pierwsi mieli opowiadać
naukę Bożą ku zbudowaniu i moralnemu podniesieniu ludu, oczywiście za zgodą
właściwego biskupa, drudzy mieli wiernie wykonywać powierzone sobie roboty
ręczne, unikać próżnowania, które jest wrogiem duszy, wszyscy mieli być ubodzy
w dobra ziemskie a bogaci w cnoty. Generała obierali wszyscy prowincjałowie na
kapitule generalnej; w prowincjach odbywały się kapituły prowincjonalne; papież
wyznaczał jednego z kardynałów na protektora i korrektora zakonu.
Za przykładem św. Franciszka, pokrewna mu duchem Klara
Scifi z Asyżu, 18-letnia córka pewnego rycerza znakomitego, przywdziała
welon zakonny 1212 i założyła zakon klarysek według reguły św.
Franciszka; klaryski wszakże nie utrzymywały stosunków ze światem lecz
pozostawały zamknięte w murach klasztornych.
Nadto założył Franciszek 1221 osobny zakon dla
świeckich, tak zwany trzeciej reguły albo tercjarzy (ordo
tertiariorum albo fratrum et sororum de poenitentia). Widząc
bowiem tak ogromny napływ żądających przyjęcia do jego zakonu, że słuszna stąd
mogła powstać obawa rozwiązania zbyt wielu małżeństw i wyludnienia całych
okolic, dał on najprzód jednemu ze swoich przyjaciół a następnie i wielu innym
przepisy, wskazujące, jak pozostając na świecie i pełniąc obowiązki powołania
swego, mogą zarazem prowadzić żywot chrześcijański i pracować nad swoim
wewnętrznym udoskonaleniem. Tym sposobem powstało stowarzyszenie, do którego
każdy wstępujący obowiązany był przede wszystkim zwrócić, co by posiadał
niesprawiedliwie nabytego, i pojednać się z nieprzyjaciółmi, a następnie
przyrzec uroczyście ścisłe pełnienie wszelkich powinności chrześcijańskich.
Nadto tercjarze wyrzekali się strojów zbytkownych i ozdób, winni byli stronić
od próżnych zabaw świeckich, wszelkie spory między sobą drogą zgody załatwiać i
nie składać przysiąg, chyba w nieuniknionej konieczności a codziennym
słuchaniem mszy św. ducha pobożności w sobie podtrzymywać. Ludzie wszelkiego
stanu, nawet książęta i królowie, poddawali się tej trzeciej regule i wstępowali
do zgromadzenia tercjarzy.
Dominikanie postawili sobie za cel utrzymanie
czystości nauki katolickiej i nawracanie kacerzy a franciszkanie usiłowali
szerzyć Chrystianizm między Saracenami i niewiernymi. Franciszek dał z siebie
przykład, udając się 1219 z kilku braćmi do Egiptu. Choć sułtan Malek al Kamil
za każdą dostarczoną mu głowę chrześcijanina wypłacał po sztuce złota, nie
uląkł się wszakże mąż święty i poszedł do obozu Saracenów. Na zapytanie
sułtana, od kogo i po co przychodzi, odrzekł Franciszek: "przychodzę nie
od ludzi lecz od Boga najwyższego, aby tobie i twemu ludowi wskazać drogę
zbawienia". Męstwo bohaterskie ubogiego apostoła wzruszyło barbarzyńca:
chciał on obsypać Franciszka bogatymi darami, których gdy ten nie przyjął, ze
czcią i pod bezpieczną strażą odejść mu pozwolił. Tym sposobem chybił wprawdzie
Franciszek celu swej wyprawy, bo ani się sułtan nie nawrócił ani mu nie zadał
pożądanej śmierci męczeńskiej, tyle jednak uzyskał, że odtąd jeńcy chrześcijańscy
w niewoli muzułmańskiej lepiej byli traktowani i braciom reguły św. Franciszka
powierzona została przez władcę muzułmańskiego straż grobu Pańskiego, którą
przez tyle wieków mimo wielokrotnych i krwawych prześladowań zachowali i po
dziś dzień zachowują.
Wówczas miał Franciszek spotkać się także z św.
Dominikiem w Rzymie. Dante w jedenastej pieśni Raju tak o dwóch tych
mężach mówi:
"Opatrzność,
światem rządząca tą myślą,
Co, nim do
głębi przeniknąć ją zdoła,
Pierwej
śmiertelny wzrok złamany pada –
Chcąc, by
ufniejsza i wierniejsza Jemu
Oblubienica
szła ku małżonkowi,
Który ją w
wielkim okrzyku boleści
Poślubił sobie
krwią swoją najświętszą,
Ku jej pomocy
dwóch książąt posłała,
Ażeby byli jej
przewodnikami.
Jeden z nich ogniem
seraficznym płonął,
Drugi mądrością
swoją był na ziemi
Wiernym herubów
jasności odbiciem.
O jednym
powiem; bo któregokolwiek
Obrałbym sobie,
– jednego z nich sławiąc
Toż i o drugim
powiedzieć bym musiał,
W jeden cel
bowiem godziły ich czyny".
Franciszek wymową swoją osiągał zdumiewające
rezultaty; nie wywierał wszakże głębokiego wrażenia, jeśli mowę swoją naprzód
obrobił i rozważył. Pewnego razu, mając wypowiedzieć przed Honoriuszem III mowę
starannie przygotowaną i wyuczoną na pamięć, nagle się zmieszał i wszystkiego
zapomniał; lecz zaraz przyznał się i uniósł takim zapałem świętym, że
wszystkich porwał za sobą. Bezwarunkowe zaparcie się i ubóstwo, jakie
praktykował, potężniej oddziaływały na słuchaczów niż wszystkie ozdoby
krasomówcze. Powtarzał też często uczniom swoim, że świątobliwość powinna być
ich wymową. Będąc uosobieniem cnót chrześcijańskich, porywał za sobą św.
Franciszek całe miasta, a wymówieniem słów: "pokój niech będzie z wami",
nieraz skłaniał walczących ze sobą przeciwników do złożenia broni.
W zakonach dominikańskim i franciszkańskim na nowo
zakwitła wymowa chrześcijańska. Gwałtowne namiętności polityczne rozdwajały
wtedy niemal każde miasto włoskie. Dominikanie z niezrównanym zapałem stawali
między gwelfami i gibelinami i zgodę przywracali; lód nienawiści topniał pod
ogniem ich wymowy, przejętej głęboką miłością. Dominikanin Jan z Vicenzy
pojednał 1233 r. wrogie stronnictwa w Bolonii; jemu też polecono, aby z ustaw
miejskich to usunął, co mogłoby w przyszłości niezgodę wywołać. Nadto
przywrócił on zgodę w Padwie i zreformował statuty miejskie; toż samo uczynił w
miastach Treviso, Veltre, Belluno, Vicenza, Werona, Mantua, Brescia. Na
wielkiej równinie pod Paquarą nad Adygą, niedaleko od Werony, zebrało się przed
nim 20 wrogich sobie ludów, z górą 400000 ludzi (28 sierpnia 1233); tu w
imieniu Boga i Kościoła rozkazał on Lombardczykom zapomnieć o wzajemnych
urazach, przepisał pokój powszechny, który wszyscy musieli zaprzysiąc, i
zagroził klątwą potępienia każdemu, kto by zgodę ośmielił się zakłócić.
–––––––––––
HISTORIA POWSZECHNA PRZEZ
F. J. HOLZWARTHA. PRZEKŁAD POLSKI LICZNYMI UZUPEŁNIENIAMI ROZSZERZONY. TOM IV. WIEKI
ŚREDNIE. CZĘŚĆ DRUGA. PRZEWAGA NIEMIEC W EUROPIE W X WIEKU. CESARZE
Z DOMU FRANKOŃSKIEGO I PAPIESTWO. CZASY WOJEN KRZYŻOWYCH. Nakładem Przeglądu
Katolickiego. Warszawa 1882, ss. 384-394.
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono).
Przypisy:
(1) Źródła do historii św.
Franciszka: Bollandyści, miesiąc październik t. II; do historii św. Dominika,
mies. sierpień t. I; roczniki zakonu minorytów wydał Wadding (Lugd. 1540),
roczniki dominikańskie Mamachi (Rom. 1647). – Chavin de Malan, Histoire de
Saint François d'Assise; – Eduard Vogt, Der heilige Franziskus von
Assisi. Ein biographischer Versuch; Franz von Assisi, ein Heiligenbild von Karl Hase; –
Lacordaire, Vie de saint Dominique; – The life of st. Dominic with a sketch of the Dominican order. Lond. 1857.