W roku 1216 nastąpiły na krakowskiej stolicy
        biskupiej ważne zmiany: błogosławiony Wincenty
        Kadłubek zrezygnował z urzędu, a jego następcą
        został wybrany Iwon Odrowąż. Wybór był jednomyślny,
        mimo to jednak Stolica Apostolska odmówiła prośbie
        księcia i kapituły o przyjęcie rezygnacji
        błogosławionego Wincentego. Gdy i ponowna prośba nie
        odniosła skutku, w roku 1218 udał się do Rzymu celem
        ostatecznego załatwienia sprawy sam Iwon, zabierając z
        sobą obu synowców, Czesława i Jacka. 
W tym samym mniej więcej czasie przybył do wiecznego
        miasta św.
        Dominik, aby w nim założyć dwa nowe
        klasztory swojego zakonu, męski i żeński. Zakon
        kaznodziejski istniał dopiero trzy lata, ale dzięki
        nowości idei św. Dominika i jej niezwykłej
        żywotności był przedmiotem gorącego zainteresowania
        wszystkich, którym dobro Kościoła prawdziwie leżało
        na sercu. Niemniej niż zasadniczy cel: kaznodziejstwo
        poświęcone obronie wiary i Kościoła, przykuwały ich
        uwagę środki, jakie obrał św. Dominik, opierając
        swój zakon na regule, która w przedziwny sposób
        łączyła życie wewnętrzne z czynnym, gdyż
        źródłem, z którego jego synowie duchowni mieli
        czerpać siłę do ratowania dusz pogrążonych w
        błędach przeciw wierze lub obyczajom chrześcijańskim,
        miała być modlitwa i rozmyślanie. Św. Dominik był
        tedy na ustach całego Rzymu, nie wyłączając dworu
        papieskiego i kardynałów. Szczególnie gorąco
        zajmował się nim i jego zakonem, kardynał biskup z
        Ostii Hugolin, późniejszy papież Grzegorz IX, dawny
        towarzysz i przyjaciel Iwona z lat studiów w Paryżu.
        Iwon odnowił tę zażyłą znajomość, toteż łatwo
        przyszło do tego, że wraz z swoim otoczeniem zaczął
        się gorąco zajmować zakonem dominikańskim, którego
        założyciel bawił właśnie w Rzymie. Reszty dokonało
        osobiste zetknięcie się z św. Dominikiem. 
Św. Dominik, jak już wspomnieliśmy, przybył do
        Rzymu w sprawach swojego zakonu, ale jako gorliwy łowca
        dusz i tutaj, w stolicy chrześcijaństwa, nie
        zaniedbywał pracy dla Pana i płomiennymi kazaniami
        zapalał serca tysięcznych rzesz prawdziwą miłością
        Bożą. Pewnego dnia pośród słuchaczy jego
        natchnionych nauk znaleźli się także przybysze z
        dalekiej Polski, biskup Iwon i jego towarzysze. Iwon, do
        głębi przejęty potęgą jego myśli i pełen podziwu
        dla świętości jego, życia, postanowił sprowadzić do
        Polski założony przez niego zakon, wielkie jej z tego
        rokując korzyści. Inna, choć z tego samego źródła
        płynąca myśl zaczęła kiełkować w sercach jego
        synowców: porzucić świat, godności i bogactwa,
        porzucić wszystko, tak jak to zrobił Dominik, jak oni
        potomek znakomitego rodu, uczony, dostojnik Kościoła -
        i pójść za nim, stanąć w szeregach jego uczniów,
        których jedynym celem jest Bóg i ratowanie
        błądzących ludzkich dusz. 
Pragnienia te wprowadzili w czyn pod wpływem
        niezwykłego zdarzenia, a mianowicie cudu zdziałanego
        przez św. Dominika, którego byli naocznymi świadkami.
        Było to w klasztorze św. Sykstusa, w dzień uroczystych
        obłóczyn pierwszych sióstr dominikanek. Wnętrze
        kościoła wypełniały tłumy ludu i liczne grono
        kapłanów, zakonników i dostojników Kościoła, z
        głębokim skupieniem uczestnicząc w ofierze Mszy św.,
        którą odprawiał św. Dominik, gdy wtem do kościoła
        wpadł goniec, i przedarłszy się do sędziwego
        kardynała Stefana de Fosseneuve, doniósł mu o śmierci
        jego synowca, Napoleona Orsiniego, który spadłszy z
        konia zabił się na miejscu. Nieszczęśliwy starzec,
        usłyszawszy tę tragiczną wieść, zemdlał z żalu i
        boleści. Na pełne radości tłumy, zapełniające
        kościół padł cień żałoby. W chwilę potem
        wniesiono do kościoła mary, na których spoczywały
        zwłoki nieszczęśliwego młodzieńca, i złożono je u
        stóp ołtarza, przy którym św. Dominik składał Bogu
        bezkrwawą ofiarę. Odprawiwszy Mszę św., zbliżył
        się św. Dominik do mar, ukląkł przy nich i począł
        się modlić, po czym trzykrotnie włożył ręce na
        martwe ciało młodzieńca i przeżegnawszy je zawołał:
        "Napoleonie! w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa
        rozkazuję ci: wstań!" 
Z piersi tłumu wydarł się nagle okrzyk trwogi i
        radości. Oto nieżyjący już od kilku godzin
        młodzieniec poruszył się i powstał, pełen sił i
        życia! Pośród uniesionej bezgranicznym zapałem rzeszy
        stał biskup Iwon, do głębi przejęty widokiem cudu, a
        obok niego klęczeli jego synowcy, Czesław i Jacek,
        pogrążeni w żarliwej modlitwie. W ich serca, dotąd
        szarpane sprzecznymi uczuciami, zstąpiła cisza.
        Pojęli, że głos, który odzywał się w ich duszach i
        nawoływał, aby poszli w ślady świętego męża, jest
        głosem Bożym. 
Gdy wyszli z kościoła, biskup Iwo podszedł do św.
        Dominika i zaczął go prosić, aby przysłał kilku
        braci ze swego zakonu do Polski. Odpowiedź świętego
        obróciła w niwecz jego pragnienia i nadzieje. Młody,
        niedawno do życia powołany zakon za mało jeszcze
        liczył członków, a poza tym nie było wśród nich
        nikogo, kto by znał język polski. Gdy święty
        skończył, obydwaj bracia, Czesław i Jacek, upadli mu
        do nóg, prosząc o przyjęcie do zakonu, a za nimi
        dwóch jeszcze młodzieńców z orszaku biskupa Iwona,
        Herman, rodem Niemiec, i Henryk, Morawianin. 
Po uroczystych obłóczynach w starożytnym kościele św. Sabiny,
        w którym po dziś dzień w nawie bocznej znajduje się
        stare malowidło przedstawiające to wydarzenie,
        rozpoczęli czterej kandydaci nowicjat. Trwał on
        krótko, gdyż św. Dominik, pochłonięty sprawami
        Kościoła i zakonu, w ciągłych podróżach i
        wędrówkach, nie miał czasu na długie, powolne
        urabianie duszy swoich uczniów. Były to jednak pierwsze
        lata istnienia zakonu, kiedy w jego szeregi wiodło ludzi
        jedynie prawdziwe powołanie, oparte na głębokiej
        wierze i pragnieniu apostolstwa, a św. Dominik miał dar
        przenikania ludzkich dusz. Ci, których przyjmował do
        grona swych uczniów, musieli na to zasługiwać w całej
        pełni i nie potrzebowali ani zawiłych, mozolnych
        studiów, ani osobliwych ćwiczeń duchownych, aby mogli
        godnie sprostać zadaniu. Tak było i z św. Jackiem oraz
        jego bratem Czesławem i towarzyszami. Kilka miesięcy,
        które spędzili w nowicjacie, wystarczyło, aby w ich
        sercach rozgorzał ogień prawdziwej, wszystko
        ogarniającej miłości Bożej, i aby nabyli cnót,
        które winny zdobić zakonnika, to też św. Dominik, nie
        czekając końca rocznej próby, pozwolił im złożyć
        śluby zakonne, i po czym uroczyście wyprawił ich do
        ojczyzny. 
Podróżowali pieszo, starym rzymskim szlakiem
        wiodącym przez Tyrol i Karyntię, zatrzymując się
        często po drodze, aby głosić słowo Boże.
        Najdłużej, bo około pół roku, zabawili w Fryzaku,
        mieście leżącym w Karyntii, gdyż kazania ich
        wzbudziły w jego mieszkańcach taki zapał dla spraw
        Bożych, że postanowili zbudować klasztor, który
        wkrótce zapełnił się nowicjuszami. Św. Jacek wraz z
        bratem Czesławem i towarzyszami pozostali z nimi przez
        pewien czas, aby wzbudzić w nich ducha zakonnego, a gdy
        dokonali dzieła, św. Jacek, który był przewodnikiem
        ich drużyny, ustanowił przeorem nowego klasztoru
        jednego z towarzyszy, Niemca Hermana. Była to pierwsza
        placówka zakonu dominikańskiego na ziemiach
        niemieckich. 
Dotarłszy do Moraw zatrzymali się znowu przez czas
        dłuższy w Ołomuńcu, gdyż pod wpływem ich nauk
        stało się tutaj to samo, co w karyntyjskim Fryzaku.
        Św. Jacek mianował przeorem klasztoru, wzniesionego
        przez mieszkańców Ołomuńca, Morawianina Henryka, po
        czym wraz z Czesławem ruszył w dalszą drogę do
        niedalekiej już Polski. 
Wieści o ich apostolskich czynach dawno już były
        dotarły do Krakowa, toteż nie tylko biskup Iwon, który
        osobiście zetknął się z św. Dominikiem i jego
        uczniami, ale i książę oraz szerokie warstwy ludu
        pokładali w nich wielkie nadzieje i niecierpliwie
        oczekiwali ich przybycia; nic też dziwnego - jakkolwiek
        pokorni zakonnicy niemało byli tym zdumieni - że gdy
        zbliżali się do bram Krakowa, wyszedł na ich powitanie
        biskup Iwon wraz z duchowieństwem, książę w otoczeniu
        dworu, oraz ogromne tłumy ludu. Było to pod koniec r.
        1219 lub z początkiem roku 1220. 
Pierwszym ich pomieszkaniem i skromnym zaczątkiem
        klasztoru, który miał się stać domem macierzystym
        późniejszych licznych siedzib dominikańskich na
        ziemiach polskich, był drewniany dwór biskupi, w
        którym przebywali przez cztery lata, do 25 marca roku
        1223, w którym to dniu uroczyście objęli dawny
        parafialny kościół św. Trójcy i klasztor wybudowany
        przez Iwona. 
Lata, które zabrała Iwonowi budowa klasztoru i nowej
        świątyni parafialnej pod wezwaniem Najświętszej Maryi
        Panny, zeszły błogosławionemu Czesławowi i św.
        Jackowi na gorliwej publicznej pracy apostolskiej i
        krzewieniu zasad życia zakonnego wśród stale rosnącej
        gromadki nowicjuszów. Zapał był wielki, mimo to jednak
        brak odpowiedniego pomieszczenia utrudniał im pracę i
        zmuszał ich do przebywania w Krakowie, jakkolwiek niwę
        tę przeorali już do głębi a w ich duszach płonęło
        pragnienie szerszej działalności. Rok 1223, w którym
        przenieśli się do nowo wzniesionego klasztoru,
        rozwiązał im ręce. Nadeszła godzina, w której mieli
        się rozstać. Błogosławiony Czesław udał się z
        kilku braćmi do Wrocławia, natomiast św. Jacek
        pozostał jeszcze jakiś czas w Krakowie, aby rozniecić
        życie zakonne w nowo wzniesionym klasztorze przy
        kościele św. Trójcy.
Dom ten, wzniesiony pod bacznym okiem obu świętych
        braci, urządzony był niezmiernie prosto i ubogo,
        stosownie do myśli św. Dominika, który Święty Jacek
        nauczał, że klasztor powinien ułatwiać zakonnikom
        modlitwę i rozmyślanie. Św. Jacek uczynił z tego
        skromnego schronienia wspaniałe ognisko miłości Bożej
        i wszelkich cnót, stając się dla swych uczniów żywym
        przykładem szczytnego pojmowania i spełniania
        obowiązków zakonnych. Zawsze pełen pokory,
        łagodności, miłości i pobożności, wiódł życie
        niezmiernie surowe i nad wyraz pracowite. Nie przyjąwszy
        celi, sypiał w krużgankach klasztornych lub w kościele
        na gołej ziemi, co noc - za przykładem św. Dominika -
        trzykrotnie się biczował, a w piątki i w wigilie
        świąt Najświętszej Maryi Panny i apostołów żywił
        się tylko chlebem i wodą. Nieprzyjaciel próżnowania,
        co dzień wygłaszał kazania, albo też pisał,
        spowiadał grzeszników i odwiedzał chorych, resztę
        zaś czasu trawił na modlitwie. 
Pełen głębokiej czci dla Najświętszej Maryi
        Panny, był św. Jacek pierwszym krzewicielem modlitwy
        różańcowej w Polsce. Piękne to nabożeństwo
        przyjęło się z biegiem czasu w całym narodzie, w
        wszystkich stanach i warstwach: modlili się na
        różańcu biskupi i kapłani, szlachta i wieśniacy,
        królowie i magnaci, uczeni i prostacy. Jego znaczenie
        dla rozwoju życia religijnego w narodzie, nie tylko w
        czasach kiedy apostołował św. Jacek, ale i w znacznie
        późniejszych, było wprost ogromne, gdyż sztuka
        czytania znana była tylko nielicznym jednostkom, wskutek
        czego stałe obcowanie z prawdami wiary musiało się
        opierać nie na słowie pisanym, lecz na codziennym
        odmawianiu modlitw i rozpamiętywaniu żywota Pana Jezusa
        i Najświętszej Maryi Panny. 
"Rok Boży w liturgii i
        tradycji Kościoła świętego"
Wydawnictwo Św. Stanisława Sp. Z o. Odp., Katowice 1931 rok
Wydawnictwo Św. Stanisława Sp. Z o. Odp., Katowice 1931 rok
 
