9. Opieka szkaplerza świętego
We wiosce N. we Francji, niedaleko Paryża mieszkała uboga wdowa z
nieletnią córką Pauliną. Dziecko to było całą pociechą i nadzieją swej
ciężko doświadczonej matki; pobożne, pracowite, a przy tym bardzo
pojętne, wprawiło się do szycia i pracą rąk swoich dopomagało, jak
mogło ukochanej matce.
Matka, widząc w Paulinie tak wielkie zdolności do krawiecczyzny, a
pragnąc zapewnić jej przyszłość, umyśliła przesiedlić się na stałe do
Paryża, by należycie wyszkolić córkę w swym fachu, a następnie znaleźć
dla niej odpowiednią posadę.
Bóg błogosławił jej zamiarom. Matka z córką przybyły do stolicy,
życzliwi ludzie, których Opatrzność nie omieszkała nadesłać, ułatwili i
dopomogli do obznajomienia się z nowym zajęciem - i niebawem w coraz
szerszym kółku zapoznawano się ze zdolną naszą modniarką, dostarczając
jej pracy, a tym samym i korzystnego zarobku.
W tak sprzyjających warunkach żyłą Paulina lat kilka, słodząc życie
swej matce, pamiętając o Bogu i o swych obowiązkach religijnych, pod
opieką Najświętszej Panny, której Szkaplerz św. wiernie na sobie
nosiła.
Błogie były to lata, lecz niestety niedługo one trwały, Bóg nawiedził
ją ciężkim krzyżem, a mianowicie przewlekłą chorobą ukochanej matki. Z
początku zdawało się, ze dzięki troskliwym staraniom da się złemu
zaradzić. Paulina nie żałowała grosza na lekarstwa, lekarza i inne
ulgi, czyniła, co mogła, by to drogie życie ratować, korzystając z swych
odłożonych oszczędności. Lecz wnet szczupłe zasoby się wyczerpały,
trzeba było biedaczce nocami pracować, by nadrobić braki. Ale i to nie
starczyło. Pomału chlebodawcy, zniechęceni długim przytrzymywaniem
roboty, lub mniej starannym wykonaniem tejże, coraz rzadziej po nową
pracę się zgłaszali.