POD OPIEKĄ ŚW. JÓZEFA I ŚW. MICHAŁA ARCHANIOŁA

Contemplare et contemplata aliis tradere

Veritas liberabit vos

wtorek, 30 sierpnia 2016

Święta Róża z Limy, dziewica († 1617)


Róża urodziła się w 1586 roku. Pochodziła z rodziny hiszpańskiej, osiadłej w Limie, stolicy Peru. Po matce odziedziczyła krew indiańską. Była niezwykłej urody, którą na późniejszą jej prośbę Bóg jej odebrał. Już jako dziecko została obsypana nadprzyrodzonymi łaskami. Gdy będąc jeszcze dziewczynką, pogrążona w modlitwie w kaplicy różańcowej, klęczała przed obrazem Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem Jezus na ręku, Dzieciątko pochyliło się ku niej ze słowami: "Różo, będziesz moją oblubienicą". Róża - zdziwiona - odpowiedziała słowami Najświętszej Panny: "Jestem służebnicą Pana, niech mi się stanie według słowa Twego". Posłuszna Bożemu wezwaniu już jako dziecko stała się oblubienicą Dzieciątka Jezus. W piątym roku życia złożyła ślub czystości. Wiodła życie umartwione i pokutnicze wśród swej rodziny, od której doznawała wiele przykrości.

Po przezwyciężeniu oporu rodziców, którzy niezrażeni jej przeciwdziałaniem usiłowali ją wydać za mąż, w dwudziestym roku życia wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Dominika i zamieszkała w ciasnej, nędznej chatce w zakątku ogrodu. Ponad ludzkie pojęcie przyzwyczajona do postów od najmłodszych lat, rozpoczęła życie pełne niezwykłych umartwień. Strofowana o nie przez swych przełożonych zakonnych, wymyślała coraz to nowe - tak, że całe jej życie było okrutnym męczeństwem. Przez 15 lat znosiła straszne oschłości duchowe, drwiny i szyderstwa otoczenia. Dopiero po przejściu nad wyraz bolesnej udręki fizycznej i moralnej jej życie zaczęło obfitować w nadzwyczajne pociechy niebieskie. Chrystus rzekł jej: "Różo, bądź moją oblubienicą", a Matka Boża poleciła jej nosić imię Róża od Maryi. Miewała w swej chatce częste nawiedzenia Matki Najświętszej z Dzieciątkiem, podczas których brała Je na ręce i przytulała.

Zmarła mając 31 lat, w roku 1617. U jej grobu działy się liczne cuda. Rodzina dopiero po śmierci poznała jej niezwykłą świętość. Kanonizowana została w 1671 roku. Jest patronką Ameryki Południowej i Filipin. Na wizerunkach przedstawiana jest najczęściej z bukietem róż i w towarzystwie Dzieciątka Jezus.

Z pism św. Róży z Limy

Pan i Zbawiciel przemówił w swym niezrównanym majestacie: "Wszyscy powinni wiedzieć, że po utrapieniach przychodzi łaska. Niech też pamiętają, że bez brzemienia cierpień nie można wejść na szczyty łaski; niech rozumieją, że miara łask powiększa się wraz ze wzrostem utrapień. Niechaj nikt z ludzi nie błądzi i nie pozwala się oszukiwać. To właśnie są prawdziwe i jedyne schody do nieba, i nie ma drogi prowadzącej do niego, która byłaby pozbawiona krzyża".
Gdy usłyszałam te słowa, odczułam nagłe wezwanie, aby niejako stanąć na środku ulicy i zawołać do wszystkich osób, mężczyzn i niewiast jakiegokolwiek wieku i stanu: "Posłuchaj, ludu, słuchajcie, wszystkie narody: Z polecenia Chrystusa napominam was słowami, które wyszły z Jego ust: Nie możemy dostąpić łask, jeśli nie doznajemy cierpień. Trzeba więc znosić wiele cierpień, aby osiągnąć pełne uczestnictwo w Bożej naturze, chwałę dzieci Bożych i doskonałe szczęście duszy".
To samo wezwanie pobudzało mnie, aby głosić piękno Bożej łaski. Odczuwałam duszność, na czole pojawił się pot i oddychałam pośpiesznie. Wydawało mi się, że dusza nie potrafi dłużej pozostawać w więzieniu ciała, że rozerwawszy więzy, wolna i swobodna, z większą łatwością pójdzie na cały świat, wołając: "Oby wszyscy ludzie mogli poznać, jak wielką rzeczą jest Boża łaska, jak piękną, szlachetną i cenną, jak wiele mieści w sobie bogactwa, jak wiele skarbów, jak wiele radości i szczęścia. Bez wątpienia z ogromną skwapliwością i pilnością zabiegaliby o cierpienia i upokorzenia. Po całej ziemi zamiast bogactw szukaliby ucisków, słabości i cierpień dla zdobycia nieocenionego skarbu łaski. Ona jest zyskiem i ostateczną zapłatą za cierpliwość. Nikt nie narzekałby na krzyż ani na spotykające go trudy, gdyby wiedział, na jakiej wadze są odmierzane i jaką w sobie niosą nagrodę".