Ewangelia u Łukasza św. w rozdz. 14
Człowiek niektóry sprawił wieczerzę wielką i wezwał
wielu. Pan Jezus według tłumaczenia Ojców świętych, przez człowieka niektórego
rozumie siebie samego, a przez wieczerzę, bankiet, który dla wiernych swoich w
postanowieniu Najświętszego Sakramentu zgotował. O jakże wielka i okazała jest
ta uczta, gdzie dla posilenia dusz naszych chleb Anielski z Nieba zstępuje,
ciało Boskie pożywać nam się daje, gdzie pokarm zaspakajający wszelkie potrzeby
nasze duchowne i wszystkie pragnienia serc naszych udzielanym nam bywa. Uczta,
na której Pan zasadza do stołu swego sługę nikczemnego i wzgardzonego, i sam go
samym sobą częstuje.
I wezwał wielu.
Wszyscy bez wyjątku stanu, znaczenia i
godności, wszyscy powołani do wiary chrześcijańsko-katolickiej wezwani są do
uczestnictwa tej wielkiej i niepojętej godności uczty, jakże jednak mało ją
cenią, jakże mało z niej korzystać umieją.
I posłał sługę swojego w godzinę wieczerzy, aby
powiedział zaproszonym, żeby przyszli, boć już wszystko gotowe. Wysłał
najprzód Pan Jezus ten niby ewangeliczny człowiek sług swoich, to jest
Apostołów swoich zapowiadać światu dziwy miłosierdzia Boskiego, i wzywać narody
do stołu Pańskiego. A teraz w godzinie wieczerzy, to jest w tym czasie,
gdy uczta zgotowaną, gdy wszyscy wiemy że jesteśmy na nią zaproszeni, gdy
wszystkim wolno przystępować kiedy chcą do Sakramentów świętych, teraz posyła
Pan jeszcze do nas kaznodziei, spowiedników i nauczycieli upominających nas w
Imieniu Pana, abyśmy się na wieczerzę Pańską udawali, z tego dobrodziejstwa Boskiego
korzystać chcieli, abyśmy się głosowi wołającego na nas Boga powolnymi stali,
lecz jakże my tym wszystkim zapraszaniom Boskim odpowiadamy, poznamy postępek
nasz w postępku zaproszonych gości Ewangelicznych.
I poczęli się wszyscy społem wymawiać. Największa
liczba Chrześcijan szuka pozorów do ukrycia niejako i usprawiedliwienia swej
obojętności i oziębłości względem Boga, i wyszukują tysiączne wymówki i
preteksty do usunięcia się od stołu Pańskiego.
Pierwszy mu rzekł: kupiłem wieś, i mam potrzebę wynijść
i oglądać ją, proszę cię miej mię za wymówionego. Ta wymówka stosuje
się do tej, którą dają dotychczas osoby wyższego stanu, jako im do uczęszczania
do Sakramentów świętych, i zatrudniania się zbawieniem swoim nie dozwalają myśli
o utrzymanie ich majątku, życie światowe, obowiązki stanu przyniewalające ich
do roztargnień i ciągłego z ludźmi obcowania.
A drugi rzekł: kupiłem pięć jarzm wołów, i idę ich doświadczyć, proszę cię miej mnie za
wymówionego. Ta wymówka stosuje się do osób zatrudnionych w istocie,
lecz nadto zajętych myślami i staraniami o zbieranie pieniędzy i bogacenia się,
które się także tłumaczą tym, że czasu nie mają, ni do modlitwy, ni do
przystępowania częstszego do Komunii świętej.
A inny rzekł: żonę pojąłem, a przeto nie mogę przyjść. Ta wymówka
stosuje się do postępku największej części ludzi, którzy zajęci jedynie chęcią
dogadzania sobie, używania uciech i rozkoszy świata, pragnąc prowadzić wygodne
i pieszczące ich zmysły życie, nie dbają wcale o Komunie święte, gdyżby ich
uczęszczanie do Sakramentów świętych, do życia świętobliwszego i ostrożniejszego
obowiązywało, a oni chcą żyć wedle ich upodobania, nie robić nic bardzo
występnego, ale też bardzo daleko w drogę pobożności puszczać się nie chcą. O,
nieszczęśliwi ci wszyscy niedbalcy, i obojętni względem Boga, nie pomną teraz
na to jak na siebie gniew zapraszającego ich Pana ściągają, ale kiedyś poznają
nieszczęście na jakie sobie zasłużyli.
A wróciwszy się sługa, oznajmił to Panu swojemu. Tedy
się gospodarz rozgniewawszy, rzekł słudze swemu: wynijdź rychło na ulice i
uliczki miasta, a ubogich i ułomnych, i ślepych i chromych wprowadź tu. Ile te słowa
Chrystusa Pana są straszne i groźne dla dusz bezbożnych, tyle są pocieszające
dla serc przejętych, przynajmniej chęcią służenia Bogu wiernego i kochania Go
szczerze. Na kogoż się Pan rozgniewał? Na dumnych, pysznych, światowych, o
zbawienie swoje niedbałych, na rozkoszujących; a kogoż Pan słudze przywoływać
każe? Oto ubogich, ułomnych, ślepych, chromych. Kogoż to Pan przez nich
rozumiał? Oto tych ubogich, nie mających z siebie samych ani zasług, ani łask,
ani darów, których by od Pana nie odebrali, uznających tę swoją nędzę i
ubóstwo, i odnoszących do Boga z pokorą i wdzięcznością wszystkie dobra, które
się w nich znajdować mogą. Ułomnych, to jest tych, którzy lubo chcą Bogu
wiernie służyć, mimo wszelkich swych usiłowań, przez ułomność i wrodzoną
ludziom do złego skłonność, w grzechy przez nieostrożność, a nie przez złość
wpadają. Ślepych, to jest tych, którzy jeszcze nie widzą doskonale światła
prawd niebieskich, ale którzy przez powolność pierwszym poruszeniem łaski Boskiej,
do Boga się zbliżają, i przez uczęszczanie do Sakramentów świętych oświecanymi
w rzeczach Boskich bywają. Chromych, to jest tych, którzy przez słabość
i niestałość w swych dobrych przedsięwzięciach, raz na Boską, drugi raz na
świata stronę się ważą, i jakby chromią, a tylko od Boga ustalonymi być mogą,
otóż to takich ludzi, a nie Aniołów zaprasza Pan Jezus do stołu swojego, możeż
być dla nas większa do radości i pociechy pobudka? Nie poznajemyż my się w
obrazie tych nędzarzy, i nie możemyż myśleć, że to nas Pan Jezus na wieczerzę
swoją zaprasza?
I rzekł sługa: Panie stało się jakoś rozkazał, a
jeszcze jest miejsce. Miłosierdzie Boskie jest niewyczerpane i niepojęte, przeto
też Bóg niczego więcej nie pragnie, jak zapełnić w Niebie miejsca, które dla
ludzi przeznaczył. Dlatego Pan ewangeliczny wydaje słudze swojemu rozkaz: Wynijdź
na drogi i opłotki, a przymuś wnijść, aby mój dom był napełniony. O jakże
słodki i drogi jest ten przymus Pański, lecz w czymże on zależy? Oto w tym, iż
Pan Jezus przymusza prawie, niektórych z ludzi do stania się powolnym rozkazom
Jego, posyłając do serc ich, tak mocne wrażenia łaski, tak silnie przemawiające
natchnienia, iż im jest prawie niepodobna nie oddać się całkiem na służbę Boską
i nie kochać nad wszystko Boga. Gdyby ich świat cały ze wszystkimi swoimi
ponęty od Boga oderwać chciał, to tego nie dokaże. Kto raz skosztuje, co to
jest Boga kochać, z Bogiem być ściśle złączonym, temu się każde inne szczęście
w porównaniu z tym, niczym zdawać będzie, i serce jego nie będzie już więcej
jak tylko niebieskich rozkoszy pragnąć i cenić zdolne. Takim to sposobem
przymuszonymi ludźmi całe Niebo napełnione będzie, wszyscy Święci są tej prawdy
dowodem. Dałby Bóg byśmy i my z tej liczby być mogli.
A powiadam wam, że żaden z onych mężów, którzy są
zaproszeni nie skosztuje wieczerzy mojej.
Oto straszna i okropna groźba, którą Pan
Jezus czyni tym, którzy nie korzystają z łask i natchnień Boskich, i nie słuchają
wołającego ich do siebie głosu Pańskiego. Żaden z onych mężów nie skosztuje
wieczerzy mojej. Widzimy z opisu tej ewangelicznej przypowieści, jako Pan
Bóg uprzedza człowieka łaskami swoimi i szuka sposobu przyciągnięcia go do
siebie. Daje mu siebie samego za pokarm, zaprasza, woła, zachęca, napomina,
grozi, chce przymusić człowieka, aby się zbawić chciał, ale gdy to wszystko nie
pomaga, dopiero kończy wiecznym odrzuceniem grzesznika, gdyż tego po Nim
sprawiedliwość Jego koniecznie wymaga. Ach! lękajmy się tego straszliwego odrzucenia
Boskiego, stawajmy się powolnymi każdej świętej myśli, zbawiennemu poruszeniu
łaski, uważając je za tajemne zaproszenia Boskie, do życia pobożnego i
świętobliwego, korzystajmy z czasu, którego nam Bóg do nawrócenia do siebie
użycza, gdyż potem może być dla nas za późno. Jeżeli nie słuchamy Boga, który
na nas woła, będziemy potem nawzajem wołać, a Pan Bóg też nas wysłuchać nie
zechce.
–––––––––––
Krótki wykład świętych
Ewangelij na Niedziele i Święta całego roku. Z włoskiego X. Piotra Ximenes
na polskie przełożony. Tom II. Stanisławów 1848, ss. 10-14.