POD OPIEKĄ ŚW. JÓZEFA I ŚW. MICHAŁA ARCHANIOŁA

Contemplare et contemplata aliis tradere

Veritas liberabit vos

czwartek, 15 lutego 2018

Bp Józef Sebastian Pelczar: List pasterski na Wielki Post

Znalezione obrazy dla zapytania Bp Józef Sebastian Pelczar O obowiązkach katolików w naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej.

Najmilsi Synowie i ukochane Córki w Chrystusie!

         Któż jest w znaczeniu duchownym tym gospodarzem, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia? Oto Bóg sam w Trójcy Świętej Jedyny. A co to za winnica, którą Gospodarz Niebieski zaszczepił i do której powołuje robotników? To Kościół św. katolicki. Bóg sam przyrzekł jeszcze w raju założyć tę winnicę; powtórzył tę obietnicę przez Patriarchów i Proroków, a spełnił ją przez Syna Swego Jednorodzonego, którego posłał na świat, iżby każdy, który weń wierzy, w Nim ufa, z Nim się łączy przez miłość i według Jego nauki żyje, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Jezus Chrystus zrosił tę winnicę Krwią swoją, wyjednał dla niej nieustającą pomoc Ducha Świętego, uposażył ją w swoją prawdę, swoją łaskę, swoją władzę, swe widome kapłaństwo, tak iż śmiało odezwać się może: "Co jest com więcej miał czynić winnicy mojej a nie uczyniłem jej?" (Iz. V, 4).

Do tej winnicy wezwał Pan najprzód lud izraelski; ale ten lud, zaślepiony żądzami ziemskimi, krom niewielkiej liczby wybranych, wzgardził Chrystusem jako Boskim Mistrzem, odrzucił Go jako Zbawcę świata, zbuntował się przeciw Niemu jako Królowi dusz; toteż Apostołowie Jego i następni misjonarze zwrócili się do pogan, i najprzód Greków i Rzymian, a później inne narody wprowadzili za łaską Chrystusową do winnicy duchownej, do Kościoła katolickiego. O któż wypowie, ile każdy z tych narodów zawdzięcza Kościołowi świętemu! Wszakże w nim znalazł nie tylko prawdę Bożą, drogę zbawienia i żywot nadprzyrodzony, ale także oświatę, wolność, sprawiedliwość, braterstwo ludzi, ład społeczny, cywilizację chrześcijańską i postęp w każdym kierunku.

Niestety, nie wszystkie narody pracują do dziś dnia w tej winnicy. Niektóre z nich dały się uwieść mistrzom fałszu, to znowu usłuchały zbuntowanych monarchów czy duchownych, a popadłszy w herezję lub odszczepieństwo, wyszły z winnicy i stoją dotąd próżnujące na targowicy świata. Tak się stało w wieku IX i XI z Grekami, za którymi poszły inne ludy wschodnie; tak w wieku XVI ze znaczną częścią Niemców, Anglików, Holendrów i Węgrów, których potomkowie trwają dotąd w herezji, protestancką zwanej. Najmilsi, módlmy się gorąco o nawrócenie wszystkich schizmatyków i heretyków, a wspierajmy groszem prace misyjne wśród pogan.

Naród nasz jeszcze w wieku X wszedł do winnicy Chrystusowej i dzięki Bogu z niej nie wyszedł. Wprawdzie w wieku XVI część szlachty zasmakowała na chwilę w błędach heretyckich, – w wieku XVIII najwyższe warstwy narodu zaraziły się nieco jadem bezbożności, przeszczepionym z Francji, – w wieku XIX niejedna dusza z klasy oświeconej pod mroźnym powiewem obojętności religijnej wyziębła dla Boga i Kościoła; ale mimo to naród polski nie odpadł od wiary katolickiej, która w chwilach szczęścia była jego siłą i chwałą, a w dobie cierpień jest jego pociechą i dźwignią. Toteż wdzięczność nasza dla Pana Boga winna być wielką, iż nam wśród potopu klęsk zostawił wiarę świętą, jako arkę zbawczą, bo z nią i w niej wypłyniemy na brzeg bezpieczny!

Ale czy w społeczeństwie polskim wszyscy bez wyjątku trzymają się mocno tej wiary i według niej żyją? Niestety, nie wszyscy. Z boleścią wielką muszę powiedzieć, że i u nas są ludzie, którzy wiarę stracili, albo się w wierze zachwiali, a gorszych upadków trzeba się lękać w przyszłości, bo na Kościół katolicki czyhają u nas liczni i groźni wrogowie. Prawosławie nie jest i nie będzie dlań nigdy życzliwym, mimo że rząd rosyjski ogłosił upragnioną od dawna wolność wyznań. Protestantyzm niemiecki, acz sam w sobie strupieszały, stara się oderwać katolików od wiary prawdziwej i w tym celu śle do Austrii swoich misjonarzy z workiem judaszowskim i z pismami podburzającymi; a tam w Poznańskiem dokucza, ile może, naszym braciom. Ponieważ i z mojej diecezji wielu udaje się za robotą do krajów protestanckich, przeto odzywam się do nich: Patrzcie, abyście za kilkadziesiąt srebrników, które stamtąd przynosicie, wiary swej nie sprzedali; przeto nie wdawajcie się w rozmowy religijne z innowiercami, nie chodźcie do ich zborów albo na ich zebrania, nie czytajcie ich pism ani przyjmujcie od nich książek, choćby to były biblie albo katechizmy, bo w nich są błędy przeciw wierze.

Groźniejszym jeszcze wrogiem jest zupełne niedowiarstwo. Nigdy nie brakowało ludzi, o których mówi Pismo: "Rzekł głupiec w sercu swoim: nie masz Boga" (Ps. XIII, 1); ale dziś rośnie ciągle ich liczba; przyczyną zaś tego smutnego zjawiska są z jednej strony namiętności, panujące nad wielu ludźmi, zwłaszcza pycha i nieczystość, z drugiej złe uprzedzenia, złe towarzystwa, złe książki. Ten np. staje się niedowiarkiem dlatego, że hardo pozywa Pana Boga i religię przed sąd swego lichutkiego rozumu; drugi dlatego, że zanurzył się w bagnie rozpusty i chce, by nie było Boga i wieczności; inny dlatego, że z książek i towarzystw przewrotnych wyssał truciznę, a nie miał na nią lekarstwa, bo nie znał dobrze tajemnic i przepisów religii.

Najwięcej spustoszeń w duszach sprawiają złe prądy, zalatujące do nas z zagranicy. W wielu krajach istnieje od stu kilkudziesięciu lat bezbożna sekta, masonerią albo wolnomularstwem zwana, która tak strasznie nienawidzi wszelkiej religii, a szczególnie katolickiej, że według słów jednego z jej przywódców, chciałaby tę religię i Kościół św. zdusić w błocie. Ona to podszczuwa rządy i sejmy, by prześladowały duchowieństwo, zabierały dobra kościelne, rozpędzały zakony i wyrzucały ze szkół nawet wzmiankę o Panu Bogu; ona też za pomocą książek i dzienników, na które przeważnie żydzi łożą pieniądze, szerzy w klasach wykształconych niewiarę i zepsucie. Po myśli tej sekty jeden z naszych rodaków napisał i żydowskim nakładem wydrukował ohydną książkę przeciw Boskiemu Macierzyństwu Najświętszej Panny Maryi, które to piśmidło mimo zakazu sądowego bywa skrycie sprzedawane. Nie mam słów dosyć na potępienie tych bezeceństw i proszę Pana Boga, by nie karał narodu za bluźnierstwa niektórych jego synów; wy zaś, Najmilsi, tym gorętszą pobożnością wynagradzajcie zniewagi, wyrządzane Chrystusowi Panu i Przeczystej Bogarodzicy.

Rozsiewnikiem niedowiarstwa jest również partia socjalno-demokratyczna, rozgałęziona po świecie, a mająca i u nas po wielkich miastach swe ogniska, które głównie żydzi podtrzymują. Chce ona polepszyć dolę robotników, co jest rzeczą chwalebną i nad czym Kościół katolicki od kolebki swej pracuje; ale zamiast oprzeć się na nauce Kościoła, ruguje religię z życia społecznego i stara się obalić porządek chrześcijański, by natomiast zbudować nowe społeczeństwo bez religii, bez Kościoła, bez prawa Boskiego, bez małżeństwa sakramentalnego, bez prywatnej własności, bez różnicy stanów i bez władzy według woli Bożej rządzącej. Szalone iście przedsięwzięcie, które by wywołało w świecie krwawe rewolucje i straszną walkę jednych przeciw drugim, stąd ciągłą anarchię i tyranię, a natomiast upadek prawdy i cnoty i wolności i pokoju i cywilizacji i miłości ojczyzny.

Nic też dziwnego, że Ojciec Święty Leon XIII potępił antyreligijny socjalizm, wskazując natomiast w powrocie do życia chrześcijańskiego a mianowicie do zasad sprawiedliwości i miłości, jedyne lekarstwo na dzisiejsze choroby i rany społeczne.

Partia socjalna, w spółce z masonami i radykałami, przeprowadziła we Francji rozdział Kościoła i państwa, to jest, wyrzucenie religii z prawodawstwa, z polityki, ze szkoły i ze stosunków społecznych, a przy tym skrępowanie wolności religijnej, ogłodzenie duchowieństwa i zgnębienie ducha katolickiego. Do tegoż celu dąży ta partia i u nas, byleby tylko doszła do władzy; tymczasem jednak dla oszukania łatwowiernych ogłasza, że szanuje religię jako "rzecz prywatną" i że chce wolności dla wszystkich. Obłudne słowa, którym kłam zadają czyny; bo wszakże przywódcy socjalizmu na zebraniach i w pismach znieważają nieraz rzeczy nam święte i drogie, to znowu miotają obelgi i potwarze na kapłanów, na biskupów i na samego Ojca Świętego.

Czego się od nich spodziewać mamy, pokazali to sami, wołając niedawno temu na ulicach Warszawy: Precz z Bogiem, precz z Kościołem, precz z Polską! – jak zaś zgubnym jest ich działanie, mogą zaświadczyć ci wszyscy, którzy wskutek ich wichrzeń odwrócili się od Boga i Kościoła, albo w rozruchach ulicznych postradali życie, czy też innym życie odebrali.

O Najmilsi w Chrystusie, módlcie się za zbłąkanymi, bo to przecież bracia nasi, ale nie dajcie się złowić na ponętne ich hasła.

Baczność także przed tymi, co się mienią dobrymi katolikami, a jednak osłabiają w drugich uległość dla władzy duchownej, cześć i miłość do pasterzy, występując z różnymi i to niesprawiedliwymi zarzutami. Mówią np. lub piszą, że duchowieństwo nasze dba zanadto o swój mieszek, swe wygody, swe znaczenie, a nie jest skorym do ofiar dla dobra publicznego, ani pilnuje należycie swoich owieczek, a nawet czasem je wyzyskuje. Ale komuż jest tajnym, ilu to biskupów i kapłanów przywiązanie do Kościoła i ojczyzny przypłaciło srogim więzieniem, smutnym tułactwem po obczyźnie, ciężkimi katuszami w lodach i kopalniach sybirskich; albo któż nie widzi, że tylu dobrych pasterzy poświęca dla swoich owieczek wszystek trud życia i całą miłość serca, – to znowu, że z oszczędzonego grosza ozdabia świątynie Pańskie, wspiera biedne rodziny, zakłada czytelnie, buduje ochronki i przytuliska.

Mówią również ludzie, krótkowidzący czy złośliwi, że księża schlebiają wyższym i możnym, a odwracają się od ludu i robotników, albo znowu, że zanadto i za stronniczo wdają się w politykę. Ale i to fałsz wierutny. Księża są dla wszystkich, bo wszystkich mają wieść do zbawienia; nie mogą zatem głosić wojny przeciw temu lub owemu stanowi, tym więcej, że rozsiewania nienawiści i rozterki zabrania prawo Boże, ład społeczny i miłość ojczyzny. Z drugiej strony są oni za wymierzeniem sprawiedliwości dla wszystkich, ze szczególną atoli miłością nachylają się do najniższych, najnieszczęśliwszych, najbardziej opuszczonych, by im nieść światło Boże i ludzkie, chleb dla duszy i dla ciała; wszakże do każdego z nich mówi Bóg: "Tobie zostawiony jest ubogi; sierocie ty będziesz pomocnikiem" (Ps. IX, 14). Nikt też goręcej od duchowieństwa nie pragnie, by lud nasz podnosił się w każdym kierunku, by wszędzie szły promienie prawdziwej oświaty, a za nimi ogólny dobrobyt, pokój społeczny i praca obywatelska. Co do polityki, wypowiem krótko, czego Biskupi i kapłani sobie życzą: oto najprzód, aby zasady chrześcijańskie, zwłaszcza sprawiedliwość i miłość, panowały także w życiu publicznym; po wtóre, aby w ciałach prawodawczych i autonomicznych wszystkie stany, a więc także robotniczy, miały swoich przedstawicieli; wreszcie, aby władzę dzierżyli i w sejmach o potrzebach kraju czy państwa radzili ci tylko, którzy odznaczają się duchem religijnym, cnym charakterem, mądrością na doświadczeniu opartą i miłością powszechnego dobra.

Najmilsi w Chrystusie włościanie, robotnicy i rzemieślnicy, bądźcie przekonani, że nie macie lepszych i wierniejszych przyjaciół nad Waszych pasterzy. Oni też nigdy Was nie zdradzą, nigdy nie opuszczą, nigdy nie zawiodą na bezdroża; jeżeli zaś wzbraniają Wam czytania niektórych pism, albo potępiają niektóre hasła, to nie na to, by Was utrzymywać w ciemnocie, albo Wasze prawa polityczne naruszać, ale w tym tylko celu, by Was ostrzegać, że te pisma zawierają truciznę, a te hasła są zgubne dla Kościoła, narodu i społeczeństwa. Słusznie też wzywają Was ci pasterze, abyście nawet wtenczas, gdy się upominacie o swoje prawa i dążycie do polepszenia swojej doli, godziwych tylko używali środków.

A jakież są dzisiaj obowiązki dobrych katolików?

Najprzód, według rozkazu Zbawiciela, doświadczać duchów, a nie wierzyć byle komu; namnożyło się bowiem fałszywych mistrzów i kłamliwych proroków, jako zapowiedział Apostoł: "Będzie czas, gdy zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich pożądliwości nagromadzą sobie nauczycielów, mając świerzbiące uszy, a od prawdyć słuchanie odwrócą a ku baśniom się zwrócą" (II Tym. IV, 3-4). Takich nauczycieli zakazuje Apostoł wpuszczać do domu, albo wchodzić z nimi w jakiekolwiek związki; sprawdza się bowiem zawsze słowo Pisma: "Z świętym świętym będziesz, a z przewrotnym przewrotnym się staniesz" (Ps. XVII, 26-27).
Ponieważ wiara jest skarbem nieocenionym, wobec którego wszystko złoto ziemi jest jakby lichym błotem, przeto należy pilnować troskliwie tego skarbu, zwłaszcza, że utracić go łatwo, a odzyskać trudno. Strzeż się zatem każdy pychy, bo ona zaślepia oko wewnętrzne, iż nie widzi potem Boga i Jego prawdy. Strzeż się rozpusty, bo ona na kształt ognia płonącego niszczy nieraz w duszy wszystko dobre. Strzeż się podłości i rozpaczy, bo jedna i druga wiedzie często do samobójstwa. Strzeż się przewrotnych pism i złych towarzystw, bo nie jesteś dosyć biegłym w teologii, ani utwierdzonym w cnocie, by odeprzeć zwycięsko wszelki błąd i wszelką pokusę. Natomiast módl się o utrzymanie i pomnożenie wiary, słuchaj chętnie kazań, bywaj na rekolekcjach i czytuj książki dobre, by się oświecić w wierze i zagrzać w pobożności.

Lecz na tym nie dosyć. Trzeba wiarę objawiać uczynkami, płynącymi z miłości, bo tak do nas mówi Apostoł: "Cóż za pożytek, bracia moi, gdyby kto mówił, iż ma wiarę, a uczynków by nie miał? Izali go może wiara zbawić?... i czarcić wierzą i drżą" (Jak. II, 14. 19). Wiara bez uczynków martwą jest; otóż taką wiarę ma dziś wielu katolików. Jedni np. wystawiają przed sobą sztandar katolicki, ale nie dotrzymują wierności dla tego sztandaru, ani spełniają przepisów wiary, bo nie modlą się, nie święcą dni świętych, nie przystępują do Sakramentów, nie przyjmują wszystkich nauk i wyroków Kościoła, a życie ich domowe jest nieraz gorszące. Inni modlą się wprawdzie, chodzą na Mszę św., zachowują posty i odprawiają spowiedź wielkanocną, ale cóż, kiedy w życiu folgują złym żądzom i nie chcą się z tego poprawić.

Najmilsi, nie naśladujcie tych fałszywych czy niewiernych katolików, ale służcie Chrystusowi Panu w duchu i prawdzie, to jest, wierzcie, jak Kościół uczy, i działajcie, jak Kościół każe. Niech znikną z pośród Was wszystkie występki, a mianowicie, niech zniknie całkowicie ohydne pijaństwo i brzydka rozpusta i zgubna nienawiść między pojedynczymi ludźmi czy stanami; natomiast niech cnoty iście chrześcijańskie założą swą stolicę w każdej duszy, w każdej rodzinie, w każdej parafii i w społeczeństwie całym. Słowem, żyjcie wszyscy z wiary, aby wiara wasza była widoczną zarówno w obowiązkach religijnych, jak rodzinnych i społecznych, zarówno w czynach, jak w słowach i myślach.

Jeżeli zaś jesteś ojcem lub matką rodziny, patrz, aby po katolicku wychowywać swe dzieci, bo na co się przyda nauka czy ogłada lub majątek, jeżeli im na drodze życia zabraknie światła wiary i moralnego statku. Bez tego światła i statku zejdą z pewnością na manowce i staną się nieszczęśliwymi albo nawet występnymi, ku hańbie swojej i rodzin swoich. Niechże tedy rodzice starają się przede wszystkim uświęcić swoje dzieci.
Ten sam obowiązek mają nauczyciele względem uczniów, gospodarze i gospodynie względem sług, przełożeni względem podwładnych, bo i ci wszyscy złożą przed Bogiem liczbę za powierzone im dusze (Hebr. XIII, 17).

Lecz i na tym nie dosyć; trzeba nadto wyznawać mężnie swą wiarę, bo tak mówi Zbawiciel: "Wszelki, który mię wyzna przed ludźmi, i Syn człowieczy wyzna go przed Anioły Bożymi", i znowu: "Który się mnie zaprze przed ludźmi, będzie zaprzan przed Anioły Bożymi" (Łk. XII, 8-9). Niestety, są katolicy tak małoduszni, że nie śmieją nieraz wyjawić i obronić swej wiary, by nie ściągnąć na siebie szyderstw niedowiarków, albo napaści jakiejś gazety. Tak np. słuchają czasem mów bezbożnych, a jednak milczą, albo nawet zdają się przytakiwać. To znowu wstydzą się publicznie przeżegnać, czy odkryć głowę, przechodząc obok kościoła, albo uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem. Kiedy indziej dla względu ludzkiego zasiadają do uczt mięsnych w dni postne, albo dla przypodobania się komuś sprzeniewierzają się obowiązkom religijnym i wbrew przekonaniu popierają złe dążności. O jakże podłą jest taka dwulicowość czy bojaźliwość, która obraża Boga, by nie narazić się człowiekowi, albo nawet na głos służebnicy, to jest, lichej opinii świata, zapiera się zasad katolickich. Lecz Wy, Najmilsi, zdepczcie zawsze podobną pokusę, bo zaiste nie potrzebujecie się wstydzić tej religii jedynie prawdziwej i jedynie zbawiającej, która tak wzniosłe głosi tajemnice, tak słodkie daje pociechy i tak wielkie zapewnia nagrody, – tej religii, która odrodziła ludzkość i stworzyła świat Boży na ziemi, – tej religii, którą wyznawało i wyznaje tylu mędrców, tylu geniuszów, tylu Świętych. Niech się raczej wstydzi ten, który nie wierzy, bo niedowiarstwo jest zawsze dowodem zaćmienia umysłu i skażenia serca.

Precz również z nikczemną tchórzliwością, co się boi więcej ludzi niż Boga; bo wszakże sam Zbawiciel upomina: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a duszy zabić nie mogą; ale raczej bójcie się tego, który i duszę i ciało może zatracić do piekła" (Mt. X, 28). Jeżeli miliony Męczenników z miłości ku Bogu i Kościołowi poniosło śmierć okrutną, i to nieraz po długich katuszach, czyż my będziemy się lękać jakiegoś słowa szyderczego lub obelżywego, które hańbi tylko tego, co je wypowiedział lub napisał?

A choćby nas spotkało ciężkie prześladowanie od ludzi, raczej za przykładem Apostołów usieczonych rózgami, cieszyć by nam się przystało, żeśmy się stali godnymi cierpieć dla Imienia Jezusowego. W przeszłym wieku w bramie chińskiego miasta Pekinu stał przez trzydzieści przeszło lat świeżo nawrócony chrześcijanin, Piotr Tsay, zamknięty w ciasnej klatce, okuty w kajdany, przytłoczony kangą, to jest, ciężką kłodą, w którą jakby w kleszcze zaciśnięto mu szyję. Motłoch pogański przechodząc, plwał mu w twarz i kłuł go nożami, wołając: "Porzuć twą wiarę, a będziesz wolny"; lecz on odpowiadał: "Dla Chrystusa mojego chcę tu zostać do śmierci"; i umarł jako męczennik. Oto wzór dla Was, katolicy, byście byli gotowi przez całe życie cierpieć dla Chrystusa i Kościoła Jego, a nawet dlań umrzeć.

Zapewne takiej ofiary Pan od Was żądać nie będzie, ale za to wymaga od każdego obrony swego Imienia i swego Kościoła. Każdy chrześcijanin staje się już na Chrzcie św. żołnierzem Chrystusowym i otrzymuje broń rycerską, to jest, przyłbicę wiary, pancerz ufności i miecz modlitwy, a prócz tego żywność duchowną czyli łaskę Sakramentów, by tak zaopatrzony walczył z nieprzyjaciółmi Boga i własnej duszy, bo bojowaniem jest życie człowiecze. A jak walczyć? Czy luzem, to jest, każdy z osobna? Nie, bo w ten sposób łatwo można doznać porażki; ale łączyć się trzeba z innymi żołnierzami w hufce uszykowane i karnie swych wodzów, Biskupów i kapłanów, słuchające, – łączyć się nie tylko w katolickie stowarzyszenia, tak dobroczynne jak zawodowe, zwłaszcza rzemieślnicze i robotnicze, ale także w osobny Związek katolicko-społeczny, który dla całej mojej diecezji w imię Boże zakładam i do którego wszystkie moje owieczki gorąco wzywam.

Jakiż jest cel tego Związku? Oto przede wszystkim bronić zasad katolickich i krzewić te zasady w życiu prywatnym, rodzinnym i publicznym, jako też w wychowaniu młodzieży. Nie brak dziś ludzi, którzy nie tylko w nic nie wierzą, ale chcą wiarę wydrzeć innym, zwłaszcza robotnikom i młodzieży; w tym też celu łączą się z sobą w związki, religii i społeczeństwu wrogie, rozwijają niezmierną agitację, urządzają częste wiece, rozrzucają tysiącami gazety, broszury i książki, jadem bezbożności i walki klasowej przesiąknięte, chcąc ten jad przeszczepić w dusze, nieugruntowane w prawdzie i cnocie; co się im niestety dosyć udaje. Jeżeli oni takie ponoszą ofiary dla rozszerzenia na ziemi królestwa szatana, czyliż Wy, ludzie wierzący, dla królestwa Bożego nic nie uczynicie? Czy przeciwnie pozwolicie na to, aby w pismach i mowach, nawet w Waszej obecności, znieważano religię i jej sługi, rozniecano pożar nienawiści i wojny domowej, sprowadzano rozkład społeczeństwa i zgubę narodu? Czy stojąc z założonymi rękami, patrzeć będziecie obojętnie, jak młodym pokoleniom, może także Waszym dzieciom, ludzie przewrotni wydzierają prawdę, cnotę, pokój duszy i żywot wieczny? Lecz w takim razie nie bylibyście godni zwać się katolikami i spełniłaby się na Was groźba Pańska: "Iżeś letni, pocznę cię wyrzucać z ust moich" (Apok. III, 16).

Powiecie może, że obrona religii należy do duchowieństwa; ależ religia jest skarbem wszystkich, toż każdy ma obowiązek bronić, umacniać i krzewić jej zasady. Jako więc w pospolitym ruszeniu każdy chwyta za broń odpowiednią i biegnie na obronę ojczyzny, tak i Wy, katolicy, spieszcie pod chorągiew Krzyża, by pod wodzą Waszych pasterzy odpierać nieprzyjaciół, chcących społeczeństwo nasze pozbawić religii i wtrącić w przepaść zguby; to znowu stawajcie na progach domów Waszych, aby tam nie wpuszczać błędu i występku.
W ten sposób spełnicie nie tylko obowiązek religijny, ale i patriotyczny. U nas sprawy katolickie łączą się jak najściślej z narodowymi, tak że z jednej strony religia katolicka jest najsilniejszą ostoją życia narodowego i biada by było narodowi, gdyby tę ostoję utracił, z drugiej upadek lub błędne pojmowanie patriotyzmu, czyli miłości ojczyzny, osłabia przywiązanie do wiary ojców i do Kościoła św. Potrzeba tedy w godziwy sposób ożywiać ducha narodowego, utrzymywać ścisłą harmonię między nim a duchem katolickim i w razie potrzeby bronić praw i interesów narodowych; a to zadanie ma spełniać także według sił Związek katolicko-społeczny.

Ale jest inny jeszcze cel tego Związku.

W społeczeństwie polskim, obok wielu stron dodatnich i pocieszających, różne widzimy choroby i rany; któż bowiem nad tym nie ubolewa, że w kraju naszym jeszcze tak wielu jest nie umiejących czytać i pisać, – że z braku przemysłu i zarobku tysiące młodych ludzi musi za robotą wychodzić za granicę, – że nasze mieszczaństwo w coraz cięższą popada biedę, a polskie wioski i domy coraz częściej przechodzą w ręce obce, i to nieraz nam wrogie, – że u nas tylu jest żebraków bez chleba i dachu nad głową, tyle dzieci zaniedbanych, tylu chorych opuszczonych, tylu ludzi głodem trapionych, – że stare wady narodu, zwłaszcza niekarność, niestałość, lenistwo i niezgoda, nie ze wszystkim wygasły, a dziś od socjalizmu nowe grożą mu niebezpieczeństwa. Trzeba tedy radzić nad polepszeniem naszych stosunków społecznych i ekonomicznych; mianowicie umacniać pobożność i dobry obyczaj, wyrabiać pracowitość i poczucie obowiązku, szerzyć wstrzemięźliwość i oszczędność, naprawiać niektóre ustawy, rozpalać coraz jaśniejsze ogniska oświaty, otwierać coraz głębsze źródła dobrobytu, słowem, usuwać nędzę ducha i ciała, a zachęcać wszystkich do postępu w dobrem.

Otóż Związek katolicko-społeczny ma rozwijać żywszą działalność na polu życia katolickiego i pracy społecznej, posługując się środkami, wskazanymi w statutach Związku, jakimi są: budowanie kaplic w wioskach od kościoła parafialnego odległych, nauczanie katechizmu poza kościołem i poza szkołą, popieranie rekolekcyj i misyj ludowych, praca nad wykorzenieniem pijaństwa, zbytku, karciarstwa i lichwy, zapobieganie procesom i pojedynkom, staranie się o należyte święcenie dni świętych, krzewienie sprawiedliwości, miłości i zgody w społeczeństwie, rozszerzanie dobrych czasopism i książek, zakładanie lub zasilanie czytelń, ochronek, burs, przytulisk, szpitali, domów ubogich, tanich kuchni i mieszkań dla rodzin biedniejszych, instytutów wychowawczych czy poprawczych dla ubogiej i zaniedbanej dziatwy, opieka nad sierotami i chorymi opuszczonymi, obrona przed wyzyskiem wychodźców, szukających roboty za granicą, tworzenie lub popieranie odpowiednich bractw i stowarzyszeń katolickich, takichże związków i spółek robotników, rzemieślników i rolników, biur pośrednictwa pracy i porady prawnej, kas Raiffeisena, kółek rolniczych i gospód chrześcijańskich, popieranie przemysłu domowego i krajowego, urządzanie wieców parafialnych, diecezjalnych i krajowych, z odpowiednimi wykładami i pogadankami.

Rozumie się, że należy podtrzymywać to, co już jest dobrego, a nowe dzieła tworzyć tylko w miarę potrzeb i zasobów każdej parafii.

Aby dla tego Związku wyjednać odpusty, udamy się z prośbą do Stolicy Świętej; aby zaś ściągnąć na tę pracę błogosławieństwo Niebios, dajemy Związkowi Najświętszą Pannę Maryję Królowę Korony Polskiej za Patronkę, mając tę ufność, że Najmiłościwsza i Najmożniejsza, jako przed 250 laty obroniła Jasną Górę, a później w czasie pogromu niosła narodowi Bożą pociechę, tak i dziś nie przestanie opiekować się nami i wypraszać nam, obok łask obfitych, pomyślniejszą dolę.

Wielkim jest tedy zadanie Związku katolicko-społecznego; i któż może się stać członkiem tegoż? Każdy katolik bez różnicy płci i stanu; mogą też rodzice wpisywać dorastające swe dzieci. A jakież są obowiązki członków? Oto najprzód wieść życie prawdziwie katolickie, a jeżeli ktoś jest ojcem lub matką rodziny, wychowywać dzieci po katolicku; po wtóre, przyczyniać się wedle sił do rozwoju tego Związku i składać na dobre dzieła i zakłady parafii corocznie jakiś datek, nie mniejszy, jak 2 halerze na miesiąc. Jestże to rzeczą trudną? Któż tedy z Was, Najmilsi, dla sprawy Bożej odmówi tak małej ofiary? Chyba ten, kto Boga i Kościoła wcale nie kocha.

O bliższych szczegółach tej organizacji opowiedzą Wam Wasi pasterze; tymczasem przez post święty, jako też godną spowiedź i Komunię św. przygotujcie się do spełnienia tego ważnego obowiązku; a nie dajcie się bałamucić ludziom nieprzychylnym religii, którzy wmawiać w Was będą, że to nowa zasadzka, wymyślona przez księży na skrępowanie Waszej wolności. Nie, – to nie zasadzka, ani zamach na Waszą wolność, ale nowy środek przysporzenia Wam i całemu społeczeństwu prawdziwego dobra. Bądźcie bowiem pewni, że Was wszystkich bez wyjątku ojcowską iście obejmujemy miłością i niczego innego nie pragniemy, jedno, by Was uświęcić i szczęśliwymi po Bożemu uczynić, a narodowi lepszą przyszłość zapewnić.

Najmilsi! Dziś coraz wyraźniej dzieli się świat na dwa obozy i dwie chorągwie, to jest, chorągiew Chrystusa i chorągiew szatana. Pod którąże chorągwią Wy stanąć chcecie? Zapewne, pod chorągwią Chrystusa; a więc nie tylko stójcie wszyscy mężnie i wytrwale, ale w imię Boże, bierzcie się do pracy społecznej i łączcie się z sobą, duchowni ze świeckimi, bogaci z uboższymi, uczeni z prostaczkami, byście utworzyli jedną świętą, kochającą się rodzinę Bożą i jeden zwarty, dobrze uzbrojony i mężnie walczący hufiec Kościoła. Ty zwłaszcza, młodzieży droga, wstępuj zawczasu do tego hufca, a odtrącając ze wstrętem wszelką pokusę, godzącą na twoją wiarę i niewinność, gotuj się przez modlitwę i pracę nad sobą do staczania "bojów Pańskich".

Wszystkich Was, moi Diecezjanie, wraz z Waszymi pasterzami, polecam Najsłodszemu Sercu Jezusowemu przez Niepokalane Serce Maryi, i wszystkim błogosławię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Biskup Józef Sebastian Pelczar, List pasterski na Wielki Post R. 1906. O obowiązkach katolików w naszych czasach i o potrzebie organizacji katolickiej. Przemyśl 1906, str. 14.