Najmilsi Synowie i ukochane Córki w Chrystusie!
Któż jest w znaczeniu duchownym tym gospodarzem, o którym mówi
dzisiejsza Ewangelia? Oto Bóg sam w Trójcy Świętej Jedyny. A co to za
winnica, którą Gospodarz Niebieski zaszczepił i do której powołuje
robotników? To Kościół św. katolicki. Bóg sam przyrzekł jeszcze w raju
założyć tę winnicę; powtórzył tę obietnicę przez Patriarchów i Proroków,
a spełnił ją przez Syna Swego Jednorodzonego, którego posłał na świat,
iżby każdy, który weń wierzy, w Nim ufa, z Nim się łączy przez miłość i
według Jego nauki żyje, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Jezus
Chrystus zrosił tę winnicę Krwią swoją, wyjednał dla niej nieustającą
pomoc Ducha Świętego, uposażył ją w swoją prawdę, swoją łaskę, swoją
władzę, swe widome kapłaństwo, tak iż śmiało odezwać się może: "Co jest
com więcej miał czynić winnicy mojej a nie uczyniłem jej?" (Iz. V, 4).
Do tej winnicy wezwał Pan najprzód lud izraelski; ale ten lud,
zaślepiony żądzami ziemskimi, krom niewielkiej liczby wybranych,
wzgardził Chrystusem jako Boskim Mistrzem, odrzucił Go jako Zbawcę
świata, zbuntował się przeciw Niemu jako Królowi dusz; toteż Apostołowie
Jego i następni misjonarze zwrócili się do pogan, i najprzód Greków i
Rzymian, a później inne narody wprowadzili za łaską Chrystusową do
winnicy duchownej, do Kościoła katolickiego. O któż wypowie, ile każdy z
tych narodów zawdzięcza Kościołowi świętemu! Wszakże w nim znalazł nie
tylko prawdę Bożą, drogę zbawienia i żywot nadprzyrodzony, ale także
oświatę, wolność, sprawiedliwość, braterstwo ludzi, ład społeczny,
cywilizację chrześcijańską i postęp w każdym kierunku.
Niestety, nie wszystkie narody pracują do dziś dnia w tej winnicy.
Niektóre z nich dały się uwieść mistrzom fałszu, to znowu usłuchały
zbuntowanych monarchów czy duchownych, a popadłszy w herezję lub
odszczepieństwo, wyszły z winnicy i stoją dotąd próżnujące na targowicy
świata. Tak się stało w wieku IX i XI z Grekami, za którymi poszły inne
ludy wschodnie; tak w wieku XVI ze znaczną częścią Niemców, Anglików,
Holendrów i Węgrów, których potomkowie trwają dotąd w herezji,
protestancką zwanej. Najmilsi, módlmy się gorąco o nawrócenie wszystkich
schizmatyków i heretyków, a wspierajmy groszem prace misyjne wśród
pogan.
Naród nasz jeszcze w wieku X wszedł do winnicy
Chrystusowej i dzięki Bogu z niej nie wyszedł. Wprawdzie w wieku XVI
część szlachty zasmakowała na chwilę w błędach heretyckich, – w wieku
XVIII najwyższe warstwy narodu zaraziły się nieco jadem bezbożności,
przeszczepionym z Francji, – w wieku XIX niejedna dusza z klasy
oświeconej pod mroźnym powiewem obojętności religijnej wyziębła dla Boga
i Kościoła; ale mimo to naród polski nie odpadł od wiary katolickiej,
która w chwilach szczęścia była jego siłą i chwałą, a w dobie cierpień
jest jego pociechą i dźwignią. Toteż wdzięczność nasza dla Pana Boga
winna być wielką, iż nam wśród potopu klęsk zostawił wiarę świętą, jako
arkę zbawczą, bo z nią i w niej wypłyniemy na brzeg bezpieczny!
Ale czy w społeczeństwie polskim wszyscy bez wyjątku trzymają się mocno
tej wiary i według niej żyją? Niestety, nie wszyscy. Z boleścią wielką
muszę powiedzieć, że i u nas są ludzie, którzy wiarę stracili, albo się w
wierze zachwiali, a gorszych upadków trzeba się lękać w przyszłości, bo
na Kościół katolicki czyhają u nas liczni i groźni wrogowie.
Prawosławie nie jest i nie będzie dlań nigdy życzliwym, mimo że rząd
rosyjski ogłosił upragnioną od dawna wolność wyznań. Protestantyzm
niemiecki, acz sam w sobie strupieszały, stara się oderwać katolików od
wiary prawdziwej i w tym celu śle do Austrii swoich misjonarzy z workiem
judaszowskim i z pismami podburzającymi; a tam w Poznańskiem dokucza,
ile może, naszym braciom. Ponieważ i z mojej diecezji wielu udaje się za
robotą do krajów protestanckich, przeto odzywam się do nich: Patrzcie,
abyście za kilkadziesiąt srebrników, które stamtąd przynosicie, wiary
swej nie sprzedali; przeto nie wdawajcie się w rozmowy religijne z
innowiercami, nie chodźcie do ich zborów albo na ich zebrania, nie
czytajcie ich pism ani przyjmujcie od nich książek, choćby to były
biblie albo katechizmy, bo w nich są błędy przeciw wierze.
Groźniejszym jeszcze wrogiem jest zupełne niedowiarstwo. Nigdy nie
brakowało ludzi, o których mówi Pismo: "Rzekł głupiec w sercu swoim: nie
masz Boga" (Ps. XIII, 1); ale dziś rośnie ciągle ich liczba; przyczyną
zaś tego smutnego zjawiska są z jednej strony namiętności, panujące nad
wielu ludźmi, zwłaszcza pycha i nieczystość, z drugiej złe uprzedzenia,
złe towarzystwa, złe książki. Ten np. staje się niedowiarkiem dlatego,
że hardo pozywa Pana Boga i religię przed sąd swego lichutkiego rozumu;
drugi dlatego, że zanurzył się w bagnie rozpusty i chce, by nie było
Boga i wieczności; inny dlatego, że z książek i towarzystw przewrotnych
wyssał truciznę, a nie miał na nią lekarstwa, bo nie znał dobrze
tajemnic i przepisów religii.
Najwięcej spustoszeń w
duszach sprawiają złe prądy, zalatujące do nas z zagranicy. W wielu
krajach istnieje od stu kilkudziesięciu lat bezbożna sekta, masonerią
albo wolnomularstwem zwana, która tak strasznie nienawidzi wszelkiej
religii, a szczególnie katolickiej, że według słów jednego z jej
przywódców, chciałaby tę religię i Kościół św. zdusić w błocie. Ona to
podszczuwa rządy i sejmy, by prześladowały duchowieństwo, zabierały
dobra kościelne, rozpędzały zakony i wyrzucały ze szkół nawet wzmiankę o
Panu Bogu; ona też za pomocą książek i dzienników, na które przeważnie
żydzi łożą pieniądze, szerzy w klasach wykształconych niewiarę i
zepsucie. Po myśli tej sekty jeden z naszych rodaków napisał i żydowskim
nakładem wydrukował ohydną książkę przeciw Boskiemu Macierzyństwu
Najświętszej Panny Maryi, które to piśmidło mimo zakazu sądowego bywa
skrycie sprzedawane. Nie mam słów dosyć na potępienie tych bezeceństw i
proszę Pana Boga, by nie karał narodu za bluźnierstwa niektórych jego
synów; wy zaś, Najmilsi, tym gorętszą pobożnością wynagradzajcie
zniewagi, wyrządzane Chrystusowi Panu i Przeczystej Bogarodzicy.
Rozsiewnikiem niedowiarstwa jest również partia socjalno-demokratyczna,
rozgałęziona po świecie, a mająca i u nas po wielkich miastach swe
ogniska, które głównie żydzi podtrzymują. Chce ona polepszyć dolę
robotników, co jest rzeczą chwalebną i nad czym Kościół katolicki od
kolebki swej pracuje; ale zamiast oprzeć się na nauce Kościoła, ruguje
religię z życia społecznego i stara się obalić porządek chrześcijański,
by natomiast zbudować nowe społeczeństwo bez religii, bez Kościoła, bez
prawa Boskiego, bez małżeństwa sakramentalnego, bez prywatnej własności,
bez różnicy stanów i bez władzy według woli Bożej rządzącej. Szalone
iście przedsięwzięcie, które by wywołało w świecie krwawe rewolucje i
straszną walkę jednych przeciw drugim, stąd ciągłą anarchię i tyranię, a
natomiast upadek prawdy i cnoty i wolności i pokoju i cywilizacji i
miłości ojczyzny.
Nic też dziwnego, że Ojciec Święty
Leon XIII potępił antyreligijny socjalizm, wskazując natomiast w
powrocie do życia chrześcijańskiego a mianowicie do zasad
sprawiedliwości i miłości, jedyne lekarstwo na dzisiejsze choroby i rany
społeczne.
Partia socjalna, w spółce z masonami i
radykałami, przeprowadziła we Francji rozdział Kościoła i państwa, to
jest, wyrzucenie religii z prawodawstwa, z polityki, ze szkoły i ze
stosunków społecznych, a przy tym skrępowanie wolności religijnej,
ogłodzenie duchowieństwa i zgnębienie ducha katolickiego. Do tegoż celu
dąży ta partia i u nas, byleby tylko doszła do władzy; tymczasem jednak
dla oszukania łatwowiernych ogłasza, że szanuje religię jako "rzecz
prywatną" i że chce wolności dla wszystkich. Obłudne słowa, którym kłam
zadają czyny; bo wszakże przywódcy socjalizmu na zebraniach i w pismach
znieważają nieraz rzeczy nam święte i drogie, to znowu miotają obelgi i
potwarze na kapłanów, na biskupów i na samego Ojca Świętego.
Czego się od nich spodziewać mamy, pokazali to sami, wołając niedawno
temu na ulicach Warszawy: Precz z Bogiem, precz z Kościołem, precz z
Polską! – jak zaś zgubnym jest ich działanie, mogą zaświadczyć ci
wszyscy, którzy wskutek ich wichrzeń odwrócili się od Boga i Kościoła,
albo w rozruchach ulicznych postradali życie, czy też innym życie
odebrali.
O Najmilsi w Chrystusie, módlcie się za zbłąkanymi, bo to przecież bracia nasi, ale nie dajcie się złowić na ponętne ich hasła.
Baczność także przed tymi, co się mienią dobrymi katolikami, a jednak
osłabiają w drugich uległość dla władzy duchownej, cześć i miłość do
pasterzy, występując z różnymi i to niesprawiedliwymi zarzutami. Mówią
np. lub piszą, że duchowieństwo nasze dba zanadto o swój mieszek, swe
wygody, swe znaczenie, a nie jest skorym do ofiar dla dobra publicznego,
ani pilnuje należycie swoich owieczek, a nawet czasem je wyzyskuje. Ale
komuż jest tajnym, ilu to biskupów i kapłanów przywiązanie do Kościoła i
ojczyzny przypłaciło srogim więzieniem, smutnym tułactwem po obczyźnie,
ciężkimi katuszami w lodach i kopalniach sybirskich; albo któż nie
widzi, że tylu dobrych pasterzy poświęca dla swoich owieczek wszystek
trud życia i całą miłość serca, – to znowu, że z oszczędzonego grosza
ozdabia świątynie Pańskie, wspiera biedne rodziny, zakłada czytelnie,
buduje ochronki i przytuliska.
Mówią również ludzie,
krótkowidzący czy złośliwi, że księża schlebiają wyższym i możnym, a
odwracają się od ludu i robotników, albo znowu, że zanadto i za
stronniczo wdają się w politykę. Ale i to fałsz wierutny. Księża są dla
wszystkich, bo wszystkich mają wieść do zbawienia; nie mogą zatem głosić
wojny przeciw temu lub owemu stanowi, tym więcej, że rozsiewania
nienawiści i rozterki zabrania prawo Boże, ład społeczny i miłość
ojczyzny. Z drugiej strony są oni za wymierzeniem sprawiedliwości dla
wszystkich, ze szczególną atoli miłością nachylają się do najniższych,
najnieszczęśliwszych, najbardziej opuszczonych, by im nieść światło Boże
i ludzkie, chleb dla duszy i dla ciała; wszakże do każdego z nich mówi
Bóg: "Tobie zostawiony jest ubogi; sierocie ty będziesz pomocnikiem"
(Ps. IX, 14). Nikt też goręcej od duchowieństwa nie pragnie, by lud nasz
podnosił się w każdym kierunku, by wszędzie szły promienie prawdziwej
oświaty, a za nimi ogólny dobrobyt, pokój społeczny i praca obywatelska.
Co do polityki, wypowiem krótko, czego Biskupi i kapłani sobie życzą:
oto najprzód, aby zasady chrześcijańskie, zwłaszcza sprawiedliwość i
miłość, panowały także w życiu publicznym; po wtóre, aby w ciałach
prawodawczych i autonomicznych wszystkie stany, a więc także robotniczy,
miały swoich przedstawicieli; wreszcie, aby władzę dzierżyli i w
sejmach o potrzebach kraju czy państwa radzili ci tylko, którzy
odznaczają się duchem religijnym, cnym charakterem, mądrością na
doświadczeniu opartą i miłością powszechnego dobra.
Najmilsi w Chrystusie włościanie, robotnicy i rzemieślnicy, bądźcie
przekonani, że nie macie lepszych i wierniejszych przyjaciół nad Waszych
pasterzy. Oni też nigdy Was nie zdradzą, nigdy nie opuszczą, nigdy nie
zawiodą na bezdroża; jeżeli zaś wzbraniają Wam czytania niektórych pism,
albo potępiają niektóre hasła, to nie na to, by Was utrzymywać w
ciemnocie, albo Wasze prawa polityczne naruszać, ale w tym tylko celu,
by Was ostrzegać, że te pisma zawierają truciznę, a te hasła są zgubne
dla Kościoła, narodu i społeczeństwa. Słusznie też wzywają Was ci
pasterze, abyście nawet wtenczas, gdy się upominacie o swoje prawa i
dążycie do polepszenia swojej doli, godziwych tylko używali środków.
A jakież są dzisiaj obowiązki dobrych katolików?
Najprzód, według rozkazu Zbawiciela, doświadczać duchów, a nie wierzyć
byle komu; namnożyło się bowiem fałszywych mistrzów i kłamliwych
proroków, jako zapowiedział Apostoł: "Będzie czas, gdy zdrowej nauki nie
ścierpią, ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie nauczycielów,
mając świerzbiące uszy, a od prawdyć słuchanie odwrócą a ku baśniom się
zwrócą" (II Tym. IV, 3-4). Takich nauczycieli zakazuje Apostoł
wpuszczać do domu, albo wchodzić z nimi w jakiekolwiek związki; sprawdza
się bowiem zawsze słowo Pisma: "Z świętym świętym będziesz, a z
przewrotnym przewrotnym się staniesz" (Ps. XVII, 26-27).
Ponieważ wiara jest skarbem nieocenionym, wobec którego wszystko złoto
ziemi jest jakby lichym błotem, przeto należy pilnować troskliwie tego
skarbu, zwłaszcza, że utracić go łatwo, a odzyskać trudno. Strzeż się
zatem każdy pychy, bo ona zaślepia oko wewnętrzne, iż nie widzi potem
Boga i Jego prawdy. Strzeż się rozpusty, bo ona na kształt ognia
płonącego niszczy nieraz w duszy wszystko dobre. Strzeż się podłości i
rozpaczy, bo jedna i druga wiedzie często do samobójstwa. Strzeż się
przewrotnych pism i złych towarzystw, bo nie jesteś dosyć biegłym w
teologii, ani utwierdzonym w cnocie, by odeprzeć zwycięsko wszelki błąd i
wszelką pokusę. Natomiast módl się o utrzymanie i pomnożenie wiary,
słuchaj chętnie kazań, bywaj na rekolekcjach i czytuj książki dobre, by
się oświecić w wierze i zagrzać w pobożności.
Lecz na
tym nie dosyć. Trzeba wiarę objawiać uczynkami, płynącymi z miłości, bo
tak do nas mówi Apostoł: "Cóż za pożytek, bracia moi, gdyby kto mówił,
iż ma wiarę, a uczynków by nie miał? Izali go może wiara zbawić?... i
czarcić wierzą i drżą" (Jak. II, 14. 19). Wiara bez uczynków martwą
jest; otóż taką wiarę ma dziś wielu katolików. Jedni np. wystawiają
przed sobą sztandar katolicki, ale nie dotrzymują wierności dla tego
sztandaru, ani spełniają przepisów wiary, bo nie modlą się, nie święcą
dni świętych, nie przystępują do Sakramentów, nie przyjmują wszystkich
nauk i wyroków Kościoła, a życie ich domowe jest nieraz gorszące. Inni
modlą się wprawdzie, chodzą na Mszę św., zachowują posty i odprawiają
spowiedź wielkanocną, ale cóż, kiedy w życiu folgują złym żądzom i nie
chcą się z tego poprawić.
Najmilsi, nie naśladujcie tych
fałszywych czy niewiernych katolików, ale służcie Chrystusowi Panu w
duchu i prawdzie, to jest, wierzcie, jak Kościół uczy, i działajcie, jak
Kościół każe. Niech znikną z pośród Was wszystkie występki, a
mianowicie, niech zniknie całkowicie ohydne pijaństwo i brzydka rozpusta
i zgubna nienawiść między pojedynczymi ludźmi czy stanami; natomiast
niech cnoty iście chrześcijańskie założą swą stolicę w każdej duszy, w
każdej rodzinie, w każdej parafii i w społeczeństwie całym. Słowem,
żyjcie wszyscy z wiary, aby wiara wasza była widoczną zarówno w
obowiązkach religijnych, jak rodzinnych i społecznych, zarówno w
czynach, jak w słowach i myślach.
Jeżeli zaś jesteś
ojcem lub matką rodziny, patrz, aby po katolicku wychowywać swe dzieci,
bo na co się przyda nauka czy ogłada lub majątek, jeżeli im na drodze
życia zabraknie światła wiary i moralnego statku. Bez tego światła i
statku zejdą z pewnością na manowce i staną się nieszczęśliwymi albo
nawet występnymi, ku hańbie swojej i rodzin swoich. Niechże tedy rodzice
starają się przede wszystkim uświęcić swoje dzieci.
Ten
sam obowiązek mają nauczyciele względem uczniów, gospodarze i
gospodynie względem sług, przełożeni względem podwładnych, bo i ci
wszyscy złożą przed Bogiem liczbę za powierzone im dusze (Hebr. XIII,
17).
Lecz i na tym nie dosyć; trzeba nadto wyznawać
mężnie swą wiarę, bo tak mówi Zbawiciel: "Wszelki, który mię wyzna przed
ludźmi, i Syn człowieczy wyzna go przed Anioły Bożymi", i znowu: "Który
się mnie zaprze przed ludźmi, będzie zaprzan przed Anioły Bożymi" (Łk.
XII, 8-9). Niestety, są katolicy tak małoduszni, że nie śmieją nieraz
wyjawić i obronić swej wiary, by nie ściągnąć na siebie szyderstw
niedowiarków, albo napaści jakiejś gazety. Tak np. słuchają czasem mów
bezbożnych, a jednak milczą, albo nawet zdają się przytakiwać. To znowu
wstydzą się publicznie przeżegnać, czy odkryć głowę, przechodząc obok
kościoła, albo uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy indziej
dla względu ludzkiego zasiadają do uczt mięsnych w dni postne, albo dla
przypodobania się komuś sprzeniewierzają się obowiązkom religijnym i
wbrew przekonaniu popierają złe dążności. O jakże podłą jest taka
dwulicowość czy bojaźliwość, która obraża Boga, by nie narazić się
człowiekowi, albo nawet na głos służebnicy, to jest, lichej opinii
świata, zapiera się zasad katolickich. Lecz Wy, Najmilsi, zdepczcie
zawsze podobną pokusę, bo zaiste nie potrzebujecie się wstydzić tej
religii jedynie prawdziwej i jedynie zbawiającej, która tak wzniosłe
głosi tajemnice, tak słodkie daje pociechy i tak wielkie zapewnia
nagrody, – tej religii, która odrodziła ludzkość i stworzyła świat Boży
na ziemi, – tej religii, którą wyznawało i wyznaje tylu mędrców, tylu
geniuszów, tylu Świętych. Niech się raczej wstydzi ten, który nie
wierzy, bo niedowiarstwo jest zawsze dowodem zaćmienia umysłu i skażenia
serca.
Precz również z nikczemną tchórzliwością, co się
boi więcej ludzi niż Boga; bo wszakże sam Zbawiciel upomina: "Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a duszy zabić nie mogą; ale
raczej bójcie się tego, który i duszę i ciało może zatracić do piekła"
(Mt. X, 28). Jeżeli miliony Męczenników z miłości ku Bogu i Kościołowi
poniosło śmierć okrutną, i to nieraz po długich katuszach, czyż my
będziemy się lękać jakiegoś słowa szyderczego lub obelżywego, które
hańbi tylko tego, co je wypowiedział lub napisał?
A
choćby nas spotkało ciężkie prześladowanie od ludzi, raczej za
przykładem Apostołów usieczonych rózgami, cieszyć by nam się przystało,
żeśmy się stali godnymi cierpieć dla Imienia Jezusowego. W przeszłym
wieku w bramie chińskiego miasta Pekinu stał przez trzydzieści przeszło
lat świeżo nawrócony chrześcijanin, Piotr Tsay, zamknięty w ciasnej
klatce, okuty w kajdany, przytłoczony kangą, to jest, ciężką kłodą, w
którą jakby w kleszcze zaciśnięto mu szyję. Motłoch pogański
przechodząc, plwał mu w twarz i kłuł go nożami, wołając: "Porzuć twą
wiarę, a będziesz wolny"; lecz on odpowiadał: "Dla Chrystusa mojego chcę
tu zostać do śmierci"; i umarł jako męczennik. Oto wzór dla Was,
katolicy, byście byli gotowi przez całe życie cierpieć dla Chrystusa i
Kościoła Jego, a nawet dlań umrzeć.
Zapewne takiej
ofiary Pan od Was żądać nie będzie, ale za to wymaga od każdego obrony
swego Imienia i swego Kościoła. Każdy chrześcijanin staje się już na
Chrzcie św. żołnierzem Chrystusowym i otrzymuje broń rycerską, to jest,
przyłbicę wiary, pancerz ufności i miecz modlitwy, a prócz tego żywność
duchowną czyli łaskę Sakramentów, by tak zaopatrzony walczył z
nieprzyjaciółmi Boga i własnej duszy, bo bojowaniem jest życie
człowiecze. A jak walczyć? Czy luzem, to jest, każdy z osobna? Nie, bo w
ten sposób łatwo można doznać porażki; ale łączyć się trzeba z innymi
żołnierzami w hufce uszykowane i karnie swych wodzów, Biskupów i
kapłanów, słuchające, – łączyć się nie tylko w katolickie
stowarzyszenia, tak dobroczynne jak zawodowe, zwłaszcza rzemieślnicze i
robotnicze, ale także w osobny Związek katolicko-społeczny, który dla
całej mojej diecezji w imię Boże zakładam i do którego wszystkie moje
owieczki gorąco wzywam.
Jakiż jest cel tego Związku? Oto
przede wszystkim bronić zasad katolickich i krzewić te zasady w życiu
prywatnym, rodzinnym i publicznym, jako też w wychowaniu młodzieży. Nie
brak dziś ludzi, którzy nie tylko w nic nie wierzą, ale chcą wiarę
wydrzeć innym, zwłaszcza robotnikom i młodzieży; w tym też celu łączą
się z sobą w związki, religii i społeczeństwu wrogie, rozwijają
niezmierną agitację, urządzają częste wiece, rozrzucają tysiącami
gazety, broszury i książki, jadem bezbożności i walki klasowej
przesiąknięte, chcąc ten jad przeszczepić w dusze, nieugruntowane w
prawdzie i cnocie; co się im niestety dosyć udaje. Jeżeli oni takie
ponoszą ofiary dla rozszerzenia na ziemi królestwa szatana, czyliż Wy,
ludzie wierzący, dla królestwa Bożego nic nie uczynicie? Czy przeciwnie
pozwolicie na to, aby w pismach i mowach, nawet w Waszej obecności,
znieważano religię i jej sługi, rozniecano pożar nienawiści i wojny
domowej, sprowadzano rozkład społeczeństwa i zgubę narodu? Czy stojąc z
założonymi rękami, patrzeć będziecie obojętnie, jak młodym pokoleniom,
może także Waszym dzieciom, ludzie przewrotni wydzierają prawdę, cnotę,
pokój duszy i żywot wieczny? Lecz w takim razie nie bylibyście godni
zwać się katolikami i spełniłaby się na Was groźba Pańska: "Iżeś letni,
pocznę cię wyrzucać z ust moich" (Apok. III, 16).
Powiecie może, że obrona religii należy do duchowieństwa; ależ religia
jest skarbem wszystkich, toż każdy ma obowiązek bronić, umacniać i
krzewić jej zasady. Jako więc w pospolitym ruszeniu każdy chwyta za broń
odpowiednią i biegnie na obronę ojczyzny, tak i Wy, katolicy, spieszcie
pod chorągiew Krzyża, by pod wodzą Waszych pasterzy odpierać
nieprzyjaciół, chcących społeczeństwo nasze pozbawić religii i wtrącić w
przepaść zguby; to znowu stawajcie na progach domów Waszych, aby tam
nie wpuszczać błędu i występku.
W ten sposób spełnicie
nie tylko obowiązek religijny, ale i patriotyczny. U nas sprawy
katolickie łączą się jak najściślej z narodowymi, tak że z jednej strony
religia katolicka jest najsilniejszą ostoją życia narodowego i biada by
było narodowi, gdyby tę ostoję utracił, z drugiej upadek lub błędne
pojmowanie patriotyzmu, czyli miłości ojczyzny, osłabia przywiązanie do
wiary ojców i do Kościoła św. Potrzeba tedy w godziwy sposób ożywiać
ducha narodowego, utrzymywać ścisłą harmonię między nim a duchem
katolickim i w razie potrzeby bronić praw i interesów narodowych; a to
zadanie ma spełniać także według sił Związek katolicko-społeczny.
Ale jest inny jeszcze cel tego Związku.
W społeczeństwie polskim, obok wielu stron dodatnich i pocieszających,
różne widzimy choroby i rany; któż bowiem nad tym nie ubolewa, że w
kraju naszym jeszcze tak wielu jest nie umiejących czytać i pisać, – że z
braku przemysłu i zarobku tysiące młodych ludzi musi za robotą
wychodzić za granicę, – że nasze mieszczaństwo w coraz cięższą popada
biedę, a polskie wioski i domy coraz częściej przechodzą w ręce obce, i
to nieraz nam wrogie, – że u nas tylu jest żebraków bez chleba i dachu
nad głową, tyle dzieci zaniedbanych, tylu chorych opuszczonych, tylu
ludzi głodem trapionych, – że stare wady narodu, zwłaszcza niekarność,
niestałość, lenistwo i niezgoda, nie ze wszystkim wygasły, a dziś od
socjalizmu nowe grożą mu niebezpieczeństwa. Trzeba tedy radzić nad
polepszeniem naszych stosunków społecznych i ekonomicznych; mianowicie
umacniać pobożność i dobry obyczaj, wyrabiać pracowitość i poczucie
obowiązku, szerzyć wstrzemięźliwość i oszczędność, naprawiać niektóre
ustawy, rozpalać coraz jaśniejsze ogniska oświaty, otwierać coraz
głębsze źródła dobrobytu, słowem, usuwać nędzę ducha i ciała, a zachęcać
wszystkich do postępu w dobrem.
Otóż Związek
katolicko-społeczny ma rozwijać żywszą działalność na polu życia
katolickiego i pracy społecznej, posługując się środkami, wskazanymi w
statutach Związku, jakimi są: budowanie kaplic w wioskach od kościoła
parafialnego odległych, nauczanie katechizmu poza kościołem i poza
szkołą, popieranie rekolekcyj i misyj ludowych, praca nad wykorzenieniem
pijaństwa, zbytku, karciarstwa i lichwy, zapobieganie procesom i
pojedynkom, staranie się o należyte święcenie dni świętych, krzewienie
sprawiedliwości, miłości i zgody w społeczeństwie, rozszerzanie dobrych
czasopism i książek, zakładanie lub zasilanie czytelń, ochronek, burs,
przytulisk, szpitali, domów ubogich, tanich kuchni i mieszkań dla rodzin
biedniejszych, instytutów wychowawczych czy poprawczych dla ubogiej i
zaniedbanej dziatwy, opieka nad sierotami i chorymi opuszczonymi, obrona
przed wyzyskiem wychodźców, szukających roboty za granicą, tworzenie
lub popieranie odpowiednich bractw i stowarzyszeń katolickich, takichże
związków i spółek robotników, rzemieślników i rolników, biur
pośrednictwa pracy i porady prawnej, kas Raiffeisena, kółek rolniczych i
gospód chrześcijańskich, popieranie przemysłu domowego i krajowego,
urządzanie wieców parafialnych, diecezjalnych i krajowych, z
odpowiednimi wykładami i pogadankami.
Rozumie się, że
należy podtrzymywać to, co już jest dobrego, a nowe dzieła tworzyć tylko
w miarę potrzeb i zasobów każdej parafii.
Aby dla tego
Związku wyjednać odpusty, udamy się z prośbą do Stolicy Świętej; aby zaś
ściągnąć na tę pracę błogosławieństwo Niebios, dajemy Związkowi
Najświętszą Pannę Maryję Królowę Korony Polskiej za Patronkę, mając tę
ufność, że Najmiłościwsza i Najmożniejsza, jako przed 250 laty obroniła
Jasną Górę, a później w czasie pogromu niosła narodowi Bożą pociechę,
tak i dziś nie przestanie opiekować się nami i wypraszać nam, obok łask
obfitych, pomyślniejszą dolę.
Wielkim jest tedy zadanie
Związku katolicko-społecznego; i któż może się stać członkiem tegoż?
Każdy katolik bez różnicy płci i stanu; mogą też rodzice wpisywać
dorastające swe dzieci. A jakież są obowiązki członków? Oto najprzód
wieść życie prawdziwie katolickie, a jeżeli ktoś jest ojcem lub matką
rodziny, wychowywać dzieci po katolicku; po wtóre, przyczyniać się wedle
sił do rozwoju tego Związku i składać na dobre dzieła i zakłady parafii
corocznie jakiś datek, nie mniejszy, jak 2 halerze na miesiąc. Jestże
to rzeczą trudną? Któż tedy z Was, Najmilsi, dla sprawy Bożej odmówi tak
małej ofiary? Chyba ten, kto Boga i Kościoła wcale nie kocha.
O bliższych szczegółach tej organizacji opowiedzą Wam Wasi pasterze;
tymczasem przez post święty, jako też godną spowiedź i Komunię św.
przygotujcie się do spełnienia tego ważnego obowiązku; a nie dajcie się
bałamucić ludziom nieprzychylnym religii, którzy wmawiać w Was będą, że
to nowa zasadzka, wymyślona przez księży na skrępowanie Waszej wolności.
Nie, – to nie zasadzka, ani zamach na Waszą wolność, ale nowy środek
przysporzenia Wam i całemu społeczeństwu prawdziwego dobra. Bądźcie
bowiem pewni, że Was wszystkich bez wyjątku ojcowską iście obejmujemy
miłością i niczego innego nie pragniemy, jedno, by Was uświęcić i
szczęśliwymi po Bożemu uczynić, a narodowi lepszą przyszłość zapewnić.
Najmilsi! Dziś coraz wyraźniej dzieli się świat na dwa obozy i dwie
chorągwie, to jest, chorągiew Chrystusa i chorągiew szatana. Pod którąże
chorągwią Wy stanąć chcecie? Zapewne, pod chorągwią Chrystusa; a więc
nie tylko stójcie wszyscy mężnie i wytrwale, ale w imię Boże, bierzcie
się do pracy społecznej i łączcie się z sobą, duchowni ze świeckimi,
bogaci z uboższymi, uczeni z prostaczkami, byście utworzyli jedną
świętą, kochającą się rodzinę Bożą i jeden zwarty, dobrze uzbrojony i
mężnie walczący hufiec Kościoła. Ty zwłaszcza, młodzieży droga, wstępuj
zawczasu do tego hufca, a odtrącając ze wstrętem wszelką pokusę, godzącą
na twoją wiarę i niewinność, gotuj się przez modlitwę i pracę nad sobą
do staczania "bojów Pańskich".
Wszystkich Was, moi
Diecezjanie, wraz z Waszymi pasterzami, polecam Najsłodszemu Sercu
Jezusowemu przez Niepokalane Serce Maryi, i wszystkim błogosławię w imię
Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Biskup Józef Sebastian
Pelczar, List pasterski na Wielki Post R. 1906. O obowiązkach katolików w
naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej. Przemyśl 1906,
str. 14.