KRÓTKIE
NAUKI HOMILETYCZNE
na niedziele i uroczystości całego
roku
WEDŁUG
Postylli Katolickiej Większej
KS. JAKUBA WUJKA SI
OPRACOWAŁ
BP WŁADYSŁAW KRYNICKI
––––––––
Niedziela czwarta po Zielonych
Świątkach
Czytamy w dzisiejszej
Ewangelii o rzeszach, garnących się i cisnących do Pana Jezusa, aby słuchały
słowa Bożego. Nie mówi Ewangelista, że się schodziły, albo gromadziły, albo
przystąpiły, ale że się cisnęły, że się niejako gwałtem parły i zbiegały do
Zbawiciela. Wielkim przeto było ich pragnienie i gorąca chęć słuchania Boskiego
Mistrza, tak, iż słusznie z Psalmistą mogli mówić: Jako wdzięczne
podniebieniu memu słowa Twoje, nad miód ustom moim (Ps. CXVIII, 103). Opuścić
wszystko, iść za Panem, nie zważając na własne potrzeby, to zaprawdę jest dowód
zamiłowania nauki Chrystusowej. Nie dosyć im było słuchać Go w świątyni
jerozolimskiej, w domach modlitwy, w miastach, na ulicach, lecz gdziekolwiek
się obrócił, tam i one były. Nadchodziła noc, a przecież Go nie puszczały;
zabrakło im chleba, a jednak Go nie odstąpiły. Ani morze, ani góry, ani
pustynie, ani długie drogi ich nie zrażały, tak iż dla wielkiego nacisku
niezliczonej rzeszy, musiał Zbawiciel wejść w łódkę, i odjechawszy maluczko od
brzegu, przemawiać do zgromadzonych.
Porównajmy pilność słuchaczów Jezusowych z naszą
oziębłością i niedbalstwem, a zobaczymy, jakżeśmy daleko od nich odbiegli. Oni
się cisnęli do słuchania zbawiennej nauki, a wielu z nas jakże leniwie dąży do
kościoła; oni z wielką chęcią i uwagą słuchają słowa Bożego, a my niekiedy
śpiąco i bez zainteresowania; przy tym niejeden się spóźnia, albo do końca nie
wysłucha, albo najczęściej nie czyni tego, czego się nauczył. Oni to, co
słyszeli, przyjmowali, za słowo Boże, a niejednemu z nas się zdaje, że z
kazalnicy słyszy tylko słowo ludzkie. A może kto powie: Nie dziw, iż rzesze
Jezusa słuchały, bo któżby się nie cisnął do takiego kaznodziei, w którym była
moc i mądrość Boża, którego usta opływały we wszelaką łaskę i wdzięk
niebiański, którego głos słodki i pełne świętości oblicze pociągały wszystkich.
Prawda to jest, ale pamiętać trzeba, że tenże Pan Jezus, który naonczas uczył w
łodzi, i po dziś dzień uczy w Kościele katolickim i uczyć będzie aż do skończenia
świata. Ta tylko jest różnica, iż co wtedy czynił widomie, to teraz sprawuje
duchownie przez sługi i namiestników swoich, do których tak mówił: Kto was
słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi (Łk. X, 16). I gdyby sam
Chrystus przez Ducha swojego Świętego, tak kaznodziejów, jako i słuchaczów
myśli nie rozpalał, próżne by były wszystkie prace kapłanów. Ci bowiem tylko
zewnętrzną posługę sprawują, ale sam Chrystus wewnętrznie z nimi pracuje, aby
oni na próżno nie pracowali. A tak by było, gdyby On im nie pomagał. I Piotr w
Ewangelii dzisiejszej nic bez Pana nie mógł ułowić, ale zarzuciwszy sieć na
słowo Jego, wielką ilość ryb zagarnął; w dzień zaś Zielonych Świątek na
pierwsze kazanie swoje trzy tysiące, a na drugie pięć tysięcy od razu nawrócił.
Albowiem nie ten, który szczepi i polewa może cokolwiek, ale Ten, który daje
wzrost i pomnożenie, to jest Pan Bóg wszechmogący. Prawda, że słowa Pańskie
miały w sobie coś osobliwego, że prawie człowieka ciągnęły do siebie. Byli
przecież i tacy, którzy ich żadną miarą ścierpieć nie mogli, przeto rozmaicie
znieważali i spotwarzali świętą Jego naukę. Myliłby się jednak, kto by sądził,
że Pan Jezus pociągał i olśniewał pięknymi słówkami, że mówił to, co się
ludziom pospolicie podoba. Bynajmniej, Zbawiciel po prostu prawdy swoje
wykładał i brał podobieństwa z rzeczy potocznych i pospolitych, z pola, z
owiec, z łowienia ryb itd. Ale w tym, co mówił, była moc Boża. Więc chociaż my
już dzisiaj Jezusa we własnej osobie mówiącego słyszeć nie możemy, pamiętajmy
przecież, że prawowici kapłani katoliccy, którzy nas uczą Jego imieniem, nie
opierają się na mądrości ludzkiej, ale na idącej od Chrystusa mocy Bożej.
Słuchajmy pilnie słowa Bożego i według niego żyjmy, aby ono w nas pożytek
przyniosło aby się na nas Pan tak nie żalił, jak niegdyś na miasta Korozaim,
Betsaidę i Kafarnaum, które najczęściej Go słyszały i cuda Jego widziały, a
przecież najbardziej okazały się niewdzięcznymi.
Ma też jeszcze dzisiejsza Ewangelia inny, duchowny
wykład. Przez jezioro Genezaret rozumie się świat doczesny, przez łódkę –
święty Kościół Boży, przez rybaków – kapłanów i kaznodziejów; przez sieć –
słowo Boże; przez ryby – wszystkich ludzi; przez ziemię albo brzeg – zbawienie
wieczne. Zaiste, świat ten jest wielkim a szerokim morzem, morzem burzliwym i
pełnym niebezpieczeństw; my zaś, jako ryby, w jego odmętach pływamy, uganiając
się za jego ułudą. Bo wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwością ciała,
pożądliwością oczu, albo pychą żywota. Któż nie wie, jak się to nieszczęsne
morze od pychy nadyma, od gniewu burzy, jak jest sine od nienawiści,
nienasycone od chciwości i niewstrzemięźliwości, jak się pieni od nieczystości.
A gdy się najpogodniejsze zdaje, ani się spostrzeżesz, kiedy się wzburzy i
dokąd cię zaniesie. Pełno w nim niebezpieczeństw, gwałtowne wiatry pokus i
przeciwności często nim miotają. W tymeśmy morzu wszyscy przez upadek praojca
naszego Adama zatonęli. Stanął nad morzem Syn Boży, spojrzał z onego brzegu
wiecznego Królestwa swego; puścił się sam na to morze, przyjąwszy naturę
ludzką, usiadł w łódce Szymona-Piotra i z niej nas naucza woli Ojca
niebieskiego; w niej trwać będzie po wszystkie dni aż do skończenia świata i
nią niewidzialnie przez namiestników swoich, następców Piotrowych, biskupów
rzymskich kierować; z niej przez rybaków swoich, biskupów i kapłanów,
najwyższemu biskupowi podwładnych, sieci zapuszczać na połów dusz ludzkich i na
dowiezienie ich do brzegu szczęśliwości wiecznej. Szczęśliweż to rybki, które
się tą siecią ciągnąć dadzą, albowiem ciągnione są nie na śmierć ani
zatracenie, ale na żywot i zbawienie; wywodzone są z głębokości grzechów na
czyste powietrze, z błędów na wolność prawdziwą, z ciemności na światło, z żądz
i plugastwa na niewinność i sprawiedliwość chrześcijańskiej pobożności.
Czemu przecież nieraz tak jest trudno ułowić duszę
siecią słowa Bożego, czemu się na tak częste kazania mało ludzi nawraca i
poprawia? Może to się niekiedy dzieje brakiem dobrych i gorliwych kaznodziejów.
Na to jest rada: modlić się o nich gorąco do Pana Boga, aby ich jak najwięcej
dać raczył, modlić często i innych do tej modlitwy pobudzać. Wina przecież jest
i ryb, że do sieci nie idą, albo że gdy się do niej dostaną, sieć targają i
znowu do wody uciekają; albo że wreszcie, choć się w sieci ciągnąć dadzą,
przecież tak są ciężkie, że mało łodzi nie zanurzą. To się i z nami przytrafia:
radzi Ewangelię przyjmujemy, ale jej nie radzi pełnimy. Łatwo jest rybę
ciągnąć, póki sieć w wodzie pływa, lecz gdy ją chcesz z wody wydostać, dopiero
się ryba rzuca, dopiero szuka, jakoby się mogła wymknąć. I my częstokroć dopóty
chętnie dajemy ucho na słowo Boże, dopóki nam ono wody grzechów i nałogów naszych
nie mąci; lecz niech jeno pocznie wydobywać nas z morza opilstwa, swawoli,
krzywdy ludzkiej, albo innych występków, niech pocznie nakłaniać do żalu i
pokuty, do nowego życia wedle Boga, wówczas niejeden rzuca się i opiera, a
znajdą się tacy, co by radzi i sieci potargali i zdradziecko wiary się samej
wyrzekli. Wreszcie, że sieć słowa Bożego nie wszystkich zagarnia, wina to jest
niekiedy tych, którzy by Piotrowi mieli dopomóc do ciągnięcia niewodu, a nie
pomagają, więc rodziców, panów, gospodarzy i w ogóle przełożonych. Do nich
bowiem należy baczyć, aby dzieci, słudzy, czeladka uczęszczała na słuchanie
słowa Bożego, aby się według słuchanej nauki sprawowała, aby złe z domów i
rodzin swoich wykorzeniali, albowiem św. Paweł uczy, iż nie tylko godni są
karania ci, którzy źle czynią, lecz i ci, którzy podwładnym grzeszyć pozwalają
i, mogąc złemu zapobiec, o to nie dbają. Nic też dziwnego, iż ani Piotr, ani
jego pomocnicy, kaznodzieje, nic nie sprawią, jeśli nie będzie pomocników poza
kościołem i poza nabożeństwem. Więc choć między nami dosyć nauki, ale mało
poprawy, choć częste kazanie, lecz rzadkie polepszenie.
Na koniec i w tym, co dotyczy rzeczy i spraw
doczesnych, Ewangelia dzisiejsza ważną przestrogę podaje. Zastanawia to
niejednego, że ludzie nieraz wiele pracują, a przecie dorobić się nie mogą i,
jak się to mówi, przez całe życie nędzę klepią. Dwie są tego przyczyny:
pierwsza, iż pracujemy w nocy, druga, iż nie według słowa Pańskiego. W nocy pracujemy,
bo w ciemnościach grzechowych trwamy, o Bogu nie pamiętamy, ani na Niego nie
wspomnimy, całkowicie się w sprawach doczesnych zagłębiamy, w nich wszystkie
myśli i zamiłowania nasze topimy i nieraz gotowiśmy dzień święty dla marnego
zarobku znieważyć. Nie według słowa Bożego pracujemy, bo o wolę Bożą, o cześć i
chwałę Jego w pracy naszej nie dbamy, odważając się za to na fałsz i zdradę, na
lichwę i oszukanie bliźniego, byle majątku przysporzyć, choćby nawet przeciwko
wyraźnemu przykazaniu Pana Boga. Cóż więc dziwnego, że nam się nie powodzi? I
spełnia się, co powiedział prorok Aggeusz: Sialiście wiele, a zwieźliście
mało: jedliście, a nie najedliście się; piliście, a nie napiliście się;
okryliście się, a nie zagrzaliście się; a kto zyski zbierał, kładł je w mieszek
dziurawy (Ag. I, 6). Miejmyż to, chrześcijanie, zawsze na uwadze i w
pracach naszych trzymajmy się przykazania Bożego, jak Piotr, słowu
Chrystusowemu posłuszny. A jak on odniósł zapłatę swej dla Jezusa powolności i
od razu wielkie mnóstwo ryb ułowił, tak i my niezawodnie błogosławieństwa
niebios doznamy.
–––––––––––
Krótkie nauki homiletyczne na
niedziele i uroczystości całego roku według Postyli Katolickiej Większej
Ks. Jakóba Wujka opracował Ks. Władysław Krynicki. Włocławek. Nakładem
Księgarni Powszechnej. 1912, ss. 203-209.