W tymże oratorium Turyńskim wychowankowie rzemieślnicy znajdowali się w
 sypialni, aby się oczyścić, uczniowie zaś zabawiali się na rekreacji. Była to wigilia św. Józefa.
 Nie wiadomo w jaki sposób, z ostatniego piętra budynku, spadł naraz 
wielki dzbanek z wodą, stojący na oknie, i uderzył całym swym ciężarem w
 głowę chłopca, który się obok bawił. Krzyk boleści rozległ się po całym
 podwórzu. 500 bladych i drżących towarzyszów przybiega na owe miejsce; 
wielu płacze z przestrachu.
        Uderzenie uważano za 
śmiertelne, a chłopak miany był za umarłego, albowiem nie dawał żadnego 
znaku życia przeszło pięć godzin. Ale ocuciwszy się: „Święty Józefie!” – zawołał – „św. Józefie, jutro chcę obchodzić uroczyście twoje święto!”.
 Nie można się było więcej dowiedzieć; nie wiadomo nawet, dlaczego on 
wymówił te słowa; ale nazajutrz ze zdziwieniem wszystkich, zdrów i wesół
 obchodził uroczyście dzień swego opiekuna. Będą to może przypadki, ale 
czy mogą je nazwać przypadkami ci, co mają przynajmniej odrobinkę wiary?
Ks. Antoni Kotarski T. S., Miesiąc marzec św. Józefa, Warszawa 1939, str. 47.
Za: https://lagloriadelasantisimavirgen.wordpress.com/2016/03/16/sw-jozef-wybawia-od-nieszczesc/