Treść: Adwent
to czas przygotowania do obchodu pamiątki przyjścia na świat Zbawiciela. W tych
osobliwie czasach powszechnego skażenia obyczajów potrzeba nam gruntownego
przygotowania. Podnieśmy więc umysł i serce ku Temu, który jest odkupieniem
naszym i rozważmy dobrodziejstwa, jakie nam Boski Zbawiciel przyniósł z sobą z
nieba na ziemię. W tej pierwszej nauce przypatrzmy się osobie i przymiotom
Chrystusa Pana, który jest najprzedniejszym darem nieba, byśmy się pobudzili do
Jego miłości. – Chrystus Pan jest Bogiem, więc łączy w sobie wszystkie
nieskończone doskonałości Bóstwa. Ale i w swym człowieczeństwie posiada
wszystkie przymioty w stopniu najwyższym, jakie tylko w człowieku wyobrazić
sobie można. Najpierw jak niezrównane są Jego przymioty zewnętrzne: piękność, majestat,
wdzięk wymowy... którymi na ziemi pociągał ku sobie i podbijał serca ludzkie. O
ileż więcej roztacza uroku wewnętrznymi przymiotami duszy i serca! Jak dziwnie
ujmująca Jego łagodność i łaskawość... dobroć i litość dla cierpiących i
grzeszników... Jego słodycz, z jaką ustanawiał swoje prawa i przykazania... Jego
poświęcenie i ofiarność dla całej ludzkości, okazywana przez całe życie,
osobliwie zaś w czasie męki... Jego wyniszczenie w Najświętszym Sakramencie...
a wreszcie hojność, z jaką dzieli się z ludźmi swoją chwałą w niebie. –
Rozważywszy to, umiłujmy całym sercem, a jeszcze więcej czynem tego Boga wcielonego,
tak godnego miłości – wyrzucając z serc naszych wstrętną oziębłość.
––––––––
"Spoglądajcie a
podnoście głowy wasze, boć się przybliża odkupienie wasze". Łk. XXI, 28.
Z dniem dzisiejszym wchodzimy, najmilsi bracia, w tak
zwany adwentowy okres roku kościelnego, który, wedle myśli Kościoła, ma być
obrazem czterdziestowiekowego oczekiwania Zbawiciela przez cały rodzaj ludzki.
Ustanawiając bowiem ten czas adwentowego postu, Kościół święty miał również na
celu rozbudzić w sercach naszych owe uczucia świętego pragnienia, jakie
ożywiały przed przyjściem Chrystusa Pana Świętych Starego Testamentu, skoro i
nam niezadługo przyjdzie obchodzić doroczną Narodzin Pańskich pamiątkę. A prawdę
mówiąc, jeśli jakie, to nasze przede wszystkim czasy, takiego gruntownego i
gorliwego przygotowania wymagają. Dlaczego? Bo dziwne zachodzi podobieństwo
między usposobieniem chrześcijan w naszych czasach, a usposobieniem całego
świata w czasach, które bezpośrednio przyjście Chrystusa Pana poprzedziły.
Podobieństwo, mówię, ale podobieństwo w odstępstwie od Boga, w lodowatej
oziębłości względem Niego, w zupełnym rozbracie z wszelką moralnością i cnotą,
w pogańskiej prawdziwie pogardzie wszelkich praw sumienia i rozumu. Dziś jak i
wówczas, namiętności są bogami człowieka; dziś jak i wówczas, sprzykrzywszy
sobie służbę Bożą ród ludzki pragnąłby na wieki zanurzyć się w plugastwie
grzechowym; dziś jak i wówczas to samo wśród świata rozprzężenie obyczajów – choć
wówczas, przynajmniej Krew odkupienia nie była jeszcze przemieniła ciała
człowieczego w przybytek żywego Boga. Takim jest świat nasz, rzekomo
chrześcijański, Chrystusowy, a gorszy w istocie od całej owej zgrozy pogańskich
zabobonów. Lecz my, najmilsi moi, dzięki przemożnej łasce Bożej, nie należymy
chyba do niego. My wierzymy jeszcze w Chrystusa, trzymamy się Go przez miłość i
wierność niezawodnie. Spoglądajmyż więc a podnośmy głowy nasze ku Temu,
który jest Odkupieniem naszym! Wyglądajmy sercem kochającym dnia onego, w
którym ten Pan nasz znów przyjść ma na ziemię! A żeby tym skuteczniej uczucia
owe w sobie obudzić, rozważajmy, jak wielkie dobrodziejstwa przez Narodzenie
swoje, On nam z sobą przyniósł.
Zanim jednak rozpoczniemy zastanawiać się nad potrójnym
dobrodziejstwem Chrystusa Pana, w chwili przyjścia na ziemię nam ludziom
wyświadczonym, przez wybawienie nas z ciemności rozumu, z więzów grzechu i z
niewoli doczesnej lub wiecznej nędzy, wpierw przypatrzmy się Temu, który tych
dobrodziejstw był źródłem. On to bowiem sam jest darem najwspanialszym, darem
ponad wszelkie dary, jakimi Ojciec niebieski ludzkość kiedykolwiek
uszczęśliwił. W tym celu zaś próbujmy sobie choć w przybliżeniu wystawić Jego godność i piękność, Jego łaskawość i
majestat – słowem wszystko, co nas pobudzić może do godnej miłości Chrystusa
Pana.
A skoro do obudzenia tak wzniosłych uczuć szczególniejszej
potrzeba nam łaski, prośmy Go o nią gorąco przez przyczynę tej Matki Zbawienia,
która wzorem jest dla nas znajomości i miłości Chrystusowej, mówiąc pobożnie: Zdrowaś
Maryjo.
Zbawiciel nasz, Pan Jezus, jest prawdziwym Bogiem,
jest bowiem Synem jednorodzonym Ojca Przedwiecznego. Oto, najmilsi moi, krótka
i jędrna prawda, w której się jednakowoż zamyka cały ocean doskonałości
niedostępnych nie tylko dla wzroku ludzkiego, ale i dla lotniejszej odeń myśli.
Jeśli mię bowiem zapytacie o pochodzenie Syna Bożego, z tej prawdy wysnuję wam
odpowiedź, że istnienie Jego to wieczność bez początku, bez końca, bez zmiany.
Jeśli mię zapytacie o Jego miejsce pobytu, ta prawda pouczy was z prorokiem
Dawidem, że jeśli wstąpię do nieba i tam On jest, jeśli zstąpię do piekła i
tam także jest, i jeśli wezmę skrzydła moje rano a będę mieszkał na końcu
morza, i tam mię doprowadzi ręka Jego i trzymać będzie prawica Jego (2). A jeślibyście mię zapytali o Jego piękność i
bogactwo, o Jego mądrość i potęgę, o Jego miłość i dobroć, ta prawda zmusi mię
do milczenia i będę milczał i nie otworzę ust moich, bo tym doskonałościom,
które Bóstwo Jezusa w sobie zamyka, nie masz i nie będzie końca.
Patrzmy na ten świat widomy, na jego piękność i
wspaniałość! Czyż on nie jest słabym tylko odblaskiem piękności i majestatu
Bożego, który wszystko to w jednej chwili, jednym skinieniem woli z nicości do
bytu wyprowadził? Lecz ta piękność, ten
majestat Boży, jest również udziałem Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Jakże tu więc nie dziwić się lekkomyślności serca naszego, które tak silnie
przywiązuje się do tego, co ziemskie i znikome, a względem Tego, który jest
pełnią piękności, tak zimnym jest i nieczułym?
Z przymiotów Boskich Jezusa zwróćmyż teraz oczy nasze
na piękności i słodycze Jego Człowieczeństwa,
a najpierw na Jego przymioty zewnętrzne.
Lecz któż oddać zdoła cały ich wdzięk lub powab? Kto uchwyci wyraz twarzy Jego,
Boskiego Majestatu przepełny, tak wymowny i pociągający ku sobie, jak miłość i
dobroć Boskiego Jego Serca! Wszak to On, którego Duch Święty zowie: piękniejszym
urodą nad syny człowiecze (3), o którym
mówi, iż po wargach Jego wdzięczność się rozlała (4). Wszak to On ów wybrany z tysiąca (5) i wszystek ujmujący (6), o którym wspomina Pieśń nad pieśniami. Więc jakżeż
mogłyby w Nim nie zawierać się wszystkie cuda ziemskiej piękności, wszystkie
doskonałości ludzkiej natury? Toż On jest ową wybraną świątynią, w której, jak
mówi św. Paweł, pełność Bóstwa wzniósłszy tron łaski, cieleśnie i widomie
zamieszkała (7). Pierwszy Adam z gliny mizernej ulepiony, za jednym
tchnieniem Bożym, arcydziełem stał się pomiędzy stworzeniami zmysłowymi i
jaśniał, jako słońce pięknością pierwszej niewinności swojej: jakaż dopiero
nadziemska prawdziwie piękność i powaga przebijać się musiała w osobie owego
drugiego Adama, który utworzony przez samego Ducha Świętego z niepokalanej krwi
Panny Najświętszej, przybytkiem był nieogarnionego Bóstwa! Prawdziwie, dziwić
się wobec tego niepodobna, że na jedno słowo Boskiego Mistrza swego Apostołowie
wszystko opuszczali, aby tylko na zawsze z Nim pozostać, lub że całe rzesze
ludu, pociągnięte, jak mówi św. Hieronim, blaskiem i majestatem ukrytego w Nim
Bóstwa, trwały tak długie godziny na słuchaniu słowa Jego, zapominając zgoła o
sobie.
Pouczający w tej mierze szczegół z dziecinnych lat
Pana Jezusa, podaje nam wspomniany Doktor Kościoła. I tak opowiada on, że kiedy
Pan Jezus z Rodzicami swymi przebywał jeszcze w Nazarecie, mieszkańcy tegoż
miasteczka, ile razy pragnęli podnieść się nieco na duchu w kłopotach i
troskach swoich, zwykli byli mawiać: Pójdźmy do Syna Maryi! A przyszedłszy do
mieszkania Przenajświętszej Rodziny, wołali: Chcemy widzieć Jezusa, Volumus
videre Jesum! O jakiż to wdzięk i urok rozlewać się musiał po owej Boskiej
twarzy Zbawiciela, skoro nawet dziecinne Jego rysy taki wpływ na serca ludzkie
wywierały! Lecz jeżeli tak wielkimi były przymioty zewnętrzne ludzkiej natury
Chrystusa Pana, jakimiż musiały być przymioty
Jego duszy!
Nie masz chyba rzeczy, która by serca ludzkie bardziej
zdołała pociągać ku sobie, nad widok serca ozdobionego cnotami świętej
cichości, dobroci i łagodności. A jeśli nadto serce owo pała szczerą i poświęcenia
pełną miłością ku bliźnim swoim, czyż wówczas nie czujemy się po prostu
zmuszonymi do oddania miłości za miłość? Lecz patrzmy teraz na Chrystusa Pana i
obaczmy, jak wspaniały obraz tych właśnie
cnót dusza i życie Jego przedstawia! Św. Paweł Apostoł, kiedy pragnął
swych wiernych do cnót heroicznych zachęcić, tego jednego użył był zaklęcia: Proszę
was przez cichość i łaskawość Chrystusową (8). Sądził widocznie, że widok Boskiej prawdziwie miłości,
którą Chrystus Pan ludziom okazał, najskuteczniejszą być może pobudką do
wzajemności i poświęcenia względem Niego. I słusznie, bo kamienne zaprawdę i
nieludzkie serce tylko mogłoby patrzeć bez wzruszenia na tak liczne heroicznej
miłości ofiary. Patrzmy, najmilsi moi, z jaką niewyczerpaną cierpliwością, z jak
macierzyńską wyrozumiałością znosi Jezus wady Apostołów i uczniów swoich. A
chociaż mimo nauk i cudów tylu, których od początku do końca świadkami byli, w
ostatnich nawet chwilach życia Boskiego Mistrza swego, to samo okazywali
zaślepienie, On znakiem nawet najmniejszym nie okazał zniecierpliwienia lub
nieukontentowania swego. Raz tylko jeden jedyny wyjawił im boleść, jakiej
doznał z tego powodu, ale posłuchajmy w jak ojcowskich prawdziwie słowach: Przez
tak długi czas jestem z wami, a nie poznaliście mię? (9) – mówi do nich i to wtedy dopiero, gdy nawet ci
wybrani uczniowie, po latach wspólnego obcowania, zdradzili się z pewnym
niedowierzaniem w Jego Bóstwo. Co więcej, względem tych nawet, którzy
najzaciętszymi wrogami Jego się okazywali, Jezus ni słowem się nie odezwał,
które by ich zadrasnąć lub urazić mogło. A kiedy wśród szyderstw i naigrawania
na drzewie krzyża zawisnął, pierwszym Jego słowem była ta wzruszająca prośba za
prześladowcami: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą co czynią (10).
Lecz cóż było źródłem tej prawdziwie niepojętej
wyrozumiałości i łaskawości? Nic innego, najmilsi moi, jak tylko miłość Boskiego Jego Serca względem nas
biednych ludzi. I ta to miłość sprawiła, iż całe życie Chrystusa Pana było
jednym niejako aktem Boskiej zaiste wspaniałomyślności i dobroczynności. Przeszedł
bowiem, jak mówi św. Łukasz, czyniąc dobrze i uzdrawiając wszystkich (11). Toteż jacy się tylko podówczas znachodzili w Galilei
i Judei cierpiący lub kalecy, chorzy lub uciśnieni, do Niego tłumnie się
garnęli po ulgę i pociechę, pewni, że nie odejdą bez pomocy i wsparcia. Ileż to
bowiem razy łza jedna zbolałego serca, zdołała skłonić Jezusa do spełnienia
największych cudów dobroczynności. Patrz! oto tam słudzy czy przyjaciele
wynoszą jedynego syna biednej wdowy z Naimu, jedyną jej nadzieję i podporę w
starości. Patrz, jak ta biedaczka płacze i zawodzi. Lecz Jezus spostrzegł,
zbliża się do niej, widocznie widoku łez tak gorzkich nie znoszą oczy Jego.
Zbliża się, przemawia i oto za pierwszym słowem Nie płacz (12), ociera jej łzy i koi jej ból, żywego i zdrowego
synaczka jej wracając.
A cóż mam mówić o Jego łaskawości dla grzeszników? Znana przypowieść o
miłosiernym ojcu i synu marnotrawnym, aż nazbyt wyraźnym jej obrazem, a
przykłady Piotra, Magdaleny lub Mateusza, są zaledwie cieniem lub cząstką
wszystkich onych cudów miłosierdzia Chrystusowego. Skoro jednak tak wielką była
łaskawość Pana Jezusa względem tych, od których jeno krzywdy i zniewagi
odbiera, jakąż musi być miłość Jego względem owych serc czułych i szlachetnych,
które za miłość miłością Mu płacą, które służą Mu w bojaźni i poświęceniu,
które wreszcie On sam przyjaciółmi swoimi zowie!
Lecz powie ktoś może: prawda, Chrystus Pan był i jest
rzeczywiście w życiu i uczynkach swoich dobroczynnym, ale też jako prawodawca
zbyt ciężkim jarzmem obarczył wyznawców swoich. Cóż bowiem uciążliwszym być
może dla człowieka nad walkę codzienną z samym sobą, nad ciągłe umartwianie się
i zapieranie samego siebie, nad ten obowiązek noszenia krzyża Chrystusowego po
wszystkie dni życia? A przecież to właśnie nie co innego stanowi rdzeń prawa
Chrystusowego. Czy tak, bracie kochany? Więc owe słowa Pana Jezusa: Jarzmo
moje słodkie, a brzemię moje lekkie (13) na wiatr tylko i dla oszukania nas miałyby być
wyrzeczonymi? O nie, moi najmilsi! Skłońcie tylko odważnie głowy wasze pod owo
jarzmo, a poznacie bezwątpienia, że to prawo nie tylko mądrym jest,
sprawiedliwym i świętym nieskończenie, ale nadto pełnym pociech i słodyczy,
którym żadne rozkosze zmysłów dorównać nie potrafią. Boć to prawo całe w jednym
słowie się zawiera "kochaj", a dla serca ludzkiego cóż milszym nad to
uczucie naturalne i wzniosłe zarazem? A jeśli nam walczyć każe Jezus ze
złośliwą naturą naszą, to tylko dlatego, abyśmy nie używali i nie zużywali tego
wzniosłego uczucia na zaspokojenie namiętności, które nie nasycają, ale
poniżają. Podobnież, jeżeli nas krzyżami nawiedza lub goryczą zaprawia nam
uciechy tego życia, to tylko dlatego, aby serca nasze oderwać od dóbr ziemi
nikczemnych, a ku wyższym i trwalszym dobrom je skierować. Zresztą, wszakże w
tej walce nie jesteśmy sami, lecz Zbawiciel w niej nam dopomaga. Nie mówi On do
nas: Walczcie i znoście cierpienia i boleści, a ja tymczasem w słodkim zostawać
będę spokoju – ale przeciwnie mówi z nas każdemu: Pójdź za mną (14). Jak gdyby powiedzieć pragnął: Odwagi, synu! bom ja
pierwszy na drodze krzyża, jam pierwszy za cię krew i życie oddał! Nie jest On
podobnym do faryzeuszów, którzy lud ciężarami uciskali, a pomocy żadnej
udzielić mu nie umieli, lecz jak ten Ojciec, pełen miłości i poświęcenia
względem ukochanych swych dziatek, choć walki żąda, sił do niej zarazem
udziela, owszem nawet uprzedza łaską swoją, jak to pięknie wyraża św. Leon w
słowach: "Nalega przykazaniem, ale uprzedza pomocą" (15).
Lecz po cóż wiele dowodów na poparcie tej prawdy, że
kto chce kochać Jezusa, ten znajdzie w Nim samym dość pobudek do heroicznych
nawet ofiar. Świadczą o tym aż nadto dobitnie owe nieprzeliczone hufce
Męczenników: mężów, dziatek i dziewic słabych, które z tak wielkim męstwem, wytrwałością
a nawet weselem, boje Pańskie wiodły. Patrzmy na młodą dziewicę Agnieszkę, na
jej walkę z kusicielem. Słuchajmy, jaki duch bohaterski przez jej usta
przemawia. "Ustąp pastwo śmierci – woła na prześladowcę swego – inny cię
już uprzedził! Chrystus wyrył na czole moim znamię swej miłości. Miłość moja
dla Niego tylko płonie, serce moje do Niego należy, jam cała Jego jedynie
własnością. Miłość Jego uświęca moją czystość, a Jego zaślubiny uszlachetniają
moje panieństwo. Kocham! kocham Chrystusa!". I z tymi słowy słaba owa
panienka, złożyła głowę pod miecz kata. Bo czuła ona zapewne, iż Chrystus nie
mierzy nam skąpą dłonią dowodów miłości swojej.
Lecz może dla serc naszych oziębłych potrzeba
silniejszych do miłości pobudek? O! i takich nam Chrystus dostarczyć może.
Starajmy się tylko bardziej wniknąć w tajemnicę Jego miłości. Bardziej, mówię,
albowiem, choćbyśmy w rozważaniu jej nie wiem jak się zatapiali, zawsze jeszcze
prawdziwie niezgłębione otchłanie utajonymi dla nas zostaną. Dlaczego? Bo nikt
nie zgłębi całej wielkości ofiar, jakie Chrystus Pan z miłości ku nam poniósł,
a miarą miłości jest właśnie i jedynie ofiara. Prawdziwa i skuteczna miłość
przemawia ofiarami, a jakież to ofiary Chrystus dla nas poniósł? Czyż całe
życie Jego nie było ofiarą? czyż
niedostatek, na jaki skazywało Go ubóstwo, czyż prześladowanie, jakie zaciekła
nienawiść wywoływała przeciw Niemu, nie były ofiarami? Niezliczone, okrutne i
sromotne męki i cierpienia, haniebna śmierć na krzyżu, wylanie Krwi
przenajdroższej, nie byłyż to ofiary bez granic i ceny? I cóż było powodem tych
wszystkich ofiar? Umiłował mię i dlatego wydał samego siebie za mnie
(16).
Lecz któż ja jestem? czylim sobie może na
tę miłość zasłużył? Ach, jam robak nikczemny! jam mniej niż robak – nic po
prostu – i zamiast dźwigać się z tego stanu upodlenia przez związek z wieczną
Istnością, jeszcze przez grzechy moje nicość tę moją powiększam! Lecz jeśli
tak, to cóż zmusza tego Pana i Boga mojego, by za nicość Majestat swój i życie
poświęcał? Nic, tylko dobra i wspaniałomyślna wola: ofiarowan jest, iż sam
chciał (17) – mówi Prorok.
Chociaż więc nieprzyjaciele Jego, a nawet całe piekło, niezdolnym było w
czymkolwiek Mu zaszkodzić, On tai pozornie wszechmocność swoją, poddaje się
mocy stworzonej, pragnąc swą miłość pokazać, wedle tego, co mówi św. Jan, że w
tymeśmy poznali miłość Bożą, iż On duszę swą za nas położył (18).
A te męki i cierpienia straszne nie dość że poniósł,
ale poniósł je ochoczo, skwapliwie – i żaden król nie pożądał pewnie tak gorąco
wyniesienia swego na tron, jak Chrystus podwyższenia swego na sromotne drzewo
krzyża. Mam być chrztem ochrzczon, a jakom jest ściśnion, aż się wykona (19), woła Jezus na samą myśl o przyszłej, ostatniej ofierze
swojej. A ta myśl była najulubieńszym marzeniem Jego, które Mu przez całe życie
towarzyszyło – i biada było temu, kto się odważył odwodzić Go od dopełnienia
tego heroicznego przedsięwzięcia. Posłuchajmy tylko, co powiedział wiernemu
uczniowi swemu Piotrowi, gdy Mu odradzał narażanie się na mękę pewną: Pójdź
ode mnie szatanie! jesteś mi zgorszeniem, iż nie rozumiesz, co jest Bożego
(20).
Przeciwnie zaś Judasza zachęca niejako do
wydania Go mordercom, gdy mówi: Co czynisz, czyń rychlej (21).
Lecz i na tym wszystkim nie dosyć jeszcze było
gorejącemu miłością ludzi Sercu Zbawiciela Pana. Albowiem podczas gdy zwyczajna
stworzona miłość, najmniejszą ofiarę ze swej strony poniesioną wynosić,
wychwalać, a nawet przesadzać zwykła, heroiczna miłość Chrystusowa wszystkie
swe poświęcenia za nic poczytywać się zdaje. I tak gdy Prorok Pański w
przewidywaniu męki Jego woła: Wielkie jest jako morze skruszenie Twoje (22) – Chrystus to samo morze boleści zowie kielichem
swoim, jak gdyby kilka kropel jeno zawierało w sobie goryczy, albo jak gdyby Mu
je nie złość żydowska, ale dobrotliwa ręka Ojca zgotowała. Co więcej, jak gdyby
i na tym jeszcze nie dosyć Mu było, w ostatniej chwili skonania wyrywa Mu się z
piersi gorący okrzyk: Pragnę (23) tj. jak
tłumaczy św. Bernard: "pragnę większych jeszcze boleści".
Ale i na tym nie koniec jeszcze. Gdybyż przynajmniej
te męki lub to pragnienie mąk większych koniecznym, niezbędnym było! Ale tak
nie jest, boć jedna łezka wylana przez Dzieciątko Boże, w żłóbku złożone, dla
nieskończonej wartości i ceny swojej, wystarczyć mogła na zbawienie całego
świata i nawet tysiąca światów. Tylko, że ta łza jedna nie wystarczała miłości
Chrystusowej ku ludziom. On więcej stokroć uczynić pragnął, jak gdyby mówił do
siebie: Gdyby odkupienie drogich mych dziatek tyle mię tylko kosztowało trudu,
skądże by wnosić mogli o mej miłości bez granic? Niech raczej pełna miara
boleści moich przekona ich o wielkości i mocy mojego uczucia! I tej miłości tak
dziwnej, tak niepojętej nic ostudzić nie zdoła. U ludzi niewdzięczność
przewidywana wszelkie zapały oziębiać zwykła. Chrystus, choć przewiduje
dokładnie wszystkie bluźnierstwa i zbrodnie, którymi świat miał się Mu
odpłacić; choć wie na pewno, że miliony i miliony podepcą Krew Jego
przenajświętszą i z łatwością odrzucą nadzieję zbawienia, byle tylko zwierzęcym
swym chuciom dogodzić: Chrystus, powtarzam, ani słówkiem nie zdradza chęci
odwołania wspaniałomyślnego postanowienia swego. I cóż powie na to wszystko
serce nasze? czy Chrystus znajdzie w nim choć promyk wzajemności? O zaprawdę,
trzeba by wyzutym być z wszelkich szlachetniejszych porywów, a nawet z
wszelkiej wiary, aby na tak niezmierzoną miłość obojętnym spoglądać sercem,
zwłaszcza, że i tu nie koniec jeszcze dobrodziejstwom Chrystusa Pana względem
nędznego stworzenia!
Mówi On wprawdzie, iż większej nad tę miłości nie ma,
jak gdy kto duszę swą położył za przyjacioły swe (24). Wszelako, jak gdyby chciał pouczyć, że tylko ludzka
miłość ograniczeniom takim podlega, sam na większe jeszcze zdobywa się cuda
poświęcenia. Spojrzyjmy tylko na tabernakulum. Tam, ukryty pod korną osłoną
Hostii Przenajświętszej, króluje Pan Jezus. Króluje – ale w jakim wyniszczeniu!
W większym zaiste niż w stajence, bo tam przynajmniej Aniołowie rozgłaszali
Bóstwo ubożuchnego Dziecięcia; większym niż na krzyżu, bo tam przynajmniej cała
natura świadczyła o Bóstwie Ukrzyżowanego: słońce przez cudowne zaćmienie,
ziemia przez niezwykłe wstrząśnienia, groby przez uwolnienie swych
nieboszczyków z więzów śmierci. I po cóż właściwie podejmować było te nowe
uniżenia, dla których urzeczywistnienia Wszechmocność Boża cały szereg
prawdziwie niezgłębionych cudów zdziałać musiała? Słuchajcie bracia i
podziwiajcie! Rozkoszą moją być z synami człowieczymi (25) – mówi Pan – i oto powód tych nowych, niepojętych ofiar.
O Boże mój! więc to szczęście Twoje zasadzać się ma na przestawaniu z nami! I
któż z nas myśli o Tobie? O, jakże dalekie są serca nasze od Ciebie! jak zimne
dla Ciebie, jak pogrążone w ziemskich dobrach i znikomych uciechach! Toć i
dusze przyjaciół Twoich od oziębłości względem Ciebie wolnymi nie są, a Ty
chciałbyś przestawać z nami? Czyż nie słyszysz bluźnierstw, którymi Cię
niewiara przyjmuje? Czyż nie widzisz zbrodni popełnianych u stóp Twoich
ołtarzy?... Iluż to Judaszów codziennie przybliża się do Ciebie z zdradzieckim
swym pocałunkiem! Ilu faryzeuszów znowu Cię krzyżuje! a Ty Panie mówisz: Rozkoszą
moją mieszkać z synami człowieczymi? I któż to wszystko zrozumieć, myślą
ogarnąć może?...
Lecz nie myślmy, najmilsi, że ta obecność Chrystusa
Pana w Najświętszym Sakramencie bezowocną jest dla nas lub ogranicza się
jedynie na samym przestawaniu z ludźmi, bo w tej tajemnicy ukryty Zbawiciel ma
dla nas przygotowanych łask, dobrodziejstw i pociech bez miary. Powiedzcie
tylko, czego żąda serce wasze? Może pomocy w smutku i udręczeniu? Oto spieszcie
do Niego, a On wam z pewnością ulgę przyniesie, bo nikt tak nie wie z
doświadczenia, jak Boskie Jego Serce, co to smutek lub opuszczenie! Żądacie
może ratunku w cierpieniach waszych? Oto i teraz spieszcie do Niego, bo tam
bije źródło niebiańskiego pokoju i wesela! A może serce wasze żąda opieki
przeciw nieprzyjaciołom waszym? Spieszcie do Niego! bo tam się znajduje utajona
wszechmoc Boża, mocą której wszelkie nawałności i przeciwieństwa pokonać
zdołacie. I choćbyście nawet sławy lub bogactwa pragnęli, to i to wszystko w
Jezusie znaleźć możecie, byleście się przede wszystkim o zbawienie duszy i
zadośćuczynienie obowiązkom synów Bożych starali. Bo Jezus, Bóg i Ojciec nasz
najdobrotliwszy, niczego odmówić nie umie wiernym synom swoim, wedle tego, co
sam mówi o sobie: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście
obciążeni, a ja was ochłodzę (26). I nie sądźmy,
by przystęp do Jezusa miał być tak trudnym. Bynajmniej; niesłuszne i
niesprawiedliwe byłoby to przypuszczenie. Bo ten Pan nasz dniem i nocą
wyczekuje tylko z utęsknieniem tej chwili, w której żądania i prośby nasze
przedstawić zechcemy, jak gdyby Jemu samemu raczej na tym zależało, by nas
ubogacić mógł w owe łaski, które w piękności i blasku wszelkie bogactwa tej
ziemi przewyższają.
I zdawać by się mogło, że ponad te wszystkie dowody
miłości Chrystusowej, On sam większych dać by nam już nie zdołał. Są jednak
wspanialsze jeszcze, bo tak nieskończone, jak nieogarnionym jest ich Dawca.
Czyż bowiem rozum ludzki ogarnąć kiedy zdoła całą wielkość, całą chwałę i
majestat owego szczęścia, którym się Chrystus w królestwie Ojca swojego cieszy?
A otóż właśnie to samo szczęście niepojęte i naszym ma być udziałem, tak, iż
sam Chrystus z chwałą i potęgą swoją stać się ma nagrodą dla ludzkiej naszej
natury. I nie masz chyba słów, które by dobitniej określały wielkość tej
nagrody, nad owe słowa Pawła świętego: Oko nie widziało i ucho nie słyszało
i w serce człowiecze nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują (27). Ta to chwała niezmierna ubóstwi nas niejako, gdyż my
wszyscy odkrytym obliczem na chwałę Pańską patrząc, w toż wyobrażenie
przemienieni będziemy z jasności w jasność, jako od Ducha Pańskiego (28). Lata mijać nam będą jako mgnienie oka, wieki jak
błyskawica, miliony wieków jako powiew wiatru, ale szczęście nasze w królestwie
Jezusowym, na tronie Jezusowym i przy Sercu Jezusa pozostanie zawsze nowe,
zawsze pełne, zawsze nieskończone.
Takim to jest, najmilsi moi, ów dar, który nam Ojciec
niebieski na ziemię zesłał w osobie Syna swojego. Kończę przeto naukę moją
słowy św. Chryzostoma: "Nie chciejmy dłużej zostawać w tej oziębłości i
gnuśności, skoro uznano nas za godnych tak wielkiej miłości i zaszczytu".
Miłość Chrystusa niech nas pobudza do podobnej gorącej i ofiarnej wzajemności.
Tym wzorem doskonałej miłości rozpaleni, miłujmy Chrystusa bez podziału, z
całego serca i duszy, z gorącością, na jaką tylko stać słabe nasze siły.
Miłością Chrystusową zagrzani, poświęcajmy Mu nie tylko prace i cierpienia nasze,
ale i życie samo. Przekładajmy Chrystusa nad wszelkie dobro ziemskie, nad
wszelkie zachcenia i zachcianki miłości naszej własnej. Miłujmy Chrystusa tak
silnie, aby nas od Niego oderwać nie mogło ani ciało ze wszystkimi swymi powabami,
ani świat z pokusami swoimi, ani wreszcie piekło całe z całą wściekłością swych
prześladowań. Lecz miłujmy Chrystusa w tym przede wszystkim świętym czasie,
który nam niedalekie przyjście Jego zapowiada, a miłujmy nie słowem tylko lub
bezowocnym uczuciem, ale czynem, w ten sposób, jak się nam Bóg sam kochać
nakazuje. Mówi bowiem: Kto ma przykazania moje, i zachowuje je, ten jest,
który mię miłuje (29). I na innym
miejscu: Coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście
uczynili (30). A zatem pełnienie
woli Bożej, wyrażonej w przykazaniach, czyli rozbrat z grzechem, oraz gorliwość
w świadczeniu miłosierdzia – oto dwie myśli przewodnie, które w tym oto czasie
naszej ku Jezusowi miłości przyświecać powinny. Bo świat nasz pełen nędzy, i
nie znajdziesz prawie oka bez łzy, serca bez goryczy lub duszy bez troski
bolesnej. Wspomagajmyż tedy nędzę bliźnich o ile sił nam starczy, pamiętając, że
każdy akt miłosierdzia względem bliźniego, jest aktem miłości względem Boga
Jezusa. A bądźmy pewni, że Ojciec niebieski nie odmówi nam w zamian za to
swojej Boskiej jałmużny: Syna swojego, lecz sam niejako zrodzi się w sercach
naszych i wyciśnie na nich swój obraz, który jest warunkiem wszelkiego
szczęścia, rozkoszy i spokoju na ziemi, a zadatkiem przyszłego, wiekuistego
szczęścia w niebie. Amen.
–––––––––––
Kazania ks. Antoniego Langera
T. J., Kraków. NAKŁADEM WYDAWNICTW
APOSTOLSTWA MODLITWY. 1903, ss. 3-16. (a)
(Pisownię i słownictwo
nieznacznie uwspółcześniono).
Przypisy:
(1) Powiedziane w Krakowie, w
kościółku OO. Jezuitów na Wesołej 1874 r.
(2) Ps. CXXXVIII, 8-10.
(3) Ps. XLIV, 3.
(4) Tamże.
(5) Pieśń V, 10.
(6) Tamże w. 16.
(7) Kol. II, 9.
(8) 2 Kor. X, 1.
(9) Jan XIV, 9.
(10) Łk. XXIII,
34.
(11) Dz. Ap. X, 38.
(12) Łk. VII, 12.
(13) Mt. XI, 30.
(14) Łk. V, 27.
(15) Instat
praecepto, sed praecurrit auxilio.
(16) Galat. II, 20.
(17) Izaj. LIII, 7.
(18) I Jan III, 16.
(19) Łk. XII,
50.
(20) Mt. XVI,
23.
(21) Jan XIII,
27.
(22) Tren. II,
13.
(23) Jan XIX,
28.
(24) Jan XV, 13.
(25) Przypow. VIII, 31.
(26) Mt. XI, 28.
(27) 1 Kor. II,
9.
(28) 2 Kor. III,
18.
(29) Jan XIV,
21.
(30) Mt. XXV, 40.
(a) Por. 1) Ks. Antoni Langer SI,
a) Kazanie o Kościele. b) Kazanie na uroczystość Opatrzności Boskiej.
c) Kazanie na uroczystość św. Barbary. d) O męce Pana Jezusa. Krzyż
udziałem Boga. e) Chrystus przed sędziami. f) Św. Tomasz z Akwinu i dzisiejsza filozofia. g) Rozwój wiary. h) Pojęcie o Bogu w
chrześcijaństwie i u filozofów. i) Kardynał Jan Chrzciciel Franzelin i
jego znaczenie w katolickiej nauce.
4) Ks. Ignacy
Czechowski, Krótkie kazania na niedziele i święta całego roku.
(Przyp. red. Ultra montes).
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pozwolenie
Władzy Duchownej:
Facultas R. P. Provincialis.
––––
Cum opus, quod inscribitur «Kazania ks. Antoniego Langera T. J.»
aliquot Societatis Nostrae censores recognoverint et in lucem edi posse
probaverint potestate nobis facta ab A. R. P. N. Ludovico Martin, Praeposito
Generali, facultatem concedimus, ut typis mandetur: si iis, ad quos pertinet,
ita videbitur.
In
quorum fidem has literas manu nostra firmatas et sigillo officii nostri munitas
dedimus.
Cracoviae die 15 Martii a. D. 1903.
L. S.
Vl.
Ledóchowski S. J.
––––––––
Nr. 3000.
IMPRIMATUR.
Ab
Ordinariatu Principis Episcopi.
Cracoviae, die 22 Junii 1903.
F. Gawroński,
V. g.