POD OPIEKĄ ŚW. JÓZEFA I ŚW. MICHAŁA ARCHANIOŁA

Contemplare et contemplata aliis tradere

Veritas liberabit vos

niedziela, 5 października 2014

Świadectwa Szkaplerzne cz.9


9. Opieka szkaplerza świętego 
 
    We wiosce N. we Francji, niedaleko Paryża mieszkała uboga wdowa z nieletnią córką Pauliną. Dziecko to było całą pociechą i nadzieją swej ciężko doświadczonej matki; pobożne, pracowite, a przy tym bardzo pojętne, wprawiło się do szycia i pracą rąk swoich dopomagało, jak mogło ukochanej matce.
Matka, widząc w Paulinie tak wielkie zdolności do krawiecczyzny, a pragnąc zapewnić jej przyszłość, umyśliła przesiedlić się na stałe do Paryża, by należycie wyszkolić córkę w swym fachu, a następnie znaleźć dla niej odpowiednią posadę.
Bóg błogosławił jej zamiarom. Matka z córką przybyły do stolicy, życzliwi ludzie, których Opatrzność nie omieszkała nadesłać, ułatwili i dopomogli do obznajomienia się z nowym zajęciem - i niebawem w coraz szerszym kółku zapoznawano się ze zdolną naszą  modniarką, dostarczając jej pracy, a tym samym i korzystnego zarobku.
W tak sprzyjających warunkach żyłą Paulina lat kilka, słodząc życie swej matce, pamiętając o Bogu i o swych obowiązkach religijnych, pod opieką Najświętszej Panny, której Szkaplerz św. wiernie na sobie nosiła.
Błogie były to lata, lecz niestety niedługo one trwały, Bóg nawiedził ją ciężkim krzyżem, a mianowicie przewlekłą chorobą ukochanej matki. Z początku zdawało się, ze dzięki troskliwym staraniom da się złemu zaradzić. Paulina nie żałowała grosza na lekarstwa, lekarza i inne ulgi, czyniła, co mogła, by to drogie życie ratować, korzystając z swych odłożonych oszczędności. Lecz wnet szczupłe zasoby się wyczerpały, trzeba było biedaczce nocami pracować, by nadrobić braki. Ale i to nie starczyło. Pomału chlebodawcy, zniechęceni długim przytrzymywaniem roboty, lub mniej starannym wykonaniem tejże, coraz rzadziej po nową pracę się zgłaszali.

Ze zmęczeniem i wyczerpaniem fizycznym przyszedł i rozstrój nerwowy i moralny. Widziała bezskuteczność swych wysiłków i wreszcie, gdy śmierć nieubłagana dokonała swego dzieła, zabierając matkę, biedna sierota znalazła się sama jedna wśród tego obcego świata, bez pomocy, bez środków do życia - wycieńczona - złamana..
Rozpacz niewymowna owładnęła sercem dziewczęcia. Zamiast zwrócić się z całą ufnością - jak to dawniej czyniła - do Ojca swego, który jest w niebiesiech,  i który ponad siły nie doświadcza swych dzieci, zamiast Matkę Najświętszą błagać o ratunek, pomnąc, ze Ona najcichszym westchnieniem nigdy nie wzgardzi, biedna Paulina uległa pokusie zwątpienia. Nie omieszkał skorzystać z tego wróg piekielny, podsuwając jej myśl straszną, myśl niegodną dziecka Bożego, dziecka Najświętszej Panny. Nieszczęsna doszła do wniosku, że wobec tak ciężkiej doli, lepiej zakończyć życie! Zapadła decyzja. Idzie do swej izdebki. roznieca ogień w piecu .napełnia węglem i zamknąwszy szczelnie drzwiczki od pieca i zasuwkę, kładzie się do łóżka, licząc, ze na tej ziemi już oczu swych nie otworzy!...
Nazajutrz z rana zdziwiły się sąsiadki, nie widząc o zwykłej porze wychodzącej z mieszkania Pauliny, tym bardziej, ze spostrzegły wydzielający się szparami czad i dym. Daremne były ich pukania i wołania - cisza grobowa w odpowiedzi .Wreszcie, przemocą wyważyły drzwi i weszły do pokoju. O jakiż widok przedstawił się ich oczom! W izdebce aż ciemno od dymu, a na łózku leży Paulina bez ruchu, bez znaku życia.
"Zaczadzona! - wołają - prędko po doktora!"
Niebawem przyszedł lekarz. Był to słynny w swoim czasie, dr Récamier, wielce ceniony i znany w Paryżu z niezrównanej dobroci serca i głębokiej pobożności. Przeprowadziwszy najsumienniej badania, lekarz widzi się bezradnym.- "Za późno - powiada - tu już nie ma ratunku". Lecz oto spostrzega na piersiach leżącej Szkaplerz święty! "Co z Szkaplerzem Matki Najświętszej umrzeć, nie pojednawszy się z Bogiem - woła - to niepodobna!?" Iż wytężoną dokładnością rozpoczyna na nowo badania, stosując wszelkie środki lekarskie, jakie w podobnych wypadkach używane być mogą.
O potęgo Szkaplerza świętego i niepojęta dobroci Ucieczki Grzeszników!
Po długich  wysiłkach, pracy i staraniach, ciche, ledwo dosłyszalne tętno serca zwiastowało uszczęśliwionemu lekarzowi, że życie tkwi jeszcze w tym bezwładnym ciele! Paulina była uratowana!
Łatwo się domyślić, jaką opieką iście macierzyńską otoczył lekarz "wskrzeszoną", rzec by można, pacjentkę - ale i nietrudno przypuścić, w jakim usposobieniu i z jaką wdzięcznością ku Matce Najświętszej, Paulina - powróciwszy do zdrowia - to nowe życie, cudem zwrócone, rozpoczęła.
Raz jeszcze, Szkaplerz św. od śmierci wiecznej i doczesnej dziecię Marii uratował!