+ PIUS XII - CI RIESCE - WSPÓLNOTA MIĘDZYNARODOWA A TOLERANCJA RELIGIJNA
Do uczestników Piątego Krajowego Zjazdu Związku Włoskich Prawników Katolickich!
To
dla Nas ogromna satysfakcja, umiłowani synowie ze Związku Prawników
Katolickich, że widzimy was tu przy Nas zgromadzonych. Serdecznie
witamy! ( 06.XII.1953)
Stosunki pomiędzy narodami
Na
początku października w Naszej letniej rezydencji zgromadziła się inna
grupa prawników, zajmująca się prawem karnym. Wasz zjazd ma charakter
raczej narodowy, jednak jego temat: Naród a wspólnota międzynarodowa
ponownie dotyka stosunków pomiędzy narodami i suwerennymi państwami. Nie
przez przypadek odbywają się liczne kongresy poświęcone zagadnieniom
międzynarodowym – naukowe, ekonomiczne czy polityczne. Coraz liczniejsze
i coraz bardziej intensywne kontakty pomiędzy poszczególnymi osobami z
różnych narodów, oraz pomiędzy samymi narodami sprawiają, że z dnia na
dzień coraz bardziej nagli kwestia prawa regulującego stosunki między
narodami, zarówno na płaszczyźnie prywatnej, jak i publicznej. Tym
bardziej, że przyczyną owego wzajemnego przyciągania jest nie tylko
ogromny postęp technologiczny i swobodny wybór, ale także głębsze
działanie wewnętrznego prawa rozwoju. Ruchu tego nie trzeba więc tłumić,
lecz go wspomagać i popierać.
Wspólnoty państw i narodów
Wspólnoty
państw i narodów, czy to już istniejące, czy też stanowiące dopiero cel
do osiągnięcia, mają naturalnie w owym dziele ekspansji szczególne
znaczenie. Są to wspólnoty, w których suwerenne państwa – czyli państwa
nie podporządkowane żadnemu innemu państwu – jednoczą się we wspólnotę
prawną, aby dzięki temu osiągnąć określone cele prawne. Porównywanie ich
ze światowymi imperiami, współczesnymi lub z przeszłości, w których
stapiano ze sobą w jeden konglomerat krajów różne rasy, narody i
państwa, czy chciały tego, czy nie, dałoby błędny obraz. W tym bowiem
przypadku państwa – nie tracąc swej suwerenności – w własnej woli
jednoczą się we wspólnotę prawną.
W związku z tym historia świata,
która pokazuje nieustający ciąg walk o władzę, bez wątpienia mogłaby
wywołać wrażenie, że ustanowienie wspólnoty prawnej wolnych państw jest
utopią. Częstą przyczyną konfliktów w przeszłości było pragnienie
podporządkowania sobie innych narodów i rozciągnięcia zakresu swojej
władzy, albo też konieczność obrony własnej wolności i niezależnego
bytu. Tym razem jest wręcz przeciwnie. To właśnie wola zapobiegania
budzącym grozę konfliktom skłania człowieka ku ponadnarodowej wspólnocie
prawnej. Utylitarne rozważania, z pewnością o dużej wadze, zmierzają do
wypracowania pokoju; być może właśnie owo przemieszanie – za sprawą
postępu technologicznego – ludzi z różnych narodów, pobudza, wszczepioną
w serca i dusze jednostek, wiarę w wyższą wspólnotę ludzką, zaplanowaną
przez Stwórcę i zakorzenioną w jedności ich wspólnego początku, natury i
ostatecznego przeznaczenia.
Prawo międzynarodowe
Te
i podobne rozważania pokazują, że postęp w kierunku utworzenia
wspólnoty narodów nie zależy, co do unikalnej i ostatecznej normy, od
woli państw, ale raczej od natury, od Stwórcy. Prawo do istnienia, prawo
do szacunku ze strony innych i do własnego dobrego imienia, prawo do
własnej kultury i charakteru narodowego, prawo do tego, aby się
rozwijać, prawo domagania się, ażeby traktaty międzynarodowe były
przestrzegane i inne podobne prawa to – dyktowana przez samą naturę –
konieczność, wobec której stoi prawo narodów. Prawo pozytywne różnych
narodów, nieodzowne także we wspólnocie państw – którego zadaniem jest
dokładniejsze definiowanie prawa zaczerpniętego z natury i
przystosowywanie go do konkretnych okoliczności, a także wprowadzanie
innych postanowień, mających oczywiście za cel wspólne dobro –
obowiązuje na podstawie pozytywnego porozumienia, do którego przystąpiło
się wcześniej z własnej woli.
Suwerenność
W
tej wspólnocie narodów każde państwo staje się więc częścią systemu
prawa międzynarodowego, a zatem prawa naturalnego, które jest zarówno
fundamentem, jak i koroną całości. Przeto pojedynczy naród nie jest już
dłużej – a w rzeczywistości nigdy nie był – „suwerenny”, w sensie
całkowitego braku ograniczeń. „Suwerenność”, w prawdziwym tego słowa
znaczeniu, oznacza samowładztwo i wyłączne uprawnienie dotyczące tego,
co musi być zrobione i jak to ma być zrobione w odniesieniu od spraw
określonego terytorium, zawsze w ramach prawa międzynarodowego, jednak
bez uzależniania się od systemu prawnego jakiegokolwiek innego państwa.
Każde państwo bezpośrednio podlega prawu międzynarodowemu. Państwa,
którym brakowałoby owej pełni władzy, albo których niezależności od
władz jakiegokolwiek innego państwa nie gwarantowałoby prawo
międzynarodowe, nie byłyby suwerenne. Żadne jednak państwo nie mogłoby
narzekać na ograniczenie swej suwerenności w przypadku, gdyby zostało
pozbawione zdolności do działania swobodnego i niezależnego od innych
państw. Suwerenność nie jest ubóstwieniem państwa, ani też omnipotencją
państwa w znaczeniu heglowskim, czy w rozumieniu absolutnego pozytywizmu
prawnego.
Obowiązki i problemy wspólnoty państw
Nie
ma potrzeby wyjaśniać wam, badaczom prawa, jak wiele obowiązków i
problemów, częstokroć niezmiernie trudnych i skomplikowanych, których
nie można rozwiązać przez zwykłe „tak” lub „nie”, wiąże się z
ustanowieniem, utrzymaniem i funkcjonowaniem prawdziwej wspólnoty
państw, szczególnie takiej, która objęłaby wszystkie ludy. Wśród tych
problemów znalazłaby się kwestia rasy czy pochodzenia, z ich
konsekwencjami biologicznymi, psychologicznymi i społecznymi; kwestia
języka; kwestia życia rodzinnego, różniącego się w zależności od narodu,
z właściwymi sobie stosunkami pomiędzy mężem i żoną, rodzicami, większą
grupą rodzinną; kwestia równości i wyrównywania praw odnośnie dóbr,
umów i osób w przypadku obywateli suwerennego państwa, którzy albo przez
krótki czas żyją w innym państwie, albo – zachowując własną narodowość –
osiedlają się tam na stałe; kwestia prawa do imigracji lub emigracji i
inne podobne kwestie.
Prawnik, mąż stanu, pojedyncze państwo, jak
również wspólnota państw powinni brać pod uwagę wszelkie wrodzone
skłonności jednostek i społeczności, ujawniające się w ich umowach i
wzajemnych relacjach, takie jak: tendencja do przystosowania i
asymilacji, często nawet zmieniająca się w usiłowanie wchłonięcia
innych; lub przeciwna jej tendencja do wyłączenia i zniszczenia
wszystkiego, co wydaje się niemożliwe do zasymilowania; tendencja do
ekspansji, do zdobycia tego, co nowe, albo przeciwnie, tendencja do
wycofania się i odizolowania; tendencja do całkowitego oddania się,
zaparcia się siebie, oraz jej przeciwieństwo, przylgnięcie do swojego
,ja”, wykluczające jakąkolwiek służbę innym; żądza władzy, pragnienie,
by trzymać innych w poddaństwie, itd.
Wszystkie te instynkty, zarówno
związane z samowywyższaniem się, jak i z samoobroną, mają swoje
korzenie w naturalnych skłonnościach jednostek, narodów, ras i
społeczności oraz w ich ograniczeniach. Nikt nigdy nie znajdzie w nich
pełni tego, co jest dobre i sprawiedliwe. Sam Bóg, źródło wszystkiego –
ze względu na swoją nieskończoność – posiada w samym sobie wszystko, co
jest dobre.
Z tego, co powiedzieliśmy łatwo wywnioskować, jaka jest
podstawowa teoretyczna zasada radzenia sobie z tymi problemami i
tendencjami: polega ona na tym, aby w granicach możliwości i zgodności z
prawem wspierać wszystko, co ułatwia zjednoczenie i czyni je bardziej
skutecznym, odrzucać zaś wszystko, co mu przeszkadza; czasami tolerować
rzeczy, których nie można naprawić, ale z drugiej strony nie pozwolić,
by rozbiły one wspólnotę, od której oczekujemy uzyskania wyższego dobra.
Trudności wiążą się ze stosowaniem tej zasady.
Współżycie państw katolickich z niekatolickimi
W
związku z tym chcielibyśmy razem z wami, którzy chętnie nazywacie
siebie prawnikami katolickimi, zająć się jednym z problemów,
pojawiających się we wspólnocie narodów: chodzi o praktyczne współżycie
(convivenza) państw katolickich z niekatolickimi. W zależności od
wyznania religijnego zdecydowanej większości obywateli, albo z powodu
jasno zdefiniowanej deklaracji prawnej, narody i państwa członkowskie
wspólnoty międzynarodowej będą się dzielić na chrześcijańskie,
niechrześcijańskie, religijnie neutralne, świadomie areligijne, czy
nawet zdeklarowanie ateistyczne. Interesy religii i moralności będą
wymagać zasady dobrze zdefiniowanej i obowiązującej na terytoriach
wszystkich suwerennych państw członkowskich wspólnoty międzynarodowej.
Według wszelkiego prawdopodobieństwa i w zależności od okoliczności,
można przewidzieć, że zasada prawa pozytywnego będzie wyrażona w
następujący sposób: na swoim terytorium i w odniesieniu do własnych
obywateli każde państwo będzie regulować sprawy religijne i moralne
zgodnie z własnymi prawami. Jednakże w odniesieniu do obszaru całej
wspólnoty międzynarodowej, obywatelom każdego z państw członkowskich
wolno będzie wyrażać swoje przekonania i wypełniać własne praktyki
etyczne i religijne, o ile nie naruszają one prawa karnego państwa, na
terenie którego obywatele ci przebywają.
Kiedy pojawia się kwestia
przystąpienia do i pozostania we wspólnocie międzynarodowej, katolicki
prawnik, mąż stanu oraz państwo stają wobec pytania: czy można zgodzić
się na taką zasadę?
Mamy tu do czynienia – jeśli idzie o kwestie
religijne i moralne – z dwoma zagadnieniami: pierwsze dotyczy prawdy
obiektywnej oraz obowiązku sumienia względem tego, jest obiektywnie
prawdziwe i dobre, a drugie wiąże się z praktyczną postawą wspólnoty
międzynarodowej w stosunku do suwerennego państwa, a także postawą tego
państwa wobec wspólnoty międzynarodowej, w tym, co odnosi się do religii
i moralności.
Pierwsza kwestia nie może być przedmiotem dyskusji,
ani stanowić uregulowania prawnego pomiędzy poszczególnymi państwami, a
wspólnotą międzynarodową, szczególnie w przypadku wielości różnych
przekonań religijnych wewnątrz wspólnoty międzynarodowej. Niezwykle
istotna i pilna jest natomiast druga kwestia.
Wspólnota międzynarodowa a religia i moralność
Jaka
jest właściwa odpowiedź na drugie pytanie? Przede wszystkim trzeba
jasno stwierdzić, żadna ludzka władza, żadne państwo czy wspólnota
państw, jakikolwiek byłby ich religijny charakter, nie może wydać
pozytywnego nakazu, czy też pozytywnego upoważnienia do nauczania lub
czynienia tego, co byłoby wbrew religijnej prawdzie lub dobru moralnemu.
Taki nakaz czy upoważnienie nie miałyby żadnej mocy obowiązującej, nie
działałyby. Żadna władza nie może wydać takiego nakazu, gdyż poddanie
ducha i woli człowieka błędowi czy złu, albo traktowanie błędu i zła
jako rzeczy obojętnych, jest sprzeczne z naturą. Nawet Bóg nie mógłby
dać takiego pozytywnego przykazania lub upoważnienia, gdyż stałoby to w
sprzeczności z Jego absolutną prawdą i świętością.
Inną – zasadniczą
odmienną – jest następująca kwestia: Czy można we wspólnocie państw
ustanowić taką normę – przynajmniej w pewnych okolicznościach – by
swobodne wyrażanie wiary lub wykonywanie praktyk religijnych i
moralnych, które obowiązują w jednym z państw członkowskich, nie było
krępowane na całym terytorium wspólnoty narodów przez prawa państwowe
albo środki przymusu? Innymi słowy, powstaje pytanie, czy w takich
okolicznościach non impedire (brak przeszkód) albo tolerancja jest
dopuszczalna i czy, w konsekwencji, stanowcze tłumienie błędu nie zawsze
jest obowiązkiem.
Przed chwilą odwołaliśmy się do władzy Boga. Czy
Bóg – choć zlikwidowanie błędu i moralnych nieprawidłowości jest dla
Niego zarówno możliwe, jak i łatwe – mógłby w niektórych przypadkach
wybrać non impedire, nie zaprzeczając tym samym swej nieskończonej
doskonałości? Czy w pewnych okolicznościach mogłoby być tak, że nie
dałby On człowiekowi żadnego mandatu, nie nałożyłby żadnego obowiązku, a
nawet nie udzieliłby prawa do powstrzymania albo tłumienia tego, co
jest błędne lub fałszywe? Spojrzenie na rzeczy takimi, jakie one są,
daje odpowiedź twierdzącą. Rzeczywistość pokazuje, że świat jest pełen
błędu i grzechu. Bóg nie aprobuje ich, lecz pozwala im istnieć. A zatem
twierdzenie, że błąd religijny i moralny należy tłumić zawsze, kiedy to
tylko możliwe, gdyż tolerowanie go byłoby samo w sobie niemoralne, nie
jest całkowicie i bezwarunkowo słuszne.
Tolerancja religijna
Co
więcej, nawet rządzącym Bóg nie daje tak absolutnego i uniwersalnego
przykazania w kwestiach wiary i moralności. Przykazania takiego nie zna
ani powszechne odczucie rodzaju ludzkiego, ani chrześcijańskie sumienie,
ani źródła Objawienia, ani praktyka Kościoła. Pomijając już inne
teksty z Pisma świętego, które można by przywołać na poparcie tego
argumentu, w przypowieści o pszenicy i kąkolu Chrystus daje następującą
radę: pozwólcie kąkolowi rosnąć na roli świata razem z dobrym nasieniem,
pamiętając o żniwach (por. Mt 13, 24-30). Obowiązek tłumienia błędu
moralnego i religijnego nie może być przeto ostatecznym kryterium
postępowania, lecz musi być podporządkowany wyższym i bardziej ogólnym
normom, które w pewnych okolicznościach pozwalają na tolerowanie błędu, a
nawet wydają się wskazywać na tolerancję jako na lepszy sposób
uzyskiwania większego dobra.
Obydwie zasady zostały zatem wyjaśnione i
do nich właśnie należy się odwoływać w konkretnych przypadkach, aby
znaleźć odpowiedź na istotne pytania, dotyczące postawy, jaką mają
przyjąć katoliccy prawnicy, mężowie stanu i suwerenne państwa, w
rozważaniach na temat wspólnoty państw w odniesieniu do, przedstawionej
wyżej, formuły tolerancji religijnej i moralnej. Po pierwsze: to, co
jest niezgodne z prawdą lub normą moralną, obiektywnie nie ma prawa
istnieć, być rozpowszechniane, ani powoływane do życia. Po drugie:
zaniechanie działań zmierzających do powstrzymywania tego, przy pomocy
praw cywilnych lub środków przymusu, może być jednak usprawiedliwione w
interesie wyższego i bardziej ogólnego dobra.
Katolicki mąż stanu
musi przede wszystkim stwierdzić, czy powyższy warunek jest spełniony w
konkretnym przypadku – jest to „kwestia faktu”. W swojej decyzji
kierować się będzie oceną niebezpiecznych skutków, jakie wynikają z
tolerancji, oraz tych, których wspólnota narodów uniknie, jeśli formuła
tolerancji zostanie przyjęta. Ponadto będzie się on kierować dobrem,
które według mądrych przewidywań można z tolerancji uzyskać dla
wspólnoty międzynarodowej jako takiej, i pośrednio, dla państwa
członkowskiego. W kwestiach związanych z religią i moralnością, będzie
również prosił o osąd Kościoła. Tu zaś tylko ten, komu Chrystus
powierzył przewodzenie całym swoim Kościołem, jest uprawniony, aby
orzekać w ostatniej instancji o kwestiach tak ważnych, jak te, które
dotyczą życia międzynarodowego: jest nim Biskup Rzymu.
Kościół Chrystusa jednoczycielem narodów
Instytucja
wspólnoty narodów, po części już istniejąca, po części zaś – jeśli
chodzi o stworzenie i umocnienie wyższego i doskonalszego jej poziomu –
będąca przedmiotem usilnych dążeń, stanowi przejście od niższego do
wyższego, tj. od wielości suwerennych państw do możliwie największego
zjednoczenia.
Kościół Chrystusa – na mocy mandatu, nadanego mu przez
jego Boskiego Założyciela – ma podobną uniwersalną misję. Musi
przyciągać do siebie i wiązać razem w religijną jedność ludzi wszystkich
ras i wszystkich czasów. Lecz tutaj proces ten jest w pewnym sensie
odwrotny: Kościół przechodzi od wyższego do niższego. W pierwszym
przypadku najwyższa prawna jedność narodów była, i wciąż jest, do
ustanowienia. Natomiast w drugim – wspólnota prawna ze swym uniwersalnym
celem, jej ustrój, władza i ci, którym tę władzę nadano, są od samego
początku ustanowione, według woli i zamysłu Chrystusa. Od samego
początku obowiązkiem tej uniwersalnej wspólnoty było włączenie doń
wszystkich ludzi i wszystkich ras (por. Mt 28, 19), aby dzięki temu
przywieść ich do pełnej prawdy i łaski Jezusa Chrystusa.
Misja Kościoła
Kościół
w pełnieniu owej misji na swej drodze zawsze napotykał – i ciągle
napotyka – te same, w dużej mierze, problemy, które musi przezwyciężyć
wspólnota suwerennych państw; tyle tylko, że Kościół jest na nie
bardziej wyczulony, gdyż musi wypełnić, określony przez samego swego
Założyciela, cel owej misji – cel, który przenika głębie ludzkiego ducha
i serca. W tym stanie rzeczy konfliktów nie da się uniknąć, a historia
pokazuje, że były one zawsze, ciągle są, i – zgodnie ze słowami Pana –
będą, aż do końca czasów.
Kościół w wypełnianiu swej misji stykał
się, i nadal się styka, z ludźmi i narodami o wspaniałej kulturze, z
takimi, które charakteryzują się niewiarygodnym niemal brakiem
cywilizacji, a także z takimi, które reprezentują wszystkie możliwe
stopnie pośrednie: różnorodność pochodzenia, języków, filozofii, wierzeń
religijnych, aspiracji i cech narodowych; ludy wolne i zniewolone,
ludy, które nigdy nie należały do Kościoła oraz ludy, które zostały
oddzielone od jego społeczności.
Kościół musi żyć pośród nich i z
nimi; nigdy nie może stanąć przed kimś i powiedzieć, że jest „nie
zainteresowany”. Otrzymany od Boskiego Założyciela mandat, uniemożliwia
mu prowadzenie polityki nieinterwencji albo laissez-faire (pozwolenia na
swobodne działanie). Kościół ma obowiązek uczyć i wychowywać, z
całkowitą nieugiętością odnośnie prawdy i dobra; wypełniając ten
absolutny obowiązek musi trwać i pracować wśród ludzi i narodów,
mających niekiedy całkowicie odmienne wizje świata.
Bezwarunkowe odrzucenie religijnie błędnego i moralnie złego
Teraz
jednak powróćmy do dwóch zagadnień, o których mówiliśmy wcześniej: w
pierwszej kolejności do bezwarunkowego odrzucenia wszystkiego, co jest
religijnie błędne i moralnie złe. Odnośnie tej kwestii w Kościele nigdy
nie było, i nie ma również teraz, żadnego wahania czy kompromisu,
zarówno w teorii, jak i w praktyce.
Z biegiem historii postępowanie
Kościoła się nie zmieniło i nie może się zmienić kiedykolwiek i
gdziekolwiek; w najróżniejszych postaciach, Kościół zawsze stoi przed
wyborem: albo kadzidło dla bałwanów, albo krew dla Chrystusa. Miejsce,
gdzie się teraz znajdujecie, Wieczny Rzym z pozostałościami wielkości,
która przeminęła, i ze wspaniałymi wspomnieniami o jego męczennikach,
jest najbardziej wymownym dowodem odpowiedzi Kościoła. Nie palono
kadzidła bałwanom, a chrześcijańska krew płynęła i uświęcała ziemię.
Świątynie pogańskich bogów leżą w ruinach, jakkolwiek majestatycznych,
to jednak zionących chłodem; podczas gdy przy grobach męczenników wierni
wszystkich narodów i wszystkich języków gorąco powtarzają starodawne
Wyznanie Apostolskie.
Tolerancja w określonych okolicznościach
Odnośnie
drugiego z zagadnień, dotyczącego tolerancji w określonych
okolicznościach: nawet wtedy, gdy można było się posunąć do tłumienia
błędu – tym bardziej oczywiście w sytuacjach, kiedy ktoś postępuje w
niewątpliwie dobrej, aczkolwiek błędnej, wierze – Kościół, po tym, jak
stał się, za czasów Konstantyna Wielkiego i innych wielkich władców,
Kościołem państwowym, skłaniał się do postępowania i postępował z taką
tolerancją zawsze z powodu wyższych i bardziej przekonywających powodów.
Tak działa i dzisiaj. W przyszłości również będzie stał w obliczu
takiej samej konieczności. Postawę Kościoła określa w takiej sytuacji
to, czego wymaga ochrona i wzgląd na bonum commune (dobro wspólne): z
jednej strony powszechne dobro Kościoła i państwa w poszczególnych
państwach, a z drugiej – powszechne dobro Kościoła powszechnego, tj.
panowania Boga nad całym światem. Ważąc „za” i „przeciw” w celu
rozstrzygnięcia „kwestii faktu”, jak również w odniesieniu do
ostatecznego i najwyższego osądu w tych kwestiach, do Kościoła nie
stosują się żadne inne normy, niż te, które właśnie wskazaliśmy
katolickim prawnikom i mężom stanu.
Zagadnienie konkordatu
Przedstawione
przez Nas idee mogą być dla katolickich jurystów i mężów stanu
użyteczne również wtedy, gdy w trakcie swych badań czy wykonywania
zawodu mają kontakt z umowami (konkordaty, traktaty, układy, modus
vivendi itd.), zawieranymi przez Kościół (to znaczy od długiego już
czasu przez Stolicę Apostolską) z suwerennymi państwami. Konkordaty są
dla Kościoła wyrazem współpracy pomiędzy nim, a państwem. W zasadzie, to
znaczy w teorii, Kościół nie może zaaprobować całkowitego rozdziału obu
władz. Konkordat musi więc zapewniać Kościołowi stabilną pozycję w
prawie i w rzeczywistości państwa, z którym jest zawierany, jak również
musi mu gwarantować pełną niezależność w wypełnianiu jego Boskiej misji.
Istnieje
możliwość, aby Kościół i państwo proklamowały w konkordacie wspólne
przekonania religijne; może się jednak również zdarzyć, że jednym z
celów konkordatu jest uprzedzenie sporów na tematy zasadnicze oraz
usunięcie na samym początku wszelkich możliwych kwestii spornych. Kiedy
Kościół sygnuje konkordat, zobowiązuje się tym samym do wszystkiego, co
jest w nim zapisane. Niemniej jednak, za obopólną zgodą obu układających
się stron, nie do wszystkiego musi zobowiązywać się w taki sam sposób.
Może wyrażać zdecydowaną zgodę, ale również jedynie tolerancję, zgodnie z
obiema zasadami, stanowiącymi normę współżycia (convivenza) Kościoła i
jego wiernych z władzami świeckimi oraz z ludźmi innych przekonań.
Błogosławieństwo
Tym,
umiłowani synowie, chcieliśmy się wraz z wami zająć w sposób w miarę
wyczerpujący. Co do reszty, jesteśmy przekonani, że międzynarodowa
wspólnota potrafi odeprzeć każde niebezpieczeństwo wojny i zaprowadzić
pokój, co zaś się tyczy Kościoła – że wszędzie potrafi mu zagwarantować
wolność działania, tak aby mógł w duchu i w sercu, w myślach i
działaniach człowieka, ustanawiać Królestwo Odkupiciela, Prawodawcy,
Sędziego, Pana świata, Jezusa Chrystusa, który jako Bóg rządzi
wszystkim, błogosławiony na wieki (Rz 9, 5).
Towarzysząc, z
najlepszymi ojcowskimi życzeniami, w waszych działaniach na rzecz
większego dobra narodów i doskonalszych stosunków międzynarodowych, z
całego serca wam udzielamy, jako zapowiedzi najobfitszych łask Bożych,
apostolskiego błogosławieństwa.
Pius XII