Ewangelia u Jana św. w rozdz. 20
Gdy wieczór był dnia
onego pierwszego z Szabatów, a drzwi były zamknione, gdzie Uczniowie byli
zgromadzeni, dla bojaźni żydów; przyszedł Jezus i stanął w pośrodku, i rzekł
im: pokój wam. Jezus ukazał się dwa
razy tym sposobem Uczniom swoim, i dwa razy przywitał ich tymi słowy: pokój
wam. Pierwszy raz dla nauczenia ich, iż dla pojęcia i wyrozumienia tajemnicy
Zmartwychwstania Pańskiego, należało się mieć duszę uspokojoną, i niemiotaną
namiętnościami, gdyż te umysł do zajmowania się rzeczami Boskimi, niesposobnym
czynią. Drugi raz dał im swój pokój, dla przysposobienia ich do Urzędu
Apostolstwa, do którego powołanymi byli. Pokój z Bogiem, przez zgodność duszy z
wolą Boską, pokój z sobą samymi przez uspokojenie sumienia, pokój na koniec ze
wszystkimi ludźmi, którym swoim urzędowaniem w sprawie zbawienia dopomagać
mieli. Prośmy też i my dla siebie o ten drogi skarb pokoju dusznego, któren nam
łaska Boska jedynie wyjednać jest w stanie.
Uradowali się tedy
Uczniowie, ujrzawszy Pana, który im rzekł znowu: pokój wam. Jako mnie posłał
Ojciec, i ja was posyłam. Do jakiejże
wielkiej godności wynosi Chrystus Pan tymi słowy Apostołów świętych. Zdaje na
nich następstwo w sprawie poselstwa swojego, każe im iść ogłaszać na miejscu
Jego, światu całemu, zbliżone Królestwo Niebieskie. Św. Paweł tak był przejęty
wielkością i godnością powołania kapłanów, iż nazywał siebie i swoich
spólników, my jesteśmy posłańcami i zastępcami samego Jezusa Chrystusa. Jako
mnie posłał Ojciec i ja was posyłam. Te słowa wyrzekł Pan Jezus w istocie
szczególniej do Apostołów świętych, lecz mogą one się zastosować do wszystkich
Uczniów Chrystusa Pana, i do nas także, jeżeli sobie za zaszczyt w liczbie ich
być policzonymi, poczytujemy. – Uczyć one nas powinny, iż jako Chrystus Pan był
posłany na świat od Ojca dla pracowania na Chwałę Jego, zdobycia Królestwa
Niebieskiego, ciągłymi trudy, zachody i cierpieniami, tak i my nawzajem posłani
jesteśmy od Chrystusa Pana na ten świat, nie dla rozkoszowania na nim, nie dla
odpoczywania sobie, ale dla pracowania na chwałę Jego, życiem pobożnym i
przykładnym, dla znoszenia ochotnego krzyżów, które się Jemu dopuszczać na nas
podobać może, dla cierpienia dobrowolnego umartwień, tak ciała jak duszy, dla
pociągania bliźnich naszych do Boga tak przykładem jak i namowami naszymi, dla poświęcenia
własnych dusz naszych pracując szczerze na udoskonalenie ich, i poprawienie się
ze złych nałogów naszych, jednym słowem cel jestestwa naszego jest ten, abyśmy
naszym ciągłym usiłowaniem, osiągnąć starali się to Królestwo Niebieskie, do
którego nam Jezus Chrystus prawo nabyć raczył.
To powiedziawszy Pan
Jezus, tchnął na nich, i rzekł im: weźmijcie Ducha Świętego. Chrystus Pan daje dziś Ducha Przenajświętszego
Apostołom świętym tchnieniem swoim, dla okazania im najprzód, iż Duch Święty
pochodzi od Niego, a przy tym dla dania im do wyrozumienia, iż będąc tym samym
Bogiem, który nadał Adamowi przy stworzeniu duch żywota, i duszę jego zdolną do
czucia, myślenia i działania uczynił, tak dotychczas trzymając w ręku dar łaski
swojej, sobie samemu moc poświęcenia dusz naszych i czynienia ich zdolnymi w
sprawie zbawienia, zostawić sobie upodobał. O jakże usilnie o niego prosić
powinniśmy. Co większa jeszcze uważać sobie mamy, że jako tchnieniem i
dmuchnieniem naszym, z odzieży naszej lub z innej jakiej rzeczy, najmniejszy
pyłek zdmuchnąć potrafić możemy, tak też i tym Duchem Przenajświętszym, którego
Pan Jezus jedynie tchnąć na nas może, dusze nasze z najmniejszych
niedoskonałości nawet, obmiecione i ochędożone stać się mogą. To lekkie
tchnienie Pana Jezusa było na koniec rękojmią, tego gwałtownego wiatru i szumu,
w którym był zesłany Duch Święty na Apostołów w Zielone Świątki. Gdyż ten
pierwszy raz udzielił Chrystus Pan Apostołom świętym tylko mocy odpuszczenia
grzechów, drugi raz zaś wszelkiej i nieograniczonej władzy.
Weźmijcie Ducha Świętego:
których odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a których zatrzymacie, są
zatrzymane. O jakież niepojęte
miłosierdzie Jezusa Chrystusa przywodzi Go do wymyślenia tego nowego
dobrodziejstwa dla narodu ludzkiego. Lubo grzech uwłacza Chwale samego Boga i
Jemu samemu odpuszczać go zostawionym być może, jednakże udziela człowiekowi
władzy sobie właściwej, i ludziom tak łatwy przystęp do tronu miłosierdzia
swego dozwala. W starym Zakonie kapłani nie mieli mocy, leczenia nawet trądu
choroby, która figurą grzechu była, lecz tylko powinnością ich było ogłaszać za
oczyszczonych tych, których się Panu Bogu uleczyć podobało, a w nowym udziela
Pan Jezus nie Aniołom ale podobnie ułomnym nam ludziom, Władzy uleczenia
zupełnego duszy z choroby i zarazy grzechu, odpuszczenia w Sakramencie Pokuty
wszystkich grzechów. Nie zakłada Zbawiciel granic potędze i władzy kapłanów,
nie określając im liczby grzechów, które odpuszczonymi być mogą, lecz mówiąc do
Piotra, iż do siedemdziesiąt siedmiu razów, darowywać i odpuszczać winy jest
mocen, dał mu do zrozumienia, iż miłosierdzie Jego, żadną ilością grzechów
wyczerpane być nie może, i kapłani je wszystkie rozgrzeszać moc mają. Ta sama
władza albowiem, którą Pan Jezus dał Apostołom swoim przeszła i do naszych
księży, i przechodzić będzie aż do skończenia wieków od jednych do drugich. Nie
możemy my nie widzieć w tym dobrodziejstwie skutków zasług Męki i krwi Jezusa
Chrystusa, rozmyślajmy nad nim często, a szczególniej kiedy się zbliżać do
Sakramentu świętej Pokuty mamy.
Tomasz jeden ze dwunastu,
którego zowią Didymus, nie był z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Mówili mu tedy
drudzy Uczniowie: widzieliśmy Pana. A on im rzekł: jeśli nie ujrzę w ręku Jego
przebicia gwoździ, i nie włożę palca mego na miejsce gwoździ, i nie włożę ręki
mojej w bok Jego, nie uwierzę. Święty
Tomasz okazał w tym swoim postępku cztery wielkie niedoskonałości. Najprzód
oddalił się był z społeczeństwa reszty Apostołów i przez to nie widział był
Chrystusa Pana, pierwszą razą zjawienia się Jego. Przy tym okazał wielkie
niedowiarstwo nie chcąc przyzwolić na świadectwo wszystkich. Zarozumiałość i
upór mówiąc, iż nie uwierzy, aż póki nie włoży palców w rany Chrystusa Pana,
jakoby się godziło przepisywać Bogu sposób jakim nas w wierze naszej utwierdzić
ma. Na koniec wytrwałość w tym swoim złym usposobieniu zostając w nim przez
osiem dni. Nie możemy i wątpić o tym, iż jeżeli Chrystus Pan na ten upadek
jednego z swych Apostołów dozwolił, to nie dla czego innego, jak dla upewnienia
rzeczywistości Zmartwychwstania swojego, i utwierdzenia w nią wiary naszej,
świadectwem jednego, który zgrzeszył był niedowiarstwem. Oto w tym jeszcze
widać sprawdzenie słów Zbawiciela. Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go
Ojciec mój niebieski do siebie nie pociągnie. Wiara jest w istocie darem
Boskim, a proszący i pragnący go jedynie otrzymać go spodziewać się mogą.
A po ośmiu dniach byli
znowu Uczniowie Jego w domu, i Tomasz z nimi. Przyszedł Jezus drzwiami
zamkniętymi, i stanął w pośrodku, i rzekł: pokój wam. Ach! uważmy w tym postępku Zbawiciela dobroć
prawdziwego pasterza dusz naszych, szukającego starannie zgubionej owieczki.
Nie zrażony Chrystus Pan niedowiarstwem Tomasza, wchodzi znowu przez drzwi
zamknione do domu, gdzie byli zgromadzeni Uczniowie Jego, stawa wpośród nich, i
pozdrawia ich tymi słowy: pokój wam. Chce Pan Jezus uleczyć Tomasza z
niedowiarstwa swego w przytomności drugich Apostołów, najprzód dla okazania mu,
iż jemu tę łaskę przez wzgląd na społeczność tych, z którymi zostaje
wyświadcza, a przy tym aby wszyscy na widok wielkiej miłości ich Mistrza,
wzrastającą w sobie ufność w Nim uczuć mogli, i pociechę stąd odnieśli. Chce
Pan Jezus co większa, aby ciż sami Apostołowie, którzy byli świadkami
niedowiarstwa Tomasza, widzieli oraz nawrócenie jego do wiary, i sami w niej
utwierdzonymi zostali.
A potem rzekł Pan
Tomaszowi: włóż sam palec twój, a oglądaj ręce moje, i ściągnij rękę twoją, a
włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, ale wiernym. O jakże wielką i niepojętą dobroć okazuje Zbawiciel
w tym swoim postępku. Obraca mowę swoją do Tomasza, odkrywa mu myśli jego,
okazuje, jako przed Nim nic tajemnego być nie może, a na koniec zaprasza go,
aby włożył palec swój i oglądał rany Jego. Mówi do niego samego nie zważając
prawie na drugich, jakby dla okazania, iż to Jego zjawienie się samego Tomasza
za cel miało. Odpowiedział Tomasz, i rzekł Mu: Pan mój i Bóg mój. Nie
wzmiankuje o tym Ewangelia święta, czyli Tomasz włożył palce swoje w rany
Chrystusa Pana, ale co jest pewna, jest to, iż na widok ich, i przekłutego boku
Zbawiciela odurzony wewnętrznie blaskiem światła Niebieskiego, i zagrzany
ogniem miłości Boskiej, zawołał tymi słowy: Pan mój i Bóg mój. Nie rzekł
już Pan nasz, Bóg nasz ale mój dla okazania wdzięczności, którą czuł dla Pana,
od którego szczególnej miłości dowód tak wielki, świeżo odebrał.
Powiedział mu Jezus: iżeś
mnie ujrzał Tomaszu, uwierzyłeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a
uwierzyli. Nie odebrał za to wyznanie
Tomasz błogosławieństwa od Pana takiego, jakie odebrał Piotr w podobnym razie,
gdyż Tomasz stał się był niewiernym, i przez rzeczywiste widzenie przymuszonym
do wierzenia, lecz pobłogosławił Chrystus Pan tym, którzy nie widzieli a
uwierzyli, tym, którzy się w swej wierze zmysłów swoich nie radzą, świadectwa
ich nie zasięgają, którzy Panu sposobów utwierdzenia ich w wierze, według swego
mniemania nie przepisują. Zasłużymy i my na to błogosławieństwo Jezusa
Chrystusa, jeżeli wśród ogólnego zepsucia świata, zaćmionej w sercach ludzkich
wiary, fałszywych i przewrotnych zdań i mniemań, niecnotliwych i bezbożnych
ludzi obijających się o uszy nasze, i mogących zachwiać umysły nasze,
zostaniemy stali i niewzruszeni w wierze naszej, nie przestaniemy wyznawać usty
i sercem Jezusa Chrystusa za Pana i Boga naszego, Jemu jednemu się kłaniać, Jemu
jednemu służyć, Jego jednego czcić będziemy, i wiernymi wśród niewiernych
zostawać nie przestaniemy. Wierzmy nie widziawszy, a Pan w nagrodę naszej
wiary, da nam widzieć spełnione, nadziei naszych obietnice.
–––––––––––
Krótki
wykład świętych Ewangelij na Niedziele i Święta całego roku. Z włoskiego X.
Piotra Ximenes na polskie przełożony. Tom I. Stanisławów 1848, ss. 117-122.