Podczas bezbożnej
rewolucji francuskiej w mieście Mirepoix żyła kobieta Marianna, która zdawała
się być, jak to mówią, wcielonym szatanem, bez wstydu najmniejszego.
O życiu jej
mówić, wspominać nie warto, bo ono, samo by nas skalało. Rozkoszą tej kobiety
było towarzyszyć niewinnym ofiarom, skazanym na ścięcie przez rząd rewolucyjny
i z gradem bluźnierstw, przekleństw... nie opuszczała ich aż do samej gilotyny.
Szczególniej jednak prześladowała osoby zakonne i księży, wściekłość ją
tylko porywała, że nigdy jej ani jednym słowem nie odpowiedziano. Dnia
8 lutego 1794 r. prowadzono
na ścięcie księdza znanego ze świętości życia imieniem Raclot. Zobaczywszy
go, szalona kobieta krzyknęła: "Patrzcie i uważajcie dobrze, ten mi z pewnością
odpowie" i poczęła recytować zwykłe swe słowa. Prowadzony odwrócił się,
spojrzał przejmującym
wzrokiem na niewiastę i z niewypowiedzianą słodyczą rzekł: "Pani, proszę
się za mnie pomodlić". "Co? kto? ja mam się za ciebie modlić, ty mnie o
to prosisz!?" "Tak, pani, proszę o jedno «Zdrowaś Maryjo» za duszę moją,
która wnet stanie przed sądem Bożym".
Bez wątpienia sam się gorliwie modlił do Maryi za prześladowczynię. Słowa
prośby były dla kobiety jakby uderzeniem maczugi, czerwieniła się, bladła,
walka się w niej jakaś toczyła, pytała znowu, czy dobrze zrozumiała...
na koniec rzekła: "Dobrze ks.
proboszczu, ja zmówię «Zdrowaś Maryjo»"
i zaczęła głośno słowa modlitwy, ale, zaledwie ten język, który obracał
się tylko dla przekleństw, bluźnierstw... skończył modlitwę, coś stało
się w tej grzesznicy, wybuchła płaczem i tak jęcząc szła na miejsce stracenia,
gdzie uklękła złożywszy ręce jakby do błagania. Wszyscy obecni nie wiedzieli
co myśleć, patrzyli tylko w zdumieniu.