Nowenna do Uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny zaczyna się 30 sierpnia.
Dzień 1-szy.
Jak jutrzenka jest końcem poprzedzającej jej nocy, tak narodzenie
Marji było końcem naszych smutków, a początkiem wesela (Rup. In Cont. L.
VI), które ogarnia głównie serca Jej sług. Aby być sługą N. Marji
Panny, trzeba się starać poprawić życie, unikać okazji do grzechów,
mając szczerą wolę nieobrażania Boga, czcić Ją codziennie jaką modlitwą
i uciekać się do Niej w potrzebach. Najśw. Dziewica nie potrzebuje
naszych usług dla siebie samej, jeżeli pragnie mieć stosunek z nami, to
jedynie, by nam czynić dobrze. Marja, mówi św. Andrzej z Krety, jest
bardzo wdzięczna i hojnie odpłaca każdy akt czci i miłości Jej składany.
Czytamy w życiorysie św. Róży z Limy, str. 124, że w kaplicy
(pałacowej) Najśw. Marji P., właścicielka tegoż pałacu, żyjąca w
przyjaźni z św. Różą, wobec niej i dwóch towarzyszek, w duchownej
rozmowie, wysławiała N. Marję P., cytując liczne Jej dobrodziejstwa. A
gdy przestała, św. Róża, wpatrzona dotąd w obraz Bogarodzicy, prosiła,
aby mówiła dalej i rzekła: Zaprawdę rzecz dziwna się stała, albowiem
podczas gdyś opowiadała o cudach Panny Najśw., widziałam w tym obrazie
naszym oznaki niezwykłej radości. Panna Przenajświętsza na nas
wdzięcznie spoglądała, podnosiła się w obrazie, jakby zeń z uśpioną
Dzieciną do nas wynijść chciała, rozrzucała między nas duchowe słodycze,
uśmiechała się, wspanialej była opromieniona i raz swą Boską Dziecinę,
to znów nas obsypywała pieszczotami. A zaś nie słusznie trzeba się było
dłużej zabawić nad wychwalaniem cudów zdziałanych przez naszą
Najświętszą Królowę.
Abyśmy zasłużyli na podobne Jej względy i uweselili Serce naszej
Najśw. Matki, mówmy ze czcią o Niej, ale jeszcze częściej mówmy do Niej z
dziecięcą miłością.
Codziennie zmówić 9 Zdrowaś Marja.
Dzień 2-gi.
Zewnętrzna krasa i powab Niepokalanej Dziewicy odpowiadały piękności
Jej duszy. Gdy ks. Arcybiskup zapytał świątobliwą Benedyktę z Laus o jej
objawienia Najśw. Marji P., odpowiedziała: „Ta dobra Matka nic nie ma w
sobie surowego. Jej wyraz twarzy, Jej spojrzenie, Jej głos – wszystko
słodkie, miłe, wzbudza ufność i uszanowanie, ale uszanowanie pełne
tkliwości. Ona jest cała dobrocią, kto Ją widzi, musi koniecznie Ją
pokochać. Ta Jej wielka dobroć ośmieliła mię od pierwszego razu, kiedy
miałam szczęście Ją zobaczyć. Prawda, iż wówczas jeszcze uważałam Ją
jako panią ziemską, ale czułam się uniesiona takiem szczęściem, że nie
mogłam myśleć tylko o Tej, która króluje w niebie. Każdym razem, co Ją
widziałam, odchodziłam od zmysłów i coraz więcej wydawała mi się
milszą.”
Nim jeszcze miewała te objawienia, ukazał jej się raz św. Maurycy i
powiedział, że ludzie, którzy biorą dochód z jednej zrujnowanej kaplicy,
ciężki rachunek zdadzą przed Bogiem i uwiadomił Benedyktę, że na
dolinie w pobliżu kościoła św. Szczepana zobaczy Matkę Bożą. „Niestety!
Zawołał, – jak Ją zobaczę na ziemi? Ona jest w niebie.” – „Jest w niebie
i na ziemi, według swego upodobania”, odpowiedział święty.
Gdy Benedyktę zamierzała władza duchowna badać, co do jej objawień,
czem się trwożyła, Matka Boska jej się ukazała i kazała jej bez bojaźni
objawić prawdę sługom i rządcom Kościoła św. Nadto – powiedzieć wikaremu
jeneralnemu, iż jako kapłan udzieloną sobie władzą może skłonić Boga do
zstąpienia z nieba na ziemię, lecz nie ma żadnej władzy rozkazywać
Matce Boskiej.
Oto jak ukochał i uczcił Pan Jezus Swą Najświętszą Matkę, kiedy nad
Nią nie dał władzy nikomu z istot stworzonych. Cieszmy się z tego i
dziękujmy Bogu.
Dzień 3-ci.
Św. Brygida słyszała pewnego razu Pana Jezusa temi słowy do Najśw.
Marji Panny przemawiającego: „Proś mnie, Matko ukochana, o co chcesz, a
wszystkie prośby Twoje wysłucham i spełnię! Tyś mi niczego nie odmawiała
na ziemi, słuszna przeto, abym ja Ci nie odmawiał w niebie”.
Korzystajmy z tego i błagajmy Matki Bożej, aby wyjednała nam i naszym
krewnym oraz NN. łaskę ostateczną zbawienia i łaski potrzebne i różne
dary, jakie sama uzna dla nas za najzbawienniejsze. Najlepiej zdać się
zawsze na Jej wybór, jak to czyniła św. Weronika Giuliani zak. św.
Franc. Ser., o czem dowiadujemy się z jej listu, pisanego do
spowiednika, następującej treści: „Żyję w radości wśród smutku. O,
rodzaj życia prawdziwie drogi i nieoszacowany, a wszystko z miłości do
Boga! Nawet i Matka się skryła, ale czuję, że mnie wspiera. Niech będzie
błogosławiona za taką miłość. O, gdyby Jej nie było, biada mnie!
Wszelkie dobro od Niej otrzymuję, i wiesz ojcze, że tak zawsze było. O
ojcze! żebyś ty wiedział sposoby, jakich używa Marja, jakich Ona używa
względem tej duszy mojej, straciłbyś rozum z radości. Ja proszę Jej o
łaski, a Ona zaraz skłania mię do poddania się woli Boga i w tem mię
trzyma. I wszelka łaska, jaką otrzymuję w jakikolwiek sposób, jest
zawsze nie ta, o którą proszę, ale ta, jaką Bóg chce. I tak zdaje mi
się, żem prosić zawsze powinna i Najśw. Panna tego żąda ode mnie, abym
tak zawsze prosiła. Ona ze mną robi wszystko według tego, co Bóg chce, a
ja zgadzam się z Nią”.
I my się oddajmy w opiekę Najśw. Marji Pannie, prosząc Jej, aby naszą
sprawę zbawienia wzięła w swe ręce i jak św. Weroniką kierowała nami.
Dzień 4-ty.
Bogarodzica kocha nas ludzi, jak swoje dzieci i pragnie abyśmy
się do Niej w potrzebach uciekali, co poznamy z Jej słów, wyrzeczonych
do Błog. Alana. Ten wierny sługa Marji, nagabnięty gwałtowną pokusą,
tylko co takowej nie uległ, a to z tego powodu, że nie zaraz polecał się
N. Marji Pannie. Przenajśw. Panna objawiła się mu i żeby na później był
ostrożniejszy, uderzyła go w policzek, mówiąc: „Gdybyś Mnie był zaraz
wezwał, nie doszłoby było niebezpieczeństwo do tego stopnia” (Uwiel. M.
Św. A. Ligu. str. 64).
Wszyscy ludzie są grzesznikami, mówi św. Jan (I, 8). Stąd też żaden
człowiek nie jest godzien zbliżyć się do Boga. Na szczęście mamy
pośrednika u Ojca, tj. Jezusa Chrystusa, sprawiedliwego w najwyższym
stopniu. On błaga o przebaczenie dla nas; a ten ukochany Syn niezawodnie
będzie wysłuchany. Lecz jeśli Majestat Boski wzbudza w nas trwogę,
nabierzmy odwagi, mamy bowiem znowu Pośredniczkę, w której nie ma nic,
co by nas przerażać mogło, a nią jest Marja, Matka Jezusa i nasza. Ona to
posiada wszystkie przymioty, które mogą w nas utrwalić ufność bez
granic. Pośredniczka to bardzo roztropna, która zna środki, za pomocą
których łagodzi słuszny gniew naszego Sędziego. Pośredniczka to gorliwa,
więc bardzo Jej leży na sercu nasze zbawienie. Pośredniczka to
wszystkich, gdyż nikomu nie odmawia swej pomocy.
Mając tak dobrą Matkę, czegoż się trwożyć mamy w niebezpieczeństwach,
czego upadać na duchu wśród cierpień, gdy, zwróciwszy się do Niej,
otrzymujemy odpowiednią pomoc i łaskę.
Dzień 5-ty.
Rodzicami Najśw. Marji Panny byli św. Joachim z rodu króla Dawida. To
pokolenie, chociaż królewskie, nie opływało w dostatki odpowiednie, co
Pan Bóg dopuścił i dlatego, aby najbliżsi przodkowie Pana Jezusa nie
byli już bardzo zamożnymi, gdy i On Sam miał się narodzić w ubóstwie.
Św. Anna była córką Natana, z kapłańskiego pokolenia Aronowego. Co do
ich świątobliwości, sama Matka Boża powiedziała św. Brygidzie w
objawieniu, że wtedy nie było na całej kuli ziemskiej świątobliwszego
małżeństwa nad Jej rodziców. Jak św. Joachim i św. Anna świątobliwością
życia zasłużyli sobie, iż im Bóg cudownie zesłał córkę, która jest
chlubą rodzaju ludzkiego, tak my cnotliwem życiem usiłujmy zasłużyć na
to, aby nas Najśw. Marja Panna przyjęła za swe dzieci i jako takie
otaczała troskliwą opieką. Chcąc to łatwiej osiągnąć, wpiszmy się do
Arcybr. Różańca św. lub do Arcybr. Niepokalanego Serca Marji, do czego
niech nas zachęci następujący przykład.
Marja Mrazek (obecnie P. M.), młodziutka panienka, córka naczelnika
Tow. asekuracji, gorąca czcicielka Niepokal. Dziewicy, wpisała się
do Arcybr. Niepokalanego Serca Marji i odtąd zawsze nosiła na sobie cudowny
medalik. W grudniu roku 1889 przerwał jej się sznurek od medalika i
nie nosiła go jakiś czas. Gdy raz miała wyjść z domu, uczuła jakby
przynaglający głos wewnętrzny, aby wzięła ów medalik. Posłuszna
natchnieniu Bożemu, nie mając sznurka, zawiesiła go na nitce zbyt
długiej, tak że zwisł koło serca. Następnie wyszła z domu ze swą
przyjaciółką (r. 1889) i szły ulicą Wolską. Przyszedłszy do domu,
chciała właśnie wejść na schody, gdy wyszedł naprzeciw niej mężczyzna
około 27 lat liczący, który straciwszy nadzieję zdobycia jej ręki, trzy
razy wystrzelił do niej z pistoletu. Pierwsza kula trafiła jej
przyjaciółkę i lekko ją zraniła, dwie inne uderzyły w Marję M. Najśw.
Panna obroniła jednakże swą czicicielkę w cudowny sposób. Kula
spłaszczyła się na medaliku, mianowicie na imieniu Marji i poszła w bok z
taką siłą, że tynk zerwała ze ściany, a lekko tylko drasnęła ciało
panienki, która ze czcią wielką przechowuje medalik, co tak silną był
dla niej tarczą.
Nadto Najśw. Dziewica raczy ją i nadal wspierać swą przyczyną, gdyż
jest wzorową żoną i matką, a nawet w ten sposób okazała jej swe względy,
że obie córeczki pani M. przyszły na świat w uroczystości Bogarodzicy,
tj. Zofja i Marja 2 lipca, a Marja 8 września, zaś syn w marcu,
poświęconym czci Jej św. Oblubieńca, przeto też dostał imię Józefa,
podobnie jak dziewczątka na cześć Najśw. Marji P. Jej imię otrzymały.
O! jak wdzięczna jest służba Marji Najświętszej, ona zjednywa nam
szczęście doczesne i wieczne, – zaciągnijmy się więc pod sztandar Matki
Bożej.
Dzień 6-ty.
Najśw. Panienka, wzrastając w lata, coraz też większego nabierała
wzrostu w świętości. Według nauki Kościoła św. za każdy postęp w
doskonałości, tj. za każde współdziałanie duszy z łaską Pan Bóg
udziela nowej i to wyższej łaski i tak następnie. Miarkujmyż z tego, do
jakiego stopnia świętości musiała dojść Najświętsza Marja Panna, która
jak najwierniej współdziałała z łaską Bożą i nigdy natchnienia Ducha Św.
nie zmarnowała.
Ona, nie wiedząc, że będzie Matką Bożą, będąc dzieckiem, często
powtarzała: „Kiedyż ujrzę tę przedziwną istotę, która ma być Matką Bożą?"
A w swej pokorze pragnęła być Jej sługą. Tak oceniała godność
Bogarodzicy.
„Błogosławieni są na ziemi, mówi św. Bonawentura, ci, których Marja
osobliwą otacza opieką, kto bowiem wiernym jest sługą Marji, ten już
jest zapisany w księdze żywota”. Czytamy w kronikach Braci Mniej. (Ks. I
str. 71), że czcigodna św. Brygida de Monte acuto, zak. św. Franc.
Seraf., gorliwa sługa Marji, wielkie czyniła postępy w cnocie. Raz
ukazała jej się N. Marja P. w licznycm gronie św. Aniołów i trzymając
przed nią tablicę, rzekła: „Córko moja, przypatrz się bacznie i czytaj,
czy twoje imię jest napisane na tej tablicy”. Brygida, spełniając
zlecenie Najśw. Dziewicy, ujrzała między innymi i swoje imię wyrażone
złotemi literami. W pokornem uniżeniu radowała się niezmiernie, że jej
imię wpisane w księgę żywota.
Aby i nas Bogarodzica wpisała w księgę żywota, prośby Ją o to,
wielbiąc Jej czystość niepokalaną, polegając na obietnicy danej swemu
słudze. Gdy jeden Święty spytał raz N. Marji P., co ma w Niej czcić, Ona
mu odpowiedziała: czystość niepokalaną; czcząc tę, wszystko otrzymasz.
Pan Jezus objawił św. Katarzynie Seneńsk., iż wybrał Marję na to, aby
do Niego serca ludzkie, a mianowicie grzeszników przyciągała. Marja
Panna sama raz objawiła św. Brygidzie, iż najcięższymi grzechami
splamionemu grzesznikowi wyjedna przebaczenie i łaskę u Boga, byle tylko
ten grzesznik wzywał jej pomocy. Sama Najśw. Panienka zrobiła to
porównanie, iż jak magnes ciągnie ku dobie żelazo, tak Ona najtwardsze
serca pociąga do Boga.
Roku 1901 wielki grzesznik śmiertelnie chory wzbronił przystępu do
siebie księżom, tylko z nich jeden T. J., ufając w przyjaźń niegdyś na
szkolnej ławie, wcisnął się do mieszkania chorego, a widząc opłakany
stan jego duszy, prosił go, aby zmówił „Zdrowaś Marja”. Odpowiedział na
to bluźnierstwem. Wreszcie znudzony naleganiem, chcąc się pozbyć
księdza, zmówił „Zdrowaś Marja”, ale po francusku, aby go usługujące
zakonnice nie zrozumiały. I ledwie chwila upłynęła, a chory przemówił
drżącym głosem: „Ja jednak chciałbym się wyspowiadać”. Po serdecznej,
skruszonej spowiedzi, kazał ze szuflady wyjąć obraz Matki Bożej
Bolesnej. Była to pamiątka po matce, która umierając dała mi go z
prośbą, aby się nigdy z nim nie rozstawał. Po raz pierwszy go wyjął,
całował ze łzami i do piersi przyciskał. Cienka niteczka, która go
łączyła z Marją, zamieniła się już w sznur mocny. Niebawem przyjął
Komunję św. rozpromieniony szczęściem. W kilka dni dusza chorego
uleciała do stóp „Ucieczki grzesznych”.
Odtąd z wielką pobożnością odmawiajmy „Zdrowaś Marja”.
Dzień 7-my.
Co Bóg może swą Wszechmocnością, Marja może swemi prośbami. Ten
grzesznik, mówi Pan Bóg, przebrał miarę grzechów, jaką postanowiłem mu
przebaczyć, odtąd nie znajdzie więcej odpuszczenia, chyba, że Marja
przyczyni się za nim. Pan, ustanowiwszy Marję rozdawczynią Swojego
miłosierdzia, uwidocznia nam tę prawdę, że prośby Przenajśw. Dziewicy są
skuteczne wtedy nawet, kiedy się zdają sprzeciwiać prawom Opatrzności,
co niech nam to udowodni następujący przykład.
Znanym i głośnym był swego czasu profesor Cesar Parrini. Piastował on
wysoki urząd w loży masońskiej we Florencji, pisywał do masońskich
gazet bluźniercze artykuły przeciwko Bogu i Kościołowi, a dwa lata przed
śmiercią następujący testament:
„Zdrowy na duszy i ciele oznajmiam dzisiaj, trzynastego marca 1882 roku, moją ostatnią wolę”.
„Żądam stanowczo, aby, gdy śmiertelnie zachoruję, żadnego kapłana,
jakiegokolwiek on był wyznania lub obrządku, nie wpuszczano do mego
mieszkania”.
„Żądam stanowczo, aby, gdy umrę, żadne zgromadzenie zakonne, żadne
bractwo, żaden ksiądz itd. mego trupa nie ruszył; na mary złożą moje
zwłoki i towarzyszyć mi będą do grobu moi bracia, przyjaciele i
znajomi”.
W tym samym testamencie przeznaczył sporą sumę na cele masońskie, a
wykonawcą testamentu mianował również lożę wolnomularską. O Bogu i o
duszy nic nie chciał wiedzieć.
Roku 1884, 18-go lipca, został Parrini ciężko ranny w pojedynku.
Zaniesiono go prawie już umierającego do domu i tu odezwał się do
czuwającego przy nim lekarza: „Gdyby memu życiu groziło naprawdę
niebezpieczeństwo, daj mi o tem znać, gdyż mam jeszcze ważne sprawy do
załatwienia”. Po dwóch dniach zawiadomił go lekarz, że nie ma żadnej
nadziei i że umrzeć musi. Chory, który całe życie żył bez Boga, zwrócił
się wówczas do pewnej pani, odwiedzającej go w chorobie, ze słowami:
„Zawołaj mi natychmiast księdza, chcę mieć księdza przy śmierci”.
Zawołano księdza. Parrini przed świadkami odwołał wszystkie swoje błędy i
bluźnierstwa, starał się naprawić zgorszenie, wyspowiadał się i przyjął
św. Sakramenta, a gdy ktoś z obecnych zapytał, jak po takiem życiu z
takiem żalem teraz do Boga się garnie, odpowiedział na to: „Przyjacielu!
Inaczej się człowiek patrzy na wszystko, gdy żyje, a inaczej w godzinę
śmierci”. Tak pobożnie wzbudzał dalej akty miłości, wiary, nadziei i
żalu, że obecni nie mogli się oprzeć wzruszeniu. Ze słowami: Jezus,
Marja! i z krzyżem na piersiach zakończył życie.
Po jego śmierci pytali się ludzie, jak się to stało, że łaska Boża to
serce zwyciężyła i dopiero wówczas dowiedziano się, że zmarły był
człowiekiem bardzo miłosiernym, który gdzie tylko mógł, wspierał ubogich
i nędzarzy, że codziennie mimo swojej niewiary modlił się za dusze w
czyśćcu cierpiące i odmawiał za nie psalm: „Z głębokości wołałem”, i że
miał, choć Bogu bluźnił, nabożeństwo do Matki Najśw. Po jego śmierci
znaleziono w stoliku obrazek Niepokalanej Dziewicy.
Ach, miejmy stałe nabożeństwo do Matki Bożej, usiłujmy naśladować Ją w
miłosierdziu i przez Jej przyczynę wypraszajmy zbawienie grzesznikom,
osobliwie nam znajomym.
Dzień 8-my.
Marja od pierwszej chwili swego istnienia była przejęta niezachwianą
miłością Boga. Im serce czystsze i oddalone od tego, co nie wiedzie do
Boga, tem więcej w niem miłość Boża obfitować będzie. Ta Królowa miłości
przewyższyła nawet Serafinów w miłości Boga, ponieważ była
najpokorniejszą i zupełnie oderwaną od siebie i od rzeczy ziemskich; Bóg
tylko był jedynym przedmiotem Jej myśli, pragnień i radości. Pokorą
zatem i miłością powinny się odznaczać dzieci N. Marji P., podobnie jak
jedna z jej niedawno zmarłych czcicielek, której przykład przytaczam.
Jadwiga M., córka zacnych rodziców, zaledwie ujrzała świat, w kilka
miesięcy, wskutek zapalenia rączki, dostała gangreny i według orzeczenia
lekarskiego, nie było już żadnego ratunku. Wtedy jej świątobliwa matka z
wiarą przyłożyła na chore miejsca wody z Lourdes, pod którą
zgangregowane kawałki ciała powypadały, a pod nimi ukazała się zdrowa
skóra. Jednak zagłębienia w tych miejscach, jakby na pamiątkę cudu,
zostały jej do śmierci. Raz w nocy pani M. widziała nad tą dzieciną w
kołyseczce unoszące się przez jakiś czas światło w postaci płomyka. W
dalszem życiu, gdy się okazały w dzieweczce niezwykłe dary Boże i
talenta, zrozumiała P. M., iż ją Duch św. wtedy szczególnie oświecił.
Jadwiga głównie odznaczała się wielkiem nabożeństwem do N. Marji P.,
cnotą miłości i pokory, tak rzadkiej przy urodzie, talentach, czci i
oklaskach ludzkich, jaką budowała nie tylko swe rodzeństwo, ale i liczne
grono swych koleżanek. W każdej prawie potrzebie z dziecięcą ufnością
zwracała się do Matki Bożej i gdy raz w nocy, mając kilka lat, wskutek
bólu gardła uczuła duszenie, błagając o pomoc N. Marji P., uniknęła
niebezpieczeństwa śmierci.
Dorósłszy 18 lat, nie wiadomo skąd, wiedziała, że wkrótce umrze, z
czem się często odzywała do swej rodziny, jako to: że już ostatnie z
nimi spędza razem wakacje itp., co się w zupełności ziściło. Gdy
zachorowała na tyfus, prosiła o Sakramenta św., a widząc zabiegi
czynione o jej zdrowie, obiecała P. Jezusowi, że jeżeli ją uzdrowi,
zostanie zakonnicą, pomimo że się już od kilku lat o jej rękę ubiegał
bogaty, zacny młodzian. P. Bóg widocznie przyjął jej przyrzeczenie za
czyn, co można wywnioskować z następującego objawienia, jakie miała
Jadwiga. Ujrzała się wprowadzoną przez P. Jezusa do Sali, w której było
mnóstwo zakonnic biało ubranych. Na ten widok, ogarnął ją wstyd swego
ciemnego odzienia. Wtedy Zbawiciel, litością zdjęty, zbliżył się do
niej, rozproszył wszystek pył ziemski, zaciemniający jej szatę, i stała
się taką, jak Jego Oblubienice. Pocieszona tem widzeniem, w dzień
poświęcony N. Marji P., tj. w sobotę szczęśliwie przeniosła się do
wieczności r. 1897 w dziewiętnastej wiośnie życia. Wkrótce ukazała się
na śnie swej matce z dwiema wspaniałemi koronami i na zapytanie pani M.,
czy widzi P. Jezusa? Wznosząc oczy w niebo, w upojeniu szczęścia,
odrzekła: „Widzę, widzę!… jestem w Jego gwardji”.
Naśladujmy tę czcicielkę N. Marji P. w miłości, jaką miała do Niej,
wzywajmy na pomoc Bogarodzicy w każdej pokusie i trudnej okoliczności
życia, a i my przez Jej przyczynę otrzymamy potrzebne łaski i szczęście
wieczne. Aby się stać zdolniejszymi do tego, oczyśćmy serca przez
spowiedź św. i ugośćmy w nim Boga, dziękując Mu za stworzenie N. Marji
P. oraz za wszystkie przywileje, łaski i chwałę w niebie Jej daną.
Dzień 9-ty.
Siostra Katarzyna Emmerich opisuje następujące objawienie: „7
września Najśw. Panienka, zbliżywszy się do mnie, w te odezwała się
słowa: „Ktokolwiek począwszy dziś popołudniu kolejno przez dziewięć dni
pobożnie odmawiać będzie Zdrowaś Marja na pamiątkę mojego Narodzenia i
dziewięciomiesięcznego pobytu mego w łonie Matki mojej, ten co dzień
poda Aniołom dziewięć kwiatów, przeznaczonych do ułożenia bukietów,
który ja w niebie odbieram i ofiaruję Trójcy Przen. dla wyjednania
szczególnej łaski osobie odprawiającej to nabożeństwo”.
To powiedziawszy, znikła, a ja zostałam wzniesiona nad ziemię.
Ujrzałam w niebie między chórami Aniołów i Świętych i Najśw. Dziewicę
przed tronem Bożym. Niebianie budowali dla niej z modlitw i nabożeństw,
jakie wierni żyjący odprawiają na ziemi, dwie bramy, czyli dwa trony
chwały, które, zwiększając się coraz więcej, formowały ogromne kościoły,
pałace, a nawet całe miasta. Zdziwiło mnie to niezmiernie, że wszystkie
te gmachy składały się z roślin, kwiatów, wieńców, a różne ich gatunki
wyrażały przymiot i zasługę modlitw, odprawianych bądź przez pojedyncze
osoby, bądź też przez całe zgromadzenie. O jakaż to silna zachęta do
odmawiania z uwagą i pobożnością zwyczajnych modlitw naszych.
Przejmijmyż się tą św. prawdą, iż Aniołowie pilnie zbierają nasze modły,
myśli i westchnienia i zanoszą je do nieba.
Według tego, co N. Marja P. objawić raczyła św. Katarzynie E., dziś
popołudniu zmówmy 9 Zdrowaś Marja i odmawiajmy takowe przez 9 dni.
Przykład: Mały Józio, syn p. Marji M., (o której wzmianka wyżej),
przybiegł raz z płaczem do p. M., mówiąc: „Babciusiu, co ja mam zrobić,
żeby mi dobrze szły nauki?… Profesor powiedział, że cudu potrzeba, abym
zdał do następnej klasy." Moje dziecko, odpowie świątobliwa babka, ja
tylko jeden znam sposób, tj. ucieczkę do N. Marji P., odprawmy więc
wspólnie do Niej nowennę. Bardzo chętnie, odrzekł Józio i co dzień
spieszył na modlitwę z babunią. Bogarodzica nie zawiodła ufności
dziecka. Wkrótce polepszyło mu się powodzenie w naukach i awansował do
wyższej klasy; wreszcie pod kierunkiem OO. Jezuitów stał się celującym
uczniem. Niechże więc wszyscy, którym się nie powodzi czy to w naukach,
czy w innych obowiązkach stanu, korzystają z rady danej Józiowi, a i oni
zostaną pocieszeni.
Z książeczki „Święty Józef Oblubieniec Bogarodzicy”, Kraków 1930 r., str. 442-465.